wtorek, 23 sierpnia 2016

Snorri cd Convel

Aleksiej mamrotał coś pod nosem.
- Aleksiej... - zmarszczyłem nos. - Ale to nie twój szczeniak...
Lis spojrzał na mnie jak na wariata, po czym prychnął:
- Pewnie, że nie. Ale to szczenię innej rodziny... Rozbitej rodziny. Co tam widziałeś? - zwrócił się do mnie.
- No... - zamyśliłem się. - Krew. Dużo krwi. I chyba trochę śrutu...
- Śrutu? - wtrącił się Convel. On nigdy nie miał styczności z ludźmi z wojska, a tak mi się przynajmniej wydaje.
- No wiesz, takie coś do patyków z ogniem. Bez tego patyk nim nie zionie. Nazywamy ten patyk karabinem, wiatrówką bądź strzelbą, a pociski do niego śrutem. - wyjaśniłem basiorowi.
- Aha. - odparł, ponownie pogrążając się w swoich zamyślaniach.
- A nie było żadnych ciał? - zapytał Aleksiej.
- No właśnie nie. - uparłem się. - Tylko ten szczeniak.
Jejku, chyba troszkę nadużywam "no".
- Tylko ten szczeniak... - zasmucił się mój rozmówca. - Czyli resztę wywieźli. Prawdopodobnie już nie żyją, albo jadą do rzeźni.
- Do rzeźni? - wystraszyłem się. To pojęcie nie było mi obce. - A po co?!
- Na futro. - odpowiedział ponuro lis. - Zaopiekuję się tym szczeniakiem...
Mówiąc to, wziął małe nieszczęście w pysk i odbiegł w dal.
- Convel... - zacząłem nieśmiało.
- Tak? - odezwał się na moje pytanie wilk.
<Convel? Wysłuchasz mnie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz