sobota, 31 grudnia 2016

Od Graybacka cd Nigra Morto

Uśmiechnąłem się delikatnie, spoglądając na okolicę spod zmrużonych powiek. Jakaś dzika część mnie chciała się rzucić za nią w pogoń, ale nie mogłem jej na to pozwolić. Gdybym to zrobił, prawdopodobnie skończyła być karkiem w moim pysku. Ehh, ta nieposkromniona chęć pogoni...
Nigra nadal radośnie biegała między drzewami, co jakiś czas zerkając na mnie, czy za nią biegnę. Westchnąłem.
- Ale ty jesteś sztywny! - zawołała.
- No to zaraz zobaczymy... - mruknąłem, a kącik mojego pyska uniósł się w górę.
- Co tam szepczesz? - Wilczyca przewróciła oczami.
Przykucnąłem na skale, obserwując Nigrę. Choć nigdy nie lubiłem zabawy w berka, lubię zapasy. Taka pozostałość z dzieciństwa. Odbijając się od twardego kamienia wyskoczyłem tuż na nią. Wadera pisnęła, kiedy ją dopadłem. Ale przecież byłem delikatny! Nie chciałem jej zrobić krzywdy. A zresztą... Nigra już i tak połapała, o co mi chodzi.

Nigra?

Czytaj dalej »

Od Nigry Morto cd Graybacka

-Aha... Tak, tak.- Poczułam się zakłopotana, wilk chyba to zauważył.
-Może się przejdziemy?
-Tak, tak.- Odpowiedziałam patrząc w ziemię.
Basior ruszył przed siebie, a ja szłam za nim.
-Gdzie idziemy?- Spytałam.
-Na łąkę.
Reszta drogi minęła w milczeniu. Co chwila niepewnie spoglądałam na basiora. Byłam ciekawa skąd te wszystkie rany. Zastanawiał mnie też jego wiek. Na starego nie wyglądał i na młodego też nie. Gdy doszliśmy na łąkę to wzięłam się na odwagę:
-Ile masz lat?
-Około sześciu wiosen.
-Mhm.- Mruknęłam tylko do siebie po czym dałam nura w śnieg.
Gdy basior na chwilę się odwrócił to szybko zrobiłam śnieżkę i rzuciłam w niego. Basior popatrzył się na mnie ironicznym wzrokiem. Chciałabym wiedzieć co teraz sobie myśli. jednak szybko odeszłam od tych przemyśleń i podbiegłam do drzewa na środku polany i się pod nim położyłam zakopując się w śniegu. Kochałam śnieg! Basior patrzył się na mnie jak na wariatkę. Szczerze? Nie dziwiłam mu się. Też bym się tak na siebie patrzyła. Pomyślałam, że coś na nim sprawdzę. Gdy wilk się odwrócił to szybciutko po cichu przemknęłam za nim. Gdy stałam za nim to zapytałam:
-Czemu masz uszkodzoną łapę?- Wilk, co mnie zdziwiło nie przestraszył się tylko powiedział:
-Długa historia.
-Sztywniak.- Szepnęłam do siebie.
-Hm?- Spytał przekrzywiając głowę.
-Sprawdzę czy na prawdę jest takim sztywniakiem.- Pomyślałam.
-Umiesz biegać?- Spytałam.
-Tak, a co?
Podbiegłam do basiora, szturchnęłam go łapą w bok z okrzykiem:
-Gonisz!- I odbiegłam...

Grayback? Sztywniaku, pobawisz się?
Czytaj dalej »

Od Graybacka cd Nigry Morto

Popatrzyłem na wilczycę z góry. Nie lubię tej perspektywy, ale teraz nie miałem wyboru.
- No dobra. - zacząłem, wypuszczając powietrze z płuc. - Nie wiem, kim jesteś ani jak się nazywasz, ale miałaś sporo szczęścia.
Kruszynka zerknęła na mnie spode łba, jakby chciała mi rzucić wyzwanie. Zazgrzytanie zębami ją skutecznie od tego odciągnęło.
- Jak to zrobiłaś? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Normalnie. - warknęła. - Biegłam za królikiem i wpadłam w... to coś. Nie interesuj się.
- Nie interesuję się. - Uniosłem brew i parsknąłem śmiechem. - Jak masz na imię?
- Nie twój interes. - burknęła, omiatając wzrokiem przestrzeń wokół siebie.
- Nigra, tak? - mruknąłem, oglądając swoją łapę. - Nigra Morto.
Wilczyca zamarła.
- S... s... - Rzuciła mi zakłopotane spojrzenie.
- "Skąd ty to wiesz"? - zaśmiałem się gorzko. - Mamrotałaś do siebie. A poza tym, wiem takie rzeczy.

Nigra? Możesz mnie tak nazywać
Czytaj dalej »

Od Nigry Morto cd. Grayback

Gdy wylądowałam obok basiora to poczułam się dość niezręcznie. Szczerze? Trochę się bałam tego basiora. W porównaniu ze mną to był olbrzymem. Postanowiłam być bardziej "uległa".
-Skąd jesteś?- Spytałam.- Z jakiego stada?
-Z naszego lasu, a ty?
-Także.
Czułam jak od basiora bije pewność siebie, przytłaczała mnie ona. Zaczynało mi brakować powietrza. Co się dzieje?- Spytałam sama siebie. Gdy już nie mogłam oddychać to doszło do mnie co się dzieje. Nagle byłam większa i w dodatku byłam koniem. Mianowicie Fryzją. Zaczęłam przeć na przód zabijając wrogie stworzenia. Gdy już byłam na końcu pola to poczułam, że oddech mi zwalnia, a ja wracam do siebie. Te wizje były okropne. Gdy otworzyłam już swoje oczy to zobaczyłam nad sobą tego samego basiora. Zaczęłam się cofać, czołgając się.
-A ty gdzie?- Spytał.
Nagle za zadkiem poczułam pieniek, więc nie mogłam już się cofać.
-Dobra Nigra uspokój się.- Szeptałam sama do siebie.
Wilk dziwnie popatrzył się na mnie i lekko przechylił łeb.
-Wszystko w porządku?- Spytał.
-W jak najlepszym.- Odpowiedziałam prychając.
Chciałam przejść, a że samiec zagradzał mi drogę to postanowiłam się przepchnąć. Pomyślałam, że łatwo pójdzie, ale okazało się, że to kawał wilka. Podeszłam i miałam go przepchnąć lecz uderzyłam o niego i spadłam na zadek. Zabolało. Postanowiłam zostać w tej pozycji i tylko się na niego patrzyłam...

Gray? Mogę cię tak nazywać?
Czytaj dalej »

Od Graybacka cd Nigry Morto

- O matko. - mruknąłem, obchodząc wilczycę uwięzioną w pułapce na niedźwiedzie. - No coś takiego.
- Idź sobie! - Zjeżyła się. W jej oczach błyskały iskierki szaleństwa. - Zostaw mnie!
Popatrzyłem na waderę, przechylając łeb. Była zbyt słaba i delikatna, aby sobie poradzić. Zagryzłem wargę, oceniając jej sytuację. Ma do wyboru: wykrwawić się, okaleczyć się tak, jak ja oraz umrzeć z głodu czy pragnienia. W każdym razie bez pomocy z zewnątrz jest skazana na śmierć.
- Nie lubię, jak podczas ratowania życia dziewczyna krzyczy nie moje imię. - Przewróciłem oczami. - Nie jestem żaden "idź sobie", czy tam "zostaw mnie". Mam na imię Grayback.
- Nieważne! - warknęła. - Masz mnie zostawić!
Od jej słów biła zuchwałość i nienawiść. Miałem jednak jeden, zasadniczy punkt przewagi: wilczyca bała się mnie. Uśmiechnąłem się gorzko i zbliżyłem się na odległość jednego kroku. Wilk położył uszy po sobie i obnażył kły.
- Mogę ci mówić "Kruszynko"? - zapytałem retorycznie. po czym zniżyłem głowę do jej łba. 
- Nie! - Panikowała coraz bardziej, a ja wdychałem tą słodką woń strachu.
- No więc, kruszynko. - zacząłem, chwytając w zęby gruby kij. - Jeśli ci nie pomogę, umrzesz. Bądź spokojna i się nie ruszaj. Może przez chwilę zaboleć.
Wepchnąłem kij tuż obok jej łapy i wywarłem nacisk na jedną ze szczęk pułapki. Otworzyła się z cichym kliknięciem i wilczyca wylądowała tuż obok.

Nigra?
Czytaj dalej »

Od Nigry Morto cd. Grayback

Pomyślałam, że zbyt długo siedzę w tej zapyziałej jaskini. Postanowiłam udać się na polowanie. Szłam przed siebie już dłuższy czas nie mogąc niczego znaleźć. Postanowiłam udać się w dalsze tereny. Las tutaj był strasznie wielki, a śnieg było mało. Zaczęłam truchtać, przed sobą zobaczyłam zwalone kłody. Zaczęłam przez nie skakać. Uwielbiam to uczucie. To jest jakby latanie tylko, że lepsze. Jeden pień za drugim, gdy się zagapiłam i plum! Wpadłam do jeziora. Jak ja nie cierpię wody! Gdy byłam szczeniakiem to wpadłam do wody i zaczęłam się topić. Brakowało mi powietrza, gdy jakiś basior mnie wyciągnął. Gdyby nie on to nie byłoby mnie tutaj. Szybko wyskoczyłam z wody i się otrzepałam. Zaczęłam biegać dla rozgrzania. Zapuściłam się w nieznany mi obszar, więc postanowiłam zawrócić. Poczułam wtedy woń nieznanego wilka, więc postanowiłam wracać. Biegłam coraz dłużej i dłużej, aż zaczęły mnie boleć łapy, postanowiłam więc odpocząć. Położyłam się pod jodłą. Miała bardzo ładny zapach. Już mrużyłam oczy, gdy poczułam woń zwierzyny. To był chyba królik. Powoli wstałam i zaczęłam tropić. Zauważyłam go. Był śnieżnobiały. Przyśpieszyłam, wiedziałam, że królik nie ma szans. Przede mną był pień, królik go już przeskoczył teraz nadeszła na mnie pora. Wybiłam się w powietrze. Najpierw uniosłam i zgięłam przednie nogi, potem tylnie. Już opadałam łapami na ziemię, gdy w przedniej łapie poczułam przeszywający ból. Natychmiast się zatrzymałam, ale to spowodowało falę bólu. Nie mogłam wytrzymać i krzyknęłam:
-Aaaaaaaaaaaa!
Była to pułapka na niedźwiedzie czyli jedna z najgorszych. Usłyszałam, że ktoś się zbliża, był to wielki czarny basior. Wyglądał przerażająco. Nie miał łapy i był niewidomy na jedno oko. Zjeżyłam sierść na karku, a ten powiedział...

Grayback?
Czytaj dalej »

Od Graybacka

Wyciągnąłem łapy przed siebie i rozwarłem szczęki. Kątem oka zauważyłem, jak mój oddech zamarza tworząc w powietrzu groteskowe kształty.  Fakt faktem, było cholernie zimno. Nawet nie mogłem się nikomu poskarżyć. "I po coś Ty Gray sobie odgryzałeś tą łapę, co?" - pomyślałem ponuro i fuknąłem - "Teraz wszyscy Cię mają za dziwaka i psychola". Świetnie. O ile wiem, od teraz królestwo samotności i wstydu było moim naturalnym środowiskiem. Byłem jego panem i władcą. Dźwignąłem się z ziemi i zbliżyłem do gładkiej tafli wody. Skrzywiłem się, widząc swoje odbicie.
- I czym Ty się stałeś, stary? - zapytałem swoje odbicie. Zza grubego i szarego futra wyzierały żebra. Popatrzyłem basiorowi oczy. Jedno z nich było żółte, takie same jak u innych wilków. Drugie zaś było mlecznobiałe. I do tego ten kikut. - A zresztą... Kogo to obchodzi, czym się stałeś? - fuknąłem oskarżycielsko. Odbicie uśmiechnęło się kpiąco, ukazując swoje ostre kły.
Poczułem czyjąś obecność.
- Witaj, Znachorze. - przywitałem się chłodno i odwróciłem w stronę psa. - Co cię sprowadza do starego kaleki?
- Przestań, Gray. - mruknął. - Nie jesteś żadnym starym kaleką.
- Pewnie, że nie. - zaśmiałem się gorzko. - Jestem tylko szaleńcem, który odgryzł sobie łapę i nie widzi na jedno oko!
Znachor skrzywił się.
- Trzymasz się lepiej niż większość zdrowych wilków w twoim wieku, Gray. - odparł krótko i spojrzał na mnie.
- Czego chcesz? - zapytałem, tępo wpatrując się gdzieś przed siebie.
- Nic takiego, Gray. Po prostu zastanawiam się, czy nie wybrałbyś się że mną w pewne miejsce. - odpowiedział obojętnie. - To jak będzie?
Już otworzyłem pysk, żeby mu odpowiedzieć, ale nie zrobiłem tego. Ciszę między nami rozdarł krzyk.

Ktoś?

Czytaj dalej »

Od Hiver

Zaspy śniegu odbijały światło bijące od księżyca, dzięki czemu, pomimo czarnego nieba, całkiem sporo widziałam. Moje gęste i splątane futro - teraz pokryte bladym szronem - chroniło mnie przed ostrym wiatrem szalejącym wkoło. Wstałam i wyprostowałam się, nasłuchując. Był blisko. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się parę kroków, ukrywając się w cieniu rozłożystego modrzewia. Nie miałam najmniejszej ochoty na walkę, szczególnie, że od paru ładnych dni nie miałam nic w pysku, nie licząc śniegu i lodu, których kawałeczki roztapiałam na języku. Wilk podbiegł w moim kierunku, jednak nadal mnie nie dostrzegając. Cofnęłam się jeszcze o krok, ostrożnie stawiając łapy. Nie należał do watahy, to pewne. Jego ciemne futro pokryte było białymi płatkami śniegu, a w jego oczach dostrzegłam pewne zdenerwowanie. Zmrużyłam oczy, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Jasne ślepia, grube futro pokrywające chude ciało. 
Przeniosłam ciężar ciała na prawą stronę, lecz zaraz tego pożałowałam. Zadrżałam, kiedy ostry ból przeszył moją wybrakowaną łapą, a mój gwałtowny ruch spłoszył sowę siedzącą pomiędzy ciemnymi igłami. Poderwała się, trzepocząc silnymi skrzydłami, a jasnooki spojrzał w moją stronę. Cholera, dostrzegł mnie. 
- Wyłaź. - warknął, napinając mięśnie i obnażając kły. 
Przełknęłam ślinę, wgapiając się w niego. Co z tego, że był wychudzony, skoro to nadal basior? I bardzo pewny siebie. 
- No wyłaź! - powtórzył, a jego donośny głos rozniósł się po całym lesie. 
No świetnie, jeszcze brakuje mi tu całej watahy. 
- Przymknij się. - uciszyłam go, wychodząc z cienia. Zmrużyłam oczy, kiedy śnieg poszczuł mnie natrętnym światłem. Przysięgam, w tamtym roku był bardziej szary...
- Słucham? - syknął, ani trochę nie ściszając tonu. Można by rzec, że jak na złość mówił trochę głośniej. 
- Świetnie. Cieszę się. - mruknęłam, lecz on chyba nie zrozumiał. 
Doskoczył do mnie, a ja szybko oddaliłam się o parę kroków. 
- Czego chcesz? - zapytałam cicho, nie spuszczając z niego wzroku. 
- No zgaduj.
Westchnęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na ucinanie sobie pogawędki. Zaczął podchodzić, a ja zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zacząć uciekać. 
- No? Jakieś pomysły?
Zmarszczyłam brwi, uparcie tkwiąc w ciszy.
- Po prostu głodny jestem. - teatralnie oblizał pożółkłe kły.
- Psychol. - warknęłam - Czy ja wyglądam Ci na jelenia?
- Po lekkich przeróbkach. - przekręcił łeb, a ja odskoczyłam, rzucając się do ucieczki.
Ból łapy jednak nadal nie ustał, przez co znacznie utraciłam na prędkości. Basior podbiegł do mnie, zagradzając mi drogę. Spojrzał w moim kierunku, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. 
- No, zatańczmy. - warknął podle i rzucił się na mnie, zatapiając kły w moim boku.

<KONTYNUACJA SAMODZIELNA>
Czytaj dalej »

Nigra Morto cd. Convel

Zauważyłam w jakim złym stanie jest basior. Pomyślałam, że musiało mu się stać coś bardzo złego. Wyszłam zza krzaków i stanęłam patrząc się na basiora. Alfa odeszła zostawiając nas. Ostrożnie się położyłam parę metrów przed nim i zaczęłam przywoływać dobre myśli. Było to możliwe dzięki mojemu łapaczowi snów. Zgromadziłam ich mnóstwo z całego świata, jednak szukałam jednej myśli. Jest! Krzyknęłam sobie w myślach. Była to myśl małego szczeniaka, szczeniak ten, gdy nie ma go już wśród nas żyje sobie tam na górze. Wszystkie jego myśli odnośnie Convela zgromadziłam w talizmanie, po czym wyrwałam jedno pióro z łapacza, podeszłam do basiora i położyłam mu na szyi.
-Spokojnie.- Powiedziałam.
Nagle oczy basiora się zamknęły, trwało to kilka sekund. Po chwili ściągnęłam mu z głowy pióro i przyczepiłam znów do łapacza. Basior otworzył oczy pełne łez.
-Czyli tam jest?- Spytał głosem pełnym nadziei.
-Pamiętaj, musisz mieć zawsze nadzieję. Ona zawsze umiera ostatnia, jak przestaniesz wierzyć to staniesz się wrakiem wilka.- Powiedziałam po czym podniosłam głowę basiora łapą.
-Rozumiesz?- Spytałam. Basior tylko pokiwał głową.
-Miałeś mnie oprowadzić!- Powiedziałam, po czym dotknęłam nosem szyję basiora i krzyknęłam:
-Gonisz!

Convel?
Czytaj dalej »

Od Moona - wyprawa 1/4

Dopiero co wyszedłem na jakieś parę metrów, a już czułem ten przekraczający odór...  Odór śmierci. Mój sokół niespokojnie szybował nade mną
-Wind... Zostań razem z Celestial pilnuj ją!-powiedziałem a posłuszny sokół nawet jak trochę się wahał to poleciał na teren watahy. Zostałem sam... Sam w miejscu w którym żaden szczeniak jeszcze nie przeżył. Ale to dodawało mi siły, będę pierwszy taki głupi który przeżyje wejście na tą górę. Popatrzyłem jeszcze czy ktoś za mną nie idzie i poszedłem dalej. Po jakiejś godzinie na start przywitały mnie 2 dzikie lisy.
-Co tu robisz młode szczenię?-zapytał nie wierzyłem że go rozumiem!
-Tak, znam mowę wilków, tak czy siak nie poznajesz mnie? Przyjrzyj się!-Teraz zrozumiałem, to lis który napadł moją watahę razem z tamtymi wilkami.
-To ty jesteś Sharon!? Ten zabójca który zabił mi wujka!-krzyknąłem
-Ooo... Sprytny jesteś
-Jak mógłbym zapomnieć pyska zabójcy mego wujka... Jedynego wujka!-
-Och! Mały słodki szczeniaczek podskakuje!- powiedział. O nie teraz to przegiął. Rzuciłem się na niego a jego kolega stał i patrzył jak przyciskami​ Sharona do gleby.
-Nie jestem takim małym i bezbronnym szczeniakiem z kiedyś.
-Mów że co chcesz ją i tak cię pokonam!- odwrócił się i teraz mnie przycisnąć do ziemi i ugryzł w kark. Wtedy widziałem swoją rodzinę mamę, tatę wszystkich którzy zginęli
-Colin dasz radę!-powiedziała matka
-Pomścij mnie młody! Dasz radę- uśmiechnął się wujek i wszyscy zniknęli. Weszła we mnie jakaś wola walki więc powaliłem lisa na ziemię i podrapałem mu łapę i ugryzłem w kark. Ten wyszedł z mojego uścisku i powiedział
-Jeszcze się kiedyś zmierzymy Colinie czy tam Moonie. I odszedł że swoim kompanem. Zapadła noc, a że prawie nic dziś nie wędrowałem, to źle bo nigdy tam nie dojdę. Miałem przez noc iść dalej ale ta walka mnie zmęczyła i dużo krwi mi upłynęło. Położyłem się głodny i zmęczony na wielkiej pustej polanie.

<Kontynuacja własna>
Czytaj dalej »

Wyprawa!

Znalezione obrazy dla zapytania black wolf gif

Moon wyrusza na wyprawę na Czarny Grzbiet!
Czytaj dalej »

Moon cd. Celestial - wyruszenie na wyprawę

-Celly!-krzyknąłem do Celestial kiedy uciekła. Czy to znaczy że z nami koniec?
-Po co ja to powiedziałem-wycedziłem smutno -Jestem taki głupi!- wtedy nawet nie miałem odwagi pobiec za Celly, ona mnie nie kocha, ona mnie nienawidzi! Poszedłem więc pod moje ulubione drzewo, położyłem się i zasnąłem.

-Moon!- krzyknął piskliwy głos -Moon dlaczego to powiedziałeś?! Dlaczego zdradziłeś mnie!-I wtedy uświadomiłem sobie że to Celly.
-Celly! Przepraszam-wycedziłem i nagle nie mogłem nic powiedzieć ani nie mogłem się ruszać. Widziałem Celestial płaczącą w jaskini. Widziałem jak ktoś podchodzi do niej i..!

Obudziłem się, strasznie ciężko mi się oddychało, Nie! A jak Celly naprawdę coś się stało! Od razu pobiegłem do jaskini Alfy i tam ją widziałem leżącą i rozpaczającą... Zapłakaną
-C-celly?-zapytałem
-Odejdź!
-Celly przepraszam! Bardzo przepraszam!-powiedziałem a łzy napłynęły mi do oczu
-Powiedziałam ODEJDŹ!-Warknęła a echo przebiegło po całej jaskini
-Dobrze... dobrze-odparłem i wyszedłem z jaskini.
Głupi ja! Jestem głupi! Pomyślałem i wpadłem na pomysł. Tak muszę to zrobić! Pójdę na czarny grzbiet! Nie powiem, nikomu wyruszę teraz!

<Kontynuacja własna>
Czytaj dalej »

Od Belle

Do jaskini w której siedziałam weszła wadera. Wydawała się być młoda, jakby to było jeszcze szczenię... Położyła się przy ścianie i zaczęła płakać. Nie zauważyła mnie.
-Kim jesteś?-spytałam. Wciąż nie miałam zaufania do tych wszystkich wilków. Ta biała powiedziała, że wróci, że zmusi mnie do gadania.
Mała, biała wadera podniosła głowę. Po jej pysku spływały łzy.
-Jestem Celestial, pierwsza córka Snorriego i Calme...-odparła wymijająca. Nagle ożywiła się.
-A ty? Kim jesteś?! I wlazłaś mi do jaskini! Rozszarpię cię!-rzuciła się na mnie i mocno przycisnęła do ziemi.
Umiałam polować, ale nie odbijać ataki...
-Jeśli nawet nie ty, to twoja matka. Calme to ta biała?
Wadera zeszła ze mnie.
-Tak. Czemu ma cię rozszarpać? Coś zrobiłaś?
-Raczej czegoś nie zrobiłam. Nie powiedziałam jej kim jestem.
-Mi w sumie też...-zgromiła mnie wzrokiem.
Nagle do jaskini weszła biała wadera. Towarzyszył jej dużo większy od niej biały basior. Czy to był Snorri?!

<Calme? Celestial? Basior który przyszedł z Calme?>
Czytaj dalej »

Convel cd. Nigra Morto

Usłyszałem wołanie Calme mimo sporej odległości, jaka nas dzieliła. Mirabilis i Floe do tej pory się nie odnaleźli, był to dla mnie wielki cios. Ruszyłem cicho w stronę głosu wilczycy, lekko półwłócząc łapami. Po chwili dotarłem na miejsce, gdzie zastałem Alfę wraz z jakąś inną, obcą mi zupełnie waderą.
- Kim ona jest? - spytałem cicho. Głos zmienił mi się ostatnio, był głuchy, ochrypły i wyprany z emocji. Calme spojrzała na mnie pocieszająco, jednak i to nic nie dało.
- W sumie to nie wiem - odparła Alfa. - Jakie nosisz imię? - zwróciła się do wadery.
- Nigra Morto - powiedziała. Miała miły, przyjemny dla ucha głos. W niczym nie przypominał głosu Hardej, którego nie słyszałem od dawna, a jednak tak dobrze go pamiętałem.
- Co z nią zrobimy? - dopytywałem Calme. Z bezemocjonalnym wzrokiem wbitym w las za samicami.
- Stwierdziła, że chce do nas dołączyć.
Kiwnąłem łbem na znak zgody, po czym odwróciłem się i wolnym krokiem oddaliłem się w głąb puszczy.
- Convel! - krzyknęła za mną Alfa, ale coś w głębi rozdartej duszy mówiło mi, że nie chcę się odwracać. - Zaczekaj tu - usłyszałem słowa, ewidentnie kierowane do Nigry. Tylko przyspieszyłem, starając się odciąć od Calme. Mimo to, ciągle słyszałem za sobą jej kroki.
- Convel, nie możesz tak! - krzyknęła do mnie. - Ja też straciłam szczenię, ale nie mogę chodzić załamana całymi dniami. Nasz nastrój udziela się reszcie watahy.
Milczałem.
- Znajdziemy nich. Proszę, wróć. Chcę, żebyś oprowadził Nigrę Morto po naszych terenach - powiedziała.
- Nie mogę jej tak poprostu oprowadzić, Calme! - wybuchnąłem. - Nie rozumiesz? Straciłem jedynego syna! Co ty możesz o tym wiedzieć?! Masz jeszcze dwoje szczeniąt, Celestial i Shadowa, a ja straciłem jedynego potomka! Jeżeli naprawdę spotkali Stirminium, mogą już leżeć martwi w jakimś dole albo płynąć ku morzu niesieni przez prąd potoku!
Po tym niekontrolowanym wybuchu złości odwróciłem się od Alfy i oparłem o pobliskie drzewo. Czułem jak gorące łzy spływają mi po pysku, to skapując głucho na ubitą, leśną ziemię, to znikając w białym futrze na mojej piersi.
Ktoś nas obserwował. Nieznajomo-znajomy zapach podpowiedział mi, kim jest owy wilk.
- Calme kazała ci zostać - powiedziałem głucho, nie odwracając się. - Wiem, że to ty, Nigra Morto. Nie musisz się ukrywać.
Usłyszałem za sobą szelest liści i ciche fuknięcie Alfy.

<Nigra? Chyba mogę cię tak nazywać, prawda?>
Czytaj dalej »

Od Nigry Morto

Biegłam już przez dłuższy czas, nogi zaczynały mnie boleć, łapy swędzieć. Nie piłam, nie jadłam tylko biegłam. Zemdlałam ze zmęczenia.
Powoli otwierałam oczy. Ujrzałam nad sobą białą waderę, z tego co zauważyłam, była zapewne wilkiem polarnym.
-Co tu robisz?-zapytała groźnym tonem.
-Ja, ja sama nie wiem-odpowiedziałam lekko zamulonym głosem.
-Z jakiego stada jesteś?-spytała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Nie mam stada.
-To jak się tu znalazłaś?
-Musiałam odejść ze stada.
-To może miałabyś ochotę dołączyć do mnie i mojego stada?-spytała radośniejszym tonem.
-Z wielką ochotą
-Snorri!-zawołała głośno wadera.
Z krzaków wynurzył się biały basior.
-Byłbyś tak miły i przyniósłbyś trochę wody?
-Już idę!-powiedział i dostojnie od nas odbiegł.
Gdy basior przybiegł z wodą zaczęłam pić łapczywie. Wadera patrzyła się na mnie z zaciekawieniem po chwili spytała:
-Czemu masz białe oczy?
-Taka przypadłość.
-Rozumiem, chciałabyś, żeby ktoś cię oprowadził?
-Tak z chęcią.- Gdy to powiedziałam to wadera zawołała...

Ktoś?
Czytaj dalej »

czwartek, 29 grudnia 2016

Nowa wadera!

Witaj, Nigra Morto!
Nigra to samotniczka, złośliwa i wredna.
Powitajmy ją ciepło!


Kontakt: arab24
Czytaj dalej »

środa, 28 grudnia 2016

Wznowienie działalności watahy!

Moje kochane wilki! 
Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę mogąc wam ogłosić ponowne otwarcie naszej watahy! 

Nasz Las jest kochaną przez nas wszystkich watahą. Nikt z nas nie chciałby go stracić, jednak źle się dzieje. Dlatego muszę prosić was o pomoc! 

Żadne z nas nie może dać wiele,  ale wszyscy razem damy radę podtrzyma watahę którą kochamy. Naszą watahę. 

Nasz Las!

Nie proszę was o wiele.  Nie proszę w swoim imieniu, dla swojego dobra.  Chcę abyśmy wszyscy wciąż mogli być tymi samymi wilkami w najlepszej watasze pod słońcem. Czasem będzie ciężko, ale takie jest życie.  Nie takim rzeczą stawialiśmy już czoło! Razem nam się uda! 

Ale nie możemy siedzieć bezczynnie. 
Polecajcie naszą watahę poprzez znajomych, czy zwykłe wklejanie bannerów czy stampów na wasze prezentacje. Pokażcie, że jesteście dumnym członkami Naszego Lasu! 

Co nam będzie nawet z miliona wilków,  gdy i tak blog będzie wiał pustkami? 
Ja,  najsurowsza adminka osobiście zajmę się usuwaniem i upominaniem nie aktywnych wilków,  oraz korektą opowiadań które proszę kierować do mnie (lub Convela).

Maja Oldhome (Howrse)
Maja Oldhome (Doggi)
maja.wyrostek@spoko.pl
Ayavo (Howrse)

Nawet jeśli dla Was jest to głupie wklejanie stampa czy  krótka rozmowa z przyjacielem,  to dla watahy ma to wielkie znaczenie. 
Nasze "zwykłe" wilki mają moc aby uratować watahę. 

Więc do dzieła! 
Powodzenia! 

/Wadera Alfa, Calme
w imieniu swoim jak i 
wilka Beta, Convela
/I wilk Beta, Convel
w imieniu własnym
Czytaj dalej »

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Zawieszenie

Zbliżają się święta. Wszyscy jesteśmy zajęci, zarówno przygotowaniami do Bożego Narodzenia, jak i prawdopodobnie szkołą. Ja sama mam w tym tygodniu jeszcze kilka sprawdzianów, do których muszę ostro zakuwać.
Myślę, że wszystkim nam przyda się przerwa. Tak więc, w imieniu Alf, za ich zgodą (Taaa, za moją na pewno... Lubię cię Contro, dlatego jeszcze żyjesz c: /Calme )i propozycją, zawieszam watahę do ferii.
Mam nadzieję, iż odpoczniecie przez ten czas, a po przerwie wrócicie pełni wrażeń, weny, pomysłów i zapału do wspierania działalności watahy :)
Wesołych Świąt!
Convel, wilk Beta
Czytaj dalej »

środa, 14 grudnia 2016

Kangae cd Grayback

Ułożyłam się pod chłodną, twardą ścianą jaskini, podświadomie wybierając takie miejsce, żeby mieć widok na wszystko, co dzieje się w jej obrębie.Nadal się obawiałam i nie czułam się bezpiecznie. Mimowolnie odbiegłam myślami od tego lasu, powracając do swego dzieciństwa.
Ciepło kominka i miękkość poduszki w legowisku, upajający zapach ludzkich potraw i świerkowych igieł zawsze usypiały mnie. Pamiętam, że wyjrzałam wtedy przez okno, za którym powoli spadał z nieba biały puch. Znałam go, ale teraz, wśród gwaru niezrozumiałych dla mnie rozmów i rytmicznie wznoszącego i opadającego boku Ferrie nie był w stanie nie wzruszyć. Przymknęłam oczy, powoli zapadając w sen u boku starszej suki golden retrivera.
Wtedy usłyszałam szum i zaalarmowana uniosłam głowę, co chwilę później uczyniła Fer. Z radością zauważałam, że mój czas reakcji na bodźce jest krótszy niż jej, czym często się chełpiłam. Nad nami stała Willow, ściskając w ręce dwa parujące i cudownie pachnące zlepki ciasta. Marzyłam, żeby dostać jednego z nich, ale wiedziałam, że nie mogę zbliżać się do stołu, kiedy Państwo jedzą. Z radości zerwałam się z miejsca, na co mała dziewczynka wybuchła śmiechem, a razem z nią reszta ludzi.
- Lota! Siad! - poleciła, a ja nie ważyłam się zlekceważyć polecenia. Uśmiechnęła się, a potem wyciągnęła rękę, nadal trzymając przysmak z dala od moich szczęk.
- Łapa! - wykonałam rozkaz błyskawicznie, po czym złapałam lecący w powietrzu zlepek. Smakował wspaniale, ale nim zdążyłam wyżebrać drugiego, Ferrie już dawno go połknęła. Cóż, może i miałam lepszy refleks, ale zawsze zazdrościłam jej tego, że dostaje dobre rzeczy bez najmniejszego wysiłku, natomiast ja musiałam kicać pod dyktando.
Nie przypuszczałam wtedy, że nie jestem psem. Zawsze traktowano mnie jak zwykłego pupila, więc nigdy nie śmiałam podejrzewać, że jest inaczej. Cóż, moi prawdziwi rodzice nie zdążyli mi wpoić prawdziwych zwyczajów, a wychowała mnie stara suczka goldena. Pamiętam jednak pierwszy moment, w którym poczułam coś, czego nie poczułby prawdopodobnie żaden pies. Było to wtedy, kiedy moja mała pani zaprosiła do siebie jedną ze swoich koleżanek. Zaczęły obrzucać się pluszakami, a gdy w górę poszybowała sporych rozmiarów krówka, nagle coś... We mnie pękło. Poczułam, że muszę się na nią rzucić, zagryźć... Zapolować. To było tak, jakby wybuchła we mnie bomba, a jeden z odłamków wbił mi się w mózg, zupełnie zmieniając moje zachowanie.
Nim którakolwiek z nich zdążyła się zorientować, wyciągnęłam się na całą długość i odbiłam od podłogi, poszybowałam między nimi dwiema, po czym z całej siły wbiłam kły w środek zabawki, a gdy z powrotem wylądowałam na ziemi, rozszarpałam ją, rozsiewając wszędzie plusz.
Nigdy nie sądziłam, że będę do czegoś takiego zdolna. Ten nagły, szybki skok i to, że zniszczyłam rzecz, której dotykać mi nie było wolno było dla mnie... Swojego rodzaju stresem. Najgorszą świadomością było jednak to, że nie wiedziałam co się ze mną działo i nie potrafiłam znaleźć przyczyny takiego ataku.

Teraz, kiedy o tym myślę, wydaje mi się to zupełnie naturalne i zrozumiałam, że musiało się prędzej czy później wydarzyć. Dobrze jednak, że ucierpiała zabawkowa krowa, a nie na przykład, Pani czy Willow.
Spojrzałam na chwilę na Gray'a, chcąc pozbyć się wspomnień z moich myśli. Zaczynały mnie one dołować, a powoli wkradała się w nie tęsknota i nostalgia.
- Gray? - zaczęłam cicho. Basior odwrócił głowę. - Jak myślisz, co im się mogło stać? - spróbowałam znów narzucić temat zaginionych szczeniąt.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. - mruknął, nie patrząc na mnie. Zaczerwieniłam się. Może nie powinnam mu zawracać głowy?
- Rozumiem. - szepnęłam, kładąc pysk na łapach. Zapadła cisza, ale ja nadal obserwowałam jak mój towarzysz patrzy zamyślony w dal, a jego sierść powoli ciemnieje.
Potem musiałam zasnąć.
<Grayback?>
Czytaj dalej »

wtorek, 13 grudnia 2016

Spóźniony prezent Mikołajkowy!

Ho, ho ho! 
Dla wszystkich wilków w watasze postanowiłem przygotować prezenty z okazji wspaniałego święta! Każdy z Was zasługuje na uznanie, wszyscy byliście grzeczni w tym roku. Dlatego też pozwalam Wam otworzyć tajemniczą paczkę!
Przepraszam, że zapomniałem o Was, ale za prezenty dziękujcie wilkowi imieniem Conv, który słusznie zauważył, że w tym roku zapomniałem Was odwiedzić.
Ho, ho, ho! Wesołej zimy, kochane wilki!

>Klik!<


(Kliknijcie w kłódkę i wpiszcie hasło. W razie problemów wpiszcie cokolwiek i kliknijcie OK, aby uzyskać podpowiedź. Każdy wilk, który odblokuje paczkę, powinien napisać do |Drapieżnik - howrse.pl| co znalazł w paczce. Aby nie było oszustów, Snorri przekaże mi, co otrzymał w wiadomościach - ja wiem, co wsadziłem do paczki!/Conv)

Czytaj dalej »

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Od Moona

Był sobie zwykły najzwyklejszy ranek. Dopiero co wstałem więc byłem trochę przymulony, siedziałem na łące i oglądałem wiosenny wschód słońca. Na około mnie było pełno ptaków, królików (których o dziwo nie łapałem) itp. mój sokół też nadzwyczaj spokojny szybował sobie i wypatrywał śniadania. Chodziarz rutyna ta ciągłą rutyna! Myślałem wstaję jem coś włóczę się byle gdzie z Celly jem jeszcze coś i idę spać, to nudne! i tak leżałem i myślałem co dla odmiany zrobić.
-Moon!-usłyszałem głos bodajże Alfy Snoriego. W jego głosie słychać było niepokój. -Moon wiem że jesteś jeszcze szczeniakiem...-zaczął-ale potrzebuje pomocy a nikt dotąd nie chciał mi pomoc, widziałem rudego wilka trochę mnie zaniepokoił, a po za tym za nim ciągnęła się nieprzyjemna woń-Rozmyślałem trochę czy mu pomoc czy nie, czy wazie potrzeby miałbym szansę się z nim zmierzyć!
-Dobrze- odpowiedziałem poważnie, wstałem i odrazu zacząłem się rozglądać a Snorri poszedł wgłąb lasu. Nagle poczułem Dziwny zapach gdy pobiegłem za nim zauważyłem starego rudego wilka...
Czytaj dalej »

Od Convela - zadanie (projekt Wolfdog)

Obudziłem się zmęczony mimo dziewięciogodzinnego snu. Leniwie otworzyłem ślepia, wbijając wzrok w potężny dach z liści rozciągający się praktycznie nad całym naszym terytorium.
Powietrze było ciężkie, mętne i duszne. Wiatr zupełnie ustał, a ciepło nasilało się wraz z wędrówką słońca. Na niebie nie widać było ani jednej chmurki, tylko bezkresny błękit z wielką, świetlistą kulą, która przemierzała je wolno niczym zdezorientowany wilk idący przez gęsty, nieznany mu wcześniej las.
Postanowiłem wyruszyć na śniadanie, znaczy się, na polowanie. Po kilkunastu minutach udało mi się znaleźć całkiem sporego jelenia, który pasł się spokojnie na zielonej łące w samym sercu lasu. Przyczaiłem się na niego, lecz nagle coś błysnęło. Potem rozległ się ogłuszający huk. Skuliłem się, przyciskając uszy płasko do czaszki. Samiec spłoszony uciekł w gąszcz, a ja byłem zbyt przestraszony tym nagłym, głośnym dźwiękiem, żeby go gonić. Spojrzałem w górę, na niebo, które było doskonale widoczne z tej niezalesionej łączki.
Dotychczas czyste, błękitne niczym morska woda niebo, zostało zasnute fioletowo-czarnymi, gęstymi chmurami, oświetlanymi od czasu do czasu przez dziwne, białe światło.
Nagle to mroczne, ciemne jak leśne jagody, wiosenne niebo przeciął piorun, rozszczepiając się we wszystkie strony jak strzaskana kamieniem gałąź potężnego drzewa. Potem błysk zniknął, a nastał kolejny ogłuszający huk. Naturalne odruchy kazały mi uciekać, ale ja wiedziałem, że jeśli zacznę biec, mogę nie wiadomo kiedy opuścić tereny swojej watahy. Niestety - wilczy instynkt przekazywany z pokolenia na pokolenie w końcu zwyciężył. Z wiatrem w plecy biegłem przed siebie co sił w łapach. Czułem jak moje pazury ryją o ziemię, bym zaraz mógł wzbić się wyżej, dalej i nabrać niewyobrażalnej prędkości. Czułem wiatr w swoim białym, splątanym futrze. Czułem wilgotny zapach ziemi mokrej od deszczu, który niespodziewanie lunął ciężkimi strugami z ciemnego nieba. Goniony piorunami i głośnymi grzmotami nawet nie zauważyłem, gdy opuściłem rodzinne tereny.
Okropna nawałnica jaka przeszła nad lasem wreszcie ustała. Nadal lekko się trzęsąc, oparłem się o pobliskie drzewo.
I wtedy to poczułem.
Ktoś zacisnął mi na szyi mocny, elastyczny materiał, przypominający trochę sznur. Szarpałem się i wyrywałem, ale w rezultacie tylko uderzyłem się łbem w drzewo. Na szczęście i nieszczęście - nie zemdlałem.
- Mam cię, wilku - szepnął mi na ucho dziwny, szorstki głos. Spojrzałem w jego stronę, szczerząc kły. I zamarłem. Z szoku, zdziwienia, strachu i niepewności.
To dwunóg o tłustych, ciemnobrązowych włosach opadających na ramiona zaciskał mi na szyi gruby, skórzany sznur. Po lewej stronie brudnej twarzy widniała ledwo zasklepiona, czerwona jeszcze, potrójna blizna.
Wilcze pazury.
W dolnej części twarzy miał krótką, szorstką "sierść". Zmrużone, czarne oczy wpatrywały się we mnie chytrze. Kłapnąłem zębami. W odpowiedzi dwunóg siłą założył mi na pysk coś, co blokowało mi szczęki, uniemożliwiając poruszanie nimi. Zakląłem w duchu.
- Charon! - krzyknął ktoś z tyłu. - Wracaj tu! Jesteś nam potrzebny!
Był to drugi dwunóg w czarnej pelerynie. Trzymał w dłoni gruby sznur, taki sam jak ten, który zarzucono mi na szyję.
- Poczekaj! Mam kolejnego wilka! - odkrzyknął dwunóg, który mnie trzymał. Z tego co wiem, zwali go Charon. Mocno szarpnął za sznur, zmuszając mnie do odwrócenia się w stronę tego drugiego, czarnego "peleryniarza".
- Brawo, brawo... - powiedział z uznaniem peleryniarz i klepnął Charona po ramieniu. - Zaprowadź go do obozu. Będę cię asekurował z tyłu.
Charon znowu szarpnął za sznur, próbując mnie zmusić do zrobienia kroku naprzód. Zamiast tego naumyślnie poleciałem na pysk, lądując twardo na ubitej ziemi. Przymknąłem ślepia i położyłem uszy płasko, krzyżując łapy.
- Wstawaj, ty uparty ośle! - krzyknął na mnie Charon.
Nadal trwałem w bezruchu. Nigdzie z nimi nie pójdę. Za nic w świecie nie posłucham się dwunogów! Warknąłem tylko, nie mogąc obnażyć kłów przez to, co Charon założył mi na pysk.
- Nie idziesz po dobroci, pójdziesz siłą! - krzyknął peleryniarz. Dostrzegłem metalowe urządzenie z dwoma prętami, między którymi jarzyło się mocno niebieskie światło. Dwunóg dotknął mnie światłem w prawą łapę. Całe moje ciało przeszedł bolesny wstrząs, jakby ktoś wbił mi w łapę szeroki nóż, a potem go przekręcił. Zacząłem drgać na ziemi i skomleć żałośnie. Peleryniarz nie zwrócił na to uwagi i po raz drugi przyłożył mi światło do łapy. Tym razem wstrząs był mocniejszy i zmuszony do posłuszeństwa wstałem, ledwo trzymając się na rozedrganych łapach. Nadal przerażony, zrobiłem posłusznie kilka kroków do przodu. Były one szybkie tylko na tyle, na ile pozwalał mi wstrząs. Peleryniarz znów chciał przyłożyć mi światło do ciała, ale Charon odezwał się.
- Zostaw go, Darius. Odłóż ten paralizator. Wilk już wystarczająco dużo wycierpiał - powiedział. - prawda? - dodał, pochylając się nade mną i patrząc mi chytrze w złote ślepia. Warknąłem, stawiając uszy. Musiałem się zgodzić, bez względu na wszystko, byleby nie zostać znowu potraktowany tym paralizatorem.
* * *
Po kilkunastu minutach doszliśmy do dziwnego miejsca, które Charon i Darius nazwali "obozem". Wszystkie "budynki" były ciemnozielone, o płaskich "dachach". W żadnym z nich nie było "okien", jak to nazwali dwunodzy, gdy Charon rozpoczął dyskusję właśnie o braku jakichś "szyb" w budynkach.
Większości słownictwa nie znałem, ale wciąż coraz więcej się dowiadywałem. Mimo wszystko, w tym dziwnym obozie dwunogów nie czułem się bezpiecznie. Powietrze tu śmierdziało kupą, stęchlizną i padliną. Wszędzie było pełno dwunogów, ale postanowiłem nie robić z siebie ofiary i iść dumnie z wysoko uniesionym łbem.
Nawet nie zauważyłem kiedy wylądowałem w sporej klatce o metalowych prętach. Stała tam miska wody i druga z kawałkiem mięsa. Zwykłym, nieżywym, zaśmierdłym kawałkiem zzieleniałej padliny. Przez nieokreślony kształt i smród nie byłem nawet w stanie stwierdzić, czy to udo sarny, czy coś innego.
W każdym razie, na pewno nie zamierzałem tego jeść! Co ja jestem, jakiś pies?!
Dopiero teraz rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było ogromne, a stało w nim wiele innych klatek, zarówno z psami, jak i z wilkami. Jednak żadne z tych zwierząt nie było mi znajome. Czułem się poszkodowany. Jak czystej krwi wilk o ciężkiej i fascynującej historii, z partnerką i szczeniakiem, może zostać potraktowany równo z jakimś zapchlonym kundlem, pupilkiem dwunogów?!
Zawyłem donośnie, wyginając łeb ku wysokiemu, płaskiemu sklepieniu. W ten skowyt włożyłem cały swój żal, całą złość, całą frustrację i w ogóle wszystkie emocje jakie mnie teraz przepełniały. Mój wściekły, rozżalony, rozemocjonowany głos poniósł się echem po prawie pustym pomieszczeniu. Wykopałem miski przez szczeliny w klatce, rozlewając zanieczyszczoną wodę. Mięso zaraz po głuchym plaśnięciu o ziemię rozpadło się na pozieleniałe kawałki i zostało obsiedzone przez wielkie, czarne muchy, jakie rzadko bywały w naszym lesie. Po dokonaniu zniszczenia na miskach, położyłem się w kącie. W końcu postanowiłem podjąć próbę wydostania się z tego podłego miejsca.
Wykorzystując moje silne, niełamliwe zęby, zacząłem przegryzać pręt klatki u góry. Kły zupełnie mnie rozbolały, ale udało mi się przegryźć prawie cały. Uznałem, że to wystarczy na dziś i cudem usnąłem na twardym podłożu, w niczym nie przypominającym miękkiej, zielonej trawy w naszym lesie.
Kolejny dzień był jeszcze gorszy. Gdy przyszedł Charon, pokiwał głową z niezadowoleniem i podniósł padlinę, odpędzając od niej muchy. Fuuj! I on się tego nie brzydzi? W każdym razie, włożył rękę przez pręty mojego więzienia, podstawiając mi zaśmierdłe, nadjedzone przez muchy mięso. Cofnąłem się, a on rzucił mięso w moją stronę. Skoczyłem. Jednocześnie wykopałem mięso i dopadłem ręki Charona. Chwyciłem ją kłami, powoli zaciskając szczęki. Mimo położonych uszu słyszałem przyjemny chrupot miażdżonych kości, oraz syki, jęki i krzyki poszkodowanego dwunoga. Postanowiłem, że będę miał litość i nie odgryzę mu ręki. Zamiast tego wpuściłem z zębów zakrwawioną, poranioną, na wpół zmiażdżoną kończynę Charona, wycofując się do kąta. Moje spojrzenie mówiło tylko jedno: nikt nie będzie tak poniżająco traktował Convela, czystej krwi wilka wojownika z Lśniącej Pustyni!
* * *
Kilka dni później moją klatkę przeniesiono na zielony "wybieg treningowy". Nikt się nie zorientował, że zdążyłem przegryźć prawie do końca trzy pręty obok siebie. Wystarczyłoby jedno, silne kopnięcie, żeby się wydostać. Przez ten czas nie dostałem ani odrobiny mięsa czy wody, jako zemstę za uszkodzenie ręki Charona. Ale co mi tam, nie wychudłem ani trochę. Jestem przyzwyczajony do większych głodówek. Przecież przez praktycznie całą zimę razem ze Snorrim, polowaliśmy i oddawaliśmy pożywienie waderom oraz szczeniętom, a sami dojadaliśmy resztki, których czasem nawet nie było, tylko same wylizane kości.
Teraz sam Charon podszedł do mojej klatki i włożył zdrową rękę do środka. Co jest, jeszcze mu mało?! Obnażyłem kły i odwróciłem się. Przelewając całą swoją siłę i energię w łapy naskoczyłem na trzy, ponadgryzane pręty, przewracając je z hukiem na ziemię. Wybiegłem z klatki niczym tornado, zawracając w stronę Charona. Ten krzyknął tylko:"Biały jest mój!", by uspokoić strażników, po czym zrzucił zielonkawy płaszcz i podwinął rękawy, stając naprzeciwko mnie.
Prawą rękę miał owiniętą jakimś białym, cienkim, szerokim sznurem, który nazwali "bandażem". Blizna na jego twarzy nie była już czerwona, ale wciąż wyglądała na świeżą.
- Tylko ty i ja, piesku - zaszydził Charon.
NO ON CHYBA SIĘ NIE ZORIENTOWAŁ CO WŁAŚNIE WYPALIŁ!
Rzuciłem się na niego, znów całą wściekłość przelewając w łapy i szczęki. Zwaliłem go z nóg i przygwoździłem do ziemi. Obnażone kły przyłożyłem do jego nieosłoniętej szyi, łapami uniemożliwiłem ruchy kończynami, a ciężar ciała przeniosłem na środek, całkowicie unieruchamiając przeciwnika. Nieco bardziej przycisnąłem kły do gardła dwunoga. Usłyszałem jego głuchy charkot i błagalne:
- Nie... rhób... thegho...!
Ale nie cofnąłem się. To mogła być pułapka, cofnę się, a on mnie zaatakuje. Zamiast tego jedną łapą naumyślnie przycisnąłem jego chorą rękę. Jęknął. Kłami zjechałem niżej, łapiąc za przylegającą do ciała "koszulkę" i rozrywając ją o milimetry od ciała. Zabrałem ją sobie jako dowód zwycięstwa i szybko zeskoczyłem z Charona, biegnąc za instynktem. W sprincie owiązałem koszulą tylną, prawą łapę. Jednak to nie był koniec wyzwań.
Na mojej drodze pojawił się Darius z paralizatorem, niegdyś powodującym popłoch w mojej duszy. Teraz jednak było inaczej. Z rozpędem skoczyłem na dwunoga, łapiąc paralizator w zęby i rzucając go światłem między nogi przeciwnika. Trafiły na ciało. Darius zwinął się w kłębek, skamląc gorzej niż ja, po czym stracił przytomność.
Widząc jak obezwładniam dwóch przeciwników w porażającym tempie pozostali strażnicy cofnęli się. Złapałem paralizator w zęby i wrzuciłem go do pobliskiej studni. Kilku dwunogów pochyliło się nad otworem, patrząc za znikającym urządzeniem. Wykorzystałem chwilę i wepchnąłem ich od tyłu do głębokiej otchłani. Kilkanaście sekund później usłyszałem głośny plusk wody, mieszany z krzykiem dwunogów.
Potem zaległa cisza.
Odwróciłem się, pewny swego, jednak na mojej drodze znów stanął Charon. Dwunóg był w pełni sił nawet bez rozdartej koszuli, którą teraz obwiązana była moja łapa. Do walki miał tylko jedną rękę, z dłonią zaciśniętą w pięść. Drugą, owiniętą bandażem, schował lekko za plecami.
Ktoś rzucił mi dziwny kawał metalu pod łapy.
Od razu rozpoznałem w nim nóż, jeden z przedmiotów, jakie nosiła przy boku Asar, właścicielka bogatego w rozmaite przedmioty targu, słynna handlarka i podróżniczka z naszego lasu.
Chwyciłem broń w zęby. Była dłuższa niż ta, którą władała Asar. I cięższa. Ale dam radę. Rzuciłem się z nożem na Charona.
Tylko ty i ja, ofermo. - pomyślałem, naskakując na dwunoga. Znów go powaliłem. Tym razem przyłożyłem mu nóż ostrą stroną do gardła. Jednak po chwili namysłu zwyczajnie rozciąłem mu skórę na piersi. Powstała głęboka, krwawiąca rana. Charon złapał mnie za łapy i odrzucił brutalnie na bok resztkami sił, po czym podniósł się z ziemi, zdrową rękę przyciskając do rany.
- Kto mu dał nóż na pierwszy trening? Przyznać się, wy chodzące osły! - wrzasnął, wodząc wzrokiem po zebranych wokół strażnikach.
Zaraz, zaraz. Trening? Czyli ja mam tu zostać dłużej?!
- Projekt Wolfdog to nie zabawa, idioci - warknął mój przeciwnik. - Pierwsze trzy treningi miały rozwinąć siłę i umysł, a dopiero późniejsze zdolność władania bronią!
Podniosłem się z ziemi i stanąłem na szeroko rozstawionych łapach, obnażając kły i spinając mięśnie do skoku.
Tak się bawimy? To przekonasz się, że wilki też potrafią grać nieczysto. I nigdy nie odpuszczają! - pomyślałem.
- Umm... Charon? - zaczął jeden ze strażników.
- Nie teraz! - wrzasnął i kontynuował wykład.
Ale ja nie zamierzałem czekać. Warcząc gardłowo, rzuciłem się na Charona, powalając go brzuchem na ziemię i przyciskając całym ciężarem do podłoża.
Nagle nóż wysunął mi się z zębów i wbił w zdrową rękę dwunoga.
Cóż, ten ruch nie był zamierzony, ale i tak postawiłem na swoim. Wilk walczy do końca, a teraźniejsza sytuacja była podobna do walki o przywództwo w watasze.
Więc już po nim.
Prawo lasu, że wygra najsilniejszy, obowiązywało nawet tutaj.
- Zabierzcie go! - jęknął pode mną przeciwnik. Niespodziewanie jeden ze strażników założył mi "kaganiec" na pysk, ale rozerwałem go na strzępy i zmiażdżyłem mu zębami rękę. Charon wykorzystał zamieszanie i zaczął zwiewać w stronę budynków.
Co to to nie!
Wyrwałem się strażnikom i popędziłem za nim. Ranny nie był już taki twardy jak zazwyczaj. Dopadłem go w kilku susach. Odwrócił się, a ja rzuciłem mu się na pierś, ponownie przewracając. Rozwarłem mu szczęki tuż przed twarzą, warcząc nienawistnie. Przygniotłem go mocniej przednimi łapami, wyciskając mu powietrze z płuc. Gdy zdawało się już, że stracił przytomność, wstałem, nasikałem na niego, czyli w wilczym mniemaniu: maksymalnie go poniżyłem, po czym odbiegłem truchtem w stronę otwartej przestrzeni.
Jednak nic nie miało iść po mojej myśli.
Przede mną jeden po drugim stawali strażnicy wraz z wyszkolonymi psami i wilkami zaopatrzonymi w noże. Bardzo powoli posuwałem się naprzód, pokonując jednego przeciwnika za drugim.
Aż w końcu pojawił się ON.
Śmiertelny, jak go tutaj nazywali, był wielkim wilkiem nieczystej krwi, bo skrzyżowanym z psem Husky, przez co jedno oko miał wściekle żółte, a drugie prawie białe. Masywne ciało samo w sobie stanowiło pancerz, a więc ten pół wilk, w dodatku z nożem, stanowił dla mnie niemałe zagrożenie.
- Nie nazywasz się Śmiertelny! - powiedziałem do niego, cudem nie wypuszczając noża z pyska.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?! - warknął.
- Jesteś Jasur, Waleczny! - odparłem, przytrzymując nóż między kłami. - Wiem, bo widziałem cię kiedyś w lesie, daleko za Czarnym Grzbietem!
Samo zdanie, które wypowiedziałem, przywołało niemiłe wspomnienia. Jasur był jednym z wilków w dawnej watasze, które dręczyły mnie z powodu białego futra. On sam był szary, miał tylko białe podbrzusze. Stał zawsze u boku Huntera, który sczezł na polu bitwy.
Jasur zamarł. Wykorzystałem tę chwilę i przeskoczyłem nad nim. Czemu nie wbiłem mu noża w kark?
Otóż w momencie, gdy zauważyłem, że niemógłby się obronić, postanowiłem dać mu szansę.
Prawdziwa odwaga nie polega bowiem na tym, by zabić, ale umieć darować komuś życie.
* * *
Ta chwila, gdy wyczułem znajomy zapach; zapach Snorriego, igliwia sosnowego, szczeniąt, Hardej... to było bezcenne.
Przez większość drogi ciągnęła się za mną pogoń, ale dwunogi nie zdawały sobie nawet sprawy z tego, jak dobrze znam te lasy. Nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, poza moją watahą; poza moją rodziną.
Między kłami nadal ściskałem długi nóż o szerokim, podwójnym ostrzu, a moja łapa owinięta była koszulą Charona o bagnistozielonym odcieniu. Te dwie rzeczy postanowiłem zachować na pamiątkę swojej przygody wśród okrutnych dwunogów...
Czytaj dalej »

sobota, 10 grudnia 2016

Grayback cd Kangae

- Wybacz, że trzymam cię w jaskiniach, ale żadnej przytulnej nory tu nie ma* - przeprosiłem wilczycę i rozejrzałem się po otoczeniu.
Tam, gdzie staliśmy była wielka skała. Niezbyt ładna, ale było w niej dużo zagłębień idealnie nadających się na nocleg.
- Zapraszam do mojej rezydencji. - zaśmiałem się i machnąłem łbem w stronę wejścia do jaskini. - Możesz wejść, jest w miarę w porządku.
Kangae ostrożnie weszła do jaskini, cały czas oglądając się na mnie. Jak na razie, nie do końca mi ufa - to dobrze, nawet bardzo. Lepiej nie ufać i się nie zawieść.
Ułożyłem się wygodnie przed wejściem do jaskini, patrząc na mrok powoli pochłaniający przestrzeń wokół mnie.
- Gray...?
<Kan?>
*wilki w realnym świecie mieszkają w norach, ale na internetowych watahach wszyscy to mają gdzieś, so 
Czytaj dalej »

środa, 7 grudnia 2016

Kangae cd Grayback

Ze strachem patrzyłam na znikającego w oddali białego wilka. Jego przerażenie udzielało mi się, a po plecach przebiegł dreszcz. Powoli skierowałam wzrok na Graybacka. Wydawał się być zszokowany i zasmucony. Jego oczy spoczęły na moich, ale wytrzymałam to spojrzenie przed parę sekund. W takich momentach... Nie byłam chyba zdolna się peszyć.
- Nie martw się, Kan... - zaczął cicho - znajdą ich. Nic im nie będzie.
W jego głosie, przez dosłownie sekundę, dało się usłyszeć drżenie.
- Czemu zniknęli/ - spytałam szeptem. Graback wzruszył ramionami.
- Nie wiem... - mruknął - Ale... chyba mam złe przeczucia... - wymamrotał prawie niedosłyszalnie, tak, jakby nie chciał mnie wystraszyć tym zdaniem - Słuchaj, Kangae, ściemnia się... Chyba będziemy musieli sobie odpuścić to polowanie.
Rzeczywiście, słońce chyliło się ku horyzontowi, ale nadal pozostało parę godzin do zmierzchu. Kiwnęłam jedynie głową, pozwalając, żeby zawrócił i poprowadził mnie do jednej z wolnych jaskini. Serce mi biło na myśl o dramatycznej reakcji Convela na słowa mojego towarzysza, o jego słowach... I o tym, co mogło powodować w Grayu tą dziwną intuicję. Bądź co bądź, był sporo starszy ode mnie; może z wiekiem nabiera się takiego doświadczenia?
Nasze łapy cicho przecinały powietrze, kiedy bez słowa biegliśmy przez ciemniejący las. Wkrótce ogniste przebłyski zaczęły ozdabiać liście drzew, a nasze cienie się wydłużyły
<Gray?>
Czytaj dalej »

wtorek, 6 grudnia 2016

Ogłoszenie

Uwaga!
Z racji bardzo małej aktywności odbędą się czystki. Osoba nieaktywna (nie pisze opowiadań od co najmniej 11.11) która chce pozostać w watasze musi do 12.12 przesłać wiadomość na moją pocztę (Drapieżnik - howrse, Fenris - doggi) oraz napisać opowiadanie. Wiadomość musi zawierać odpowiedzi na te pytania:
  • Kiedy zaczęła się wojna?
  • Co się dzieje z wilkiem, który nie pisze opowiadań (oprócz wydalenia z watahy, chodzi o postać)?
  • Od kiedy to się dzieje?
  • Kiedy powstała wataha?
  • Czy kiedykolwiek funkcjonował inny sklep; jeśli tak, to co oferował? Jeśli nie, to czemu nie istniał?
  • Ile sojuszów przybyło?
Wiadomość nie dotyczy aktywnych wilków (pisanie opowiadań po 11.11) oraz administracji (oraz ich wszystkich postaci).

Czytaj dalej »

sobota, 3 grudnia 2016

Convel cd Grayback

- Nie ma?! - krzyknąłem przerażony. - Jak to: nie ma?!
- No, nie ma. Nie ma ich na naszych terenach - odparł Grayback.
Zawyłem głośno, odrzucając łeb mocno do tyłu, aż rozbolała mnie szyja. W moim skowycie zawarta była wiadomość do Alf, że Mirabilis i Floe zniknęli z naszych terenów. Gdy skończyło mi się powietrze w płucach, opuściłem łeb.
- Dziękuję, Grayback - powiedziałem, po czym zrobiłem szybki obrót i ruszyłem biegiem na najbliższą granicę watahy. Słyszałem świst powietrza, gdy zwinnie wymijałem drzewa i przeskakiwałem powalone pnie.
Teraz liczyło się tylko jedno.
Znaleźć szczenięta.
* * *
Na granicy czekali już Snorri i Calme, a wraz z nimi dwa inne wilki, których nie widziałem nigdy wcześniej. Ale nie to było teraz moim zmartwieniem.
- Jak to: zniknęli?! - fuknął Snorri.
- Nie wiem. Grayback powiedział, że nie ma ich tu - odparłem załamany.
Calme milczała. Miała łzy w oczach.
- Musimy ich znaleźć - powiedział Snorri. - Nie wiem jak, ale sprowadzimy ich tu z powrotem.
Kiwnąłem łbem, lustrując wzrokiem otoczenie i nasłuchując potencjalnych niebezpieczeństw.
Niedaleko szumiał potok. Rozśpiewane ptaki latały nad naszymi głowami. Światło słoneczne przebijało się przez korony drzew, oświetlając nasze sylwetki i tworząc długie cienie na ubitej ziemi.
Nagle rzucił mi się w oczy odciśnięty w wilgotnej ziemi ślad wilczej łapy. Podeszłem do niego i przyłożyłem łapę. Była tylko trochę mniejsza od mojej.
Ślad Mirabilisa.
Obok widniały mniejsze wilcze ślady, zapewne należące do Floe.
Jednak zaniepokoił mnie fakt, że kawałek dalej widniały głębokie, wilcze ślady, prawie dwa razy większe od moich.
A co, jeżeli to ślady żywej legendy, postrachu pobliskich lasów?
Nie.
Nie mogłem dopuścić, żeby to On ich dopadł.
- Mam ich trop - oświadczyłem, po czym przysunąłem nos do największego śladu. - Ale niestety mieli chyba bliskie spotkanie ze Stirminium.
Na chwilę zamilkły ptaki, potok jakby przycichł, a wszystkie wilki zamarły. Tylko bicie serc i delikatny szum drzew dał się słyszeć wśród tej nieprzeniknionej, straszliwej ciszy.

<Snorri? Calme? Dwa inne wilki, których Convel nie zna? Ruszamy na ratunek szczeniakom?>

Czytaj dalej »

środa, 30 listopada 2016

Od Hemene do Caspiana

Burczało mi w brzuchu. Jak to możliwe, że znów zapomniałam o pożywieniu? Gdy tylko się czymś zajmę, zapominam o głodzie, a potem dziwię się , że nie jestem w stanie stwierdzić kiedy jadłam ostatni posiłek... Przyczajona obserwowałam zająca jedzącego spokojnie kilka metrów ode mnie. Zaraz zatopię w jego ciepłym ciele kły i zaspokoję wciąż narastający głód. Jeszcze tylko chwila... Szykowałam się do ataku, gdy nagle poczułam na sobie niesamowity ciężar czarnego zwierzęcia z którym poturlałam się dalej. Koniec końców, leżałam na śniegu, a na mnie leżał czarny wilk.
- Złaź. - próbowałam go odepchnąć, ale z marnym rezultatem.
- Uważaj gdzie stoisz. - warknął
- Ja?! Uważaj jak biegniesz! Matka Cię nie uczyła? - odpłaciłam pięknym za nadobne. - Przez Ciebie straciłam obiad.
- wskazałam miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się szare zwierzę.
- Sorry. - rzucił jakby od niechcenia i zrobił kilka kroków do przodu.
- I to wszystko? Wpadłeś na mnie, poturbowałeś, spłoszyłeś mi zwierzynę i jak gdyby nigdy nic odchodzisz? Ale masz tupet. - skwitowałam kładąc po sobie uszy i mrużąc oczy.
- Hej, hej! Tylko bez takich! - odwrócił się nie pozwalając się obrażać.
- Ach tak? Więc co mi powiesz? - uniosłam jedną brew podnosząc do góry łeb.


<Caspian?> krótnie, ale od czegoś trzeba zacząć..
Czytaj dalej »

wtorek, 29 listopada 2016

Grayback cd Convel

Och.
- Convel, ale wiesz, że to tak nie działa? - zapytałem, przechylając łeb. - Jeśli byś teraz umarł, mógłbym zobaczyć twojego ducha. Jeśli ktoś żyje, tylko aurę. A w powietrzu po prostu śmierdzi ludźmi, ha.
Basiora zatkało.
- Wybacz, ale nie znajduję żadnej innej odpowiedzi, niż ta. A co do Floeado i Mirabilisa... - ściszyłem swój ton głosu. - Convel, oni są zakochani. Kto wie, co mogło im strzelić do głowy...
Przerwałem. Taak, "strzelić" nie było zbyt dobrym określeniem patrząc na moją poprzednią wypowiedź. No cóż, zdarza się.
Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. No już, Gray, przydaj się na coś.
- Convel... Mirabilis i Floeado... nie ma ich tu. - szepnąłem po chwili.
<Convel? Kangae?>

Czytaj dalej »

poniedziałek, 28 listopada 2016

Sojusze!

Zawieramy sojusz z Cry of Forest i American Story!

Czytaj dalej »

Nowa wadera!

Witaj, Hemene!



Hemene to indywidualistka. Wie czego chce.

Kontakt: Lisek (doggi)

Czytaj dalej »

Convel cd Grayback

- Musimy porozmawiać?! - fuknął basior. - Spłoszyłeś mi obiad!
- Wiem, wybacz. Ale to nagła sprawa. Długo cię szukałem, przybywam z pytaniem ode mnie i Snorriego - odparłem na jednym wydechu.
Grayback uniósł jedną brew. Otworzyłem pysk, zbierając się do wygłoszenia szybkiego wyjaśnienia sytuacji, ale przerwał mi:
- Może najpierw się przedstawisz?
Zamrugałem nerwowo. No tak! Przecież my się nie znamy! Znaczy się, ja go znam, ale on mnie nie.
- Jestem Convel, wilk Beta - powiedziałem. Słysząc moje stanowisko, Grayback prychnął niemal bezgłośnie. Popatrzyłam na niego niepewnie. Przebierał z nogi na nogę, jakby bardzo się czymś denerwował.
Dopiero teraz coś zauważyłem.
Gray nie miał większości przedniej, lewej łapy. Tylko niewielki kikut. Ale mimo swojego zszokowania, postanowiłem nie zbaczać z tematu.
- Chodzi o to, że Snorri i ja martwimy się o szczeniaki, Mirabilisa i Floe. Zniknęli razem dziś rano, zaczyna się zmierzchać a ich nadal nie ma - zacząłem. Grayback znacząco uniósł brwi, ale popatrzyłem na niego niepoważnie i brwi opadły. - Alfa powiedział, że masz możliwość spojrzenia tak jakby w "drugi świat"; że widzisz aury, duchy i tym podobne. Cały dzień zdaje mi się, że coś wisi w powietrzu. Czy... mógłbyś sprawdzić to dla mnie?
Ktoś chrząknął za mną. Obejrzałem się. Stała tam jasnoszara wadera z białym podbrzuszem. Musiała czuć się trochę pominięta.
- Witaj. Ciebie też nie znam, mogę wiedzieć, jak masz na imię? - spytałem.
- Kangae - odparła cicho. Kiwnąłem łbem, odwracając się do Graybacka i czekając na jego odpowiedź.

<Grayback? Kangae?>
Czytaj dalej »

niedziela, 27 listopada 2016

Grayback cd Kangae

Zniżyłem łeb i przytknąłem nos niemalże do gruntu, aby móc intensywniej poczuć woń naszych przyszłych ofiar. Hmm... Wydaje mi się, że to był jeden rosły kozioł i kilka samic wraz z młodymi. Kozioł podniósł łeb tak, jakby węszył. Niemalże mogłem dostrzec barwę czerwieni w jego rozchylonych nozdrzach.
- Kan... - szepnąłem, przykucając na ziemi. - Widzisz tę młodą sarenkę na cienkich nóżkach?
- Widzę. - odparła krótko.
Wilczyca przybrała podobną pozycję do mnie. Widziałem jednak, że jej nogi niepewnie drżały.
Spokojnie, tylko spokojnie... Mamy jedną szansę.
Nagle samiec ryknął i ruszył przed siebie, a do moich uszu dobiegło gardłowe warczenie. Nieco później zobaczyłem jakąś białą postać biegnącą w moim kierunku.
- Cholera! - krzyknąłem i ukończyłem, zanim mnie dopadła. - Co ty sobie wyobrażasz?!
Wilk był biały i dość rosły. Nie znałem go wcześniej.
- Grayback? - zapytał zdyszany. W jego oczach było widać przerażenie.
- Tak. - odparłem przyglądając się przybyszowi.
- Musimy porozmawiać... - wysapał ciężko.
<Convel? Kan?>

Czytaj dalej »

Kangae cd Grayback

Kątem oka przypatrywałam się basiorowi. Widziałam jego spojrzenie, jego nerwowe ruchy. Zmrużyłam nieufnie oczy.
- Niedaleko jest stado saren... - zaczął, ponawiając trucht. Ruszyłam za nim, nie odzywając się - Możemy zapolować. Pewnie przyda ci się trochę jedzenia...
Nasze łapy przeczesywały szorstką trawę i tworzyły zagłębienia w błotnistym śniegu. Słońce schowało się za chmurami, a ja poczułam, jak wiatr wichrzy mi sierść. Wiał mi w twarz, a ja rzeczywiście poczułam zapach zwierząt. Zaczęłam się lekko stresować, ale nawet jeśli zauważy, że nie potrafię polować... Nie mam nic do stracenia, skoro już się domyślił...
Kiedyś, kiedy jeszcze mieszkałam u ludzi, obejrzałam pewien program o wilkach. Widziałam, jak polują, ale niewiele mi to dało, bo nie rozumiałam ludzkich słów. Z moich obserwacji wyniknęło jedynie to, że lubią celować w szyje, tak, żeby rozerwać tchawicę. Ja sama zazwyczaj znajdywałam padlinę, ale kiedy już przychodziło co do czego, to zabijałam młode, lub chore osobniki. No i musiałam mieć niesamowitego farta.
Droga nieco mi się dłużyła, bo nadal panowała cisza, ale woń stawała się coraz silniejsza, więc nie traciłam zapału. Mimo tego, coraz bardziej się stresowałam, a umysł zaczął mi podsuwać różne, przykre myśli. Nagle ujrzałam, jak Grayback zatrzymuje się, a potem zniża głowę i lekko zgina łapy. Zrobiłam to samo, zbliżając się do niego. Kiedy byłam na jego wysokości, ujrzałam grupkę łagodnych sylwetek naszych celów.
<Gray?>
Czytaj dalej »

sobota, 26 listopada 2016

Harda cd Convel

Prychnęłam z pogardą na mojego partnera i szybko wytarłam łzy. Nikt nie mógł tego zauważyć.
- Ja... przepraszam. - szepnął cicho Winged i położył się na ziemi. - Wybacz mi...
- To nie twoja wina. - mruknęłam, nadal płaczliwym tonem.
Nie to nie. Jak będzie czegoś chciał - ja mu nie pomogę.
Wilk położył uszy po sobie i spojrzał w ziemię. Wiem, jak musi się teraz czuć. Bezużyteczny. Wyobcowany. Niechciany.
- A twoi rodzice? - spytałam go. Przecież nie mógł tak po prostu sobie chodzić po lesie bez niczyjej opieki...
- Nie pamiętam. - odpowiedział, zapewne zgodnie z prawdą. - Zgubiłem się...
- Jak to? - To wydało mi się dziwne. Rodzice go nie szukali?
- No... odszedłem od rodziców, przyszli jacyś ludzie i mnie zabrali... - odparł.
- Biedactwo. - Przyjrzałam się basiorkowi.
- A... jak mogę do Ciebie mówić? - Wilk podniósł łeb patrząc na mnie niemalże błagalnie.
- Mamo. - odparłam po namyśle. - Mów mi mamo.
<Winged?>
Czytaj dalej »

Convel cd Harda

Gdy usłyszałem wołanie swojej partnerki, natychmiast zwróciłem się w stronę głosu i w kilku susach znalazłem się przy niej. Asekurowała jakiegoś wilka, trochę mniejszego niż Mirabilis, ale także szczeniaka. Z jednej z jego tylnych łap sączyła się cienką strużką krew, znacząc drogę, którą przyszli na ostatkach śnieżnej brei.
- Kto to? - mlasnąłem niezadowolony. Szary wilczek był na wpół przytomny i osłabiony, ale nie ja byłem za niego odpowiedzialny, więc nie odczuwałem wobec niego jakiegoś specjalnego żalu.
- Powiedział, że na imię mu Winged. Z tego co wiem, jest niewiele starszy od Mirabilisa. Został postrzelony przez ludzi niedaleko stąd - odparła Harda, patrząc na mnie krytycznym wzrokiem.
Prychnąłem.
- I co zamierzasz? Taki młody wilk, na dodatek postrzelony, nie przetrwa nawet kilku dni.
- Wątpisz w niego? A powineneś dodawać mu nadziei! Jest praktycznie taki sam jak twój syn! - krzyknęła na mnie Harda, ale nie skuliłem się pod tymi słowami. Ten wilk, mimo że młody i ranny, był obcy i nie znałem jego zamiarów. Czemu miałbym ufać jemu i wierzyć w to, co powiedział mojej wilczycy?
- Mirabilis nie jest taki jak on! - warknąłem. - On nigdy nie byłby na tyle głupi, żeby dać się postrzelić! Trzyma się ze swoimi i jest bezpieczny wszędzie, gdzie się wybierze!
- Daj rannemu szansę i pomóż mi! - Harda była bliska płaczu.
- Jest dla mnie obcy. Po jego stanie sądzę, że i nieostrożny. Wracam do Mirabilisa - powiedziałem chłodno. Gdy się odwracałem, zdążyłem uchwycić moment, w którym wielka, lśniąca łza, skapnęła na ziemię, lądując między pożółkłymi źdźbłami zeszłorocznej trawy...
* * *
Nigdzie nie znalazłem mojego syna. Okolica ziałą nudą i bezbrzeżną rozpaczą. Nie wiem czemu, ale nie czułem się już tu bezpiecznie. Ruszyłem biegiem przed siebie, zwinnie wymijając drzewa i skacząc w dół z co wyższych wzniesień. Nagle uderzyłem w coś łbem.
- Auć! - usłyszałem. Potrząsnąłem łbem i podniosłem wzrok. To Snorri upadł na ziemię naprzeciw mnie.
- Ah, wybacz, Snorri - powiedziałem.
- Nic się nie stało - odparł. - Nie widziałeś może Floe?
- Nie. Mirabilis też zniknął.
- Pewnie są razem - zamyślił się Alfa.
- Uhm. Ale mimo wszystko nie czuję się tu dziś bezpiecznie. Powietrze jest jakieś takie gęste, jakby aura grozy wisiała nad lasem - zauważyłem. Snorri otrząsnął się.
- Spytajmy Graybacka - zaproponował.
- Kto to?
- Jeden z nowych wilków wśród nas. No chodź! - pospieszył mnie. Przyłożył nos do ziemi, zaciągnął się i ruszył pędem przed siebie, a ja pobiegłem za nim. Nie wiedziałem dlaczego akurat tego Graybacka mamy szukać, ale cóż, wolałem zdać się na przyjaciela niż dalej trwać w niepewności.

<Snorri? Harda? Grayback?>
Czytaj dalej »

Nowe szczenię!

Witaj, Winged!


Winged to nieśmiały, lękliwy wilk. Mimo tego, czasem potrafi być bardzo odważny.
Kontakt: The Our Forest - Howrse.

Czytaj dalej »

Od Hardej

- Halo? - Podeszłam bliżej do wilka, na oko młodego basiora. - Żyjesz?...
Zwierzę nieznacznie drgnęło i wiznęło przez nos. Jedno ze swoich żółtych, zwierzęcych oczu skierował na mnie.
- Uciekaj... - wydyszał ciężko, podejmując próbę poderwania się z ziemi. - Biegnij!
Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się. Przecież niczego tu nie było...
- Ludzie. - parsknął basior. Nadal się nie podniósł. - Po prostu biegnij.
- Nie. - odmówiłam, podchodząc bliżej. - Pomogę ci...
- Niby jak?! - krzyknął basior, zapewne z bólu. - Zostałem postrzelony w zad! Nie mogę wstać, a co dopiero chodzić!
Zamarłam. Został postrzelony...
Nie, to nie mogła być prawda. Przecież na naszych terenach nie ma ludzi...
- Po prostu się zamknij. - Zbliżyłam się do basiora i chwyciłam zębami za jego skórę na karku.
- Co robisz?! - jęknął głucho, próbując się wyrwać.
Cholera, ciężki był. Mocno zaparłam się tylnymi łapami o ziemię i pociągnęłam go z całej siły w swoją stronę. Kątem oka zauważyłam jak mój oddech zamienia się w biały obłok.
Basior ostrożnie postawił obie przednie łapy, zapierając się podobnie do mnie.
- Dasz radę! - zawołałam, podchodząc do jego zadu i wpychając pysk pod jego brzuch.
Tylnia część ciała wilka nadal leżała na ziemi, więc postanowiłam ją podnieść. Delikatnie, ale zdecydowanie podniosłam pysk do góry, a wraz ze mną podniósł się basior. Wilk jęknął, kiedy lewa noga dotknęła ziemi i szybko ją uniósł.
- Dzięki... - wysapał.
- Nie ma za co. - odparłam, patrząc na niego. - Masz jakieś imię?
Basior spojrzał w niebo, na przelatującego tam ptaka.
- Winged. Nazywam się Winged. - odpowiedział, patrząc mi w oczy.
***
W końcu doszliśmy do celu. Winged utykał i szedł bardzo powoli. Ale się udało.
- Convel! - krzyknęłam przy wejściu na tereny watahy. - Chodź tu!
<Convel? c:>
Czytaj dalej »

piątek, 25 listopada 2016

Od Hiver

Przechadzałam się po przyprószonej śniegiem ścieżce, napawając płuca chłodnym, czystym powietrzem. Mój oddech zamieniał się w parę, rozpływając się pośród porannej mgły.
Moje sprawne, choć nadal nie do końca, oko wychwyciło ruch gdzieś po prawej. Przystanęłam, starając się zauważyć to coś. Widziałam białą plamę, która po pewnym czasie zamieniła się w uśmiechniętego wilka.
- Cześć. - przywitał się, podchodząc jeszcze bliżej.
Cofnęłam się o krok, mierząc wzrokiem białego basiora stojącego naprzeciwko mnie. Uniosłam brew, nie za bardzo przypominając go sobie.
- Znamy się? - zapytałam chłodno, prostując się.
- Amistoso. - przedstawił się, wlepiając we mnie swoje jasne oczy.
Jego spojrzenie jednoznacznie nakazywało mi odpowiedzieć.
Skinęłam łbem, tak, jakby zadał mi jakieś pytanie i cofnęłam się jeszcze o krok. Boże, czemu co drugi mój spacer kończy się spotkaniem z jakimś wilkiem?
- Muszę iść. - mruknęłam cicho, pod nosem, ruszając do przodu. Ominęłam go, jednak ten nie zrezygnował.
- Jak masz na imię? - zapytał, truchtając obok mnie.
- Nieważne.
Uśmiechnął się, dalej sunąc obok mnie.
Przyśpieszyłam, a on zrobił to samo.
- Hiver. - warknęłam, oczekując, że basior zaraz odejdzie.
Ten jednak ciągle był obok.

<Amistoso? ^^>
Czytaj dalej »

Snorri cd Celestial

- Celly. - szepnąłem bardzo, bardzo cicho. - Chciałbym cię zabrać w miejsce, które niedawno odkryłem. Będziemy tam pierwsi.
- Pierwsi? - spytała, przechylając głowę. - Nikt tam jeszcze nie był?
- Żaden wilk nawet nie dał susa w tamtejsze krzaki, Celly. Żaden. A poza tym to będzie pewien rodzaj szkolenia... - oświadczyłem.
Od dawna wiedziałem, że Celly, moja starsza córka, chce być w przyszłości alfą. Miała do tego predyspozycje, nie zaprzeczam. Mimo wszystko, potrzebowałaby drugiej osoby rządzącej, przyjaciela, towarzysza, ewentualnego ojca szczeniąt... Tak. Zdecydowanie.
Jeszcze długa droga przed nią.
Dokładnie wiedziałem, gdzie chcę się udać. Na miejsce zwane Krwiściągiem, gdzie niegdyś żyli ludzie - teraz już ich nie ma, jednak zostały stare budynki czy przedmioty codziennego użytku.
- Tato? - Celly wymruczała nieśmiało, patrząc na mnie - Gdzie idziemy?
- Zobaczysz. - odparłem.
- A mogę mieć jeszcze jedno pytanie? - wydusiła z siebie nieśmiało i oblała się rumieńcem.
<Celly?>
Czytaj dalej »

niedziela, 20 listopada 2016

Od Hardej

Spacerowałam sobie tym razem samotnie, bez Convela i Mirabilisa.
Mirabilis... właśnie. Urósł w zastraszającym tempie. W zamyśleniu zboczyłam z głównej ścieżki prowadzącej do naszej watahy.
Właściwie to niemalże wieki nie zapuszczałam się na tereny niczyje, a w tej części nawet nie byłam. Dziwne. Jakiś instynkt mnie tam popychał. Postanowiłam iść dalej, ostrożniej stawiałam łapy na twardym, nieubitym podłożu. W miarę jak parłam do przodu, do moich nozdrzy docierał coraz intensywniejszy odór krwi.
- Co jest? - mruknęłam do siebie. Zazwyczaj ta woń była przyjemna; oznaczała, że coś zjem. Ale tym razem czułam tylko dziwne ukłucie w środku klatki piersiowej.
Dałam susa przez krzaki. To, co zobaczyłam sprawiło, że aż krzyknęłam z przerażenia.
W kałuży krwi leżał młody, szary wilk.
<kont. samodzielna>
Czytaj dalej »

sobota, 19 listopada 2016

Grayback cd Kangae

Ona kłamała, a ja czułem to całym ciałem. Każdy najmniejszy ruch mówił mi, że kłamała.
A ja nie chciałem wierzyć; chciałem zaprzeczyć. Chciałem wierzyć, że Kangae nigdy nie miała do czynienia z ludźmi w ten pozytywny sposób.
Jęknąłem w duszy; co się ze mną dzieje?! Czemu ona mnie aż tak obchodzi?! Czemu nie jest po prostu znajomym wilkiem...
Wieczorem Jeleni Las wyglądał naprawdę dobrze. Tak tajemniczo, niebanalnie...
- Podoba ci się? - zapytałem wilczycę.
Kangae rozejrzała się wokół siebie.
- Chyba tak. - odparła krótko, mrużąc oczy.
Przestąpiłem nerwowo z nogi na nogę. "No dalej, Gray. Co ci do cholery jest?!" - fuknąłem na siebie w myślach. Robię z siebie debila z powodu nowej wilczycy...
Cóż, wygląda na to, że raczej mi się nie polepszy. Odwróciłem wzrok na waderę.
<Kan? c: Tak, to to, co myślisz. xd>
Czytaj dalej »

piątek, 18 listopada 2016

Kangae cd Celestial

Nie chciałam przeszkadzać Calme w rozmowie z tymi wilkami. Nigdy ich jeszcze nie spotkałam, ale zakładałam, że skoro jestem tu od niedawna, to mogą być to jakieś ważne osoby. Albo nowi.
Mimo tego, wolałam do nich nie podchodzić, ale cóż, stało się. Kiedy tylko wyszłyśmy na polanę, Alfa zwróciła na nas swoje oczy. Zaczerwieniłam się i podeszłam do niej, tuląc uszy i potulnie schylając głowę. Wtedy Onyx obrócił się, pokazując swoje zadrapania.
- Onyx! Co ci się stało? - wadera podeszła do ogierka, uważnie oglądając jego bok. Widziałam, jak jej dwaj towarzysze wymieniają spojrzenia. - Kan, co się stało?
Jej ton nie był ostry, nie miała do mnie pretensji. Uniosłam nieco głowę i postawiłam uszy z powrotem.
- No... cóż, Calme... Znalazłam go na polanie, razem z Celestial... - zaczęłam nieśmiało. Wadera nie dała mi jednak dokończyć, kierując swój wzrok na córkę.
- Czy możesz mi to wyjaśnić?
Małe szczenię nerwowo przygryzło wargę.
- No bo... No bo ja...
<Cel? >
Czytaj dalej »

Kangae cd Grayback

Czułam, jak te słowa powoli do mnie dochodzą, a sens wynurza się, niczym podtapiana istota, która uwolniła się od swojego prześladowcy. Czyli się domyślił. Wszystko stracone. Nie ma szans, by zatrzymali pół-wilka.
- Nie wiem... - szepnęłam niepewnie. Po chwili jednak przełknęłam ślinę i podnosząc głowę zdobyłam się na ogromną odwagę... Oczywiście dla mnie był to wyczyn niesamowity, najpewniej dla nikogo innego nie stanowiło to problemu.
- Nie wiem, Gray. Nie znam ludzi, nigdy u nich nie byłam. - powtórzyłam mocnym, stanowczym tonem. Basior spojrzał na mnie ze zdziwieniem, otwierając usta, by coś powiedzieć. Zamknął je jednak, niemal natychmiast. Przez chwilę zajrzałam w jego podejrzliwe źrenice, ale odwróciłam od nich oczy. Przez ten ułamek sekundy zobaczyłam, że nie do końca wierzy w moje słowa.
- Cóż... w takim razie... - odparł powoli - Wybacz. Musiałem się pomylić. Zapomnijmy o tym, dobrze?
- Nie ma sprawy. - kiwnęłam głową, znów powracając do mojego normalnego tonu. Może jednak był on osobą godną zaufania? Może zachował by to dla siebie, gdybym go poprosiła?
Ale może postąpiłby zupełnie inaczej.
,,On wie", pomyślałam, przeskakując za nim niewielką kłodę. ,,A może jedynie podejrzewa, ale nie ma stuprocentowej pewności? Może chciał się jedyni upewnić?". Mimo tego, wolałam zakładać najgorsze.
Milczeliśmy przez całą drogę do Jeleniego Lasu. Byłam pogrążona w niewesołych rozmyślaniach i coraz bardziej ogarniał mnie niepokój. Czy nie powiedziałam tego zbyt sztucznie? Czy go nie obraziłam?
Szłam z głową tuż przy ziemi, tak nisko, że gdybym wysunęła język, to dotknęłabym ziarnistego piachu. Wsłuchiwałam się w nierówne odgłosy stąpania łap Gray'a, odgłosy lasu jak i w mój miarowy oddech. Po chwili usłyszałam, jak kroki mojego towarzysza cichną, więc uniosłam głowę.
- Już jesteśmy.
<Gray?>
Czytaj dalej »

czwartek, 17 listopada 2016

Snorri cd Celestial

- Na wyprawę...? - Spojrzałem na córkę.
Co prawda urosła już trochę i zrobiła się dojrzalsza, ale nadal była tylko szczeniakiem! Ale nic by jej się ze mną nie stało...
- Dokładnie, tato. - odparła twardo, patrząc mi w oczy. - Na wyprawę.
Myślę, że mógłbym z nią pójść do Puszczy, Tundry, Wybrzeża albo Oazy. Ehh, coś czuję, że nie będzie chciała żadnego z tych miejsc...
- A gdzie? - zapytałem, nerwowo przechodząc z nogi na nogę. Tylko nie na Czarny Grzbiet, tylko nie na Czarny Grzbiet...
Chociaż znając Celly było niemalże pewne, że będzie chciała pójść tam, gdzie jest największe ryzyko.
<Celly? Wybacz długość.>
Czytaj dalej »

środa, 16 listopada 2016

Grayback cd Kangae

Postanowiłem, że najpierw pokażę jej Jeleni Las, a potem Zajęczą Łąkę. Jak nietrudno było się domyślić, nazwy te się wzięły od zwierzyny, która tam występowała. Raźnym krokiem parłem przed siebie.
Cholera, naprawdę było zimno. Wzdrygnąłem się z zimna, jednak miałem nadzieję, że Kangae tego nie zauważyła.
- Wiesz. - rzuciłem. - Pod koniec zimy wilkom odwala. Miłości i nie miłości, zakochania, i tak dalej, wyprawy w nieznane... Nie zdziw się, jeśli ktoś będzie cię zaczepiał, czy coś. To normalne.
Doszliśmy do Lasu. Był dzisiaj cichy, jakby uśpiony. Za nim roztaczała się rozległa łąka.
- Kan... - szepnąłem cicho, patrząc jej w oczy. - Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne. - odparła, nieśmiało spuszczając wzrok.
- Jak... jak było u ludzi? - wydusiłem z siebie jednym tchem.
<Kan?>
Czytaj dalej »

poniedziałek, 14 listopada 2016

Convel cd Calme

- Ile on tak właściwie ma? Znaczy się, jak dawno temu się urodził? - zapytałem nieco ciszej, widząc, że basiorek przysypia, albo nawet już zasnął.
Calme zamyśliła się na chwilę.
- Około dwóch miesięcy - odparła po chwili.
Kiwnąłem głową, a Alfa wyszła z gawry. Po chwili jednak wsunęła z powrotem łeb.
- Mogę cię z nim zostawić, prawda?
- Jasne - uśmiechnąłem się. Musiało to wyglądać niedorzecznie z moimi wielkimi kłami, bo Calme zachichotała, po czym zniknęła na dworze. Ale co ja poradzę, jestem potężnym wilkiem. Trudno mi jest się uśmiechać, nie wyglądając groźnie.
Shadow spał na mnie, a ja nawet nie drgnąłem, nie mając serca go budzić. Ostrożnie wyciągnąłem przed siebie łapy, kładąc na nich łeb i przysnąłem w identycznej pozycji co szczeniak.
* * *
Ktoś wepchnął mnie do wody.
- Jak mogłeś?! - usłyszałem pretensjonalny bas gdzieś za sobą. Zacząłem tonąć. Woda była zimna i mętna, kończyny odmówiły mi posłuszeństwa, a powietrze powoli się kończyło.
Zobaczyłem białą sierść i groźny, szyderczy uśmiech, zniekształcone przez fale na powierzchni potoku...
I nagle wystrzeliłem w górę. Mimo odmrożonych łap, poruszałem się szybko i zwinnie. Gdy tylko wynurzyłem się z wody, uniosłem łeb. W górę ciągnął mnie mały, czarny szczeniak o wielkich skrzydłach, zupełnie przeciwnych do jego umaszczenia: białych. Skrzydlaty wilczek spojrzał na mnie. Ślepia miał jak dwa małe węgielki, tańczyły w nich dzikie, aczkolwiek przyjazne iskierki. Postawił mnie na ziemi i stanął między mną a białym basiorem.
- Nie skrzywdzisz go - powiedział. Dziwnie rozbrzmiał jego głos. Trochę jakby szept poniósł się echem. Nieśmiały, łagodny i stanowczy zarazem.
Wilczek rozpostarł skrzydła. Oślepiło mnie jasne światło. Biały wilk rozpłynął się w blasku, jaki bił od skrzydeł szczeniaka.
* * *
Gwałtownie otworzyłem ślepia, ciężko dysząc. Gdzieś na zewnątrz toczyła się rozmowa. Prawie zapomniałem o szczeniaku na moim grzbiecie, ale w ostatniej chwili oprzytomniałem i postanowiłem nadal trwać w bezruchu. Zamglony wzrok sprawił, że widziałem tylko niewyraźne zarysy. Po chwili do gawry weszły dwie białe plamy, znaczy się, wilki.
- O, patrz Snorri, Convel się obudził! - powiedziała radośnie jedna plama, w której rozpoznałem Calme.
- Właśnie widzę - odparł Alfa. - Shadow również właśnie wstał! - z tonu jego głosu wywioskowałem, że się uśmiecha. Poczułem, że ktoś przeciąga się na mnie i usłyszałem ziewnięcie. Po chwili mała, czarna kulka popiskując podbiegła do wilków. Podniosłem się sennie i zamrugałem kilka razy. Obraz wreszcie stał się wyraźny. Shadow tulił się do rodziców. Nagle wzdrygnąłem się, przypominając sobie mój sen.
- Convel, czy miałeś może zły sen? - spytał niespodziewanie Snorrs.
- Owszem. Po prostu koszmarny! W ogóle się nie wyspałem - pożaliłem się.
- Hmm... bo wiesz, zdaje się, że Shadow też miał zły sen - powiedział Alfa.
- I podejrzewamy, że ma jakiś dziwny dar. Ostatnio często widzimy go we własnych snach, raz są one dobre, raz złe - dodała Calme. - Budzimy się w takim samym nastroju co on.
Zamyśliłem się. Rzeczywiście dziwne. I nagle zacząłem łączyć fakty. Ten szczeniak w moim śnie, to był Shadow!
- W moim śnie też pojawił się wasz syn... - szepnąłem, patrząc przez chwilę w ziemię. Gdy podniosłem wzrok, napotkałem zaciekawione i jednocześnie nalegające spojrzenia pary Alfa.

<Snorri? Calme? Pojechałam po całości z długością opowiadania xd>
Czytaj dalej »

Od Mirabilisa

Leżałem w płytkiej, trochę jeszcze chłodnej wodzie potoku. Floeado, córka Alf, wtulała się we mnie. Oboje mieliśmy przy sobie dziwne poczucie bezpieczeństwa. Nagle moje myśli odpłynęły wraz z nurtem potoku. Pogrążyłem się we własnych rozmyślaniach.
Byłem już prawie takiego wzrostu jak tata.
Byłem silniejszy niż na początku zimy.
Umiałem tropić i polować.
Byłem w stanie bronić siebie, swojej watahy i swojej rodziny.
Mogłem swobodnie poruszać się po terenach watahy.
Miałem przy sobie Floe, która kochała mnie tak mocno, jak ja ją.
Eh, życie. Wszystko tak szybko się zmienia. Nawet nie zauważyłem, a już jestem zupełnie innym wilkiem. Pamiętam nawet, że jako mały wilczek, już lubiłem bawić się z Flo. Poza tym, mama i tata też dużo mi o tym opowiadali.
- Mirabilis, powinniśmy chyba wracać na śniadanie - delikatny głos Floe wyrwał mnie z zamyślenia.
- Racja - odparłem. - Szukamy twojego taty? Pewnie teraz poluje, to nie powinno być trudne.
- Zgoda - uśmiechnęła się waderka. Oboje podnieśliśmy się z wody i wyszliśmy na brzeg, by się osuszyć. Gdy wesoło ochlapywaliśmy się nawzajem, usilnie próbując otrzepać się z wody, nagle miałem takie dziwne przeczucie, że ktoś nas obserwuje. Gdy w krzakach mignęło mi wilcze futro, zacząłem się niepewnie wycofywać.
- Floe, może jednak wracajmy - powiedziałem stanowczo. Wycofywałem się obserwując krzaki i spychając sobą Floe. Wilk poruszył się.
- Czemu... - zaczęła, ale przerwałem jej.
- Floe, uciekaj! - ryknąłem, tyłem zbierając się do sprintu. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na krzaki.
Wilka nie było.
Coś mignęło mi z prawej. Obróciłem się, przechodząc natychmiast w sprint i doganiając waderę, ale biegnąc za nią.
- To tylko ja, biegnij dalej - powiedziałem, uderzając łapami o ziemię. Cień wilka powoli nas wyprzedzał. Wzdrygnąłem się, nie przerywając biegu. Gdy wypadliśmy na zalaną porannym blaskiem polanę, staliśmy pod słońce.
Naprzeciwko stał wielki wilk. Przez słońce, które mocno oświetlało go od tyłu, nie widzieliśmy ani koloru futra, ani pyska obcego.
- Kim jesteś? - warknąłem, zasłaniając sobą Floe.

<Wielki, obcy wilku...?>

Czytaj dalej »

Od Convela do Calme

Szedłem powoli w stronę gawry. Jasne słońce zalewało wszystko wokół jaskrawą, pomarańczowo-złotą poświatą. Wielka kula światła dopiero wynurzała się znad horyzontu, więc nie zdążyła jeszcze rozgrzać otoczenia. Chłód poranka wnikał w moje kości. Ptaki dzienne powoli budziły się ze snu, sowy właśnie zasypiały w głębokich dziuplach w pniach drzew.
Kilka jaskółek przeleciało tuż nad moim łbem.
- Będzie padać - mruknąłem do siebie, odrobinę przyspieszając kroku. Już po chwili wyszedłem na znajomą polanę, z której błyskawicznie trafiłem do celu.
W środku leżał czarny basiorek. Mały, skulony i drżący z zimna. Zupełnie mi nieznajomy, toteż nieszkodliwy. Nie wezwałem więc nikogo.
Uznałem, że Celestial, Floe i Mirabilis wrócą tu niedługo. Zapewne byli na jakimś spacerze. Ułożyłem się wygodnie pod wschodnią ścianą niedźwiedziej gawry. Gdy tak leżałem nieruchomo, z łbem położonym na wyciągniętych łapach, usłyszałem cichy pisk. Uchyliłem leniwie jedno oko.
Czarny basiorek, liczący sobie pewnie około tygodnia czy dwóch, z wielkim trudem stanął na swoich cienkich, młodych łapkach, ale po chwili upadł. Nie poddawał się jednak. Mimo zamkniętych oczek wyczuł mój zapach i zaczął się czołgać w moją stronę. Po chwili stał już stabilnie i wolno posuwał się w moją stronę. Patrzyłem na to jednym okiem, oniemiały z wrażenia. Nigdy, naprawdę nigdy wcześniej go nie widziałem!
Gdy malec był w połowie drogi, do jamy weszła Calme. Popatrzyła na niezwykłą scenę i wycofała się, zostawiając w środku tylko łeb.
Czarny jak węgiel, malutki, puchaty wilczek wtulił się przyjaźnie w moją pierś. Zalała mnie kolejna fala zdziwienia.
- Lubi cię, Convel - szepnęła Calme.
- Kim on jest? - spytałem cicho, rzucając znaczące spojrzenie na szczeniaka. Okazało się, że otworzył zaspane oczy i teraz patrzył na mnie dwoma malutkimi węgielkami. Ziewnął przeciągle.
- To Shadow, nasz syn - odparła.
- Nasz? Znaczy się, twój i Snorriego?! - Byłem w ciężkim szoku. Czarny?! Calme tylko kiwnęła łbem, podchodząc do mnie i ostrożnie zabierając młodego do siebie.
Basiorek podniósł się zaraz po tym, jak Alfa postawiła go na ziemi, kilkunastoma drobnymi kroczkami wracając do mnie, a ja postanowiłem wydobyć coś ze swojego gardła, zamiast trwać w tej uporczywej ciszy.
- Ale... czemu on jest czarny? - zapytałem, gdy basiorek wskoczył na mój grzbiet.

<Calme? To nasze pierwsze opowiadanie xd>

Czytaj dalej »

niedziela, 13 listopada 2016

Convel cd Amistoso

Nocne polowania odkąd wróciliśmy z Hardą do naszej rodzinnej puszczy stały się moim ulubionym zajęciem. Czego chcieć więcej, jeśli nie niczego nieświadomych, najedzonych zwierząt, w sam raz na jutrzejsze śniadanie?
Teraz skradałem się po cichu do młodej sarny. Byłem już bardzo blisko, aż usłyszałem trzask gałązki. Sarna uniosła łeb i pogalopowała w las, a ja fuknąłem wściekle, przeklinając w myślach sprawcę hałasu. Nagle w moje nozdrza uderzył obcy, wilczy zapach. Nie dbałem już o to, czy hałasuję, czy nie. Niedaleko znajdowała się niewielka polana, na którą zaprowadził mnie obcy zapach. Skąpana w srebrnym blasku księżyca trawa sprawiała wrażenie pokrytej szronem. Prawie na jej środku stał zupełnie mi obcy basior o białej sierści. Przyspieszyłem, długimi susami zbliżając się do wilka. Tuż przy nim zwolniłem kroku, szczerząc kły.
Wilk odwrócił się.
- Kim jesteś? - spytał, patrząc na mnie uważnie.
- Kim jestem? - prychnąłem - Może najpierw ty mi powiedz, kim ty jesteś? - uniosłem brew, warcząc gardłowo i szczerząc kły.
- Wolałbym chyba porozmawiać na spokojnie - odparł cicho.
Zdziwiłem się tak bardzo, że z wrażenia schowałem kły i popatrzyłem na basiora łagodniej. Po raz pierwszy ktoś obcy tak mnie potraktował.
- Amistoso - dodał basior.
- Convel, wilk Beta tutejszej watahy - przedstawiłem się. - Co tutaj robisz?
- Szukam schronienia. Ale skoro mówisz, że tutaj stacjonuje jakaś wataha, pewnie szybko muszę się stąd wynieść...
- Zaczekaj - poprosiłem, patrząc jak wilk odwraca się z wolna. - Czy... chciałbyś może dołączyć do nas?
Jestem pewien, że dziwnie to zabrzmiało. Nigdy nie miałem doczynienia z nowymi wilkami, nie licząc Hardej. Tak szczerze, Snorri, Harda i Mirabilis to jedyne wilki w naszej watasze, które bardzo dobrze znam. I które darzę bezwzględnym szacunkiem. Nigdy nawet nie rozmawiałem z resztą wilków.
- Dołączyć... do was? - wilk zmarszczył brwi. Po wyrazie konsternacji na jego pysku poznałem, że musiał się nad tym głęboko zastanowić.

<Amistoso? Słucham, co zdecydujesz?>
Czytaj dalej »

sobota, 12 listopada 2016

Od Amistoso

Była już prawie noc, a ja zmęczony długą wędrówką szukałem miejsca na nocleg. Pierwszy raz od dość dawna wyruszyłem ze znanych mi terenów w nieznane mi dotąd miejsca. Miałem już dość samotności. Tęskniłem za rozmową z drugim wilkiem, za jego towarzystwem. Miałem nadzieję, że wreszcie znajdę watahę w której poczuję, że jest to miejsce w którym mogę zostać na zawszę. Odkąd moi rodzice zginęli byłem w kilku watahach, jednak w żadnej nie poczułem tego czegoś. Rozejrzałem się wokoło. Było tutaj zwyczajnie, ale jednak pięknie. Do moich uszu docierał śpiew ptaków i szum potoków. Mógłbym tutaj zamieszkać... Ale muszę najpierw znaleźć miejsce w którym przenocuję. Słońce dość dawno schowało się, a zamiast niego pojawiła się srebrna twarz księżyca. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem się. Ujrzałem postać wilka.
- Kim jesteś? - zapytałem.
<ktoś?>
Czytaj dalej »

Convel cd Harda (wyprawa cz. 4/4)

Obiecałem Hardej, że wrócimy do Mirabilisa. Nie sposób było nie dotrzymać danego słowa. Po pierwsze: obiecałem do mojej Hardej. Po drugie: łamanie danego słowa nie leży w mojej naturze. Po trzecie: mam swój honor, a honor jest dla mnie najważniejszy.
Zaraz po Hardej.
I Mirabilisie.
I Snorrim.
I reszcie watahy.
Tak. Właśnie tak.
Po cichu poleciłem mojemu rysiowi, żeby znalazł coś na zapakowanie i bezpieczne przetransportowanie srebrników do domu. Sam za to - nadal zbierając roślinki tak drogie w naszej watasze - kątem oka obserwowałem waderę. Była trochę niespokojna, ale szybko się zrelaksowała i pomogła mi zbierać srebrniki. Dopiero w chwili, gdy ryś wrócił z dużym liściem i mocną lianą zacząłem się niepokoić.
- Harda, czy w tych górach coś rośnie? - spytałem cicho.
Wadera drgnęła lekko na dźwięk swojego imienia. Spojrzała na mnie niepewnie, przekrzywiając łeb.
- Nic tu nie rośnie. To miejsce pokryte jest czarnymi skałami. Nawet paprotki nie znajdą tu oparcia - powiedziała.
- A więc jak wytłumaczysz to, co przyniósł Aurum? - kiwnąłem głową na wielki, zielony liść i mocną lianę, o równie świeżym odcieniu.
Wadera zamarła.
- Nie wiem... nie potrafię ci tego wyjaśnić. Stawiam jednak na to, że jesteśmy dość blisko jakichś terenów, a po dokładniejszyn obejrzeniu liany, mogę powiedzieć, że to Tereny Niczyje. - wyjaśniła naukowo moja partnerka.
Zamyśliłem się. Dziwne to trochę, że Aurum w tak krótkim czasie znalazł rośliny zielone, ale postanowiłem nie narzekać. Byłem już głodny, spragniony i zmęczony, więc z pomocą Hardej zrobiliśmy coś co dwunogi nazywają "sakwą", schowaliśmy do niej srebrniki i przywiązaliśmy do mojej szyi.
Postanowiliśmy wracać, zdając się tylko na mojego towarzysza, który - jak się przed chwilą okazało - umiał trafić dosłownie wszędzie. Po kilku godzinach spokojnego truchtu dostrzegliśmy wreszcie ziemię. Szarą, suchą ziemię, na której nic nie rosło. Słońce już zachodziło, dając nam wyraźny znak, w którą stronę musimy się udać. Aurum puścił się pędem przez odsłoniętą, szarą równinę, a my za nim. Mimo wszystkich starań nie mogliśmy dotrzymać mu kroku. A myślałem, że to ja jestem tu najszybszy!
Gdy na horyzoncie pojawiły się znajome, zielone drzewa, w moje nozdrza uderzył znajomy rodzinny zapach. Wyraźnie podniecony ryś pobiegł jeszcze szybciej, by po chwili wpaść na wielkiego, biało-szarego basiora. Uderzył o jego pierś z niebywałym impetem.
Wilk się nie przewrócił, ale Aurum owszem.
Zza wilka, który torował nam drogę, wyłoniła się mniejsza, śnieżnobiała waderka. Zbliżyliśmy się do obojga z nich. W oczach basiora paliły się dzikie iskierki przeplatane radością i nadzieją. Te głębokie, czarne oczy były wyjątkowo znajome, ale wilk niemal dorównywał mi wielkością i umięśnieniem.
- Kim jesteś? - warknąłem, a Harda schowała się lekko za mną, spięta i gotowa do ataku lub uniku.
- Nie poznajesz mnie, tato? - odezwał się nagle wilk. Zatkało mnie. Czyżby... nie... ale przecież...
- Mirabilis - szepnęła Harda, podchodząc do basiorka. Byli prawie równego wzrostu, Mirabilisowi brakowało tylko kilku centymetrów. Wtulił się w pierś matki. A ja nadal stałem jak wryty.
- Floe, nie bój się. To oni - mruknął cicho nasz syn, a córka Snorri'ego podeszła do nas bliżej.
- A jednak wróciliście - powiedziała nieśmiało. - Wszyscy już powoli traciliśmy nadzieję na wasz powrót.
- Jak tak można? Wiadomo przecież, że my zawsze wrócimy do rodziny - prychnąłem i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Gdy po kilku minutach uspokoiliśmy się, zaciągnąłem się znajomym, rodzinnym zapachem.
- Chodźcie. Musicie zobaczyć się z moim tatą. On martwił się chyba najbardziej - oświadczyła nagle Floe i ruszyła przodem równo z Mirabilisem. My troje, znaczy się: ja, Harda i Aurum, zostaliśmy trochę w tyle.
- A jednak udało się, kochanie - szepnąłem i liznąłem Hardą po pysku.
- Udało się - odparła ze łzami w oczach. - Udało...

<I tak oto kończy się nasza wyprawa! Wesoło i szczęśliwie :)>
Czytaj dalej »