poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Snorriego

Boli. To tak bardzo boli. To irytujące ssanie w żołądku powoli zaczyna przeradzać się w ostry ból. No nieważne. Jest coraz mniej zwierząt na tych terenach... Ale przecież nie będziemy teraz zmieniać terenów. Dzieci się urodziły, nadchodzi zima, która niemalże zawsze zbiera żniwo. W każdym razie u mnie w bazie każdej zimy umierał co najmniej jeden pies. Nie z głodu. Zagryziony w furii przez moich dzikich braci i siostry. Ale teraz, nie mamy tu stałych pór karmienia ani opieki medycznej ludzi, ilekroć coś się stanie. Jesteśmy zdani sami na siebie.
Przyśpieszyłem kroku, nie oglądając się za siebie. Na bogów, przecież tu musi coś być! Calme i dzieci nie będą zadowolone, jeśli nic nie będzie i przyniosę im jakąś mysz albo szczura tak jak ostatnim razem. Ewentualnie jakieś owoce leśne.
W końcu moje nozdrza podrażnił jakiś ostry zapach.
Krew.
Udałem się w tamtą stronę, ale niestety nie znalazłem żadnej martwej łani ani rannego jelenia.
Było tam trochę sierści i dużo rozlanej krwi. W środku tej masakry coś leżało...
Był to malutki lisek. Wziąłem go w pysk i poszedłem do gawry, być może ktoś będzie wiedział, co z tym zrobić.
<Ktokolwiek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz