poniedziałek, 27 lutego 2017

Od Nesibindiego

Nagle poczułem, że ten ciepły dom, w którym od tak dawna przebywałem, już mnie nie chce. Po chwili moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz. Pisnąłem cicho, nie mogąc znieść zimna, jednak po chwili coś ciepłego zbliżyło się do mnie.
- Jest śliczna... - usłyszałem. - Nafis. Nazwiemy ją Nafis. Jest taka podobna do ciebie...
Kim, albo też czym jest Nafis? Z resztą, nieważne. Jedyne, co mnie teraz obchodziło, to nagłe zniknięcie źródła ciepła. Pisnąłem cicho, ale chyba nikt mnie nie usłyszał. Głośny szum, skrzek, przytłumione głosy, a spośród tak wielu dźwięków udało mi się usłyszeć tylko kilka słów.
- Convel...? - spytał cicho pierwszy głos.
- Masz dla niego jakieś imię? - zapytał drugi.
- Niech będzie Nesibindi - wyszeptał Pierwszy. Cichy szelest, drugie źródło ciepła odsunęło się, a ja poczułem coś sypkiego i gryzącego pod własnym ciałem.
- Wspaniałe - powiedział Drugi. - Wiesz co, Cally?
- Co?
- Cieszę się, że nasze szczeniaki urodziły się tutaj, nad morzem. To najwspanialsze miejsce na naszych terenach, a one zapamiętają je być może jako pierwsze, które poznały.
- Masz rację, to wspaniałe - odparł Pierwszy. Do tej całej Nafis i Nesibindi doszło jeszcze jakieś Cally. Super, a może ktoś mi wytłumaczy, kto jest kim?!
- Weźmy je do lasu, niech poznają resztę watahy - usłyszałem drugi głos. Nagle coś chwyciło mnie za skórę na karku i uniosło. Zamachałem niezdarnie krótkimi, sztywnymi łapkami i zapiszczałem, ale uścisk nie zelżał.
Ta. Za to doszło dziwne trzęsienie.
* * *
Wstrząs. Wstrząs. Wstrząs. Fuknięcie. Przytłumione słowa. Szum, ale trochę inny niż ten pierwszy. Wstrząs. Poczułem jakiś dziwny zapach. Wstrząs. Wstrząs.
Nagle wszystko stanęło. Zostałem położony na czymś miękkim, co w niczym nie przypominało tego sypkiego czegoś, które poczułem jako pierwsze. Usłyszałem za to dziwny chlupot, może mlaskanie. Z wielkim wysiłkiem spróbowałem poruszyć się w tamtą stronę. Wkrótce odkryłem, że umiem się czołgać. Jednak coś dużego, silngo i ciepłego zagrodziło mi drogę, po czym przysunęło bliżej siebie. W tej chwili nie chciałem być ogrzewany, czy oni tego nie rozumieją?! Zacząłem mocować się z wielkim czymś, ale nic to nie dało. Nagle coś chwyciło mnie za skórę na karku (znowu) i wstrząsy znów się pojawiły. Pisnąłem, ale znowu mnie zignorowano.
* * *
Ciepło znów się pojawiło. Wcześniej jakieś okrzyki, głosy, wiele zapachów, ale teraz leżałem na czymś twardym, wtulając się w ciepłe coś. Słyszałem ciche, stłumione uderzenia. Cztery, przy czym jedno zdawało się łomotać we mnie. Po wielkim pojedynku z wielkim czymś nie miałem już sił, żeby zbadać źródło owych uderzeń. Niespodziewanie jedno ze źródeł ciepła, to, w które byłem wtulone, zniknęło. Postanowiłem wytężyć siły i zacząłem pełznąć za zapachem, ale wielkie coś znów przygarnęło mnie z powrotem do siebie. Grrr...
Na szczęście po chwili "stare" źródło ciepła wróciło do mnie i przytuliło.
- Jest nowa, Cadere. Chce dołączyć - usłyszałem pierwszy głos.
- Prześpij się, słońce - mruknął Drugi. - Tylko najpierw spróbuj uśpić Nesibindiego, urwis ciągle próbuje się wydostać.
- A Nafis? - padło pytanie.
- Już śpi - odparł Drugi.
Po chwili usłyszałem miarowe sapanie, a właściciel drugiego głosu usunął się z okolicy. Cóż, może tym razem uda mi się wydostać. Pełznąc powoli w stronę, skąd docierały do mnie świeże podmuchy. W końcu poczułem mnóstwo innych zapachów. Czując się wspaniale, począłem co sił w krótkich łapach poruszać się przed siebie.

<Hah, Cal? Nie mam siły do pisania szczeniakami, a ty i tak musisz odpisać Convelowi xD>
Czytaj dalej »

sobota, 25 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Nie mogłem ukryć swojej radości, kiedy dwie małe kulki znalazły się przy Kangae.
- Shika i Amber. - powtórzyłem z uśmiechem. - Amber i Shika.
Wilczyca przytuliła do siebie maluchy i dokładnie je wylizała. Po którymś myciu wyglądały o wiele lepiej.
- Na początku myślałam... - zdołała z siebie wykrztusić po kilku minutach milczenia. - Że..
- Że..? - zachęciłem ją, chociaż i tak zapewne znałem odpowiedź.
- Że Amber urodziła się martwa. - Wadera hałaśliwie przełknęła ślinę.
- Też tak myślałem. - szepnąłem.
Tymczasem oba szczeniaki leżały wtulone w puch matki, a Amber powoli pełzła w stronę jej łapy. Urocze. Shika co prawda był mniej ruchliwy jak na razie, ale to się może niedługo zmienić. Delikatnie ułożyłem się obok Kangae i przeniosłem Amber do siebie. Też chciałem się poprzytulać do szczeniaczków.
- To co? Do domu? - zapytałem. Akurat ten moment wybrała sobie mała wilczyca, żeby zacząć szukać u mnie mleka. - Kan, one chyba są głodne.
Wilczyca roześmiała się, co kontrastowało z wyschniętymi już łzami. 

Kan? 
Czytaj dalej »

Od Shiki

Próbowałem pełznąć w ciemności, przebierając łapami po czymś sypkim. Nie wiedziałem dokąd idę, ale ciekaw byłem co jest dalej. Może to dziwne ,,coś" nie przeszkodzi mi w sprawdzeniu co jest dalej?
- Shika, Shika, Shika, nie! Mały, wracaj tu! - usłyszałem delikatny głos. Pisnąłem z niezadowolenia, kiedy mocny uścisk chwycił mnie za skórę na karku. Zamachałem nogami, wyginając grzbiet i próbując się pozbyć nieprzyjemnego uczucia. Jęknąłem ze złością, ale nagle poczułem zimno na brzuchu. Znów miauknąłem, ale poczułem znajome ciepło, do którego podpełzłem wolno i wtuliłem się. W pewnym momencie przytuliłem się do ciałka, które było mniej-więcej takie jak ja. Opałem na nim głowę, starając się usnąć.
Nagle usłyszałem obcy dźwięk. Trzask i szelest, a ciepła masa sierści się poruszyła.
- Hej, Kan, Gray. Jak tam maluchy?
- Calme! Kochana, witaj! - zaprotestowałem głośno, kiedy źródło bezpieczeństwa się odsunęło. Poczułem, jak moje oparcie również poczuło się niekomfortowo i wyrwało się spode mnie, przysuwając się do uciekającego futra.
<Cal :3?>
Czytaj dalej »

Od Amber

Najpierw poczułam, że mój mały domek już mnie nie chce i próbuje się mnie pozbyć. Oczywiście, zapierałam się łapami, ale to i tak nic nie dało, gdyż wkrótce wylądowałam na zimnym, nieprzyjemnym czymś. Jedyne, co było przyjemne to coś z góry, które dawało przyjemne ciepło, aczkolwiek ono także po chwili zniknęło.
Zadrżałam zaniepokojona, po czym rozdziawiłam pysk w wołaniu o pomoc, ale czemu nikt nie pomagał? Coś chwyciło mnie za skórę na karku i uniosło do góry. Postanowiłam nie walczyć z tą dziwną siłą i pozwolić się podnieść, chociaż było tak zimno i nieprzyjemnie! W końcu zostałam ułożona obok dwóch ciepłych rzeczy i w obu z nich czułam delikatne miarowe uderzenia, takie same, jak wcześniej. Jednak nadal czułam się dość niepewnie, więc nie wykonywałam żadnych, absolutnie żadnych ruchów. W powietrzu dało się wyczuć spięcie i stres, to niedobrze. W końcu podczołgałam się do innego źródła ciepła i otworzyłam pysk w niemym płaczu. Byłam głodna.

Ktoś? :3
Czytaj dalej »

Nowe szczeniaki!

Trzy wadery z naszej watahy urodziły! Na świat przyszło sześć szczeniąt: Kasai, Snorri II, Nafis, Nesibindi, Amber i Shika, wszystkie przebywają pod opieką matek.
data:image/jpeg;base64,/9j/4AAQSkZJRgABAQAAAQABAAD/2wCEAAkGBxMTEhUSExMWFhUXGBUXGBgYGBYXHRgaFxUXFxcXFxcYHSggGBolHRcVITEhJSkrLi4uFx8zODMtNygtLisBCgoKDg0OGxAQGy0lHyUtLS0tLS0tLS0vLS0tLS0tLS0tLS0tLS0tLS0tLS0tLS0tLS0rLS0tLS0tLS0tLS0tLf/AABEIALEBHAMBIgACEQEDEQH/xAAcAAACAgMBAQAAAAAAAAAAAAAEBQIDAAEGBwj/xAA+EAABAwIFAgMHAgMIAgIDAAABAAIRAyEEBRIxQVFhInGBBhMykaGx8MHRFDNCI1JicoKy4fE0c6KzFUNT/8QAGQEAAwEBAQAAAAAAAAAAAAAAAQIDAAQF/8QAKxEAAgICAgEDAwIHAAAAAAAAAAECEQMhEjFBIjJxE1FhM7EEFCNCgZHw/9oADAMBAAIRAxEAPwDyqkbKqu5TYLKFTdIwkKbVdhDdRmyvwjLpWrQtG8W1a1QIRWIpqmpSspwDEvwDeU6wlN9QkNExukOGqxYJ9QljDc6nQSBaytii2xscW5E24V03FlrE4IRsicPX1Q23n+ndRrtqSLHSbA+qWWP11HoMoXKl0Li4MBMENnaZ4j7oIu1GVmZVXai08HturstpydlskndLoM5eEE4DAvqu0sBJ+yf1sodQAaHGCfGRB9B9lDLi6kBUY6CSJHFupT7EYyo7DuY2i4l5nUGyBe5BO5KtCPTGgumcrjMMblgJaPiPT9krqGV0GYZZWbqZEAfEOOxnugDklQMDiR5foklD1aQ7Vy0ZgKQDS6PENpUKmMvYmdirsS4sZ4oPHkkpfdDJPiqQs5UqCKlWVW8rdMKFUqUdxEu0UOrLTMRK0aVlWyndLQmwxtSVt6g0KbjZOlaG8FTSrQVWtkpaFLwVY0KiVOm5aK3sKWyRfBRVJhdZXYfDhsON0RisYLANg9VT6N7bKKInxLC0wVURKa1Rr3SyuzSVz5YNbQrVA1UACNAPeXd+h8vkq/ftEf2bZHMntFtkSSh3tTwloWiJxTT/APqbBIJueDsCdufn5QMTcxbtP7lWmmte7KqgUawtKQhcTTgozCvgKmuLp37Rq0DAIzBsuhmhMMGEErAlYb7ocobENCKqGyqwWGNUkbAbmJhTht8UCPdFWU4d7X+8BDRBgm4nyTnAUxqDnkEn4i4262CpdSGkBoJFM3EG/c9lNzRE6SBYmxm/TsuuKo6YxrQxNekW6W0wCTAO5vz2CW5jitLDTnxAx3854ROXuaXSbXseiHzHBOc6RcExq7oZcijBtGnKo6EzW8bldXk7Ipi0Ftid3X3i1h2KWYfLHQXADw8nYd0xwWJqtcLSzqYEnnzXLglzlfj9yOPb2SoVzVd7sNbGqYIgQF0tDFPdudApREWid4A3EfdJDiWjxtaJ5HdbbjC/wgQ7ck7W4uu9RVHRxVB+Z5ozWfdyW9Xc9TCWOrBzrA+iDxNCpVYXsY4tBILotbdCUcSWiAUkssYaM5qOgTNqs1CACItf9kNTCZHDajqNyoOw8FcUot7OZpvbBKhUGCUTiKSpwovCSOtGM0KGlG4jZLqj1R6Rui/Ss92oYckmAJKLOHfE6DETtx18u6MegpoGLUM8q2pXVUSkfYj7JtemOAwZfJHCXBiPy3GltkU05UzJq6YfRwj3bmArcRl0M1F8kIPEYvutOr6hAlXaio0+yrpIpFciy1p1qrEMIRWDUI+rTAt6Aq9OEI8FN8TQlRGEskWN3oHEVMYsCLqsiUG5pVbQr0LmPUnuVZCY0sJ4dRRSb6ArZdk+UmoC6QI4JhN6eTRdxAB+EgzPS3KBw1YBmkW6nqihXaXAA2mJPAjeP1V4vGki0eCRXiKPi0z0EnupUWQ11MOETEtnxep2HC3WqFx8RFxE/aFUytpfFT4eYXKmozbJppSsKwlQAmNTfDEROqOVtznar1BpgfPpKD/jSQ+IAkaTzHRCVKhdYGAqZMrUfSNOdLQy1Bx+KBz3lMsViKVJoa1wJNus9SkNOnA3lQoYc6i/STwPPgKC5Si09ixb+R07EF27JBgWsEdicK1jWuc8mwsLm5PyslQzD3TS2JJgOaRtHSbrssrwnvqg98wsGhpY2IDrf1dr7I4YS232MpM5oVCBAY6P6S4fWeUxyXIqlYl7jYERc79h5InGUXPquaHAhkNAaIE82+QXVZJRcymGO3FvMbhdbk0qZScnGIT/APjqbKAotENcTP8AqaZP1XlOY5a+lVdTgmDv17het4isI9frwlmLxNMGS0EwTtK58mznSZ5qHOFiCFTWeV6Uz3NQy6m2RO8dPz5LH5XQeSGsb0+f4UOTqh9nlz6hNlvDBei432Qpuu0aVyeZeztWk42JHUfZIk7FsXVRIRGUez1TEv00x5ngbXPzRmVZQ+q8MAufoLXXqeV4KnhaehgHJJ6ncqqhfYJMByX2Tw+GaPCHvj4nCd94BROc4QPoVWgbtIG3p6KdbFSimH+zJ7FUrQlHz3WoxbopUaaMxtP+0edhJ+6HpC9lySdML0Vim6Y4TTCYSyrLuIRNBytDjyKRSsrx1Cyqy2oJujcQwkISjQgppe+0HySx5HCqoVITGlRaQZSfEmHkDZK7T5GutjT3oIQj6/Coa4qAmU7nuwuRp773VbyFfWpSgi0pKEYMykNaYYw2gcJcyYlXteSip+loClonhmzLnbDjr2U2VyAW28UE+nfhDscQN1S2sbjcuNuyjfhC34QxNe0TbYx59VSbm61UBYG6tzt26qVIgkc/P9FPg/IrT8m/4R0av6evXyW2hGNGg6ueBtbsEPWqEknqujSqiul0ToMc4hrQSeyulwOlpMyDY/nZE5WRTaXFrtR2MwI/qlZTiDUDSDs3SdjyTNyP3TNXVMbxdl+VZY6pXEkGCDIgjrK73M6jarRTYCXjodHhi7gTv0A6rlclaaANUm5gDw6oceYHQfhXWYVri/U5wcLOa+A0nq3u0bfNPFJLRtdotw9GkxoqBsEWjmNp79z2RDM0a6SG+EEXPUmLDokeMqHFPa7QdDSWEsJ3vv2Q+KqimBT1GGuF/LafUfRHJpBkl57G+Z5iGFo85+cj9Ah3z7t1R0RaPIfuf0SbEHXVBcbANcewjUfsPkrG4ipWmbMEeEdJOlvnsoACsqwjnFz3Hfi9thH0TvD0HNut5dR+VtuYtPzn6pyyggGyNJ0hUYlzTLTe33n9lexsFFYTBMkvN3IxtisAy/BNpkuDQD9goYmvv1KY4psArmczxgbsf+fwwrXQIRtltTEXA/OydYR2phb2XFUsSS8ei67LSZ7IKVjZIUeVY/Lzrex3DnfcoEZfAlegZxloNV7gJ7dSuZzHLH8C54RcYuNs2mtiAVLxymFDDuF4sg3Zc9viIO6c4WoS2D0UoY1K9ixVlT6jYugn1ASt12HZUMw5lRWR9CqTJVmuiyVVGkG66Ci0xBVeJwciYTy6C+hThqq3XqXU6uELdlW0XEpoytUBPRlSvAug317ozF0wRZAuoouTQbZPU3QFqkQgm7ImmkySvonKRIGWkn8uo0yxvn0QVXEcREE/dTpOE7bXKVwZmmNaTw92p9+ANoRFSLaQBHRB0acwUbQpDUNRtzyjGd6HUix1J0Axuo4JnjBtAPKsqVzIaObX4HVV1YDdMx0hbM1jkqdsbIuNDd+JY0EQLgxHVX4WsHBodYMN3f1STAg8+RXP06MBMstAcRLiGyCYi8Xj87J/5hydLoEsjekO6ADSXmRrbAFMkaSJlzgN9VvRWjEPqlrQwtbMWsT5DjzS+mWh5c50UxJiYAi9zygsr9s2vxVNtOg6C4AOncE3McBVhLk78D8kejZLlf8AC0n63yHS6OAuSzGpT1nU6zryR0vEjj902x+eF+oD4GgiJ+KJP2CRUmMq1tYEAAeEwbmJNvQK1XtoONN3KQZTwhedWqQbRHaJPaAU2weCk/4R9SeT6T6lSwmkugDtHf8ACV0lLLTF7D7rncU3oWUlegfAiyY0nGFgwzQLWH5dRFQC0ylcaAnZt9PlWU6llCZ7LTbJemMV5jdpHELgsfig6oRNhYen4V1XtFiXNpkNBva32H2XB1KLm6dVnOuAenX5/YoykdP8PC9sd5Rhi588LsqDNInslOQYQNph3r6n8Cd6PDPJ2CeOkQzSuQHTp6iTF1XWwreR3KY0KYhSdRHRGyRzFXK2vFxEmYUHZQxsfMroatDol9elE8/myAKOdxGAbeB2CCxLKVONpH1OxXQupHndJMblJMuiTvJScEZIX08QzUbdgqn12Ex+dldRyktB0yXOmXHjs3olFfD1GmACTuT9ro8Q0EV3NsT3P6BBYmg1128IevhXAy4y4z5ABDVajxYWn6Bbj9gUWNABMcWUjp5uUG2k+/53V/8ABVDeYWcQims3S4t6FW0j2lEZlQJqbXKsoUPdtc5390x8kv07lQnD1UJQ2YPdE4WkT6lQLgHEtNoBgI3LRAJOxJA7LTYZBtCyuc6bDf8AZCkqNGkXPiZtJ/46KCq9k4e6ghzP6ztx5fuVLTcTF7x0A/5hHswmoNm2mTE7eo34SzEODahAO0fuSmyRb/qeCk0/cEF9jbmyZZFR1VA1o+d/VK2kE2Mz+CF33s1l4ZS964aSRbwguHklw4uUrJo4zP8ALaz3mkxpdqOmBfYSduJgfNOvZ32Oq4dhLiPeP/8AhaInk/nddFhM5ZRltKnB5c8S4k7kpbmeZuc9kyJ1EXsTsD3FyvQSVUVirF+ZYZzKjKVJ7Z5m/O/n/wAI6jhtHii5iY8pPl/0oezeVA1DIc5wc6XHafuDbldbVyotYI4m/pvHKLbSKSlSpC72Vok1tbgNF9N+5jzXXV8fTLtMyeg+S4PH5qMNTN9ifvP6ri8V7T4uqQKJA1ydRMAhpgzPQ29Eit9E2q7PZcwrGLRPS32lK8NiyXQbHp0XC+y/tTXp124XHD4/geI6cHkLvq+GFjyOf+kmRMMRlSerCFVQYYV5Uxyt9DVuuKz3LnvxrRAGqzPJukSe0k/Iru6RUcRhf7VlWJ0hw9THPz+aaKtDQm4MjRy/SwNHHUdrWWaIFzJ5J/bhGVa8DZB0jqNtk5JsvpNstwpgLUIGKnN7IKqwcplCGrBKwi80p4Q9alPFkxeFA01rNQpfhQbAQOT1S/E4EbC3b7Lo6lK0IOrQC1mOQxWXgOmJMQEA/LQTJFpt3XZ18LHqlz8FJlawiGllLTc9/wDtFuywcJszDdeFbo6LWajzIVQRLjJCyjh3ViWhwFpg8+SiABMiZKJbhvdmWmTpH1lVrm/x5NXI5trSDtBiD2IsUVgnEt0u8wfXf5ofMaJBkm8q6k8FgO2kmesEqEo2tCNWEmrqOkTaSfT91mHcWtLgZLio4d0anHeJI/wjjz3UcLWBEbAdB13UpY6iLxpWG1KukCDB5/clRw7NZAI33Mm5PLj2kbdENWuYA7enddf7IYSmT7x4vSEm9jyARt8uiaFyqJrdUc17XV62GqsadLXuY18sAECXNbHfwTO9wgcBn9dxh1eof8znO+5U/b/NP4jFuf8A3Q1g8hJ+7ikeHwxLm6T1ntHPddiSiGj0LJvaF12VCHWO/wB102RYZr67XuJkgtaTYAACw/xGZnbhec5XhTDbeJ1ye07Qvb/ZrDtdSZIgx8lNS5y/CFXZ0GW5VTYJDRJue6NxOGBaRC1hgAAFcXSqjHnftB7PCsHsO5M/9/Jeb5xktWkWtDfhLgDwWuOoiwtDiT6r3HOmEDWPVICWvNwPXz/b7IK10a77PEq+HrvqNJDtTS2HOM/CbARuvVMrzkupt95LXw0EG3aV0NChSbeGj0/OUozijrd4R2lJNthVUO8PigQLohlXolGHy97QPsjqIcN7KOx0MqTkfTIhLKSMpusqQVCNkcUw8bKug2ApEkrKaZgRcVCVvUsCVjGSqKyvJQ1UpWMiohW0mKtoKtphKgldemg3tTOoJCAexFgF+Iaqm0rIyozgKOiyAQV1DsoCkjQxYGBYx5LhPC4NPikT3CnmFdpNrOECOyzDUtTwXCIBHyS99Al1Qt2abrpaajSHd1SB8y2Bi4ug6mGmmKgEmRPl1TVgDvCRY2+aIpYH3WsF+mnBAdyTsYHzXPJxxv1Mi6i9iKlTLgHC41QRyeYMdVf7tzbFpH6f9Js7MWMGmnTgAi8RJ6yqswzHTTczcOIcNoEfhUlKU7tUvAm34FzYBAHAv+l05yvHaKVVs2OnmOCLJBRI8Ujck/SwKvxlSwsG6rGLATEDzi56Sq4o07NQrzLxPJ6lE5OSwunkD9VXXwrgRBBE/ENrd1dUDWwJvv1VJ1L0DP7Ha+zeEDomb2s2frOy9Lyis1rRAcBEi1rcLyz2YxVgRMHeDtHUL0LLcYIkVBNjfcA8IwiorQKSOtpY0Ha/bkItlSUgwtQOM+E3IkdOkplQJH7cJwBtVgcCHCxXN4zLSw+GYtxunb8RG6h/EStZjnm4aT4ht5pjQw0nj89EU6iJkKdJkJTBTGW2Q9dgCt95CpxF0TA7ndFuhWQ1UkKui66Uwyqu+ara5VtqyVt7lpBRc9y2wodryrNfopsctcVQ5xUnVFVCDYUWBTCg0KWyASZQdVFhU1SOiIAB6grn7x9FprUtBKoWWVjlS5Yx5Bh6jtcO2In91TjKDmlzmE6Dv3U2OmqQ4wQIRrKUtDTdsW85XW05DtWhbgqxsehk+iIrODvHUmAT5doRr8C2DpuQkrab6j9AOkXudrcLnyfwz8vZKWNnTZZTpVGad9hG4jquXzvDDU40mw1lnXPiMwCO8p+2t7iiAZlw0tDbc89UDmGBDaTajRDbkg7hwH7n6IwxRikvPYVBJUIcO0kgggjnztuicZV8ABEFpDtPUGPEev7FR06XAhtnb9Jk894F+5W67b6ZuTY7QZAPpHCz9LpAetBFZrQxoBu65m9/6vrZD4zLg648NkVTdDmh1y0RIESObdVf/EXEzMc8TsPSUFNN2D8lGVPfQdM+AROncme/C9FybN6NQQSJAEzHmP0XE08UNoEkIhraZMmxt8t4+idTT6F7PVsLjWAWICMGatjcLyelp06feGDH9WyYUcK0tA946151HyR5Ao9Dr5hOyoZiXSkOXVNIDXPnpMI+ni4t0RMOqVeeVcKndIDmoAPXusoZy13MHYrAOi1lQq1Uro5hHNlrFY4ev3RMWYmsEOMRC5vPsS/wvbMtcLdQbEfUJgyqYkkfVJy20NQ9pV4/ZWsfNykrKoPP/CNoVT/z+6FhDbSr5QzStl/VKxkWh0KbEPrVzHJRgloS04phxIBdGlhaGkES5xBJB2NmgepRoeubwR14xzi8OAmNh223tt6KkIKV2GKuzqA5CY/EBjS91gN+FY55XN5xVNaq2mDZrjw74ognULbGIPUoRTYIq2EZNW1mpUI+J2/RoFmelz5kpn5IWhSDGhoG3kpB6WTV6M68BBcBuqKjxK06qh3VOyVsx5JgnA03ugauvN0YaxbRnkWQOWuc0EiC20gj6ymVXENI0xAK7IK1plIbRLKqhIMG5VlDBsio54hzYIB5UThBTEtNoQ9Ss9xZNx/UVp+p1ID29gGNx1TWCS4R4mDcD0KpxGYPqf2YIgGXEW1GZJKaZ5hHPY1zBAA/NlzLwS0HYNsf9Rv6qcnWmJJ1o67KGkss2abo+IAx81D2voUmlrmBoAAmLHVP1UssxchrA4QOAkOdtcarwdgZie0kozalDYZNOIRlWH947UYHczYH6TYphnOE0lptERKswRp/w7A06ZaHnuYm5QebVXOYwklJPCo439xJQqH5BQ8zPKKY73jYda0InBYOk6mTDy6Cbde4S9zi1pfFh6THCnCMoNX5EinFr8g2JoupfC/e8T02V+CzB5kAwqKbgQTu49eOg8lCpg3Buom88D1F1SLUrQ6qXY7w+Y1BzbomNDOHC4npCTYXD6qeoESN44K3TcRZGqFaOk/jtYlbZ1BI/NktwFURB5+/4R80c2rafmsAZYfEOHPof06q9uJJsZ7fkXSt9RsfXuOJHVaGJLXCTPTg9vL0RRkhrTeHvdSfTBIaXyQ4xpcABpAiTffp3UsZiZc2P7jeI48hHkluDrS+o4TPhbE+V+u/nsOqJrnSTtYQDttaTzv5lVyKoUdOSNRSDcPPomVGp0S3B0nBupz5nYDgDbe8nmUZRP508wufi12Q67GjX2nosLwZBQP8QQPVTD7z1SSYUGM6ImmQhGORDXWQQQguEErnvZl4c6pUaCASeWEXJsIvCNzjMBTpOhwDyDpFiXHoByUF7M1GxAs5+p0QBYECTAG5P0KtD2tjxXpbG2ZYsspufaQLWJv5ASkmXOYxhqnS3URdpdBmBJB2JO6ozyoKtZjJJDHX06vikAxp3i4PmVZj3jWym74SYAOxI2Bjnf5IqL4/IVGl8jR1UdQe4VZePyyocfn5zKr953XPLsQKFT0WiUM9/dR96hZjzfCACnHPKH1S4dEDVxBNxyrMNXMbLvi4rSKRo6R7mubB6cKGHtIIsgqOKNjZF4fFQTKpxT2USQZQquc0sDYXO4nLnMlkTMp6c1a0SEsx+Ymq0uIiNlLNxStk8teSOSYUNeGP+Lg9Qh8yaTWqUxGt8AOcbDgcHn7qZrltNlWYgRbqldXGkuD4d8cgk/pyLblTaVKhdJHQioKTAwN2Ab4he1lVmVUvay0xxHH7IrMMdTqs1NcXO/qBBBbG1/zZKMXinNcyHzb5efVUzNOFLo2RriMqWLPu3eLSSIsI+qBZSn4iCwGBO5vc6fRaq1PCGkyCbxaByh31QXSPC0WgdB0St7TYHV2wuoxpqbQ2wFuE6y7Btc1zXNs6x/OFymHxMvjiV2mXuEBc0NzbZzN22xThHhn9lc+Ooxxi/hMMnzbdV4yn0V2ZVmDEB+kg3aTMAkQJI7A791S+sHjUNiq2NZCjWi3Wf0RtHFW8/v8An6JS/twmuDp0ixoLSHWJIeb77iDAgDhNGLl0UjBy6JuxUNEC+0df+o+itoNe9wts3WI3AJIknjafVQ/jKtMtLvECAGhzQTAMi5/wz02PrbVzNo1PL5cQ6390EEmIvvG6f6Xmyn0dXZHCZhpe9tNut5gGwGnSeJ3J27q9tZzmNOuCJdVZBDoJMMBtfiBe65bDY99J+unAgCY5BIIn6fJPcvbUdVOIIiwcTYTNrCeAOP2RjJSWx4yUls6n3kQdJALQQCRqA7wd+ysZV7+SWfxBMlxJ6HnorKVWwhRkcz7GX8QDvxuiqT+Bwk9eow6WPnxXkEW03BcOhLYR7cQ01Hta0jT5/c7qcoNJN+SlUrGdOvZWDExHdB03ITMwHFkOAcw65M2tpmNibzB6IKMn0ZKwb2qxwsy0t0vkw7TewjqSBvwT6rMjzBoeHbESyZIHBsJgNFz1QOZuNZ1QNc0uc4XA3aGgWja8DzlarGADI8IiSQOIJHU2hWxWrKw6HmQ1GvqyKpMf0xaIMHVzOr69Qi84rD3rBewJEix4+d+vKC9ma1BkhrjJAJMc2DhtG8W7qeIxHvcRHDWWEGTe7uhbEdFWXuTaDL3DEvbAiBb5drKBKDw1Zvu2Wi0R0Mmwm59e63VqQHX43PA691xyVyolWyeHxoe57f7sT6ibK2R1+4S3KG6WGXNJJNxyIET6IgPDgCCCDcISg46YGq7PL2bIvLvhctLF0Y+wwLqPwhFv2WLF1R6LRBsR8KHqf+P8lixc2Xsm/cEVf5DP87UuxHHp9lixJP2EsntCHfG/zWZj/R5LFiEf0gf2s0P0/ZV0NlixJl7QuXwU0/iXaZRsFixbH2S8ifN/5lT/AF/aiq8B/Kb6/crFiZe4ojeG3f5u/wDrV+E3b5H9VtYr4joxjTG/Cf8APU/2pF//AE8v0W1itl6L5OhW3Y+bPsV0+A/ljyb9ysWLlwdP4OXH0w6hsrsv4/OVixZk0bf8TPX/AGpvh/jPp/sC2sRyeyJ0S9iCjsPRIs0/nerPusWLYfP+P3Dj7/77irLt6vm37oPG/wAyp/7nfZyxYlh1H5YsOl8jbL9/9TvsEZgP/If+clYsXS/1F8FJe40z4KHr/tctY/8AlP8A8rvsVixcWT3/AOicivA/+OP/AFj/AGojBfy2f5W/YLFin5EfZ//Z
Czytaj dalej »

Nigra Morto odchodzi!

Nigra Morto odchodzi z watahy, z powodu bardzo długiej niezgłoszonej nieobecności i braku jakichkolwiek opowiadań.
Dziękujemy, Nigra, że byłaś razem z nami przez tak długi czas!
Czytaj dalej »

Convel cd. Veter

Przechadzając się po terenach watahy w poszukiwaniu niejakiego zagrożenia czy innych wilków, wyczułem nagle obcą woń. Zbliżyłem się wolno do miejsca, skąd dobiegała i dostrzegłem wilka, który pożywiał się martwym jeleniem. Zaszedłem go od przodu, warcząc gardłowo. Wilk machinalnie odskoczył w tył, szczerząc do mnie kły. Stanął w pozycji obronnej, gotów się przede mną bronić.
- Kim jesteś i co robisz na terenach naszej watahy? - spytałem przez zaciśnięte zęby.
- Mogę najpierw poznać twoje imię? - prychnął, mrużąc ślepia. Mój warkot przybrał na sile gdy rozwarłem szczęki, ale rozluźniłem mięśnie i stanąłem przed mniejszym ode mnie wilkiem.
- Jestem Convel, samiec Alfa tutejszej watahy - powiedziałem, nie kryjąc dumy. Uznałem, że obcemu przyda się wiedzieć, z kim rozmawia.
- Veter - odparł, przybierając normalną postawę, ale nadal miał lekko uniesioną górną wargę.
- Co tu robisz, czego szukasz? - spytałem, siadając pod rozłożystym drzewem. Basior niepewnie usiadł obok mnie.
- Cóż... - zaczął nieufnie, zerkając na mnie spode łba.

<Veter? Wybacz długość, ale wełna mi się skończyła. Zimno mi było, sweter musiałam sobie zrobić xD>
Czytaj dalej »

Convel cd. Cadere

Leżałem przy Calme i szczeniętach w mojej jaskinii w lesie. Tunel do Tęczowej Doliny, ten nad Morzem, zapewne ział pustkami, ale nie chciałem się zbytnio oddalać od szczeniąt. Dwie, białe, puchate kulki, Nafis i Nesibindi, leżały u boku matki.
Nagle w jaskinii pojawił się szaro-biały pysk Kangae.
- Cal? - spytała i skinęła delikatnie łbem w stronę wyjścia.
Popatrzyłem ze zdziwieniem na Calme.
- Chcesz iść? - upewniłem się zakłopotany.
- Convel, nie martw się. To tylko kilka metrów - uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę Kan. Gdy obydwie zniknęły w jaskinii, Nesibindi zaczął rozpaczliwie czołgać się w stronę wyjścia. Zaśmiałem się i przygarnąłem go z powrotem do siebie. Po chwili Calme znów pojawiła się w jaskinii, zmieniając mnie w kwestii pilnowania szczeniąt.
- Jest nowa, Cadere. Chce dołączyć - powiedziała krótko i ziewnęła.
- Prześpij się, słońce - mruknąłem przyjaźnie. - Tylko najpierw spróbuj uśpić Nesibindiego, urwis ciągle próbuje się wydostać.
- A Nafis? - spytała Cally.
- Już śpi - odparłem i zniknąłem w wyjściu z jaskinii, przywołując na pysk szczery i przyjazny uśmiech.
- Hej, Kan. - przywitałem się, po czym zwróciłem się w stronę nowej. - Jestem Convel, samiec Alfa tej watahy. Miło mi cię poznać. Doszły mnie słuchy, że chcesz powiększyć nasze skromne grono. Jak cię zwą? - zapytałem, chociaż Calme już mi ją przedstawiła.
- Jestem Cadere.
Kan spojrzała na mnie pytająco. Z jej spojrzenia wyczytałem, że chciałaby porozmawiać z Calme.
- Calme musiała zostać z Nafis i Nesim. - odparłem.
- Jasne - mruknęła, tuląc uszy.
- A więc, droga Kroplo, oprowadzę cię po terenach. Dajmy Kan odpocząć. - mrugnąłem do Kangae, po czym oddaliłem się lekkim krokiem, zaczynając monolog o terenach. Najpierw zwiedziliśmy najbliżej położone miejsca: potok, jezioro, pokazałem jej gawrę i łąkę. Następnie zbliżyliśmy się nieco do szlaku nad Morze, ale nie poszliśmy nad wodę. Chciałem już wrócić do Calme, chociaż dręczyło mnie nieco poczucie obowiązku, żeby pokazać Cadere wszystko.
Wacaliśmy do mojej jaskinii okrężną drogą, zatrzymując się przy zawalonej jamie Snorriego. Opowiedziałem wilczycy skróconą historię byłego Alfy, pomijając jego związek z Cal. Nie chciałem, żeby wadera wzięła mnie za wariata czy kogoś w tym stylu. W końcu jednak dotarliśmy do wejścia mojej jaskinii, gdzie zatrzymaliśmy się.
- No, teraz daję ci wolną łapę - roześmiałem się przyjaźnie. - Idź, zapoluj, poszukaj innych wilków. Napewno spotkasz kogoś do towarzystwa.
Po tych słowach Cadere pożegnała się ze mną, podziękowawszy uprzednio za oprowadzenie, i zniknęła w lesie. Ja sam wsunąłem się do jaskinii, gdzie zastałem Calme z Nafis przy boku.
Jedna rzecz mnie zaniepokoiła.
Nesiego nie było przy Alfie.
- Calme? - zbudziłem partnerkę lekko podenerwowanym głosem. Otworzyła leniwie jedno oko. - Cal, gdzie Nesibindi?!

<Calme? Big sensejszyn, znikające szczenię :D>
Czytaj dalej »

Convel cd. Rozalia

Szliśmy w milczeniu, które w końcu dało mi się we znaki i postanowiłem coś powiedzieć.
- O czym tak myślałaś? - spytałem. Wadera bowiem wydawała się bardzo czymś pochłonięta.
- Przeszłość i te sprawy. Za ile będziemy na miejscu? – szybko zmieniła temat. Chyba nie lubiła rozmawiać o swoim życiu. Cóż. To chyba znaczy, że nic się o niej nie dowiem. Oprócz tego, że ma na imię Rozalia.
- Już niedaleko. Da się wyczuć zwierzęce zapachy - odparłem, zaciągając się powietrzem i zapachami w nim krążącymi. - Chodź - dodałem, nisko na łapach kierując się wolno przed siebie. Przez zarośla dostrzegłem jasnobrązową sierść sarny. Zatrzymałem się, Rozalia zamarła obok mnie i przywarła płasko do ziemi.
- Na trzy - szepnąłem.
- Raz - powiedziała cichutko.
- Dwa.
- Trzy! - wykrzyknęliśmy razem. Na dźwięk naszych głosów sarna uniosła łeb, ale nie zdążyła uciec. Wpiliśmy się kłami w jej mocno ukrwioną szyję, powodując natychmiastową śmierć zwierzęcia, którego ciało upadło na ziemię.

<Roza? Wybacz odstęp czasu i długość, ale mam zawalony weekend :c>
Czytaj dalej »

piątek, 24 lutego 2017

Od Kangae cd. Grayback - Poród

Wcisnęłam się w kąt jaskini, czekając na Gray'a w pełnym napięcia oczekiwaniu. Mój oddech był szybki, a serce obijało się o żebra. Co to był za krzyk? Brzmiał jak pełen strachu i paniki wrzask, ale nadal miałam cichą nadzieję, że okaże się to nieporozumieniem. W końcu, mógł być to jedynie głupi żart, prawda?
Westchnęłam ciężko, nadal oczekując na powrót partnera. Nagle poczułam ból w dolnej części brzucha. Spojrzałam z przerażeniem z bok i zorientowałam się, że wokół moich tylnych łap powstaje niewielka kałuża, która powiększa się coraz bardziej.
- Naprawdę? - jęknęłam pod wpływem kolejnego skurczu. Oddychałam głęboko, chcąc zebrać myśli. Jestem tu sama, w środku nocy, dodatkowo nie ma przy mnie nikogo, a Gray poszedł sprawdzić co się dzieje. Ponadto, nie wiem czy coś mi nie grozi.
Uniosłam głowę, pełna napięcia na dźwięk łamanej gałązki. Zobaczyłam przesuwający się cień przy wejściu do nory. Przeszedł mnie zimny dreszcz i okropne myśli przemknęły mi przez głowę.
- Kan? - usłyszałam znajomy głos. Odetchnęłam głęboko, ale chwilę później pisnęłam - Kangae?
Gray wcisnął się do nory, całkowicie przykrywając wiązkę światła. Stanął koło mnie.
- Gray, to już. - powiedziałam, patrząc na niego w oczekiwaniu. Zobaczyłam jego zaskoczoną twarz, na poły oświetloną światłem księżyca.
- Widzę, beczułko. Chodź. - odparł szybko i obejrzał się za siebie. Zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego? - przyjrzałam się mu uważniej - O co chodzi?
- Idziemy do gwary, tam będziesz miała więcej miejsca... - mruknął po chwili namysłu i uśmiechnął się blado. Czułam, że czegoś mi nie mówi, ale w tym momencie bardziej obchodziły mnie coraz silniejsze skurcze. Wstałam z niemałym trudem, powoli czołgając się przez wejście. Stanęłam przed norą, dysząc lekko. To już. Miałam nadzieję, że przez następne parę godzin nie wydarzy się nic, co spowoduje, że maluchy ucierpią. Gray objął mnie i podparł, po czym ruszył powoli w przed siebie. Na  razie ból nie był bardzo uciążliwy; oczywiście, było to dalekie od przyjemności, ale różnica między skurczami przy naszym domu, a przy gwarze była kolosalna. Jęcząc cicho prześlizgnęłam się pod sklepieniem i ułożyłam się na miękkim mchu, czując, jak basior kładzie się koło mnie i głaszcze po szyi.
- Spokojnie, Kan zaraz będzie po wszystkim.
Zacisnęłam zęby, tak, jakbym miała je połamać. Poczułam otępiający ból. Zamyknęłam oczy i zaczęłam marzyć o tym, żeby to się już skończyło. Ledwie poczułam, jak basior gwałtownie podrywa się z ziemi z okrzykiem radości.
- Kangae! Kangae, jest! Basior!
Uniosłam powieki, początkowo nie rozumiejąc o co chodzi, ale kiedy usłyszałam cienki pisk i szczenięce ujadanie, uśmiechnęłam się powoli. Mój partner podskoczył do mnie, w euforii zamiatając ogonem mech. W pysku trzymał mokrą kulkę futerka ze sterczącymi sztywno łapami. Maleństwo wydało z siebie płaczliwy dźwięk, drżąc lekko.
- Daj go tu. - powiedziałam, a głos zadrżał mi z emocji. Partner ułożył Shikę między moimi przednimi łapami, a w jego oczach błyszczały iskierki szczęścia.
Mimo tego poród się nie zakończył. Skupiłam całą swoją uwagę na czyszczeniu futerka nowo narodzonego szczenięcia, starając się ignorować ból. Teraz byłam bardziej przytomna, więc po kilkunastu minutach poczułam ulgę. Obróciłam się i ujrzałam jasne ciałko spoczywające pod moim ogonem. Trwałam tak chwilę, oczekując pierwszego pisku mojego szczenięcia. Nie usłyszałam nic i zaczęłam się martwić. Zostawiłam maleństwo i uniosłam się z wysiłkiem, czując narastający niepokój. Chwyciłam delikatnie skórę na karku szczeniaczka i powoli ułożyłam go koło brata, uważnie nasłuchując jakiegokolwiek pisku czy ujadania. Nic jednak się nie stało, a kiedy spojrzałam na Gray'a dostrzegłam, że on również się spiął.
- Czy... - zaczęłam, gdy nagle poczułam ruch. Wilczę otwierało pyszczek w niemym pisku, przebierając łapkami, starając się podpełznąć bliżej mojej łapy. Westchnęłam głęboko, a z oczu poleciały mi łzy. Szlochając, przycisnęłam do siebie maleńką kulkę, po czym zaczęłam starannie czyścić jej futro. Przygarnęłam również do siebie Shikę, dbając o to, żeby był blisko mojego futra. Mały piszczał nieprzerwanie, ale waderka nie wydała z siebie jeszcze żadnego dźwięku.
- Amber. - powiedział cicho Gray, przyciskając nos do brzucha córki - Amber i Shika.
<Gray? :v>
Czytaj dalej »

czwartek, 23 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Obudziłem się przed moją ukochaną beczułką, ale nie zamierzałem jej budzić. Zamiast tego przycisnąłem się do niej bardziej, przykładając łapę do jej brzucha. I wiecie co? Poczułem to! Poczułem mały, niemalże niewyczuwalny dla zwykłego obserwatora ruch. 
- Kangae! - zawołałem radośnie, czym oczywiście obudziłem wilczycę. 
- Co, Gray? - mruknęła sennie. Zamrugała, aby pozbyć się resztek snu.
- Poruszyło się! - odparłem wyszczerzony. - Amber albo Shika! Któreś z nich się poruszyło!
Kangae uśmiechnęła się do mnie i trąciła mnie nosem. 
- Tak się cieszę, Gray... - szepnęła w moje futro na szyi. 
- Ja też. - zamruczałem i ucałowałem ją w pysk. - Nasze małe, śliczne kulki. Wyobrażasz to sobie? 
Bo ja sobie wyobrażam. Jedno podobne bardziej do mnie, drugie do Kangae. Malutkie, śliczne i na pewno bystre i inteligentne, a także silne i sprytne. 
- Może. - Uśmiechnęła się delikatnie. 
Chciała coś dodać, ale jej słowa przerwał krzyk. Całkiem niedaleki krzyk. 
- Gray...? - Jej oczy były rozszerzone. Może przez zdziwienie, może przez strach.
- Pójdę do sprawdzić. - zaoferowałem.
Poderwałem się z miejsca i otrzepałem z ziemi, po czym wychyliłem się z nory. Pusto. Cisza. Martwa. 
- Nic tu nie ma! - zawołałem, chociaż nie byłem pewny swoich słów.
Lepiej będzie, jeśli sprawdzę także okoliczne krzaki. To... to mógł być jakiś niesmaczny żart, prawda? Miałem nadzieję, że tak było. W końcu, była noc. Kto normalny o tej porze wychodziłby z nory, ewentualnie jaskini? Wolnym krokiem podszedłem do okolicznych zarośli, które okrążały nasze legowisko. Przełknąłem ślinę. Cisza. Nic nie wskazywało na to, żeby coś miało mnie zaatakować, więc rozchyliłem zarośla. To co tam zobaczyłem sprawiło, że krzyknąłem.
W krzakach leżała młoda wadera.
Zamordowana.

Kan?
Czytaj dalej »

Od Kangae cd Grayback

- Będzie świetnie. - powtórzyłam, sennie mrużąc oczy. Wtuliłam się w niego, przysypiając lekko - Kocham cię, Gray.
- Ja ciebie też, Kan. - odparł, pocierając łbem o moją szyję. - Ja ciebie też.
Wtuliłam się w niego, wdychając zapach jego sierści.
- Będziemy uczyć je polować. - mruknęłam - Pokażesz im jak się zakraść do królika, jak szybko złamać kark indykowi, jak przegryźć sarnie gardziel, żeby nie cierpiała zbyt długo. Nauczymy je jak wyć,  nauczymy je świata i życia...
- Co ciebie tak wzięło na rozmyślania, Kanuś? - trącił mnie lekko w pysk, a ja go polizałam.
- Chciałabym już je zobaczyć... Przytulić. - mruknęłam, sadowiąc się wygodniej, tak, żeby nie naciskać na brzuch. Poczułam, jak maleńka łapka uciska na moje ciało i zaczerwieniłam się ze szczęścia.
Grayback objął mnie, kładąc zdrową łapę na moich łopatkach. Ziewnęłam szeroko, ukazując szereg zębów, razem z czterema kłami. Zasłoniłam oczy powiekami, czując, że powoli odpływam w sen.
<Gray? Wena poszła po nić dentystyczną, papier toaletowy i klej w sztyfcie>
Czytaj dalej »

Grayback cd Kangae

- Gray? - zapytała nagle wilczyca, przetaczając się na bok. Widać było, że coś ją nęciło.
- Tak, beczułko? - zamruczałem cicho.
Kangae ułożyła głowę na moim brzuchu i zamknęła oczy. Czułem jej ciepły oddech w swoim futrze.
- Jak wygląda poród? - mruknęła do mojego torsu. Jej pytanie zbiło mnie z tropu. Niby co takiego miałem powiedzieć...?
Zamknąłem oczy, próbując sobie przypomnieć jakiekolwiek szczegóły z porodu Magan. Cóż... To było dobre trzy, a może nawet cztery lata temu. O ile pamiętam, siedziałem wtedy przez bite dwie godziny w deszczu przed norą, ponieważ wadera na mnie nawarczała i nie pozwoliła wchodzić do środka. Po tych dwóch godzinach w końcu uległa, a ja po prostu usiadłem obok i patrzyłem z boku na cały "cud" narodzin. Szczerze mówiąc, to nowonarodzone szczenięta są niezbyt ładne. Dopiero po dokładnym umyciu zaczynają przypominać jakiekolwiek stworzenie, a konkretniej małe, puchate baryłki z czterema krótkimi łapkami i ogonkiem. Urocze.
- No więc... - zacząłem, próbując to wszystko ubrać w słowa. - Eee...
- Jakie są szanse na to, że młode nie przeżyją? - przerwała mi, a ja poczułem jak jej ciało się spina.
- U ciebie? Bardzo małe. - stwierdziłem, po czym uprzedzając jej następne pytanie, kontynuowałem swoją wypowiedź. - Co zwiększa te szanse? Gdybyś była otyła, chora lub starawa mogłabyś zginąć przy porodzie.
- Aha. - odparła. Niezbyt wyczerpująca odpowiedź.
Delikatnie pociągnąłem ją za ucho, po czym przytknąłem nos do jej brzucha. Ehh, ta naiwna wiara, że wyczuję jakiś ruch już dawno dała mi się we znaki. Nigdy jeszcze nie poczułem żadnego ruchu szczeniaka. Ciekawe, ile ich będzie...
- Jak myślisz, ile ich będzie? - zapytałem, przesuwając językiem po jej brzuchu.
- Sama nie wiem. - odpowiedziała. - Może jedno? Chociaż nie, to bardzo rzadko się zdarza... Cztery? To z kolei dla mnie trochę za dużo.
- A ile byś chciała? - Jej brzuch był przyjemnie ciepły.
- Może dwa? - zagadnęła. - Amber i Shika, co o tym sądzisz?
- Będzie świetnie. - powiedziałem. I, co najlepsze, naprawdę tak myślałem.

Kan? Wena wykopała sobie grób.
Czytaj dalej »

Od Kangae; pudło #4

Wyciągnęłam się powoli, czując, jak rosnące szczenięta obciążają moje stawy. Brzuch był coraz większy, a maluchy częściej dawały o sobie znać, szczególnie wtedy kiedy miałam ochotę odpocząć. Właśnie teraz wilczęta wybudziły mnie ze snu. Pomachałam lekko głową, po raz setny zastanawiając się jakiej będą płci i ile ich będzie.
- Dajecie mi coraz bardziej w kość, dzieciaki. - mruknęłam cicho z uśmiechem, po czym uniosłam głowę i spojrzałam na wchodzącego do nory Gray'a.
- Jak się czujesz, kochana? - zapytał, lekko trącając mnie w szyję
- Podejrzanie dobrze. - odparłam, przeciągając językiem po jego kości nosowej.
- Nie dają ci spać? - zapytał, pocierając nosem o mój brzuch
- Trochę, ale nie jest koszmarnie. - odparłam, ziewając przeciągle. - Masz ochotę się gdzieś przejść?
- Nudzi cię to ciągłe siedzenie w norze, prawda?
- Trochę, a owszem. - mruknęłam, wypełzając mozolnie przez otwór. Stanęłam na świeżym powietrzu, a po oślepiającym świetle poznałam, że jest coś koło południa. Odetchnęłam mocno, wdychając zapach sosen i świeżej trawy. Lato się zbliżało.
- Wiesz, że niedawno było święto zakochanych, Kan? - mruknął basior, wtulając głowę w moją sierść na szyi. Odwzajemniłam jego gest, zasłaniając oczy i nos jego futrem
- Nie wiedziałam, że u was też obchodzi się walentynki. - mruknęłam cicho.
- Walentynki?
- Odpowiednik tego święta u ludzi. - odparłam.
- To co, masz ochotę nadrobić zaległości? - objął mnie, a ja rozkoszowałam się jego ciepłymi, mocnymi mięśniami i zapachem, który był mi tak dobrze znany.
- Bardzo chętnie. - oderwałam się od niego i rzuciłam mu długie spojrzenie.
- A więc zapraszam panią na spacer nad Czarne Jezioro. - mruknął cicho prosto w moje ucho. Zachichotałam, ruszając za nim wolnym krokiem. Wtuliłam się w niego, mrucząc coś cicho. Zadarłam głowę, patrząc na świetlne refleksy na liściach, a podmuch wiatru zmierzwił sierść na moim grzbiecie.
- Za ile dni? - zapytał
- Dwa. - odparłam, rumieniąc się i doskonale rozumiejąc co partner ma na myśli.
- Jak myślisz, ile ich będzie?
 - Nie wiem. - mruknęłam, patrząc na szczygła, który przysiadł na gałęzi bzu - Może trzy, a może jedno.
- A może siedem?
- O nie, chyba jestem jeszcze zbyt szczupła na siódemkę młodych. - mruknęłam, opuszczając głowę, żeby spojrzeć pod łapy i przekroczyć złamaną gałąź, którą najpewniej zerwał wiatr podczas niedawnej wichury. Jezioro zbliżało się coraz bardziej i w powietrzu można było wyczuć zapach wody i szuwarów.
- Kan, jaka była twoja najdziwniejsza sytuacja na polowaniu? - zapytał, kiedy dostrzegłam między drzewami błyszczącą taflę wody.
- Najdziwniejsza sytuacja na polowaniu? No cóż, kiedyś znalazłam młodego kozła sarny w dole po wyrwanym z korzeniami krzewie. Najśmieszniejsze było to, że zorientowałam się o tym, kiedy sama tam wpadłam. Na szczęście mogłam wyjść z dołu... Mój posiłek nie miał tyle szczęścia.
- Kiedy to się stało? - basior zachichotał.
- Byłam młoda... Nim poznałam ciebie, dopiero co opuściłam miasto.
Weszliśmy na skraj lasu. Toń jeziora falowała w spokojnym, popołudniowym słońcu, a ważki tańczyły nad powierzchnią, czasem przysiadając na źdźbłach traw, ozdabiając je niebieskimi, czerwonymi i zielonymi plamami. Usłyszałam stłumiony rechot żab oraz klekot ukrytych w trzcinach perkozów oraz cyranek. Pod czystą wodą było widać błyszczące łuski niewielkich rybek.
- Ślicznie tutaj. - westchnęłam, podchodząc do brzegu, po czym położyłam się na wilgotnej trawie, która pachniała rosą i ptasim pierzem. Wyciągnęłam łapy w przód, muskając poduszkami łap mokry piasek, a fale obmywały mi futro. Poczułam zapach jeziornych kamieni i skorupiaków.
- Oby tylko zaskrońców nie było w szuwarach. - mruknął Gray, siadając koło mnie, a po chwili również on ułożył głowę na moich łopatkach. Słońce wychyliło zza chmur, mocno ogrzewając moje futro. Poczułam, jak szczenięta kręcą się pod wpływem światła.
- Czujesz? - mruknęłam, przymykając oczy i odchylając głowę w tył.
- Czuję. - szepnął przy moim uchu. Przekręciłam głowę, przyciskając nos do jego policzka - Jesteś głodna? Mógłbym na coś zapolować.
- Nigdy nie jadłam ryby.
- Czy to aluzja?
- A i owszem. - odparłam, uśmiechając się lekko. - Sama chętnie weszłabym do wody.
- To prawda, jest ciepło. W lesie słońce tak nie grzało. - odparł, podnosząc się z wolna. Ja poleżałam jeszcze chwilę, ale dołączyłam do niego na płytkim brzegu. Weszłam na głębokość ud i brzucha, ciesząc się łagodnym chłodem jeziornych wód. Basior wszedł nieco głębiej, tak, że woda sięgała mu do piersi. Uważnie wpatrywał się w głębinę, szukając jakiegokolwiek błysku płetwy ogona. Nagle zobaczyłam, jak jego źrenice się rozszerzają i po chwili błyskawicznie zanurzył łeb w wodzie  z głośnym pluskiem. Rozbryzgana woda zaiskrzyła w słońcu, a po chwili ujrzałam mokrą twarz basiora z szamoczącą się rybą w pysku. Zwierzę rzucało się między zębami mojego partnera, a jego krew ściekała po sierści na jego brodzie. Skoczył z powrotem mnie, w kilku susach docierając do brzegu i mocząc mnie rozchlapywanymi w biegu falami. Ruszyłam za nim, ale nie mogłam utrzymać tej prędkości co on, więc tylko przebrnęłam do trawy. Grayback rzucił na nią martwą rybę, która powoli dogorywała, czasem drgając rozpaczliwie.
- Smacznego, Kan. - uśmiechnął się, odrywając kawałek z grzbietu dla siebie. Otrzepałam się z wody, rozsiewając krople na źdźbła. Chwyciłam łuskowatą skórę w zęby, odrywając ją od kręgosłupa.
Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, a ja oparłam się o basiora, ciesząc się z ciepła jego  ciała tuż przy moim boku.
Czytaj dalej »

Od Kangae cd Grayback

- Dzięki, Gray. - mruknęłam, wtulając się mocniej w niego. Słyszałam bicie jego serca.
- Jeszcze raz przepraszam... - mruknął, skubiąc lekko moje ucho.
- Wybaczam. - odparłam, odchylając się, żeby spojrzeć mu w twarz. On również się odsunął, zezując na mnie lekko.
- Ale obiecaj, że będziesz na siebie uważać.
- Nie martw się, nie mam zamiaru naumyślnie się zabić, żeby nie wrócić więcej do nowo narodzonych szczeniąt i partnera. Poza tym, nie wyjeżdżam dzisiaj, dopiero jak maluchy trochę podrosną.
- Domyślam się. - pocałował mnie w nos. Odskoczyłam z zaskoczenia, na co on się zaśmiał.
- Wiesz, że jest nowa wadera w watasze? - zagadnęłam, sadowiąc się wygodniej u jego boku.
- Nie... Ale pewnie się zaraz dowiem.
- Taka ruda wilczyca, ma na imię Cadere.
- Cadere? Kropla?
- Yhym. - mruknęłam cicho - Spotkałam ją przed jaskinią, w której przespałam noc. Zapytała o Convela, to cóż... Odprowadziłam ją i oto jestem z powrotem.
- Bardzo się cieszę z tego powodu. - odparł, kładąc się na boku. Światło ukazywało lekkie pyłki kurzu, które gromadziły się przed wąskim wyjściem z nory. W środku panował półmrok, w którym wyraźnie widziałam świetliste tęczówki mojego partnera. Powietrze nadal pachniało deszczem i rosą.
- Jak się czujesz, Kan? - Gray wsunął nos w sierść na mojej szyi, mrucząc cicho.
- Dobrze. - powiedziałam, mając nadzieję, że to w najbliższym czasie się nie zmieni. Obawiałam się tego, jak poród będzie wyglądać, nie samego bólu, ale tego, że mogą wystąpić komplikacje. Gdyby szczeniętom coś się stało...
- Martwisz się, prawda? - przesunął nosem po mojej skórze, masując mnie lekko przednią łapą po łopatkach.
- Może trochę... - szepnęłam, wyciągając głowę i rozluźniając mięśnie.
- Wszystko będzie dobrze, beczułko. Jesteś młoda, zdrowa, masz jak wyżywić szczeniaki... No i nie jesteś sama.
- Chyba z tego cieszę się najbardziej. - odparłam, przewracając się na drugi bok tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo zmieniło się moje życie od czasu gdy zorientowałam się, że muszę poszukać nowego domu między leśnymi drzewami. Przez rok nieudolnego życia przez zoo i targ aż do Gray'a i wilcząt. Chciałabym już je przytulić, poczuć... Do terminu zostało tylko dwa dni, wiem jednak, że czekanie może się przedłużyć.

<Gray? Ni mam weny ;-;>
Czytaj dalej »

wtorek, 21 lutego 2017

Wypadałoby się pożegnać...

Witajcie!
Jak już wyżej wspomniałam, wypadałoby mi się pożegnać. Dlaczego? Nie mam już drygu do pisania wilkami, więc moje postacie wylądują w NPC/Adopcjach. Idąc tym tropem, już nie będziemy razem pisać. 
Mimo to, żeby odciążyć naszą kochaną administrację dalej będę uczestniczyła w życiu bloga, wstawiając opowiadania, formularze, postacie, a także z czasem dodawała nowe rzeczy, np tereny lub przedmioty w sklepie. W moich łapkach może również leżeć aktualizacja tablicy :)
Mam nadzieję, że chociaż trochę zrozumiecie moją decyzję. Także pozdrawiam i życzę powodzenia Wam i Waszym wilkom.
 Proszę również o kontakt w wiadomości prywatnej, jeśli ktoś z bloga chciałby przygarnąć do siebie Floeado i Shadowa. Postacie nie utracą stanowiska, zauroczeń i tak dalej, po prostu zostaną przekazane innej osobie. - Jeśli nikt się po nie nie zgłosi do 1.03 - lądują w NPC.

Czytaj dalej »

poniedziałek, 20 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Uniosłem pysk ku górze, aby wyczuć jakąkolwiek nową nutę w tym miejscu. Nagle poczułem tak znajomy, przyjemny zapach. Kangae. Czyżby wracała do domu? Tak, to Kangae!
Powoli szła w stronę naszej nory, nie śpieszyło jej się. Kiedy już podeszła na tyle blisko, że mogłem dokładnie przyjrzeć się jej oczom zatrzymała się i zmierzyła mnie wzrokiem. Czekała na coś i oboje wiemy na co.
- Kangae... - zacząłem, nieśmiało machając ogonem. Nie potrafiłem ukryć radości.
- Tak? - Jej głos drżał. Najwyraźniej nie była pewna, czy mi wybaczać, czy na mnie prychnąć i sobie pójść.
- Przepraszam cię. - Położyłem po sobie uszy i na ugiętych łapach podszedłem do niej, po czym polizałem wilczycę po pysku.
- Za? - kontynuowała, ale widziałem, że przyjęła moje przeprosiny. Jej uszy nieznacznie przesunęły się w stronę czaszki.
- Za to, że jestem kretynem, który przelewa swoje cholerne traumy na ciebie i nie pozwala ci żyć normalnie. - dokończyłem, po czym położyłem się na plecach. Bardziej nie mogłem ukazać uległości.
Kangae uśmiechnęła się delikatnie i trąciła mnie nosem na znak zgody.
- Kocham cię. - wyznałem.
- Ja ciebie też. - odparła. Chwilę potem ułożyła się obok mnie.
- I wiesz co? - zagadnąłem, przesuwając pyskiem po jej szyi. - Zaopiekuję się szczeniakami, kiedy pójdziesz na wyprawę.

Kan? :3
Czytaj dalej »

Od Vetera-nowy towarzysz

Wyszedłem na dwór wolnym krokiem. Przeciągnąłem się i spojrzałem na polankę, na której wykopałem swoją norę. Właściwie, została ona przejęta po borsuku, ale i tak miałem niemało roboty z powiększaniem jej do swoich rozmiarów, głównie dlatego, że nie widziałem prawie nic podczas kopania. Za mało światła do niej wpadało, żebym mógł z łatwością stwierdzić czy jest odpowiednia. Właściwie co jakiś czas musiałem się kłaść i porobić kilka obrotów, żeby ocenić czy już jestem w stanie tam spać. Na szczęscie jednak udało mi się wykonać porządne pomieszczenie.
Mocno wciągnąłem nosem powietrzem, starając się wynaleźć jakiś zapach potencjalnego śniadania. Od jakiegoś czasu nie byłam w stanie upolować niczego, głównie dlatego, że nie było krzewów, które zdołały mnie ukryć na tyle długo, żebym mógł podkraść się do ofiary. Żywiłem się głównie korzonkami i padliną.
Wyczułem zbawienny zapach królika nadciągający z południa. Pochyliłem głowę, po czym chwyciłem trop i pobiegłem truchtem przed siebie.
Las emanował wieloma barwami, a prześwitujące słońce rzucało koliste refleksy na różne obiekty. Co jakiś czas znajdowałem nierozwinięte jeszcze pączki lub wczesne rośliny, a trawa nabrała już soczystej zieleni. Co jakiś czas unosiłem głowę i nasłuchiwałem, szukając jakiejś żywej duszy, z którą mógłbym zapolować na coś większego. Nikogo jednak nie było w moim najbliższym otoczeniu, więc ruszałem dalej na samotne łowy.
W końcu zapach stał się niesamowicie intensywny, tak, że byłem pewien, że moja ofiara znajduje się niemalże kilka metrów przede mną. Przykucnąłem za szerokim pniem i próbowałem wypatrzeć brązową plamę wśród traw Wychyliłem się powoli, mając nadzieję, że ucztujące zwierzę nie spostrzeże mnie zbyt wcześnie. Ostrożnie stawiałem kroki, czując, jak mokra ziemia rozstępuje się pod moimi poduszkami. Nie myślałem; skupiłem się jedynie na ruchu mięśni i na umyśle, w którym rządziła pustka. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w rozmazaną palnę koloru, kiedy nagle moje myśli rozdarł okropny dźwięk.
Trzask suchej gałązki.
Zamarłem, pewien, że mogę pożegnać się ze słodkim smakiem króliczego mięsa. Zauważyłem ruch czegoś, co ponoć było królikiem, ale... Nic się nie stało. Znaczy, zwierzę szamotało się rozpaczliwie, ale nie oddalało się, mimo, że powinno już dawno uciec, znikając z cieniu drzew. Zmarszczyłem oczy, wyprostowując się. Nastawiłem uszy i mocno wciągnąłem powietrze nosem. Słyszałem, że niektórzy myśliwi wystawiają ,,przynęty" w postaci właśnie królików lub zajęcy. Są uwiązane, tak, żeby nie zdołały uciec.
Już miałem zawrócić, kiedy powietrze rozdarł rozpaczliwy, ptasi krzyk, który zranił moje uszy. Niewiele myśląc skoczyłem ku plamie. W dwóch susach znalazłem się koło niej, a kontury nabrały wyraźnych kształtów. Nabrałem gwałtownie powietrza w płuca z zaskoczenia i zachwytu.
Pod moimi łapami leżał piękny, wielki sokół wędrowny o masywnym, żółtym dziobie owiniętym drutem. Zszokowany, stałem nad spętaną istotą, która niezgrabnie rozkładała jedno skrzydło. Po chwili zrozumiałem, że ptak musiał zaplątać się w jakiś śmieć, który wyrzucił któryś człowiek. Nie bardzo wiedziałem, jak był w stanie to zrobić, ale ważne było tylko to, że to zwierzę potrzebowało mojej pomocy.
- Spokojnie, przyjacielu. - mruknąłem, delikatnie próbując odwinąć jego skrzydło z pułapki. Sokół zaskrzeczał, próbując rozorać mi ciało długimi pazurami.
XxX
Odrzuciłem porozrywaną siatkę w bok. Istota oddychała powoli, patrząc na mnie ogromnym, czarnym okiem, gdy nagle poderwała się z głośnym wrzaskiem, zatrzepotała skrzydłami i rzuciła się prosto na mnie. Odruchowo odwróciłem głowę, zamykając oczy i czekając na ból. Nic się jednak takiego nie stało, a kiedy powoli uniosłem łeb i powieki, ujrzałem brązowo białą plamę, która siedziała nad moją głową. Zagwizdała przeciągle, po czym poszybowała niżej, tak, że mogłem ją wyraźniej dostrzec.
- Nie ma za co. - mruknąłem z uśmiechem, po czym skierowałem swój krok w stronę domu. Byłem zadowolony, że udało mi się ocalić coś tak majestatycznego jak sokół, ale z drugiej strony głód coraz mocniej dokuczał.
Powłócząc nogami doszedłem do polany, po czym stanąłem przed wejściem do nory. Już miałem się tam schować, zniesmaczony porażką, kiedy coś z głośnym plaskiem upadło tuż przed moimi łapami. Odskoczyłem, zaskoczony podarkiem. Nim jeszcze moje oczy odgadły czym jest szkarłatna trawa pode mną, do nosa dotarł słodki zapach krwi. Pod moimi palcami leżał królik z rozoranym brzuchem. Wziąłem go ostrożnie w zęby, chcąc sprawdzić czy aby jakimś cudem nie jest to głupi kawał.
Wtedy usłyszałem krzyk.
Uniosłem głowę i nad sobą ujrzałem zakrzywiony, żółty dziób i czarne oczy. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym oderwałem kawałek skóry zająca i rzuciłem go w górę.
- Smacznego, Cri.
Czytaj dalej »

Kangae cd. Cadere

Stanęłam na progu jaskini Calme i Convela.
- Cal? - zawołałam cicho, obawiając się czy przypadkiem nie zbudzę szczeniąt głośniejszym krzykiem. Usłyszałam szmer , a po chwili z jednej z odnóg wynurzyła się biała postać.
- Kangae! Jak miło cię widzieć. Jak się czujesz, kochana? - objęła mnie lekko, ale po chwili dostrzegła waderę za mną - Kto to jest?
Nim zdążyłam wyjaśnić jej całą sytuację, ruda wilczyca otworzyła pysk.
- Jestem Cadere. - odpowiedziała nieznajoma, postępując kilka kroków do przodu - Chciałabym dołączyć do waszej watahy.
- Oh, oczywiście. Zawołałam Convela. - popatrzyła na mnie, po czym zniknęła z powrotem w ciemności nory. Potarłam łapą o łapę, zakłopotana byciem sam na sam z wilczycą. Rzucała mi dyskretne spojrzenia, ale czułam się coraz bardziej skrępowana. To spotkanie... było dziwne. Moja reakcja na jej przybycie też miała wiele do życzenia. Może to nerwy związane ze sprzeczką z Gray'em?
Na szczęście po kilku chwilach ze skrępowania wybawiła mnie twarz białego basiora, który szczerzył się w uśmiechu.
- Hej, Kan. - przywitał się, żeby potem zwrócić się do nowej - Jestem Convel, samiec Alpha tej watahy. Miło mi cię poznać. Doszły mnie słuchy, że chcesz powiększyć nasze skromne grono. Jak cię zwą?
- Jestem Cadere.
Spojrzałam pytająco na samca. Chciałabym porozmawiać z Calme, bo nie czułam się pewnie z myślą, że do rozwiązania zostało kilka dni
- Calme musiała zostać z Nafis i Nesim. - odparł, jakby odgadując moje myśli.
- Jasne. - mruknęłam, tuląc uszy. Może kiedy indziej uda mi się ją dopaść.
- A więc, droga Kroplo, oprowadzę cię po terenach. Dajmy Kan odpocząć. - mrugnął do mnie, po czym oddalił się lekkim krokiem, zaczynając monolog o terenach. Stałam tam jeszcze chwilę, patrząc za ich znikającymi ogonami. Powinnam spróbować porozmawiać z Gray'em i przedyskutować to wszystko na spokojnie. Mimo tego, nie miałam zamiaru odpuścić; musi w końcu pogodzić się z tym, że nie jestem małym szczenięciem. Musi przestać przenosić swoją traumę na mnie i przestać krążyć wokół mojego życia i tego, co robię.
Zniżyłam głowę, wyczuwając woń świeżej trawy i rosy. Odetchnęłam głęboko, myśląc o tym, co zbliżało się nieuchronnie. Czy to bardzo boli? Calme miała powikłania i ledwo to przeżyła... Może i mnie nie będzie łatwo rodzić?
Podniosłam powoli głowę, po czym ruszyłam wolnym krokiem do domu.
<Gray, Cad?>
Czytaj dalej »

Cadere cd Kangae

- Ładne imię. - stwierdziłam.
- Myśl. - dorzuciła. Zapewne chodziło jej o znaczenie imienia, chociaż to równie dobrze mogło być jakieś polecenie.
Tereny watahy były ładne, urodzajne w zwierzynę.
- Ile macie wilków? - zapytałam, nadstawiając uszy w stronę szumienia potoku.
- Zaraz... - mruknęła. - Convel, Grayback, ostatnio przypałętał się jakiś nieznajomy... Calme, Hiver, ja, Nigra, Rozalia, jakaś nowa, ty. Celestial, Floeado, Shadow, Mirabilis, Nesibindi, Nafis, Snorri II, Kasai, Moon, jakieś szczenię. Jak widzisz, całkiem sporo, bo dwadzieścia.
Potruchtałam za wilczycą, chociaż po drodze było tyle kuszących rzeczy. Kto wie, może nawet jakieś piórko by się znalazło? Kangae, jak mi się przedstawiła, poruszała się ostrożnie. Prawdopodobnie miało to jakiś związek z jej brzuchem, który nawiasem mówiąc wyglądał na ciążowy. Wolałam jednak o to nie pytać, gdyż wcale nie musiała być w ciąży i mogłaby się o to obrazić.
- Kto rządzi watahą? - ponownie zadałam pytanie.
- Calme i Convel. - odparła szybko.
Wydawała się poddenerwowana lub smutna. Nigdy nie byłam dobra w odgadywaniu uczuć innych wilków. Nie wiem, gdzie wilczyca mnie prowadziła, ale wydawała się wiarygodna. Po około piętnastu minutach truchtu znaleźliśmy się w miejscu, które zapewne było sercem watahy, legowiskiem alf.
- Calme, Convel! - zawołała wilczyca. Zatrzymała się przed wejściem, jakby nie chciała narazić się na niepotrzebny gniew przywódców.


Kangae?
Czytaj dalej »

Od Kangae, cd. Cadere

Spostrzegłam rudą waderę. Jej twarz była mi zupełnie obca. Od razu poczułam, jak serce podskakuje mi do gardła, a w głowie zapaliła się okropna myśl. Błyskawicznie stanęłam w pozycji obronnej, która miała jak najlepiej osłaniać brzuch, po czym stuliłam uszy i wyszczerzyłam kły.
- Kim jesteś? - syknęłam. W normalnych okolicznościach wolałabym się wycofać, ale nie mogłam gdzie uciekać. Poza tym, ze sporymi już maluchami nie oddaliłabym się od napastniczki, a jedynie naraziłabym siebie i je na niebezpieczeństwo.
- Spokojnie, nie mam zamiaru cię atakować! - odparła błyskawicznie wilczyca, cofając się o krok. Spuściłam nieco z tonu, ale nadal byłam przygotowana, żeby odskoczyć.
- Co robisz na terenach watahy? - zapytałam, przyglądając się jej uważnie.
- Cóż, chciałam do niej dołączyć. - wzruszyła ramionami, ale nadal bacznie obserwowała moje ruchy. - Czy jest możliwość, żebyś zaprowadziła mnie do Alfy?
Minęła chwila, nim odpowiedziałam.
- Tak, oczywiście. - odparłam, od razu się pesząc. Chyba nie musiałam reagować tak gwałtownie, ale z drugiej strony, co by było, gdyby obca samica wcale nie miałaby wobec mnie przyjaznych zamiarów?
Wyszłam powoli z jaskini, nie patrząc obcej w oczy. Uniosłam jednak głowę, żeby zwietrzyć zapach jaskini Convela, po czym ruszyłam lekkim truchtem w obranym kierunku.
- Jak się zwiesz? - zapytała wadera. Kątem oka spostrzegłam, że przygląda się otoczeniu.
- Kangae. - odpowiedziałam cicho.
- Ja jestem Cadere. Miło mi cię poznać.
<Cadere?>
Czytaj dalej »

Od Cadere

Leniwie zmrużyłam oczy, chroniąc je przed promieniami słońca. Która to już była...? Rano. Cóż, raczej nie śpieszyło mi się do pobudki, a już na pewno nie do jakiejkolwiek aktywności fizycznej.
- Cad? - Basior mruknął cicho. Poczułam jego oddech na swoim karku.
- Co? - Ziewnęłam szeroko, z wolna ruszając łapami. Coś chrupnęło w moim nadgarstku. Zapewne od zbyt długiego leżenia bez ruchu.
Sylwetka Dagana naprężyła się, po czym uskoczyła w bok. Wilk jęknął cicho, gdyż okazało się, że jego łapa natrafiła na ostry jak brzytwa kamień. Dagan był moim opiekunem do czasu odnalezienia innej watahy, przydzielił mi go Averse. W sumie to nie wiem po co, ale skoro tak zrobił nie mogłam kwestionować jego decyzji.
- Wstań już. - nakazał sucho.
Szczerze mówiąc, Dagan był jednym z tych wilków, które idealnie nadają się na strażników lub ochroniarzy. Nie mówił zbyt wiele, a także wybierał najbezpieczniejsze skróty i drogi. Nie podejmował żadnych ryzykownych działań - po prostu wypełniał swoją misję. Miało to też swoje wady, nie można z nim było porozmawiać "o niczym", zawsze musiał mieć jakiś powód do rozmowy.
- Co zrobisz, kiedy już będziesz mógł mnie zostawić w spokoju? - zapytałam.
- Pewnie sobie gdzieś pójdę. - odparł jak zwykle bez emocji. - Może wrócę do watahy... nie wiem.
No tak. Pewnie zanarzeka się na śmierć, zanim w ogóle gdziekolwiek dojdziemy.
***
Dagan dziś rano wyczuł zapach innych wilków. Podprowadził mnie jak najbliżej watahy, po czym sam się ulotnił. Powiedział, że watahy chętniej przyjmują młode wadery niż doświadczone basiory.
Niestety nie wziął pod uwagę tego, że zostawił mnie na samych obrzeżach sfory. Postanowiłam na własną łapę wybrać jakiś kierunek, a były nim skały. Skały... może spotkam tam jakiegoś wilka?
Najbardziej obiecująca wydawała mi się ta najbliżej mnie. Jedyne co mnie zaniepokoiło to sierść leżąca przed wejściem, zupełnie jakby toczyła się tu jakaś walka.
Wzięłam głęboki oddech. Raz kozie śmierć, prawda? Na ugiętych łapach wcisnęłam się do środka, skąd dobiegł mnie silny zapach wilczycy...

<Kangae?>
Czytaj dalej »

Kangae cd. Grayback

Złość powoli mijała, zostawiając po sobie jedynie pustkę, a po chwili na jej miejsce wkroczył smutek. Otarłam łzy, przez chwilę beznamiętnie słuchając kropli deszczu uderzających o korę pobliskich drzew. Ułożyłam głowę na łapach, pociągając nosem.
Owa kłótnia była naszą pierwszą sprzeczką. Niemniej, wstrząsnęła mną, głównie dlatego, że źle znoszę krzyki i wyrzucanie sobie win nawzajem. Żałowałam, że to się tak potoczyło, zwłaszcza teraz, kiedy niedługo mają urodzić się maluchy. Może nie powinnam być aż tak ostra? Może powinnam mu to wytłumaczyć na spokojnie?
Ale z drugiej strony, ile można? Już jakiś czas temu mówiłam mu, żeby trochę zluzował, żeby nie chodził za mną krok w krok. Ale najwidoczniej to nie pomogłam.
Co prawda moja reakcja mnie zadziwiła, ale kiedy wypowiedziałam te słowa poczułam ulgę. Nigdy nie pragnęłam żandarmy; pragnęłam partnera i ojca dla moich dzieci.
Przylgnęłam do ściany, nagle uderzona pragnieniem czyjejś bliskości i ciepła. Chciałam, żeby ktoś mnie objął i pocieszył... A zwykła rozmowa, która przerwałaby ciszę również wiele by dała. Nikt jednak nie przyszedł mi na pomoc. Kamień był zimny i twardy, a jednak sklejone łzami rzęsy powoli opadały na moje oczy. Może sen przyniesie ukojenie?
xXx
Obudziłam się rano. Szare chmury powoli różowiały, a zimny wiatr przypomniał o wczorajszej ulewie, niosąc orzeźwiającą woń wody. Powoli wstałam, cała zesztywniała i z bolącym karkiem po nocy spędzonej w niewygodnej pozycji. Rozprostowałam kości, ale uporczywego rwania w szyi pozbyć się nie mogłam. Zwiesiłam jedynie głowę, patrząc przez szerokie przejście na sosny przed jaskinią.
<Ktoś :v?>
Czytaj dalej »

Nowe szczenię!

Witaj Amor!


Amor to przyjacielska i miła młoda waderka.

Kontakt: Patrz Moon
Czytaj dalej »

Nowa wadera!

Witaj Silverstre!


Silv to dość płochliwa samotną matka którą łatwo przestraszyć. Trudno zdobywa przyjaźnie, nie jest nikomu ufna.

Kontakt: Patrz Moon

Czytaj dalej »

niedziela, 19 lutego 2017

Od Hiver

Warknęłam pod nosem, pewniej stając na łapach.
Zraniona córeczka, ojciec morderca i brat zdrajca. Dlaczego to wszystko wygląda jak jakiś płytki, pieprzony film? Nigdy nie chciałam być gwiazdą...
- Porozmawiamy? - niski, zachrypnięty głos po raz kolejny zadzwonił mi w uszach.
Podniosłam wzrok, napotykając jego bursztynowe oczy. Takie same jak u Scezema. Zgrywał spokojnego, lecz zdradzała go drgająca lewa łapa. Przejął to od matki, o ile mnie pamięć nie myli.
Według wszelkich scenariuszy powinnam się wściec, zabić go - oczywiście cudem uchodząc z życiem - a później wygłosić ckliwą mowę, pogodzić się z bratem i powrócić do watahy, silniejsza psychicznie i fizycznie. Brzmi nieźle, ale chyba daruję sobie trzeci i czwarty punkt.
- Silentium, odpowiedz.
- Nawet jeśli się nie zgodzę, to i tak będę musiała cię słuchać.
- Ja chcę tylko...
- Daruj sobie - wyprostowałam grzbiet, patrząc mu w oczy. Niech nie myśli, że będę się mu kłaniać.
- Chciałbym, żebyś wróciła.
Podszedł do mnie, lekko schylając się, żeby utrzymać kontakt wzrokowy. Był wyższy, ale to nic nowego. Większość basiorów jest ode mnie wyższa.
- Chciałbyś mnie zabić. Powrót to tylko formalność.
- Skąd taki wniosek?
- Bo taki już jesteś. Zawsze zabijasz słabszych, a kiedy tego nie zrobisz, twój autorytet może zostać zachwiany.
Parsknął cicho, nadal nie spuszczając mnie z oczu.
- Byłaś szczeniakiem, kiedy cię wygnałem.
- Pytasz o to, jakim cudem przeżyłam czy o to, skąd tyle o tobie wiem?
- Bystra jesteś.
- A więc znasz odpowiedzi na oba pytania. Teraz moja kolej. Dlaczego mnie wygnałeś?
- Byłaś słaba.
Zmarszczyłam brwi, stukając pazurami o twardą ziemię.
- Byłam twoją córką.
- Wciąż nią jesteś - odsunął się o krok i oparł bokiem o ścianę jaskini.
- Skazałeś mnie na śmierć. A teraz, kiedy ułożyłam sobie życie, masz czelność mnie tu sprowadzać.
- Słyszałem, że zwykle jesteś mniej gadatliwa.
- Bo zwykle nie mam innym tyle do powiedzenia.
Posłał mi uradowane spojrzenie i wyszczerzył kły w chorobliwie sztucznym uśmiechu.
Do sali wszedł Scezem, posyłając mi badawcze spojrzenie. Najgorsze było to, że wciąż nie wiedziałam po czyjej jest stronie.
- Chcę porozmawiać ze Scezemem.
- Proszę cię bardzo, rozmawiajcie - ojciec wskazał łapą na mojego brata, który zastygł w miejscu.
- W cztery oczy.
- Czy to wygląda ci na koncert życzeń? - mruknął, a naszą miłą pogawędkę przerwał mój ukochany braciszek.
- Nie kłopocz się, nie chcę z tobą rozmawiać.
Warknęłam, przyglądając się mu. Teraz już nic nie rozumiem.

<KONTYNUACJA SAMODZIELNA>

Czytaj dalej »

Nowa wadera!

Witaj, Cadere!


Cadere to pocieszna, aczkolwiek sarkastyczna wilczyca. Powitajmy ją ciepło!

Kontakt: Patrz Grayback. 

Czytaj dalej »

Od Rozalii cd. Convel

Wilk zaproponował mi polowanie, ucieszyłam się, od dawna nie polowałam w parze. W sumie, nigdy nie miałam takiej okazji. Jak byłam szczeniakiem to nawet nie mogłam opuszczać jaskini, później uciekłam, a zresztą… Nie powinnam o tym myśleć.
- ROZALIA!!! – głos Convela wyrwał mnie z zamyślenia.
- Eeeee co?
- To jest Kangae. – wskazał łapą na biało-szarą waderę. Od kiedy ona tu stoi? Chwila, my stoimy? Aż tak się zamyśliłam?
- Ymmm hej, jestem Roza. Przed chwilą dołączyłam do tej watahy. Właśnie idziemy z Convelem na polowanie, może chciałabyś dołączyć?
- Nie dziękuję. – wadera odpowiedziała lekko zawstydzona. – Nie za bardzo lubię polować. Ale możemy spotkać się później, oprowadzę cię czy coś. – uśmiechnęła się.
- No jasne! Byłoby miło. – po tych słowach zaburczało mi w brzuchu.
- Słyszę, że musimy już iść. – zaśmiał się Convel. – Do zobaczenia Kan!
Szliśmy w milczeniu, które przerwał basior.
- O czym tak myślałaś?
- Przeszłość i te sprawy. Za ile będziemy na miejscu? – szybko zmieniłam temat. Nie lubię rozmawiać o moim życiu.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Convel cd Rozalia

Pogrążony w rozmyślaniach wracałem do swojej jaskinii. Świtało już, a ja całą noc znów spędziłem nad morzem. Wsunąłem się do swojej jaskinii. Znaczy się, swojej jaskinii numer dwa, tej położonej w lesie. Od razu uderzył w noje nozdrza zupełnie obcy zapach. Dostrzegłem rudobrązową waderę leżącą pod ścianą. Położyłem uszy po sobie i z narastającym głośnością warczeniem zbliżyłem się do niej. Nagle otworzyła oczy i skierowała swój zdziwiony i zarazem przerażony wzrok na mnie. Pisnęłam i podniosła się, co spowodowało, że uderzyła głową we mnie. Auć.
- PRZEPRASZAM, JA NIE CHCIAŁAM! – krzyknęła i potrząsnęła brązowawym łbem. – Naprawdę… - powiedziała już spokojniej, ciszej.
- Co robisz w mojej jaskini? – spytałem przez zaciśnięte zęby. Zaniepokoiła mnie czyjaś obecność w tym okresie. Bardzo. Jeżeli byłby to wróg albo szpieg, to by oznaczało duże zagrożenie dla szczeniaków.
- Ehhh… Od paru miesięcy chodzę samotnie po lesie, byłam tak wykończona i nie zauważyłam, że ktoś tutaj mieszka. Już sobie idę, naprawdę przepraszam, za to wtargnięcie - westchnęła wadera, spuszczając łeb.
- Rozumiem, nic się nie stało – rozluźniłem się. Jej zachowanie wyraźnie świadczyło o tym, że nie jest do nas wrogo nastawiona. – Właściwie… mam dla ciebie propozycje. Jestem Alfą tutejszej watahy, może chciałabyś dołączyć? - zaproponowałem.
- Oooo! Naprawdę mogę? Byłoby super! Ale mam pytanie… chciałbyś mi dać kawałek mięsa? – uśmiechnęła się niepewnie.
Zaśmiałem się w odpowiedzi.
- Akurat nic nie mam, ale możemy zaraz pójść na polowanie - stwierdziłem. - A tak właściwie, jak masz na imię?
- Jestem Rozalia - powiedziała wesoło wadera.
- Convel - przedstawiłem się.
- Hm... to, może chodźmy już na to polowanie? Padam z głodu - wadera znów przywołała temat jedzenia, aż sam zrobiłem się głodny.
- Chodź, nad pobliskim jeziorem często poją się sarny i jelenie, można też po dordze spotkać jakieś zające. Co ty na to?


<Rozalia? #OdpisywanieWTempieEkspresowym ^^>
Czytaj dalej »

Convel cd Calme

- Dasz radę! Jesteś najodważniejszą waderą jaką znam, Cally. Ze wszystkim dasz sobie radę - zapewniałem moją... partnerkę? Jak to dziwnie brzmi. I zarazem tak wspaniale... Calme rodzi szczeniaki. Nasze szczeniaki.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale już po chwili zacisnęła zęby, patrząc mi w oczy. Odwzajemniłem spojrzenie, łagodne i same w sobie zapewniające, że wszystko będzie dobrze.
Już po chwili na piasku leżały dwie, małe, puchate, białe kulki.
- Jest śliczna... - polizałem białą waderkę. - Nafis. Nazwiemy ją Nafis. Jest taka podobna do ciebie... - uznałem.
- Wolałabym szczeniaka podobnego do ciebie, Conv... Ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam żadnych cudownych cech, które chciałbym aby odziedziczyły po mnie szczeniaki... - stwierdziła Calme.
- Jesteś cudowna, Cally, dobrze, że szczeniaki są do ciebie podobne. Do nas obu.
- Convel...? - spytała cicho wadera, kierując wymownie swoje spojrzenie na małego basiorka.
- Masz dla niego jakieś imię? - zapytałem, uśmiechając się.
- Niech będzie Nesibindi - wyszeptała, podnosząc się ostrożnie z piasku.
- Wspaniałe - stwierdziłem. - Wiesz co, Cally?
- Co?
- Cieszę się, że nasze szczeniaki urodziły się tutaj, nad morzem. To najwspanialsze miejsce na naszych terenach, a one zapamiętają je być może jako pierwsze, które poznały.
- Masz rację, to wspaniałe - uśmiechnęła się Calme, wtulając się w mój bark.
- Weźmy je do lasu, niech poznają resztę watahy.
* * *
W drodze do puszczy, gdzie Nafis i Nesibindi miały poznać resztę watahy, zrobiliśmy tylko jeden postój, żeby Calme się napiła. Doskonale to rozumiałem, musiała być zmęczona.
- Convel? - spytała, biorąc kolejny łyk wody z niewielkiego jeziorka.
- Hm? - zatrzymałem łapą Nesibindiego, który próbował już czołgać się w stronę wody.
- Wiesz, że zostałeś Alfą, prawda? - zauważyła Calme.
- Nigdy o tym nie myślałem w ten sposób... - zdzwiłem się, przygarniając basiorka bardziej do siebie. Urwis, nadal mocował się z moją łapą. Tak właściwie, to naprawdę nigdy nie myślałem o tym, że jako partner Calme zostanę Alfą. Liczyła się dla mnie tylko ona, tylko Cally i miłość do niej. I wydaje mi się, że to znaczy, że ta miłość nie była przelotnym uczuciem.
- To chyba dobrze - uśmiechnęła się Cal, podchodząc bliżej i biorąc Nesibindiego ostrożnie za skórę na karku. Szczeniak pisnął. W ten sam sposób chwyciłem Nafis i razem ruszyliśmy w stronę lasu.

<Cal? Convel jest w szoku pozostaniualfowym x.x>
Czytaj dalej »

Od Rozalii


Dobiega koniec kolejnego miesiąca samotnego szwendania się po lesie. Wygłodzona i zmęczona, postanowiłam znaleźć jakieś miejsce do spania, bo zaczęło się już robić ciemno. Po pół godzinnych poszukiwaniach zauważyłam jaskinię, ucieszona uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do niej. Położyłam się i zamknęłam oczy. Obudził mnie coraz głośniejszy szmer, zaraz, jaki szmer? Przecież to warczenie! Otworzyłam oczy i ujrzałam nad swoją głową, białego wilka. Przerażona pisnęłam i podniosłam się, co spowodowało, że uderzyłam głową w basiora.
- PRZEPRASZAM, JA NIE CHCIAŁAM! – krzyknęłam i potrząsnęłam głową. – Naprawdę… - powiedziałam już spokojniej.
- Co robisz w mojej jaskini? – spytał przez zaciśnięte zęby biały wilk.
- Ehhh… Od paru miesięcy chodzę samotnie po lesie, byłam tak wykończona i nie zauważyłam, że ktoś tutaj mieszka. Już sobie idę, naprawdę przepraszam, za to wtargnięcie.
- Rozumiem, nic się nie stało. – basior się rozluźnił. – Właściwie… mam dla ciebie propozycje. Jestem alfą tutejszej watahy, może chciałabyś dołączyć?
- Oooo! Naprawdę mogę? Byłoby super! Ale mam pytanie… chciałbyś mi dać kawałek mięsa? – uśmiechnęłam się niepewnie.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Nowa wadera!

Witaj, Rozalio!
Rozalia to wadera pełna sprzeczności, aczkolwiek jest bardzo dobrą przyjaciółką. Powitajmy ją ciepło!
Kontakt: Howrse – morfinka
e-mail: bingojula@gmail.com
Czytaj dalej »

Od Vetera

Zatopiłem kły w szyi młodej łani. Ta zarzuciła jeszcze kilkakrotnie ranną nogą, ale po chwili zamarła z cichym jękiem. Oderwałem się od karku ofiary, przechodząc do apetycznego udźca. Nagle usłyszałem niepokojący szelest. Spojrzałem w kierunku krzewów, skąd dotarł do mnie ten tajemniczy dźwięk. Chwilę nasłuchiwałem, starając się dostrzec cokolwiek pośród zielonego listowia, jednakże nic nie spostrzegłem. Mimo, że minęło tyle lat nadal nie mogłem w pełni oduczyć się polegania na wzroku. Najczęściej widziałem jedynie jasne plamy, wyraźniejsze kontury przedmiotów kształtowały się tylko przy bliskiej odległości. Mocno wciągnąłem powietrze nosem, ale wiatr wiał w moje plecy. Mimo braku kolejnych dowodów czyjejkolwiek obecności nadal nie odważyłem się w pełni zaufać otoczeniu. Delikatnie oderwałem skórę z nogi jelenia, zabierając się powoli za mięśnie. Co kilka sekund podrywałem głowę, strzygąc uszami, oczekując, aż ktoś wypadnie na mnie zza pobliskiej sosny.
W końcu jednak rozluźniłem się, nasycając się smakiem świeżej krwi i soczystego mięsiwa. Niedaleko stąd znajdowały się tereny watahy, do której miałem zamiar się dostać. Wiedziałem, że nie mam stu procentowej pewności na ciepłe przyjęcie, ale wolałem mizerne próby niż tułanie się samotnie przez całe życie. Zimy były dla mnie koszmarem, a brak przyjaznej duszy dopiekał coraz bardziej.
Kiedy właśnie przełykałem kolejne włókna mięsa usłyszałem cichy warkot. Serce podskoczyło mi do gardła i machinalnie odskoczyłem w tył, szczerząc kły. Przede mną zamajaczyła wielka plama wilczego futra. Stanąłem w pozycji obronnej, gotów się bronić.
- Kim jesteś i co robisz na terenach  naszej watahy?
<Ktoś?>
Czytaj dalej »

sobota, 18 lutego 2017

Nowy basior!


Witaj, Veter!

Veter to marzycielski, poważny acz radosny wilk, który potrafi również nieźle dopiec
Powitajmy go ciepło!
Kontakt: Mordusia
Czytaj dalej »

Grayback cd Kangae

Odsłoniłem kły w stronę jej zadu. Nie było sensu za nią iść, niech się wykrzyczy. Prawdę mówiąc, nie zdarzyła mi się jeszcze podobna sytuacja, więc po prostu postanowiłem to przeczekać.
Martwiłem się? Oczywiście, że się martwiłem. Wiedziałem też, że próbując załagodzić sytuację jeszcze bardziej ją pogorszę.
Ziewnąłem szeroko, próbując się odstresować. Jak można się było spodziewać, nic to nie dało.
***
- Aleksieej! - ryknąłem, rozglądając się na boki. - Aleksieej?
Sam nie wiem, co mnie tutaj przywiało. Może potrzebowałem rady? Uhh, wszędzie tu było błoto. Nie, żeby mi to coś przeszkadzało, aczkolwiek... uh. Bagna były pewne dziwnych roślin i równie dziwnych zwierząt, a także pełno pozostałości po nieszczęśnikach, którzy nie mieli tyle szczęścia i po prostu utonęli w ich wodach. Coś trzasnęło pod moją łapą, więc automatycznie zwróciłem wzrok w tamtą stronę. Cóż... błąd. Właśnie zdeptałem jakiś mały, filigranowy szkielecik, zapewne jakiegoś gryzonia.
- Co tu robisz? - Cichy, niepokojący głos wyrwał mnie z zamyślenia. - Zazwyczaj nikt mnie nie odwiedza...
Spojrzałem na Aleksieja, który akurat wyciągał się na pniu przewieszonym nad wodą. Nie wyglądał, jakby był przestraszony perspektywą, że pień mógłby spaść, a on sam mógłby wylądować w brudnej wodzie, z której prawdopodobnie by się nie wydostał.
- Przyjaciele czasem się odwiedzają, nie? - zagadnąłem. Przysiadłem w miarę suchym miejscu, po czym mlasnąłem. Niezbyt tu miło.
- Przecież ty nie masz przyjaciół. - Lis wyszczerzył się szyderczo, po czym roześmiał. - Żartowałem. O co chodzi?
- Chodzi o... wilczycę. - wyznałem, czerwieniąc się. Czy ja już totalnie upadłem na głowę?
Aleksiej wymownie uniósł brew.

Kan? :<
Czytaj dalej »

Ciąża!

Calme zaszła w ciążę z Convelem. Gratulacje!
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3BFUplxjSlENbWPbREJ2arAs2xGwbUgxWDf2lWClrhONUcSDGipCrquBEyghSUvSrEU-WpgPlUO6j60VWEdon7I1QdVm_y6FO60Wz0N-uPEQ_eWqRLDLuXajkErlN-frG2ga9xASKKEA/s1600/ScreenShot3370.jpg
Czytaj dalej »

Nowa para!

Convel i Calme są od dzisiaj parą!

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/93/48/09/934809eddca99e11d890db514799f2e9.jpg
Czytaj dalej »

Convel cd Calme

Mimowolnie uśmiechnąłem się, słysząc wyznanie Calme. Tak wiele nas łączyło. Wtedy gdy dołączałem do watahy, zakochałem się w Cal. Jednak potem pojawiła się Harda, a Snorri ubiegł mnie w sprawie Cally. Uznałem, że skoro Hardą też tak mocno pokochałem, nie ma sensu rywalizowanie z Alfą.
Teraz wiedziałem, że oboje straciliśmy partnerów. Może to z powodu złego wyboru, a może los tak sobie zażyczył? W każdym razie, przeznaczenie zadecydowało, że połączy mnie i Calme. Może to egoistyczne, może to niesprawiedliwe. Ale kocham ją.
- Calme... - wymruczałem, wciskając wilgotny nos w jej futro na karku.
- Convel...? - szepnęła, będąc chyba w lekkim szoku.
- Chcę mieć z tobą szczeniaki... - stwierdziłem łagodnie. - Bardzo... - dodałem, odrywając łeb od jej karku i patrząc Calme w ciemne oczy.
- Ja... Convel... - zaczęła.
Zamilkłem. Źle zacząłem? Może nie powinienem mówić tak prosto z mostu?
- Ja też chcę mieć z tobą szczeniaki - uśmiechnęła się Cally.
Zdziwiła mnie lekko jej odpowiedź, ale uśmiechnąłem się szeroko, przewracając Alfę na plecy.
- Kocham cię, Calme - powiedziałem.
- Ja ciebie też - odparła.
* * *
Nastał ranek. Powietrze powoli nagrzewało się od słońca. Calme spała obok mnie, sapiąc cicho. Leniwie podniosłem się i trąciłem Cal w łapę.
- Calme, wstawaj - szepnąłem.
Wadera leniwie otworzyła jedno oko.
- Cally, będą się martwić. Powinniśmy wrócić zanim się obudzą - stwierdziłem łagodnie.
Alfa fuknęła i wstała z ociąganiem.
- W takim razie, chodźmy - ziewnęła szeroko, wyginając grzbiet. Zrobiłem to samo, po czym wyszliśmy z jaskinii, lekkim truchtem kierując się w stronę plaży, na której poprzedniej nocy zostawiliśmy watahę.
Gdy dotarliśmy na miejsce, wszyscy jeszcze spali. Dla niepoznaki Calme ułożyła się obok śpiącej Celestial, upewniając się, że Snorri II także leży obok matki. Ja położyłem się obok Alfy, przymykając ślepia i kładąc łeb przodem do morza, by nawdychać się przyjemnego, morskiego powietrza.

<Calme, jesteś straszna, ale i tak napisałam V_V>
Czytaj dalej »

Convel cd Calme

- Calme, mogłabyś pójść gdzieś ze mną na chwilkę...? - spytałem cicho.
Calme spojrzała po śpiących na plaży wilkach, po czym z lekkim wahaniem ruszyła za mną.
- Gdzie idziemy? - zapytała szeptem.
- Do mojej jaskini - uśmiechnąłem się, kierując swoje kroki w lewo, na południe. To była bowiem droga do mojej jaskinii i koniec tunelu, który prowadził do Tęczowej Doliny, o czym dowiedziałem się całkiem niedawno.
Po kilku minutach dotarliśmy do niewielkiego otworu prowadzącego do wnętrza kamiennej jamy. Najpierw weszła do niej Calme, za nią wcisnąłem się ja. Cal położyła się pod jedną ze ścian, osłaniającą ją przed chłodnym wiatrem niosącym morską bryzę od strony wejścia. Ja położyłem się obok, dodatkowo ją chroniąc od zimna i grzejąc własnym ciałem.
- Calme... - mruknąłem, układając łeb na łapach i nastawiając uszy w jej stronę.
- Tak...? - ziewnęła cicho.
- Calme, wiem, że nie zastąpię ci Snorriego... - powiedziałem z westchnieniem. - Nigdy. Ale mimo wszystko...
Zacisnąłem ślepia. Wziąłem głęboki wdech.
- Calme, kocham cię - wyznałem. Poczułem, że pali mnie pysk. Zapewne właśnie w tej chwili oblałem się rumieńcem. W tej chwili cieszyłem się, że światło księżyca zręcznie nas omija. - Naprawdę cię kocham, Cally.

<Caal...? Opisu-u-ujesz! xD>
Czytaj dalej »

piątek, 17 lutego 2017

Od Kangae cd. Grayback

- Kangae, uspokój się! - warknął Grayback
- Nie jestem już małym szczenięciem! Nie zgodziłam się na partnerstwo tylko dlatego, żebyś założył mi obrożę i trzymał pod kluczem jak swoją własność! - krzyknęłam, a moją twarz zalała się wściekłą czerwienią - Nie jestem czymś co do ciebie należy, rozumiesz?! Przestań chodzić za mną krok w krok i mnie niańczyć!
- A może tego właśnie potrzebujesz?! Może nie dasz sobie rady sama ze sobą?!
- Chodzi ci o to, że wychowałam się u ludzi, tak? Wyobraź sobie, że przez całe moje dzieciństwo podkładano mi pod nos. - wysyczałam jadowicie - Miałam wszystko co zachciałam, nie musiałam robić nic. A co się stało, kiedy wyjechali? Musiałam przeżyć w lesie. Sama ze sobą! Zanim cię spotkałam, minął rok. Rok, rozumiesz? Bez ciebie, bez czyjejkolwiek opieki!
- No i co? Nie umiałaś polować, nie wiedziałaś nic o byciu wilkiem! To JA musiałem ci to wszystko pokazać! To JA cię wszystkiego nauczyłem!
Uniósł się nade mną, a jego oczy błyszczały w zimnej furii. Zacisnęłam wargi, starając się powstrzymać łzy.
- A teraz, kiedy potrafię się wyżywić, kiedy wiem, jak zachować się w watasze TY trzęsiesz się nade mną bardziej niż nad samym sobą! - warknęłam, bezczelnie wpatrując się w niego - Boisz się o siebie, o to, że ktoś, kogo kochasz znów zginie, a jednocześnie próbujesz mnie uwiązać i odebrać mi prawo do własnych wyborów! Nie jestem przedmiotem, tylko twoją partnerką i matką twoich szczeniąt!
Wykrzyknęłam, po czym nie czekając na jego odpowiedź wyskoczyłam z nory na deszcz. Moje łapy rozchlapały niewielką kałużę przed dziurą w ziemi, po czym ruszyłam biegiem w głąb lasu, nie bacząc na to ile oddalam się od domu. Nawałnica po chwili zmieniła moje futro w przemoczone strąki, a deszczówka zalewała mi oczy. W sumie, nie byłam pewna czy była to woda czy łzy.
Wpadłam do starej jaskini, w której zaatakowały nas gończe psy. Padłam na ziemną posadzkę w dalszym pomieszczeniu, po czym ukryłam twarz w łapach.
<<Gray?>
Czytaj dalej »

Grayback cd Kangae

Zacisnąłem zęby. Kangae nawet nie wiedziała, jak bardzo ta wyprawa odbije się na mnie. Już jedną partnerkę straciłem, razem z nienarodzonymi szczeniakami. Nie zamierzałem na to pozwolić drugi raz.
Z drugiej strony, nie mogę jej tak ograniczać. Chciała zobaczyć świat, to normalne.
- W porządku... - wydusiłem z siebie po chwili krępującej, okropnej ciszy. - Możesz pójść.
- Naprawdę? - zapytała, a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale szybko jej przerwałem.
- Ale tylko z kimś. - wtrąciłem do swojej wypowiedzi. - Inaczej poproszę Calme, żeby nie dała ci przekroczyć terenów watahy.
Wilczyca spojrzała na mnie zawiedziona. Zapewne chciała poczuć ducha przygody, a najlepiej się go czuje, kiedy jest się samotnym. Rzuciła mi błagalne spojrzenie i położyła po sobie uszy.
- Nie patrz tak na mnie. - mruknąłem. Po podłodze walały się ścięgna i inne niezjadliwe rzeczy. - Idziesz z kimś, albo wcale.
Padało? Tak, chyba padało. Deszcz monotonnie bębnił o pień, co wprawiało mnie w senny nastrój. Znużony ułożyłem łeb na łapach i westchnąłem boleśnie. Po chwili usłyszałem ciche warczenie, a kątem oka zauważyłem jak Kangae unosi wargę i odsłania ostre kły.
- Możesz przestać?! - wybuchła, sycząc jadowicie. - Jesteś okropny! Cały czas płaczesz jak mały bachor o to, że zostaniesz sam! Przestań być taki nadopiekuńczy, to irytujące! Dam sobie radę sama!
- Kan... - przerwałem łagodnie, ale nie zamierzałem się potem wstrzymywać.
- Żadne Kan! - warknęła ostro, jeżąc sierść na karku. - Przestań robić z siebie ofiarę losu!

Kan? :<

Czytaj dalej »

czwartek, 16 lutego 2017

Kangae-Pudło #3

Wyciągnęłam mocniej przednie łapy, sięgając słodkiej, zimnej wody poduszkami. Spojrzałam za siebie, na mój brzuch, który zdążył się zaokrąglić. Gray już zaczął nazywać mnie beczułką i co jakiś niewielki odstęp czasu zapytywał, czy szczenięta się wiercą. Z rosnącym szczęściem wyczekiwałam terminu porodu i późniejszej opieki nad młodymi. Zdawałam sobie sprawę, że wychowanie małych wilków nie będzie łatwe, ale wiedziałam również to, że chcę zostać matką. Wygrzewanie się na wiosennym słońcu sprawiało mi przyjemność, a właściwie niekoniecznie mogłam robić coś innego. Bałam się polować na duże zwierzęta, poza tym bieganie i skakanie sprawiało mi coraz większą trudność... No i trochę się rozleniwiłam. To Gray teraz polował, więc miałam całe dnie wolne, a Calme dodatkowo zwolniła mnie z obowiązków zwiadowcy. Właściwie, na granicach watahy prawie nie dochodziło do jakiś zdarzeń, o których należałoby donieść Alphie, więc żałowałam, że odpuściła mi patrolowanie lasu.
Wstałam powoli, otrzepując się z piasku i źdźbeł trawy. Ziewnęłam szeroko, wyciągając zesztywniałe kończyny póki nie usłyszałam, jak strzelają mi stawy. Ruszyłam wolnym, spacerowym krokiem przed siebie, zanurzając się w cieniu lasu i zostawiając jezioro z tyłu. Nie jadłam jeszcze dzisiaj śniadania, ale ponoć w okolicy kręci się stado dzikich indyków, które nie stanowiły żadnego zagrożenia dla wilka, nawet ciężarnej wadery. Na myśl o tłustym posiłku poczułam głód, więc uniosłam głowę, oczekując woni drobiowego mięsa i piór. Lawirowałam między drzewami, a świetliste refleksy oświetlały moją sierść, nadając jej dziwnego blasku.
Nagle moje nozdrza wyczuły pewien zapach. Zatrzymałam się, próbując ustalić skąd dociera. Wiatr wiał z północy, z mojej prawej strony. Zakręciłam i przyspieszyłam kroku, truchtem zmierzając ku miejscu, w którym pasły się ptaki. Moje łapy przeczesywały wątłą jeszcze trawę, ale skóra czuła przyjemną bryzę, która niosła na sobie znamiona nadciągającej wiosny. Po kilku chwilach woń stała się tak ostra, że miałam pewność, że za zaroślami znajduje się stadko niczego niespodziewających się zwierząt. Nie powinno być z nimi problemu, ale mimo tego poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Teraz, kiedy miałam świadomość, że pod moim sercem biją inne, małe serduszka moich dzieci o wiele bardziej na siebie uważałam. Unikałam wszelakich kłopotów jak ognia, trzymając się jedynie bezpiecznego zakresu lasu i własnej nory, którą przejęliśmy z Gray'em po starym lisie. Nieco ją powiększyliśmy tak, żebym mieściła się tam ja, basior i trójka szczeniąt. Jeśli będzie ich więcej, to pomieszczenie się przecież poszerzy. Dodatkowo, osłaniał nas jeszcze gruby korzeń klonu, pod którym dziura została wykopana.
Przykucnęłam wolno, opierając się głównie na tylnych łapach. Uważałam, żeby nie poruszyć żadnej gałązki czy liścia. Przez krzaki dostrzegłam rozłożysty ogon samca. Teraz przypadał ich okres lęgowy, jednak nie wszystkie kury zniosły już jajka. Wycelowałam w pięknie upierzonego ptaka, który dumnie puszył się i prezentował swoje czerwone korale.
Nagle rozległo się donośne wycie. Wyprostowałam się w osłupieniu, kiedy zdałam sobie sprawę, że wykonawca tej pieśni znajduje się tylko kilka metrów ode mnie, najpewniej w naprzeciwległych krzakach.
Nic już jednak ni zostało z mojego zamierzonego posiłku, jedynie dalekie echo przerażonego gulgotu i łamanych w panice gałęzi. Spojrzałam z szokiem w krzaki, uświadamiając sobie, że nie znam tego głosu. Powinnam uciekać? Donieść o tym Calme? Jeszcze nie spotkałam wilka, który wszedłby na tereny watahy, ale słyszałam, że takie przypadki się zdarzały i nie kończyły się dobrze. Poza tym, kto odważyłby się ogłosić wszem i wobec swoją obecność na granicach watahy. Zobaczyłam jak spomiędzy liści bukszpanu wysuwa się biały pysk, na którym poszerza się uśmiech otoczony zmarszczkami mimicznymi. Definitywnie należał on do starszego wilka. Zmarszczyłam brwi, kiedy biała sierść zniknęła, a za pobliskim pniakiem dostrzegłam błysk szarego ogona.
- Hej ty! - krzyknęłam, nie chcąc bliżej podchodzić do obcej osoby, ale wilk zniknął w czeluściach puszczy. Po krótkiej chwili ruszyłam niepewnie za nim, pocieszając się tym, że prawie cała wataha usłyszała wycie i w razie czego wie gdzie jestem.
Przeskoczyłam ciężko ponad powaloną sosną, coraz wyraźniej czując skutki ciąży. Zobaczyłam, jak szare, przenikliwe oczy obserwują mnie z zarośli, po czym znikają w dali. Potruchtałam wolno w ich stronę, po czym przedarłam się przez gałęzie i stanęłam na skraju polany. Od razu do mojego nosa dotarł zapach świeżej krwi. Na środku leżała apetyczny, sarni udziec, a na nim całkiem spory królik. Stanęłam ze zdziwieniem nad prezentem, a kiedy spojrzałam uważnie dostrzelam, że za stertą mięsa leży mały, szary wilczek, który przyciskał łapami serduszko do piersi. Obwąchałam go uważnie, chcąc się upewnić, że nie jest on jakąś pułapką czy podstępem.
Ostrożnie zaczęłam skupać sarninę, czuła na każdy obcy smak, zapach czy dźwięk. Nic się jednak nie stało, a ja ogoliłam dziczyznę do samej kości, której nie omieszkałam przełamać i wylizać z niej szpiku.
Chwyciłam ostrożnie królika za uszy, po czym zagarnęłam również pluszaka, którego ledwo ściskałam zębami. Jeszcze raz uważnie obejrzałam się za siebie, po czym ruszyłam do domu, nieco skołowana i skrępowana całą tą dziwną sytuacją. Kim, do licha, był ten wilk? Czemu poświęcił mi swój posiłek? A co najważniejsze... co oznaczała ta maskotka?
Wcisnęłam się z martwym zwierzakiem do nory, mając nadzieję, że Gray będzie mile zaskoczony kiedy wróci do domu. Ułożyłam się wygodnie, chcąc przemyśleć całą tę dziwną sytuację i wtedy poczułam, jak małe łapki naciskają na moje ciało...
Czytaj dalej »