sobota, 31 grudnia 2016

Od Graybacka cd Nigra Morto

Uśmiechnąłem się delikatnie, spoglądając na okolicę spod zmrużonych powiek. Jakaś dzika część mnie chciała się rzucić za nią w pogoń, ale nie mogłem jej na to pozwolić. Gdybym to zrobił, prawdopodobnie skończyła być karkiem w moim pysku. Ehh, ta nieposkromniona chęć pogoni...
Nigra nadal radośnie biegała między drzewami, co jakiś czas zerkając na mnie, czy za nią biegnę. Westchnąłem.
- Ale ty jesteś sztywny! - zawołała.
- No to zaraz zobaczymy... - mruknąłem, a kącik mojego pyska uniósł się w górę.
- Co tam szepczesz? - Wilczyca przewróciła oczami.
Przykucnąłem na skale, obserwując Nigrę. Choć nigdy nie lubiłem zabawy w berka, lubię zapasy. Taka pozostałość z dzieciństwa. Odbijając się od twardego kamienia wyskoczyłem tuż na nią. Wadera pisnęła, kiedy ją dopadłem. Ale przecież byłem delikatny! Nie chciałem jej zrobić krzywdy. A zresztą... Nigra już i tak połapała, o co mi chodzi.

Nigra?

Czytaj dalej »

Od Nigry Morto cd Graybacka

-Aha... Tak, tak.- Poczułam się zakłopotana, wilk chyba to zauważył.
-Może się przejdziemy?
-Tak, tak.- Odpowiedziałam patrząc w ziemię.
Basior ruszył przed siebie, a ja szłam za nim.
-Gdzie idziemy?- Spytałam.
-Na łąkę.
Reszta drogi minęła w milczeniu. Co chwila niepewnie spoglądałam na basiora. Byłam ciekawa skąd te wszystkie rany. Zastanawiał mnie też jego wiek. Na starego nie wyglądał i na młodego też nie. Gdy doszliśmy na łąkę to wzięłam się na odwagę:
-Ile masz lat?
-Około sześciu wiosen.
-Mhm.- Mruknęłam tylko do siebie po czym dałam nura w śnieg.
Gdy basior na chwilę się odwrócił to szybko zrobiłam śnieżkę i rzuciłam w niego. Basior popatrzył się na mnie ironicznym wzrokiem. Chciałabym wiedzieć co teraz sobie myśli. jednak szybko odeszłam od tych przemyśleń i podbiegłam do drzewa na środku polany i się pod nim położyłam zakopując się w śniegu. Kochałam śnieg! Basior patrzył się na mnie jak na wariatkę. Szczerze? Nie dziwiłam mu się. Też bym się tak na siebie patrzyła. Pomyślałam, że coś na nim sprawdzę. Gdy wilk się odwrócił to szybciutko po cichu przemknęłam za nim. Gdy stałam za nim to zapytałam:
-Czemu masz uszkodzoną łapę?- Wilk, co mnie zdziwiło nie przestraszył się tylko powiedział:
-Długa historia.
-Sztywniak.- Szepnęłam do siebie.
-Hm?- Spytał przekrzywiając głowę.
-Sprawdzę czy na prawdę jest takim sztywniakiem.- Pomyślałam.
-Umiesz biegać?- Spytałam.
-Tak, a co?
Podbiegłam do basiora, szturchnęłam go łapą w bok z okrzykiem:
-Gonisz!- I odbiegłam...

Grayback? Sztywniaku, pobawisz się?
Czytaj dalej »

Od Graybacka cd Nigry Morto

Popatrzyłem na wilczycę z góry. Nie lubię tej perspektywy, ale teraz nie miałem wyboru.
- No dobra. - zacząłem, wypuszczając powietrze z płuc. - Nie wiem, kim jesteś ani jak się nazywasz, ale miałaś sporo szczęścia.
Kruszynka zerknęła na mnie spode łba, jakby chciała mi rzucić wyzwanie. Zazgrzytanie zębami ją skutecznie od tego odciągnęło.
- Jak to zrobiłaś? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Normalnie. - warknęła. - Biegłam za królikiem i wpadłam w... to coś. Nie interesuj się.
- Nie interesuję się. - Uniosłem brew i parsknąłem śmiechem. - Jak masz na imię?
- Nie twój interes. - burknęła, omiatając wzrokiem przestrzeń wokół siebie.
- Nigra, tak? - mruknąłem, oglądając swoją łapę. - Nigra Morto.
Wilczyca zamarła.
- S... s... - Rzuciła mi zakłopotane spojrzenie.
- "Skąd ty to wiesz"? - zaśmiałem się gorzko. - Mamrotałaś do siebie. A poza tym, wiem takie rzeczy.

Nigra? Możesz mnie tak nazywać
Czytaj dalej »

Od Nigry Morto cd. Grayback

Gdy wylądowałam obok basiora to poczułam się dość niezręcznie. Szczerze? Trochę się bałam tego basiora. W porównaniu ze mną to był olbrzymem. Postanowiłam być bardziej "uległa".
-Skąd jesteś?- Spytałam.- Z jakiego stada?
-Z naszego lasu, a ty?
-Także.
Czułam jak od basiora bije pewność siebie, przytłaczała mnie ona. Zaczynało mi brakować powietrza. Co się dzieje?- Spytałam sama siebie. Gdy już nie mogłam oddychać to doszło do mnie co się dzieje. Nagle byłam większa i w dodatku byłam koniem. Mianowicie Fryzją. Zaczęłam przeć na przód zabijając wrogie stworzenia. Gdy już byłam na końcu pola to poczułam, że oddech mi zwalnia, a ja wracam do siebie. Te wizje były okropne. Gdy otworzyłam już swoje oczy to zobaczyłam nad sobą tego samego basiora. Zaczęłam się cofać, czołgając się.
-A ty gdzie?- Spytał.
Nagle za zadkiem poczułam pieniek, więc nie mogłam już się cofać.
-Dobra Nigra uspokój się.- Szeptałam sama do siebie.
Wilk dziwnie popatrzył się na mnie i lekko przechylił łeb.
-Wszystko w porządku?- Spytał.
-W jak najlepszym.- Odpowiedziałam prychając.
Chciałam przejść, a że samiec zagradzał mi drogę to postanowiłam się przepchnąć. Pomyślałam, że łatwo pójdzie, ale okazało się, że to kawał wilka. Podeszłam i miałam go przepchnąć lecz uderzyłam o niego i spadłam na zadek. Zabolało. Postanowiłam zostać w tej pozycji i tylko się na niego patrzyłam...

Gray? Mogę cię tak nazywać?
Czytaj dalej »

Od Graybacka cd Nigry Morto

- O matko. - mruknąłem, obchodząc wilczycę uwięzioną w pułapce na niedźwiedzie. - No coś takiego.
- Idź sobie! - Zjeżyła się. W jej oczach błyskały iskierki szaleństwa. - Zostaw mnie!
Popatrzyłem na waderę, przechylając łeb. Była zbyt słaba i delikatna, aby sobie poradzić. Zagryzłem wargę, oceniając jej sytuację. Ma do wyboru: wykrwawić się, okaleczyć się tak, jak ja oraz umrzeć z głodu czy pragnienia. W każdym razie bez pomocy z zewnątrz jest skazana na śmierć.
- Nie lubię, jak podczas ratowania życia dziewczyna krzyczy nie moje imię. - Przewróciłem oczami. - Nie jestem żaden "idź sobie", czy tam "zostaw mnie". Mam na imię Grayback.
- Nieważne! - warknęła. - Masz mnie zostawić!
Od jej słów biła zuchwałość i nienawiść. Miałem jednak jeden, zasadniczy punkt przewagi: wilczyca bała się mnie. Uśmiechnąłem się gorzko i zbliżyłem się na odległość jednego kroku. Wilk położył uszy po sobie i obnażył kły.
- Mogę ci mówić "Kruszynko"? - zapytałem retorycznie. po czym zniżyłem głowę do jej łba. 
- Nie! - Panikowała coraz bardziej, a ja wdychałem tą słodką woń strachu.
- No więc, kruszynko. - zacząłem, chwytając w zęby gruby kij. - Jeśli ci nie pomogę, umrzesz. Bądź spokojna i się nie ruszaj. Może przez chwilę zaboleć.
Wepchnąłem kij tuż obok jej łapy i wywarłem nacisk na jedną ze szczęk pułapki. Otworzyła się z cichym kliknięciem i wilczyca wylądowała tuż obok.

Nigra?
Czytaj dalej »

Od Nigry Morto cd. Grayback

Pomyślałam, że zbyt długo siedzę w tej zapyziałej jaskini. Postanowiłam udać się na polowanie. Szłam przed siebie już dłuższy czas nie mogąc niczego znaleźć. Postanowiłam udać się w dalsze tereny. Las tutaj był strasznie wielki, a śnieg było mało. Zaczęłam truchtać, przed sobą zobaczyłam zwalone kłody. Zaczęłam przez nie skakać. Uwielbiam to uczucie. To jest jakby latanie tylko, że lepsze. Jeden pień za drugim, gdy się zagapiłam i plum! Wpadłam do jeziora. Jak ja nie cierpię wody! Gdy byłam szczeniakiem to wpadłam do wody i zaczęłam się topić. Brakowało mi powietrza, gdy jakiś basior mnie wyciągnął. Gdyby nie on to nie byłoby mnie tutaj. Szybko wyskoczyłam z wody i się otrzepałam. Zaczęłam biegać dla rozgrzania. Zapuściłam się w nieznany mi obszar, więc postanowiłam zawrócić. Poczułam wtedy woń nieznanego wilka, więc postanowiłam wracać. Biegłam coraz dłużej i dłużej, aż zaczęły mnie boleć łapy, postanowiłam więc odpocząć. Położyłam się pod jodłą. Miała bardzo ładny zapach. Już mrużyłam oczy, gdy poczułam woń zwierzyny. To był chyba królik. Powoli wstałam i zaczęłam tropić. Zauważyłam go. Był śnieżnobiały. Przyśpieszyłam, wiedziałam, że królik nie ma szans. Przede mną był pień, królik go już przeskoczył teraz nadeszła na mnie pora. Wybiłam się w powietrze. Najpierw uniosłam i zgięłam przednie nogi, potem tylnie. Już opadałam łapami na ziemię, gdy w przedniej łapie poczułam przeszywający ból. Natychmiast się zatrzymałam, ale to spowodowało falę bólu. Nie mogłam wytrzymać i krzyknęłam:
-Aaaaaaaaaaaa!
Była to pułapka na niedźwiedzie czyli jedna z najgorszych. Usłyszałam, że ktoś się zbliża, był to wielki czarny basior. Wyglądał przerażająco. Nie miał łapy i był niewidomy na jedno oko. Zjeżyłam sierść na karku, a ten powiedział...

Grayback?
Czytaj dalej »

Od Graybacka

Wyciągnąłem łapy przed siebie i rozwarłem szczęki. Kątem oka zauważyłem, jak mój oddech zamarza tworząc w powietrzu groteskowe kształty.  Fakt faktem, było cholernie zimno. Nawet nie mogłem się nikomu poskarżyć. "I po coś Ty Gray sobie odgryzałeś tą łapę, co?" - pomyślałem ponuro i fuknąłem - "Teraz wszyscy Cię mają za dziwaka i psychola". Świetnie. O ile wiem, od teraz królestwo samotności i wstydu było moim naturalnym środowiskiem. Byłem jego panem i władcą. Dźwignąłem się z ziemi i zbliżyłem do gładkiej tafli wody. Skrzywiłem się, widząc swoje odbicie.
- I czym Ty się stałeś, stary? - zapytałem swoje odbicie. Zza grubego i szarego futra wyzierały żebra. Popatrzyłem basiorowi oczy. Jedno z nich było żółte, takie same jak u innych wilków. Drugie zaś było mlecznobiałe. I do tego ten kikut. - A zresztą... Kogo to obchodzi, czym się stałeś? - fuknąłem oskarżycielsko. Odbicie uśmiechnęło się kpiąco, ukazując swoje ostre kły.
Poczułem czyjąś obecność.
- Witaj, Znachorze. - przywitałem się chłodno i odwróciłem w stronę psa. - Co cię sprowadza do starego kaleki?
- Przestań, Gray. - mruknął. - Nie jesteś żadnym starym kaleką.
- Pewnie, że nie. - zaśmiałem się gorzko. - Jestem tylko szaleńcem, który odgryzł sobie łapę i nie widzi na jedno oko!
Znachor skrzywił się.
- Trzymasz się lepiej niż większość zdrowych wilków w twoim wieku, Gray. - odparł krótko i spojrzał na mnie.
- Czego chcesz? - zapytałem, tępo wpatrując się gdzieś przed siebie.
- Nic takiego, Gray. Po prostu zastanawiam się, czy nie wybrałbyś się że mną w pewne miejsce. - odpowiedział obojętnie. - To jak będzie?
Już otworzyłem pysk, żeby mu odpowiedzieć, ale nie zrobiłem tego. Ciszę między nami rozdarł krzyk.

Ktoś?

Czytaj dalej »

Od Hiver

Zaspy śniegu odbijały światło bijące od księżyca, dzięki czemu, pomimo czarnego nieba, całkiem sporo widziałam. Moje gęste i splątane futro - teraz pokryte bladym szronem - chroniło mnie przed ostrym wiatrem szalejącym wkoło. Wstałam i wyprostowałam się, nasłuchując. Był blisko. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się parę kroków, ukrywając się w cieniu rozłożystego modrzewia. Nie miałam najmniejszej ochoty na walkę, szczególnie, że od paru ładnych dni nie miałam nic w pysku, nie licząc śniegu i lodu, których kawałeczki roztapiałam na języku. Wilk podbiegł w moim kierunku, jednak nadal mnie nie dostrzegając. Cofnęłam się jeszcze o krok, ostrożnie stawiając łapy. Nie należał do watahy, to pewne. Jego ciemne futro pokryte było białymi płatkami śniegu, a w jego oczach dostrzegłam pewne zdenerwowanie. Zmrużyłam oczy, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Jasne ślepia, grube futro pokrywające chude ciało. 
Przeniosłam ciężar ciała na prawą stronę, lecz zaraz tego pożałowałam. Zadrżałam, kiedy ostry ból przeszył moją wybrakowaną łapą, a mój gwałtowny ruch spłoszył sowę siedzącą pomiędzy ciemnymi igłami. Poderwała się, trzepocząc silnymi skrzydłami, a jasnooki spojrzał w moją stronę. Cholera, dostrzegł mnie. 
- Wyłaź. - warknął, napinając mięśnie i obnażając kły. 
Przełknęłam ślinę, wgapiając się w niego. Co z tego, że był wychudzony, skoro to nadal basior? I bardzo pewny siebie. 
- No wyłaź! - powtórzył, a jego donośny głos rozniósł się po całym lesie. 
No świetnie, jeszcze brakuje mi tu całej watahy. 
- Przymknij się. - uciszyłam go, wychodząc z cienia. Zmrużyłam oczy, kiedy śnieg poszczuł mnie natrętnym światłem. Przysięgam, w tamtym roku był bardziej szary...
- Słucham? - syknął, ani trochę nie ściszając tonu. Można by rzec, że jak na złość mówił trochę głośniej. 
- Świetnie. Cieszę się. - mruknęłam, lecz on chyba nie zrozumiał. 
Doskoczył do mnie, a ja szybko oddaliłam się o parę kroków. 
- Czego chcesz? - zapytałam cicho, nie spuszczając z niego wzroku. 
- No zgaduj.
Westchnęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na ucinanie sobie pogawędki. Zaczął podchodzić, a ja zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zacząć uciekać. 
- No? Jakieś pomysły?
Zmarszczyłam brwi, uparcie tkwiąc w ciszy.
- Po prostu głodny jestem. - teatralnie oblizał pożółkłe kły.
- Psychol. - warknęłam - Czy ja wyglądam Ci na jelenia?
- Po lekkich przeróbkach. - przekręcił łeb, a ja odskoczyłam, rzucając się do ucieczki.
Ból łapy jednak nadal nie ustał, przez co znacznie utraciłam na prędkości. Basior podbiegł do mnie, zagradzając mi drogę. Spojrzał w moim kierunku, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. 
- No, zatańczmy. - warknął podle i rzucił się na mnie, zatapiając kły w moim boku.

<KONTYNUACJA SAMODZIELNA>
Czytaj dalej »

Nigra Morto cd. Convel

Zauważyłam w jakim złym stanie jest basior. Pomyślałam, że musiało mu się stać coś bardzo złego. Wyszłam zza krzaków i stanęłam patrząc się na basiora. Alfa odeszła zostawiając nas. Ostrożnie się położyłam parę metrów przed nim i zaczęłam przywoływać dobre myśli. Było to możliwe dzięki mojemu łapaczowi snów. Zgromadziłam ich mnóstwo z całego świata, jednak szukałam jednej myśli. Jest! Krzyknęłam sobie w myślach. Była to myśl małego szczeniaka, szczeniak ten, gdy nie ma go już wśród nas żyje sobie tam na górze. Wszystkie jego myśli odnośnie Convela zgromadziłam w talizmanie, po czym wyrwałam jedno pióro z łapacza, podeszłam do basiora i położyłam mu na szyi.
-Spokojnie.- Powiedziałam.
Nagle oczy basiora się zamknęły, trwało to kilka sekund. Po chwili ściągnęłam mu z głowy pióro i przyczepiłam znów do łapacza. Basior otworzył oczy pełne łez.
-Czyli tam jest?- Spytał głosem pełnym nadziei.
-Pamiętaj, musisz mieć zawsze nadzieję. Ona zawsze umiera ostatnia, jak przestaniesz wierzyć to staniesz się wrakiem wilka.- Powiedziałam po czym podniosłam głowę basiora łapą.
-Rozumiesz?- Spytałam. Basior tylko pokiwał głową.
-Miałeś mnie oprowadzić!- Powiedziałam, po czym dotknęłam nosem szyję basiora i krzyknęłam:
-Gonisz!

Convel?
Czytaj dalej »

Od Moona - wyprawa 1/4

Dopiero co wyszedłem na jakieś parę metrów, a już czułem ten przekraczający odór...  Odór śmierci. Mój sokół niespokojnie szybował nade mną
-Wind... Zostań razem z Celestial pilnuj ją!-powiedziałem a posłuszny sokół nawet jak trochę się wahał to poleciał na teren watahy. Zostałem sam... Sam w miejscu w którym żaden szczeniak jeszcze nie przeżył. Ale to dodawało mi siły, będę pierwszy taki głupi który przeżyje wejście na tą górę. Popatrzyłem jeszcze czy ktoś za mną nie idzie i poszedłem dalej. Po jakiejś godzinie na start przywitały mnie 2 dzikie lisy.
-Co tu robisz młode szczenię?-zapytał nie wierzyłem że go rozumiem!
-Tak, znam mowę wilków, tak czy siak nie poznajesz mnie? Przyjrzyj się!-Teraz zrozumiałem, to lis który napadł moją watahę razem z tamtymi wilkami.
-To ty jesteś Sharon!? Ten zabójca który zabił mi wujka!-krzyknąłem
-Ooo... Sprytny jesteś
-Jak mógłbym zapomnieć pyska zabójcy mego wujka... Jedynego wujka!-
-Och! Mały słodki szczeniaczek podskakuje!- powiedział. O nie teraz to przegiął. Rzuciłem się na niego a jego kolega stał i patrzył jak przyciskami​ Sharona do gleby.
-Nie jestem takim małym i bezbronnym szczeniakiem z kiedyś.
-Mów że co chcesz ją i tak cię pokonam!- odwrócił się i teraz mnie przycisnąć do ziemi i ugryzł w kark. Wtedy widziałem swoją rodzinę mamę, tatę wszystkich którzy zginęli
-Colin dasz radę!-powiedziała matka
-Pomścij mnie młody! Dasz radę- uśmiechnął się wujek i wszyscy zniknęli. Weszła we mnie jakaś wola walki więc powaliłem lisa na ziemię i podrapałem mu łapę i ugryzłem w kark. Ten wyszedł z mojego uścisku i powiedział
-Jeszcze się kiedyś zmierzymy Colinie czy tam Moonie. I odszedł że swoim kompanem. Zapadła noc, a że prawie nic dziś nie wędrowałem, to źle bo nigdy tam nie dojdę. Miałem przez noc iść dalej ale ta walka mnie zmęczyła i dużo krwi mi upłynęło. Położyłem się głodny i zmęczony na wielkiej pustej polanie.

<Kontynuacja własna>
Czytaj dalej »

Wyprawa!

Znalezione obrazy dla zapytania black wolf gif

Moon wyrusza na wyprawę na Czarny Grzbiet!
Czytaj dalej »

Moon cd. Celestial - wyruszenie na wyprawę

-Celly!-krzyknąłem do Celestial kiedy uciekła. Czy to znaczy że z nami koniec?
-Po co ja to powiedziałem-wycedziłem smutno -Jestem taki głupi!- wtedy nawet nie miałem odwagi pobiec za Celly, ona mnie nie kocha, ona mnie nienawidzi! Poszedłem więc pod moje ulubione drzewo, położyłem się i zasnąłem.

-Moon!- krzyknął piskliwy głos -Moon dlaczego to powiedziałeś?! Dlaczego zdradziłeś mnie!-I wtedy uświadomiłem sobie że to Celly.
-Celly! Przepraszam-wycedziłem i nagle nie mogłem nic powiedzieć ani nie mogłem się ruszać. Widziałem Celestial płaczącą w jaskini. Widziałem jak ktoś podchodzi do niej i..!

Obudziłem się, strasznie ciężko mi się oddychało, Nie! A jak Celly naprawdę coś się stało! Od razu pobiegłem do jaskini Alfy i tam ją widziałem leżącą i rozpaczającą... Zapłakaną
-C-celly?-zapytałem
-Odejdź!
-Celly przepraszam! Bardzo przepraszam!-powiedziałem a łzy napłynęły mi do oczu
-Powiedziałam ODEJDŹ!-Warknęła a echo przebiegło po całej jaskini
-Dobrze... dobrze-odparłem i wyszedłem z jaskini.
Głupi ja! Jestem głupi! Pomyślałem i wpadłem na pomysł. Tak muszę to zrobić! Pójdę na czarny grzbiet! Nie powiem, nikomu wyruszę teraz!

<Kontynuacja własna>
Czytaj dalej »

Od Belle

Do jaskini w której siedziałam weszła wadera. Wydawała się być młoda, jakby to było jeszcze szczenię... Położyła się przy ścianie i zaczęła płakać. Nie zauważyła mnie.
-Kim jesteś?-spytałam. Wciąż nie miałam zaufania do tych wszystkich wilków. Ta biała powiedziała, że wróci, że zmusi mnie do gadania.
Mała, biała wadera podniosła głowę. Po jej pysku spływały łzy.
-Jestem Celestial, pierwsza córka Snorriego i Calme...-odparła wymijająca. Nagle ożywiła się.
-A ty? Kim jesteś?! I wlazłaś mi do jaskini! Rozszarpię cię!-rzuciła się na mnie i mocno przycisnęła do ziemi.
Umiałam polować, ale nie odbijać ataki...
-Jeśli nawet nie ty, to twoja matka. Calme to ta biała?
Wadera zeszła ze mnie.
-Tak. Czemu ma cię rozszarpać? Coś zrobiłaś?
-Raczej czegoś nie zrobiłam. Nie powiedziałam jej kim jestem.
-Mi w sumie też...-zgromiła mnie wzrokiem.
Nagle do jaskini weszła biała wadera. Towarzyszył jej dużo większy od niej biały basior. Czy to był Snorri?!

<Calme? Celestial? Basior który przyszedł z Calme?>
Czytaj dalej »

Convel cd. Nigra Morto

Usłyszałem wołanie Calme mimo sporej odległości, jaka nas dzieliła. Mirabilis i Floe do tej pory się nie odnaleźli, był to dla mnie wielki cios. Ruszyłem cicho w stronę głosu wilczycy, lekko półwłócząc łapami. Po chwili dotarłem na miejsce, gdzie zastałem Alfę wraz z jakąś inną, obcą mi zupełnie waderą.
- Kim ona jest? - spytałem cicho. Głos zmienił mi się ostatnio, był głuchy, ochrypły i wyprany z emocji. Calme spojrzała na mnie pocieszająco, jednak i to nic nie dało.
- W sumie to nie wiem - odparła Alfa. - Jakie nosisz imię? - zwróciła się do wadery.
- Nigra Morto - powiedziała. Miała miły, przyjemny dla ucha głos. W niczym nie przypominał głosu Hardej, którego nie słyszałem od dawna, a jednak tak dobrze go pamiętałem.
- Co z nią zrobimy? - dopytywałem Calme. Z bezemocjonalnym wzrokiem wbitym w las za samicami.
- Stwierdziła, że chce do nas dołączyć.
Kiwnąłem łbem na znak zgody, po czym odwróciłem się i wolnym krokiem oddaliłem się w głąb puszczy.
- Convel! - krzyknęła za mną Alfa, ale coś w głębi rozdartej duszy mówiło mi, że nie chcę się odwracać. - Zaczekaj tu - usłyszałem słowa, ewidentnie kierowane do Nigry. Tylko przyspieszyłem, starając się odciąć od Calme. Mimo to, ciągle słyszałem za sobą jej kroki.
- Convel, nie możesz tak! - krzyknęła do mnie. - Ja też straciłam szczenię, ale nie mogę chodzić załamana całymi dniami. Nasz nastrój udziela się reszcie watahy.
Milczałem.
- Znajdziemy nich. Proszę, wróć. Chcę, żebyś oprowadził Nigrę Morto po naszych terenach - powiedziała.
- Nie mogę jej tak poprostu oprowadzić, Calme! - wybuchnąłem. - Nie rozumiesz? Straciłem jedynego syna! Co ty możesz o tym wiedzieć?! Masz jeszcze dwoje szczeniąt, Celestial i Shadowa, a ja straciłem jedynego potomka! Jeżeli naprawdę spotkali Stirminium, mogą już leżeć martwi w jakimś dole albo płynąć ku morzu niesieni przez prąd potoku!
Po tym niekontrolowanym wybuchu złości odwróciłem się od Alfy i oparłem o pobliskie drzewo. Czułem jak gorące łzy spływają mi po pysku, to skapując głucho na ubitą, leśną ziemię, to znikając w białym futrze na mojej piersi.
Ktoś nas obserwował. Nieznajomo-znajomy zapach podpowiedział mi, kim jest owy wilk.
- Calme kazała ci zostać - powiedziałem głucho, nie odwracając się. - Wiem, że to ty, Nigra Morto. Nie musisz się ukrywać.
Usłyszałem za sobą szelest liści i ciche fuknięcie Alfy.

<Nigra? Chyba mogę cię tak nazywać, prawda?>
Czytaj dalej »

Od Nigry Morto

Biegłam już przez dłuższy czas, nogi zaczynały mnie boleć, łapy swędzieć. Nie piłam, nie jadłam tylko biegłam. Zemdlałam ze zmęczenia.
Powoli otwierałam oczy. Ujrzałam nad sobą białą waderę, z tego co zauważyłam, była zapewne wilkiem polarnym.
-Co tu robisz?-zapytała groźnym tonem.
-Ja, ja sama nie wiem-odpowiedziałam lekko zamulonym głosem.
-Z jakiego stada jesteś?-spytała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Nie mam stada.
-To jak się tu znalazłaś?
-Musiałam odejść ze stada.
-To może miałabyś ochotę dołączyć do mnie i mojego stada?-spytała radośniejszym tonem.
-Z wielką ochotą
-Snorri!-zawołała głośno wadera.
Z krzaków wynurzył się biały basior.
-Byłbyś tak miły i przyniósłbyś trochę wody?
-Już idę!-powiedział i dostojnie od nas odbiegł.
Gdy basior przybiegł z wodą zaczęłam pić łapczywie. Wadera patrzyła się na mnie z zaciekawieniem po chwili spytała:
-Czemu masz białe oczy?
-Taka przypadłość.
-Rozumiem, chciałabyś, żeby ktoś cię oprowadził?
-Tak z chęcią.- Gdy to powiedziałam to wadera zawołała...

Ktoś?
Czytaj dalej »

czwartek, 29 grudnia 2016

Nowa wadera!

Witaj, Nigra Morto!
Nigra to samotniczka, złośliwa i wredna.
Powitajmy ją ciepło!


Kontakt: arab24
Czytaj dalej »

środa, 28 grudnia 2016

Wznowienie działalności watahy!

Moje kochane wilki! 
Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę mogąc wam ogłosić ponowne otwarcie naszej watahy! 

Nasz Las jest kochaną przez nas wszystkich watahą. Nikt z nas nie chciałby go stracić, jednak źle się dzieje. Dlatego muszę prosić was o pomoc! 

Żadne z nas nie może dać wiele,  ale wszyscy razem damy radę podtrzyma watahę którą kochamy. Naszą watahę. 

Nasz Las!

Nie proszę was o wiele.  Nie proszę w swoim imieniu, dla swojego dobra.  Chcę abyśmy wszyscy wciąż mogli być tymi samymi wilkami w najlepszej watasze pod słońcem. Czasem będzie ciężko, ale takie jest życie.  Nie takim rzeczą stawialiśmy już czoło! Razem nam się uda! 

Ale nie możemy siedzieć bezczynnie. 
Polecajcie naszą watahę poprzez znajomych, czy zwykłe wklejanie bannerów czy stampów na wasze prezentacje. Pokażcie, że jesteście dumnym członkami Naszego Lasu! 

Co nam będzie nawet z miliona wilków,  gdy i tak blog będzie wiał pustkami? 
Ja,  najsurowsza adminka osobiście zajmę się usuwaniem i upominaniem nie aktywnych wilków,  oraz korektą opowiadań które proszę kierować do mnie (lub Convela).

Maja Oldhome (Howrse)
Maja Oldhome (Doggi)
maja.wyrostek@spoko.pl
Ayavo (Howrse)

Nawet jeśli dla Was jest to głupie wklejanie stampa czy  krótka rozmowa z przyjacielem,  to dla watahy ma to wielkie znaczenie. 
Nasze "zwykłe" wilki mają moc aby uratować watahę. 

Więc do dzieła! 
Powodzenia! 

/Wadera Alfa, Calme
w imieniu swoim jak i 
wilka Beta, Convela
/I wilk Beta, Convel
w imieniu własnym
Czytaj dalej »

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Zawieszenie

Zbliżają się święta. Wszyscy jesteśmy zajęci, zarówno przygotowaniami do Bożego Narodzenia, jak i prawdopodobnie szkołą. Ja sama mam w tym tygodniu jeszcze kilka sprawdzianów, do których muszę ostro zakuwać.
Myślę, że wszystkim nam przyda się przerwa. Tak więc, w imieniu Alf, za ich zgodą (Taaa, za moją na pewno... Lubię cię Contro, dlatego jeszcze żyjesz c: /Calme )i propozycją, zawieszam watahę do ferii.
Mam nadzieję, iż odpoczniecie przez ten czas, a po przerwie wrócicie pełni wrażeń, weny, pomysłów i zapału do wspierania działalności watahy :)
Wesołych Świąt!
Convel, wilk Beta
Czytaj dalej »

środa, 14 grudnia 2016

Kangae cd Grayback

Ułożyłam się pod chłodną, twardą ścianą jaskini, podświadomie wybierając takie miejsce, żeby mieć widok na wszystko, co dzieje się w jej obrębie.Nadal się obawiałam i nie czułam się bezpiecznie. Mimowolnie odbiegłam myślami od tego lasu, powracając do swego dzieciństwa.
Ciepło kominka i miękkość poduszki w legowisku, upajający zapach ludzkich potraw i świerkowych igieł zawsze usypiały mnie. Pamiętam, że wyjrzałam wtedy przez okno, za którym powoli spadał z nieba biały puch. Znałam go, ale teraz, wśród gwaru niezrozumiałych dla mnie rozmów i rytmicznie wznoszącego i opadającego boku Ferrie nie był w stanie nie wzruszyć. Przymknęłam oczy, powoli zapadając w sen u boku starszej suki golden retrivera.
Wtedy usłyszałam szum i zaalarmowana uniosłam głowę, co chwilę później uczyniła Fer. Z radością zauważałam, że mój czas reakcji na bodźce jest krótszy niż jej, czym często się chełpiłam. Nad nami stała Willow, ściskając w ręce dwa parujące i cudownie pachnące zlepki ciasta. Marzyłam, żeby dostać jednego z nich, ale wiedziałam, że nie mogę zbliżać się do stołu, kiedy Państwo jedzą. Z radości zerwałam się z miejsca, na co mała dziewczynka wybuchła śmiechem, a razem z nią reszta ludzi.
- Lota! Siad! - poleciła, a ja nie ważyłam się zlekceważyć polecenia. Uśmiechnęła się, a potem wyciągnęła rękę, nadal trzymając przysmak z dala od moich szczęk.
- Łapa! - wykonałam rozkaz błyskawicznie, po czym złapałam lecący w powietrzu zlepek. Smakował wspaniale, ale nim zdążyłam wyżebrać drugiego, Ferrie już dawno go połknęła. Cóż, może i miałam lepszy refleks, ale zawsze zazdrościłam jej tego, że dostaje dobre rzeczy bez najmniejszego wysiłku, natomiast ja musiałam kicać pod dyktando.
Nie przypuszczałam wtedy, że nie jestem psem. Zawsze traktowano mnie jak zwykłego pupila, więc nigdy nie śmiałam podejrzewać, że jest inaczej. Cóż, moi prawdziwi rodzice nie zdążyli mi wpoić prawdziwych zwyczajów, a wychowała mnie stara suczka goldena. Pamiętam jednak pierwszy moment, w którym poczułam coś, czego nie poczułby prawdopodobnie żaden pies. Było to wtedy, kiedy moja mała pani zaprosiła do siebie jedną ze swoich koleżanek. Zaczęły obrzucać się pluszakami, a gdy w górę poszybowała sporych rozmiarów krówka, nagle coś... We mnie pękło. Poczułam, że muszę się na nią rzucić, zagryźć... Zapolować. To było tak, jakby wybuchła we mnie bomba, a jeden z odłamków wbił mi się w mózg, zupełnie zmieniając moje zachowanie.
Nim którakolwiek z nich zdążyła się zorientować, wyciągnęłam się na całą długość i odbiłam od podłogi, poszybowałam między nimi dwiema, po czym z całej siły wbiłam kły w środek zabawki, a gdy z powrotem wylądowałam na ziemi, rozszarpałam ją, rozsiewając wszędzie plusz.
Nigdy nie sądziłam, że będę do czegoś takiego zdolna. Ten nagły, szybki skok i to, że zniszczyłam rzecz, której dotykać mi nie było wolno było dla mnie... Swojego rodzaju stresem. Najgorszą świadomością było jednak to, że nie wiedziałam co się ze mną działo i nie potrafiłam znaleźć przyczyny takiego ataku.

Teraz, kiedy o tym myślę, wydaje mi się to zupełnie naturalne i zrozumiałam, że musiało się prędzej czy później wydarzyć. Dobrze jednak, że ucierpiała zabawkowa krowa, a nie na przykład, Pani czy Willow.
Spojrzałam na chwilę na Gray'a, chcąc pozbyć się wspomnień z moich myśli. Zaczynały mnie one dołować, a powoli wkradała się w nie tęsknota i nostalgia.
- Gray? - zaczęłam cicho. Basior odwrócił głowę. - Jak myślisz, co im się mogło stać? - spróbowałam znów narzucić temat zaginionych szczeniąt.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. - mruknął, nie patrząc na mnie. Zaczerwieniłam się. Może nie powinnam mu zawracać głowy?
- Rozumiem. - szepnęłam, kładąc pysk na łapach. Zapadła cisza, ale ja nadal obserwowałam jak mój towarzysz patrzy zamyślony w dal, a jego sierść powoli ciemnieje.
Potem musiałam zasnąć.
<Grayback?>
Czytaj dalej »

wtorek, 13 grudnia 2016

Spóźniony prezent Mikołajkowy!

Ho, ho ho! 
Dla wszystkich wilków w watasze postanowiłem przygotować prezenty z okazji wspaniałego święta! Każdy z Was zasługuje na uznanie, wszyscy byliście grzeczni w tym roku. Dlatego też pozwalam Wam otworzyć tajemniczą paczkę!
Przepraszam, że zapomniałem o Was, ale za prezenty dziękujcie wilkowi imieniem Conv, który słusznie zauważył, że w tym roku zapomniałem Was odwiedzić.
Ho, ho, ho! Wesołej zimy, kochane wilki!

>Klik!<


(Kliknijcie w kłódkę i wpiszcie hasło. W razie problemów wpiszcie cokolwiek i kliknijcie OK, aby uzyskać podpowiedź. Każdy wilk, który odblokuje paczkę, powinien napisać do |Drapieżnik - howrse.pl| co znalazł w paczce. Aby nie było oszustów, Snorri przekaże mi, co otrzymał w wiadomościach - ja wiem, co wsadziłem do paczki!/Conv)

Czytaj dalej »

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Od Moona

Był sobie zwykły najzwyklejszy ranek. Dopiero co wstałem więc byłem trochę przymulony, siedziałem na łące i oglądałem wiosenny wschód słońca. Na około mnie było pełno ptaków, królików (których o dziwo nie łapałem) itp. mój sokół też nadzwyczaj spokojny szybował sobie i wypatrywał śniadania. Chodziarz rutyna ta ciągłą rutyna! Myślałem wstaję jem coś włóczę się byle gdzie z Celly jem jeszcze coś i idę spać, to nudne! i tak leżałem i myślałem co dla odmiany zrobić.
-Moon!-usłyszałem głos bodajże Alfy Snoriego. W jego głosie słychać było niepokój. -Moon wiem że jesteś jeszcze szczeniakiem...-zaczął-ale potrzebuje pomocy a nikt dotąd nie chciał mi pomoc, widziałem rudego wilka trochę mnie zaniepokoił, a po za tym za nim ciągnęła się nieprzyjemna woń-Rozmyślałem trochę czy mu pomoc czy nie, czy wazie potrzeby miałbym szansę się z nim zmierzyć!
-Dobrze- odpowiedziałem poważnie, wstałem i odrazu zacząłem się rozglądać a Snorri poszedł wgłąb lasu. Nagle poczułem Dziwny zapach gdy pobiegłem za nim zauważyłem starego rudego wilka...
Czytaj dalej »

Od Convela - zadanie (projekt Wolfdog)

Obudziłem się zmęczony mimo dziewięciogodzinnego snu. Leniwie otworzyłem ślepia, wbijając wzrok w potężny dach z liści rozciągający się praktycznie nad całym naszym terytorium.
Powietrze było ciężkie, mętne i duszne. Wiatr zupełnie ustał, a ciepło nasilało się wraz z wędrówką słońca. Na niebie nie widać było ani jednej chmurki, tylko bezkresny błękit z wielką, świetlistą kulą, która przemierzała je wolno niczym zdezorientowany wilk idący przez gęsty, nieznany mu wcześniej las.
Postanowiłem wyruszyć na śniadanie, znaczy się, na polowanie. Po kilkunastu minutach udało mi się znaleźć całkiem sporego jelenia, który pasł się spokojnie na zielonej łące w samym sercu lasu. Przyczaiłem się na niego, lecz nagle coś błysnęło. Potem rozległ się ogłuszający huk. Skuliłem się, przyciskając uszy płasko do czaszki. Samiec spłoszony uciekł w gąszcz, a ja byłem zbyt przestraszony tym nagłym, głośnym dźwiękiem, żeby go gonić. Spojrzałem w górę, na niebo, które było doskonale widoczne z tej niezalesionej łączki.
Dotychczas czyste, błękitne niczym morska woda niebo, zostało zasnute fioletowo-czarnymi, gęstymi chmurami, oświetlanymi od czasu do czasu przez dziwne, białe światło.
Nagle to mroczne, ciemne jak leśne jagody, wiosenne niebo przeciął piorun, rozszczepiając się we wszystkie strony jak strzaskana kamieniem gałąź potężnego drzewa. Potem błysk zniknął, a nastał kolejny ogłuszający huk. Naturalne odruchy kazały mi uciekać, ale ja wiedziałem, że jeśli zacznę biec, mogę nie wiadomo kiedy opuścić tereny swojej watahy. Niestety - wilczy instynkt przekazywany z pokolenia na pokolenie w końcu zwyciężył. Z wiatrem w plecy biegłem przed siebie co sił w łapach. Czułem jak moje pazury ryją o ziemię, bym zaraz mógł wzbić się wyżej, dalej i nabrać niewyobrażalnej prędkości. Czułem wiatr w swoim białym, splątanym futrze. Czułem wilgotny zapach ziemi mokrej od deszczu, który niespodziewanie lunął ciężkimi strugami z ciemnego nieba. Goniony piorunami i głośnymi grzmotami nawet nie zauważyłem, gdy opuściłem rodzinne tereny.
Okropna nawałnica jaka przeszła nad lasem wreszcie ustała. Nadal lekko się trzęsąc, oparłem się o pobliskie drzewo.
I wtedy to poczułem.
Ktoś zacisnął mi na szyi mocny, elastyczny materiał, przypominający trochę sznur. Szarpałem się i wyrywałem, ale w rezultacie tylko uderzyłem się łbem w drzewo. Na szczęście i nieszczęście - nie zemdlałem.
- Mam cię, wilku - szepnął mi na ucho dziwny, szorstki głos. Spojrzałem w jego stronę, szczerząc kły. I zamarłem. Z szoku, zdziwienia, strachu i niepewności.
To dwunóg o tłustych, ciemnobrązowych włosach opadających na ramiona zaciskał mi na szyi gruby, skórzany sznur. Po lewej stronie brudnej twarzy widniała ledwo zasklepiona, czerwona jeszcze, potrójna blizna.
Wilcze pazury.
W dolnej części twarzy miał krótką, szorstką "sierść". Zmrużone, czarne oczy wpatrywały się we mnie chytrze. Kłapnąłem zębami. W odpowiedzi dwunóg siłą założył mi na pysk coś, co blokowało mi szczęki, uniemożliwiając poruszanie nimi. Zakląłem w duchu.
- Charon! - krzyknął ktoś z tyłu. - Wracaj tu! Jesteś nam potrzebny!
Był to drugi dwunóg w czarnej pelerynie. Trzymał w dłoni gruby sznur, taki sam jak ten, który zarzucono mi na szyję.
- Poczekaj! Mam kolejnego wilka! - odkrzyknął dwunóg, który mnie trzymał. Z tego co wiem, zwali go Charon. Mocno szarpnął za sznur, zmuszając mnie do odwrócenia się w stronę tego drugiego, czarnego "peleryniarza".
- Brawo, brawo... - powiedział z uznaniem peleryniarz i klepnął Charona po ramieniu. - Zaprowadź go do obozu. Będę cię asekurował z tyłu.
Charon znowu szarpnął za sznur, próbując mnie zmusić do zrobienia kroku naprzód. Zamiast tego naumyślnie poleciałem na pysk, lądując twardo na ubitej ziemi. Przymknąłem ślepia i położyłem uszy płasko, krzyżując łapy.
- Wstawaj, ty uparty ośle! - krzyknął na mnie Charon.
Nadal trwałem w bezruchu. Nigdzie z nimi nie pójdę. Za nic w świecie nie posłucham się dwunogów! Warknąłem tylko, nie mogąc obnażyć kłów przez to, co Charon założył mi na pysk.
- Nie idziesz po dobroci, pójdziesz siłą! - krzyknął peleryniarz. Dostrzegłem metalowe urządzenie z dwoma prętami, między którymi jarzyło się mocno niebieskie światło. Dwunóg dotknął mnie światłem w prawą łapę. Całe moje ciało przeszedł bolesny wstrząs, jakby ktoś wbił mi w łapę szeroki nóż, a potem go przekręcił. Zacząłem drgać na ziemi i skomleć żałośnie. Peleryniarz nie zwrócił na to uwagi i po raz drugi przyłożył mi światło do łapy. Tym razem wstrząs był mocniejszy i zmuszony do posłuszeństwa wstałem, ledwo trzymając się na rozedrganych łapach. Nadal przerażony, zrobiłem posłusznie kilka kroków do przodu. Były one szybkie tylko na tyle, na ile pozwalał mi wstrząs. Peleryniarz znów chciał przyłożyć mi światło do ciała, ale Charon odezwał się.
- Zostaw go, Darius. Odłóż ten paralizator. Wilk już wystarczająco dużo wycierpiał - powiedział. - prawda? - dodał, pochylając się nade mną i patrząc mi chytrze w złote ślepia. Warknąłem, stawiając uszy. Musiałem się zgodzić, bez względu na wszystko, byleby nie zostać znowu potraktowany tym paralizatorem.
* * *
Po kilkunastu minutach doszliśmy do dziwnego miejsca, które Charon i Darius nazwali "obozem". Wszystkie "budynki" były ciemnozielone, o płaskich "dachach". W żadnym z nich nie było "okien", jak to nazwali dwunodzy, gdy Charon rozpoczął dyskusję właśnie o braku jakichś "szyb" w budynkach.
Większości słownictwa nie znałem, ale wciąż coraz więcej się dowiadywałem. Mimo wszystko, w tym dziwnym obozie dwunogów nie czułem się bezpiecznie. Powietrze tu śmierdziało kupą, stęchlizną i padliną. Wszędzie było pełno dwunogów, ale postanowiłem nie robić z siebie ofiary i iść dumnie z wysoko uniesionym łbem.
Nawet nie zauważyłem kiedy wylądowałem w sporej klatce o metalowych prętach. Stała tam miska wody i druga z kawałkiem mięsa. Zwykłym, nieżywym, zaśmierdłym kawałkiem zzieleniałej padliny. Przez nieokreślony kształt i smród nie byłem nawet w stanie stwierdzić, czy to udo sarny, czy coś innego.
W każdym razie, na pewno nie zamierzałem tego jeść! Co ja jestem, jakiś pies?!
Dopiero teraz rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było ogromne, a stało w nim wiele innych klatek, zarówno z psami, jak i z wilkami. Jednak żadne z tych zwierząt nie było mi znajome. Czułem się poszkodowany. Jak czystej krwi wilk o ciężkiej i fascynującej historii, z partnerką i szczeniakiem, może zostać potraktowany równo z jakimś zapchlonym kundlem, pupilkiem dwunogów?!
Zawyłem donośnie, wyginając łeb ku wysokiemu, płaskiemu sklepieniu. W ten skowyt włożyłem cały swój żal, całą złość, całą frustrację i w ogóle wszystkie emocje jakie mnie teraz przepełniały. Mój wściekły, rozżalony, rozemocjonowany głos poniósł się echem po prawie pustym pomieszczeniu. Wykopałem miski przez szczeliny w klatce, rozlewając zanieczyszczoną wodę. Mięso zaraz po głuchym plaśnięciu o ziemię rozpadło się na pozieleniałe kawałki i zostało obsiedzone przez wielkie, czarne muchy, jakie rzadko bywały w naszym lesie. Po dokonaniu zniszczenia na miskach, położyłem się w kącie. W końcu postanowiłem podjąć próbę wydostania się z tego podłego miejsca.
Wykorzystując moje silne, niełamliwe zęby, zacząłem przegryzać pręt klatki u góry. Kły zupełnie mnie rozbolały, ale udało mi się przegryźć prawie cały. Uznałem, że to wystarczy na dziś i cudem usnąłem na twardym podłożu, w niczym nie przypominającym miękkiej, zielonej trawy w naszym lesie.
Kolejny dzień był jeszcze gorszy. Gdy przyszedł Charon, pokiwał głową z niezadowoleniem i podniósł padlinę, odpędzając od niej muchy. Fuuj! I on się tego nie brzydzi? W każdym razie, włożył rękę przez pręty mojego więzienia, podstawiając mi zaśmierdłe, nadjedzone przez muchy mięso. Cofnąłem się, a on rzucił mięso w moją stronę. Skoczyłem. Jednocześnie wykopałem mięso i dopadłem ręki Charona. Chwyciłem ją kłami, powoli zaciskając szczęki. Mimo położonych uszu słyszałem przyjemny chrupot miażdżonych kości, oraz syki, jęki i krzyki poszkodowanego dwunoga. Postanowiłem, że będę miał litość i nie odgryzę mu ręki. Zamiast tego wpuściłem z zębów zakrwawioną, poranioną, na wpół zmiażdżoną kończynę Charona, wycofując się do kąta. Moje spojrzenie mówiło tylko jedno: nikt nie będzie tak poniżająco traktował Convela, czystej krwi wilka wojownika z Lśniącej Pustyni!
* * *
Kilka dni później moją klatkę przeniesiono na zielony "wybieg treningowy". Nikt się nie zorientował, że zdążyłem przegryźć prawie do końca trzy pręty obok siebie. Wystarczyłoby jedno, silne kopnięcie, żeby się wydostać. Przez ten czas nie dostałem ani odrobiny mięsa czy wody, jako zemstę za uszkodzenie ręki Charona. Ale co mi tam, nie wychudłem ani trochę. Jestem przyzwyczajony do większych głodówek. Przecież przez praktycznie całą zimę razem ze Snorrim, polowaliśmy i oddawaliśmy pożywienie waderom oraz szczeniętom, a sami dojadaliśmy resztki, których czasem nawet nie było, tylko same wylizane kości.
Teraz sam Charon podszedł do mojej klatki i włożył zdrową rękę do środka. Co jest, jeszcze mu mało?! Obnażyłem kły i odwróciłem się. Przelewając całą swoją siłę i energię w łapy naskoczyłem na trzy, ponadgryzane pręty, przewracając je z hukiem na ziemię. Wybiegłem z klatki niczym tornado, zawracając w stronę Charona. Ten krzyknął tylko:"Biały jest mój!", by uspokoić strażników, po czym zrzucił zielonkawy płaszcz i podwinął rękawy, stając naprzeciwko mnie.
Prawą rękę miał owiniętą jakimś białym, cienkim, szerokim sznurem, który nazwali "bandażem". Blizna na jego twarzy nie była już czerwona, ale wciąż wyglądała na świeżą.
- Tylko ty i ja, piesku - zaszydził Charon.
NO ON CHYBA SIĘ NIE ZORIENTOWAŁ CO WŁAŚNIE WYPALIŁ!
Rzuciłem się na niego, znów całą wściekłość przelewając w łapy i szczęki. Zwaliłem go z nóg i przygwoździłem do ziemi. Obnażone kły przyłożyłem do jego nieosłoniętej szyi, łapami uniemożliwiłem ruchy kończynami, a ciężar ciała przeniosłem na środek, całkowicie unieruchamiając przeciwnika. Nieco bardziej przycisnąłem kły do gardła dwunoga. Usłyszałem jego głuchy charkot i błagalne:
- Nie... rhób... thegho...!
Ale nie cofnąłem się. To mogła być pułapka, cofnę się, a on mnie zaatakuje. Zamiast tego jedną łapą naumyślnie przycisnąłem jego chorą rękę. Jęknął. Kłami zjechałem niżej, łapiąc za przylegającą do ciała "koszulkę" i rozrywając ją o milimetry od ciała. Zabrałem ją sobie jako dowód zwycięstwa i szybko zeskoczyłem z Charona, biegnąc za instynktem. W sprincie owiązałem koszulą tylną, prawą łapę. Jednak to nie był koniec wyzwań.
Na mojej drodze pojawił się Darius z paralizatorem, niegdyś powodującym popłoch w mojej duszy. Teraz jednak było inaczej. Z rozpędem skoczyłem na dwunoga, łapiąc paralizator w zęby i rzucając go światłem między nogi przeciwnika. Trafiły na ciało. Darius zwinął się w kłębek, skamląc gorzej niż ja, po czym stracił przytomność.
Widząc jak obezwładniam dwóch przeciwników w porażającym tempie pozostali strażnicy cofnęli się. Złapałem paralizator w zęby i wrzuciłem go do pobliskiej studni. Kilku dwunogów pochyliło się nad otworem, patrząc za znikającym urządzeniem. Wykorzystałem chwilę i wepchnąłem ich od tyłu do głębokiej otchłani. Kilkanaście sekund później usłyszałem głośny plusk wody, mieszany z krzykiem dwunogów.
Potem zaległa cisza.
Odwróciłem się, pewny swego, jednak na mojej drodze znów stanął Charon. Dwunóg był w pełni sił nawet bez rozdartej koszuli, którą teraz obwiązana była moja łapa. Do walki miał tylko jedną rękę, z dłonią zaciśniętą w pięść. Drugą, owiniętą bandażem, schował lekko za plecami.
Ktoś rzucił mi dziwny kawał metalu pod łapy.
Od razu rozpoznałem w nim nóż, jeden z przedmiotów, jakie nosiła przy boku Asar, właścicielka bogatego w rozmaite przedmioty targu, słynna handlarka i podróżniczka z naszego lasu.
Chwyciłem broń w zęby. Była dłuższa niż ta, którą władała Asar. I cięższa. Ale dam radę. Rzuciłem się z nożem na Charona.
Tylko ty i ja, ofermo. - pomyślałem, naskakując na dwunoga. Znów go powaliłem. Tym razem przyłożyłem mu nóż ostrą stroną do gardła. Jednak po chwili namysłu zwyczajnie rozciąłem mu skórę na piersi. Powstała głęboka, krwawiąca rana. Charon złapał mnie za łapy i odrzucił brutalnie na bok resztkami sił, po czym podniósł się z ziemi, zdrową rękę przyciskając do rany.
- Kto mu dał nóż na pierwszy trening? Przyznać się, wy chodzące osły! - wrzasnął, wodząc wzrokiem po zebranych wokół strażnikach.
Zaraz, zaraz. Trening? Czyli ja mam tu zostać dłużej?!
- Projekt Wolfdog to nie zabawa, idioci - warknął mój przeciwnik. - Pierwsze trzy treningi miały rozwinąć siłę i umysł, a dopiero późniejsze zdolność władania bronią!
Podniosłem się z ziemi i stanąłem na szeroko rozstawionych łapach, obnażając kły i spinając mięśnie do skoku.
Tak się bawimy? To przekonasz się, że wilki też potrafią grać nieczysto. I nigdy nie odpuszczają! - pomyślałem.
- Umm... Charon? - zaczął jeden ze strażników.
- Nie teraz! - wrzasnął i kontynuował wykład.
Ale ja nie zamierzałem czekać. Warcząc gardłowo, rzuciłem się na Charona, powalając go brzuchem na ziemię i przyciskając całym ciężarem do podłoża.
Nagle nóż wysunął mi się z zębów i wbił w zdrową rękę dwunoga.
Cóż, ten ruch nie był zamierzony, ale i tak postawiłem na swoim. Wilk walczy do końca, a teraźniejsza sytuacja była podobna do walki o przywództwo w watasze.
Więc już po nim.
Prawo lasu, że wygra najsilniejszy, obowiązywało nawet tutaj.
- Zabierzcie go! - jęknął pode mną przeciwnik. Niespodziewanie jeden ze strażników założył mi "kaganiec" na pysk, ale rozerwałem go na strzępy i zmiażdżyłem mu zębami rękę. Charon wykorzystał zamieszanie i zaczął zwiewać w stronę budynków.
Co to to nie!
Wyrwałem się strażnikom i popędziłem za nim. Ranny nie był już taki twardy jak zazwyczaj. Dopadłem go w kilku susach. Odwrócił się, a ja rzuciłem mu się na pierś, ponownie przewracając. Rozwarłem mu szczęki tuż przed twarzą, warcząc nienawistnie. Przygniotłem go mocniej przednimi łapami, wyciskając mu powietrze z płuc. Gdy zdawało się już, że stracił przytomność, wstałem, nasikałem na niego, czyli w wilczym mniemaniu: maksymalnie go poniżyłem, po czym odbiegłem truchtem w stronę otwartej przestrzeni.
Jednak nic nie miało iść po mojej myśli.
Przede mną jeden po drugim stawali strażnicy wraz z wyszkolonymi psami i wilkami zaopatrzonymi w noże. Bardzo powoli posuwałem się naprzód, pokonując jednego przeciwnika za drugim.
Aż w końcu pojawił się ON.
Śmiertelny, jak go tutaj nazywali, był wielkim wilkiem nieczystej krwi, bo skrzyżowanym z psem Husky, przez co jedno oko miał wściekle żółte, a drugie prawie białe. Masywne ciało samo w sobie stanowiło pancerz, a więc ten pół wilk, w dodatku z nożem, stanowił dla mnie niemałe zagrożenie.
- Nie nazywasz się Śmiertelny! - powiedziałem do niego, cudem nie wypuszczając noża z pyska.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?! - warknął.
- Jesteś Jasur, Waleczny! - odparłem, przytrzymując nóż między kłami. - Wiem, bo widziałem cię kiedyś w lesie, daleko za Czarnym Grzbietem!
Samo zdanie, które wypowiedziałem, przywołało niemiłe wspomnienia. Jasur był jednym z wilków w dawnej watasze, które dręczyły mnie z powodu białego futra. On sam był szary, miał tylko białe podbrzusze. Stał zawsze u boku Huntera, który sczezł na polu bitwy.
Jasur zamarł. Wykorzystałem tę chwilę i przeskoczyłem nad nim. Czemu nie wbiłem mu noża w kark?
Otóż w momencie, gdy zauważyłem, że niemógłby się obronić, postanowiłem dać mu szansę.
Prawdziwa odwaga nie polega bowiem na tym, by zabić, ale umieć darować komuś życie.
* * *
Ta chwila, gdy wyczułem znajomy zapach; zapach Snorriego, igliwia sosnowego, szczeniąt, Hardej... to było bezcenne.
Przez większość drogi ciągnęła się za mną pogoń, ale dwunogi nie zdawały sobie nawet sprawy z tego, jak dobrze znam te lasy. Nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, poza moją watahą; poza moją rodziną.
Między kłami nadal ściskałem długi nóż o szerokim, podwójnym ostrzu, a moja łapa owinięta była koszulą Charona o bagnistozielonym odcieniu. Te dwie rzeczy postanowiłem zachować na pamiątkę swojej przygody wśród okrutnych dwunogów...
Czytaj dalej »

sobota, 10 grudnia 2016

Grayback cd Kangae

- Wybacz, że trzymam cię w jaskiniach, ale żadnej przytulnej nory tu nie ma* - przeprosiłem wilczycę i rozejrzałem się po otoczeniu.
Tam, gdzie staliśmy była wielka skała. Niezbyt ładna, ale było w niej dużo zagłębień idealnie nadających się na nocleg.
- Zapraszam do mojej rezydencji. - zaśmiałem się i machnąłem łbem w stronę wejścia do jaskini. - Możesz wejść, jest w miarę w porządku.
Kangae ostrożnie weszła do jaskini, cały czas oglądając się na mnie. Jak na razie, nie do końca mi ufa - to dobrze, nawet bardzo. Lepiej nie ufać i się nie zawieść.
Ułożyłem się wygodnie przed wejściem do jaskini, patrząc na mrok powoli pochłaniający przestrzeń wokół mnie.
- Gray...?
<Kan?>
*wilki w realnym świecie mieszkają w norach, ale na internetowych watahach wszyscy to mają gdzieś, so 
Czytaj dalej »

środa, 7 grudnia 2016

Kangae cd Grayback

Ze strachem patrzyłam na znikającego w oddali białego wilka. Jego przerażenie udzielało mi się, a po plecach przebiegł dreszcz. Powoli skierowałam wzrok na Graybacka. Wydawał się być zszokowany i zasmucony. Jego oczy spoczęły na moich, ale wytrzymałam to spojrzenie przed parę sekund. W takich momentach... Nie byłam chyba zdolna się peszyć.
- Nie martw się, Kan... - zaczął cicho - znajdą ich. Nic im nie będzie.
W jego głosie, przez dosłownie sekundę, dało się usłyszeć drżenie.
- Czemu zniknęli/ - spytałam szeptem. Graback wzruszył ramionami.
- Nie wiem... - mruknął - Ale... chyba mam złe przeczucia... - wymamrotał prawie niedosłyszalnie, tak, jakby nie chciał mnie wystraszyć tym zdaniem - Słuchaj, Kangae, ściemnia się... Chyba będziemy musieli sobie odpuścić to polowanie.
Rzeczywiście, słońce chyliło się ku horyzontowi, ale nadal pozostało parę godzin do zmierzchu. Kiwnęłam jedynie głową, pozwalając, żeby zawrócił i poprowadził mnie do jednej z wolnych jaskini. Serce mi biło na myśl o dramatycznej reakcji Convela na słowa mojego towarzysza, o jego słowach... I o tym, co mogło powodować w Grayu tą dziwną intuicję. Bądź co bądź, był sporo starszy ode mnie; może z wiekiem nabiera się takiego doświadczenia?
Nasze łapy cicho przecinały powietrze, kiedy bez słowa biegliśmy przez ciemniejący las. Wkrótce ogniste przebłyski zaczęły ozdabiać liście drzew, a nasze cienie się wydłużyły
<Gray?>
Czytaj dalej »

wtorek, 6 grudnia 2016

Ogłoszenie

Uwaga!
Z racji bardzo małej aktywności odbędą się czystki. Osoba nieaktywna (nie pisze opowiadań od co najmniej 11.11) która chce pozostać w watasze musi do 12.12 przesłać wiadomość na moją pocztę (Drapieżnik - howrse, Fenris - doggi) oraz napisać opowiadanie. Wiadomość musi zawierać odpowiedzi na te pytania:
  • Kiedy zaczęła się wojna?
  • Co się dzieje z wilkiem, który nie pisze opowiadań (oprócz wydalenia z watahy, chodzi o postać)?
  • Od kiedy to się dzieje?
  • Kiedy powstała wataha?
  • Czy kiedykolwiek funkcjonował inny sklep; jeśli tak, to co oferował? Jeśli nie, to czemu nie istniał?
  • Ile sojuszów przybyło?
Wiadomość nie dotyczy aktywnych wilków (pisanie opowiadań po 11.11) oraz administracji (oraz ich wszystkich postaci).

Czytaj dalej »

sobota, 3 grudnia 2016

Convel cd Grayback

- Nie ma?! - krzyknąłem przerażony. - Jak to: nie ma?!
- No, nie ma. Nie ma ich na naszych terenach - odparł Grayback.
Zawyłem głośno, odrzucając łeb mocno do tyłu, aż rozbolała mnie szyja. W moim skowycie zawarta była wiadomość do Alf, że Mirabilis i Floe zniknęli z naszych terenów. Gdy skończyło mi się powietrze w płucach, opuściłem łeb.
- Dziękuję, Grayback - powiedziałem, po czym zrobiłem szybki obrót i ruszyłem biegiem na najbliższą granicę watahy. Słyszałem świst powietrza, gdy zwinnie wymijałem drzewa i przeskakiwałem powalone pnie.
Teraz liczyło się tylko jedno.
Znaleźć szczenięta.
* * *
Na granicy czekali już Snorri i Calme, a wraz z nimi dwa inne wilki, których nie widziałem nigdy wcześniej. Ale nie to było teraz moim zmartwieniem.
- Jak to: zniknęli?! - fuknął Snorri.
- Nie wiem. Grayback powiedział, że nie ma ich tu - odparłem załamany.
Calme milczała. Miała łzy w oczach.
- Musimy ich znaleźć - powiedział Snorri. - Nie wiem jak, ale sprowadzimy ich tu z powrotem.
Kiwnąłem łbem, lustrując wzrokiem otoczenie i nasłuchując potencjalnych niebezpieczeństw.
Niedaleko szumiał potok. Rozśpiewane ptaki latały nad naszymi głowami. Światło słoneczne przebijało się przez korony drzew, oświetlając nasze sylwetki i tworząc długie cienie na ubitej ziemi.
Nagle rzucił mi się w oczy odciśnięty w wilgotnej ziemi ślad wilczej łapy. Podeszłem do niego i przyłożyłem łapę. Była tylko trochę mniejsza od mojej.
Ślad Mirabilisa.
Obok widniały mniejsze wilcze ślady, zapewne należące do Floe.
Jednak zaniepokoił mnie fakt, że kawałek dalej widniały głębokie, wilcze ślady, prawie dwa razy większe od moich.
A co, jeżeli to ślady żywej legendy, postrachu pobliskich lasów?
Nie.
Nie mogłem dopuścić, żeby to On ich dopadł.
- Mam ich trop - oświadczyłem, po czym przysunąłem nos do największego śladu. - Ale niestety mieli chyba bliskie spotkanie ze Stirminium.
Na chwilę zamilkły ptaki, potok jakby przycichł, a wszystkie wilki zamarły. Tylko bicie serc i delikatny szum drzew dał się słyszeć wśród tej nieprzeniknionej, straszliwej ciszy.

<Snorri? Calme? Dwa inne wilki, których Convel nie zna? Ruszamy na ratunek szczeniakom?>

Czytaj dalej »