wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Yamoshi

Jest coraz gorzej... Wszystko mnie boli, wychyliłam leb, stoi tam Otmaro i mnie pilnuje. Jaki kochany. Wygmeralam sie z gawry, stałam za nim, on nic, chyba się zamyślił. Jeszcze kulałam, podeszłam bliżej, i spytałam:
-Otmaro... Nic Ci nie jest?-Zapytałam bardzo opiekuńczym tonem, nigdy sie o nikogo tak nie martwiłam, a wyglądał naprawde marnie.
Cisza... Patrzył w śnieg...
-Otmaro? Odpowiedz... Martwię sie o ciebie!-Juz mniej miłym, opiekuńczym głosem, ale bardziej stanowczym.
Otmaro zrobił pare kroków w przód, spojrzał na mnie, jego oczy mówiły wszystko... Przebiły mnie na wylot. Opowiadał mi o tej tragedii ktora go spotkała, myślał o niej... On jej nigdy nie zapomni... Pawa takim samym wstrętem do ludzi jak i ja... Wyrządzili mu piekło... Zniszczyli go... Jak i mnie...
Nie wiedziałam co zrobic, wiec uśmiechnęłam sie lekko, prawie nie widocznie, i podeszłam do niego, bardzo wolno i cicho. Oparłam się na nim lekko, tylko tak, aby mnie poczuł, ze jestem przy nim, ze nie jest mi obojętny. Nie zbyt wiedziałam co powiedzieć, wiec cicho wyszeptalam:
-Dziękuje Maru...
Znowu patrzył się w śnieg. Nie zwrócił na mnie nawet uwagi... Przynajmniej tak to wyglądało...
***
Gdy szlam z Otmarem przez las. Las do którego w niewoli tak tesknilam. Nie mogłam wytrzymać z pytaniami krążącymi mi po myślach...
-Czemu mnie uratowałeś? Wilka?
Otmaro zwolnił krok, patrzył na niebo, nie wiedziałam co myśli, bałam się, może coś nie tak powiedziałam?
-Gdy usłyszałem warczenie...-Zaczął-Przypomniały mnie się psy, które zaczęły nas gryźć, próbowałem je odstraszyć... Na nic...-Zatrzymał się i obrócił wzrok w moją strone-Wtedy padły strzały... Zanim się zorientowalem, Nela i Cynk leżeli martwi... Obok mnie... Spanikowałem... Czemu mnie nie zastrzelili-Wzrok skierował w drugą stronę, i jeszcze dodał lekko-Widziałem że jestes ranna, ze nie dasz rady, wiec postanowilem Ci pomóc...-Zaczął powoli iść. W jego oczach, widziałam to, przepełniał się smutek z nienawiścią, kłóciły się... Kto ma przepełnić duszę Otmara... Wtrącał się tam też strach, wielki strach...
Nastała głośna cisza, zadawałam sobie pytania, coraz więcej pytań, nie chcę go zranić.
-Chyba pójdę...-Powiedziałam cicho-Na mnie już czas.
-Nie musisz, naprawdę, nic się nie stało...-Odpowiedział równo cicho jak i ja.
Nie chciałam go zostawić, chciałam iść do innych wilków. Nagle... Zaburczało mi w brzuchu... Bardzo głośno.
-Ahhh...-Jęknął-Chyba że tak... To idź.
-Otmaro...-Wyjąkałam, nie wiedziałam co powiedzieć, wszystko może się przewrócić przeciwko mnie...-Przepraszam...
Przybliżyłam się do niego, tak aby mnie widział, wiedział, że chcę aby był moim przyjacielem a nie wrogiem, moim towarzyszem a nie obcym... Chciałabym, aby był kimś, na kim mogę ufać... Na kogo mogę liczyć...
Otmaro spojrzał na mnie... Nie wiem czy z litością, może smutkiem? Nie wiem. Ale odszedł w drugą stronę, nie obraził się, tylko się boi. Boi się mnie. Ja to wiem...
Poszłam w drugą, czuję wilki, rozejrzałam się, widzę, w końcu, dwa, podejść?
Podeszłam... To jakaś biała wadera i szary basior...
Chyba mnie poczuły...
<To co, zauważył mnie ktoś :3?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz