piątek, 31 marca 2017

Od Shiki (do Nafis)

- Ale wracaj szybko! - usłyszałem za sobą.
- Dobrze, mamo! - krzyknąłem, odwracając się z powrotem. Ujrzałem szarą wilczycę, która wynurzała się z nory, razem z moją siostrą w pysku. Amber wyrywała się, tuląc uszy i szczerząc zęby do mamy. Sam nigdy nie odważyłbym się na taki gest w stosunku do niej, ale Am nie potrafiła mówić, więc przyzwyczaiłem się do przerysowanych reakcji z jej strony. Uśmiechnąłem się i wywaliłem język na całą długość i patrzyłem, jak oczy siostry się wściekle zwężają.
- Shika! - mruknęła nasza matka, przechodząc koło mnie - Przestań drażnić Amber.
- Ale mamoooo... - zacząłem.
- Idź już załatwiać swoje sprawy, kochanie. Wróć tylko przed zmierzchem. - wilczyca przesunęła łapą po moim karku i lekko popchnęła mnie w stronę lasu. Najpewniej idzie zapolować i znów nie ma z kim zostawić Amber. Od kiedy tata zniknął, mamie ciężko pogodzić swoje obowiązki z dbaniem o nas i o siebie. Ostatnio zacząłem trenować polowanie i nawet udało mi się złowić mysz! Berka się ze mnie śmiała, ale ona umie tylko zabić pająka, a ja parę dni temu przyniosłem ryjówkę. Mama bardzo się ucieszyła i obiecała, że niedługo nauczy nas polować na króliki.
Miałem iść do jaskini wujka Convela i cioci Calme, bo od kiedy tata zniknął to oni też się nami zajmują. Mama namówiła mnie na to, mimo, że bardzo chciałem iść z nią i z Amber, ale powiedziała, że z naszą dwójką upoluje najwyżej muchę. Myślę, że nie chce zwalać wszystkiego na ciocię i wujka, więc nie wysłała nas obojga do nich.
Powoli zbliżałem się do celu. Wiedziałem, że para alfa ma również dwójkę szczeniąt nieco starszych ode mnie, ale jeszcze nigdy z nie rozmawiałem.
- Kim jesteś? - usłyszałem za sobą dziewczęcy, młody głosik.
<Nafis?>
Czytaj dalej »

czwartek, 30 marca 2017

Convel cd. Veter

- Cóż, ciekawa historia - uznałem, przyglądając się basiorowi uważnie.
Zaległa cisza, a ja odwróciłem wzrok. Sokół siedział na pobliskiej gałęzi, przypatrując mi się z niepokojem.
- A ty... miałeś kiedyś towarzysza? - nagle usłyszałem za sobą pytanie, którego kompletnie się nie spodziewałem.
- Co ja mogę powiedzieć... no, miałem - zacząłem z westchnięciem. - Aurum, dostojny ryś, towarzyszył mi na wielu wyprawach i większości pobytu tutaj. Jednak od dawna go nie widziałem, podejrzewamy z Calme, że założył własną rodzinę. Gdy Nesibindi, nasz syn, wymknął się z jaskinii, odszukaliśmy go bawiącego się z rysiem w identycznym wieku, prawdopodobnie synem Auruma.
- Nie miałeś nigdy ptaka? - dopytywał Veter.
- Nie, nie miałem.
- A skąd... skąd właściwie... pochodzisz?
Zamilkłem na chwilę.
- Nie wiem - powiedziałem cicho. - Podobno znaleziono mnie na pustkowiu, Lśniącej Pustynii, samego, bezbronnego i zmarzniętego. Nie wiadomo było, skąd się tam wziąłem, gdzie jest moja rodzina i czemu nadal żyję. Ja sam... nie pamiętam tamtych chwil. Znam je tylko z opowieści - przekazałem basiorowi tyle, ile sam wiedziałem.

<Veter? Wiem, kit za kitem, ale wena poszła ;-;>
Czytaj dalej »

Convel cd. Calme

- Convel... - zaczęła cicho Cal.
- Hm? - mruknąłem, rozglądając się uważnie po okolicy.
- Nie poprosiłeś Celly, żeby zajęła się szczeniakami - stwierdziła wadera, patrząc na mnie ze zdziwieniem i wyraźnym niepokojem.
- Cally - zacząłem spokojnie, a samica już położyła uszy po sobie i zarumieniła się - nie powinnaś martwić się o Nafis i Nesiego. To już nie są małe, puchate kulki, za którymi trzeba chodzić krok w krok. Daj im trochę wolności - polizałem czule Alfę i wychynąłem z krzaków, kierując swoje kroki ku centralnej części nasłonecznionej łąki.
- Ale...
- Żadnych ale - spojrzałem na waderę prosząco. - Połóż się i zrelaksuj - przekrzywiłem łeb, kładąc się pośród wysokiej trawy.

<Wiem, moje też jest do bani ;-;>
Czytaj dalej »

środa, 29 marca 2017

Od Moona (do Celestial)

Dni są coraz cieplejsze i słoneczne. Wiosna, to czego mi trzeba. Snorri II, i Kasai szybko rosną... A Calm dalej jest na mnie wściekła. Szybko jej to raczej nie przeminie. Polubiłem przechadzki po różnych wzniesieniach. Zwykle przy tym towarzyszy mi Kasai. Też je bardzo lubi. Obok mnie Kasai gonił motyla. To jedna z jego ulubionych zabaw.
-Tato...-podszedł do mnie zmęczony Kasai.
-Tak?
-mógłbyś... Iść ze mną... Na wyprawę?-Trochę zdziwiło mnie to pytanie. zamyśliłem się. Jest jeszcze młody... Ale, jest ze mną.
-Później uzgodnię to z mamą.- Kasai tylko trochę się uśmiechną i poszedł dalej ganiać owady. Parę minut później pomyślałem, że pójdę od razu zapytać się Celly co o tym sądzi. Kasai podreptał za mną. Nie minęło parę minut a już ją znalazłem.
-Celly?
-Tak?-odwróciła się i uśmiechnęła.
-Kasai, chciał iść ze mną na wyprawę, więc pytam cię co o tym sądzisz.
<Celestial?>
Czytaj dalej »

wtorek, 28 marca 2017

Od Vetera, cd. Convel

- Sokół wędrowny. - mruknąłem, osłaniając głowę przed potężnym skrzydłem Cri. Zaskrzeczał donośnie, otwierając zakrwawiony, żółty dziób.
- Jak udało ci się go złapać? - zapytał zdziwiony Alfa, obchodząc mnie dookoła tak, żeby przyjrzeć się uważnie mojemu towarzyszowi.
- Nie złapałem, raczej uwolniłem z pułapki. Ludzie wyrzucili do lasu jakieś śmiecie, w które biedak się zaplątał. Potem nie chciał odlecieć ode mnie, więc stwierdziłem, że znalazłem idealne rozwiązenie i nauczyłem go polować ze mną.
- Idealne rozwiązanie?
- Widzisz... - zacząłem niepewnie, zastanawiając się, czy możliwe jest wydalenie z watahy nie do końca sprawnego wilka - Mam problem ze wzrokiem od szczeniaka i nie widzę zbyt wiele. Polowania zawsze kończyły się fiaskiem, więc stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie łowiectwo z ptakiem drapieżnym. Teraz przynajmniej mam co jeść - dokończyłem, czując, jak krew rozszarpanego królika ścieka mi po barkach. Będę musiał się umyć w pobliskim strumieniu, nie chcę, żeby ktokolwiek zobaczył mnie całego pokrytego tym szkarłatnym płynem.
- Sprytne. - zauważył Convel, a ja dostrzegłem, że uważnie mi się przypatruje. Był na tyle blisko, że widziałem dokładnie zarysy jego twarzy - Dlaczego właściwie nie widzisz?
- Widzę. Ale niewyraźnie. To przez uraz z dzieciństwa, spadłem ze skały i wgniecenie w czaszce uszkodziło mi mózg, czy jakoś tak... - mruknąłem, niezadowolony z tego, że muszę ujawiniać swoje słabości.
<Conv?>
Czytaj dalej »

sobota, 25 marca 2017

Mirabilis cd. Kangae

- Prawdę mówiąc, nie zauważyłem - zmieszałem się nieco. Widać przez moją samotność wiele rzeczy straciłem. - Jak wiele mnie ominęło?
- Prawdę mówiąc, to od narodzin szczeniąt nie działo się zbyt wiele. Przyjęliśmy kilka wilków, ale nie specjalnie się pokazują - stwierdziła Kan, obserwując swoje szczenięta kątem oka.
- Cóż, u mnie właściwie nic się nie zmieniło od narodzin Nesibindiego i Nafis - mruknąłem z niezadowoleniem. - Te maluchy skupiają na sobie całą uwagę taty. Wstaję rano, poluję, piję, wracam do jamy i tam zasypiam. Czasami między tymi czynnościami wyleguję się nad morzem, jak dzisiaj.
- Rzeczywiście, Nafis i Nesi pochłaniają większość uwagi Conva i Cal - zgodziła się ze mną Kan. - Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Convelem?
- Nie pamiętam. Chyba jeszcze zanim mama nas opuściła - westchnąłem, przygryzając dolną wargę, żeby się nie rozpłakać. - Wtedy zamknął się w sobie, potem Snorri zginął, a tata uciekł. Wrócił dla Calme i urodziły się szczeniaki. Przez cały ten czas nie zamieniłem z nim ani słowa. Nie wiem, który z nas unikał tego drugiego, ale rzadko nawet go widywałem.
- Jesteś zazdrosny - stwierdziła Kangae. - Młodsze rodzeństwo przykuwa uwagę twojego ojca, a ty nie chcesz niszczyć mu tego, co sobie ułożył, prawda?
- Tak to odbieram - przytaknąłem, ocierając łapą łzy, które mimo woli wypłynęły z moich oczu.

<Kan?>
Czytaj dalej »

Od Kangae, cd. Mirabilis

Shika i Amber podbiegli do morza, rozbryzgując słoną wodę na suchy piasek. Mały basior piszczał, kiedy niska fala obmyła mu brzuch. Patrzyłam na nie przez chwilę, obserwując uważnie jak mój syn przewraca Amber na plecy i zaczyna się walka.
Podeszłam do Mirablilisa i położyłam się koło  niego.
- O co chodzi?
- Kan, o nic. Już ci mówiłem.- powiedział ostro. Zamilkłam, odwracając od niego wzrok, patrząc beznamiętnie na szczenięta. Gray już od dłuższego czasu się nie pojawiał w norze, co bardzo mnie niepokoiło. Opuścił nas? Nie, na pewno nie. On nigdy nie zrobiłby czegoś takiego, ale mimo tej pewności nadal nie mogłam pozbyć się dręczącego mnie niepokoju. Parę razy już zupełnie traciłam nadzieję i miałam ochotę się po prostu rozpłakać, ale wtedy podchodziły do mnie moje szczenięta. Shika już nauczył się mówić, więc pytał co mi się stało i czy wszystko dobrze. Amber nie mówiła nic, w ogóle nie wydawała żadnego dźwięku. Chyba pogodziłam się  tym, że nie będzie mogła normalnie żyć.
- Z tobą też nie jest najlepiej, Kangae. - zauważył młody basior. Jasna kulka futra podeszła do nas, uśmiechając się. Przygarnęłam ją do siebie, tuląc do piersi.
- Mamo, Amber wepchnęła mnie do wody! - jęknął Shika, zbliżając się do nas. Woda ciekła ze strąków futra, tworząc za nim niewielkie kałuże. Wadera wyskoczyła z moich łap,  lądując na piersi brata.
- Kan? - trącił mnie Mirabilis. Spojrzałam na niego, tuląc uszy.
- Cóż... - zaczęłam niepewnie - Gray zniknął. Martwię się o niego i o maluchy, ale nie jest to coś, czym powinieneś się przejmować.
<Mirabilis?>
Czytaj dalej »

czwartek, 23 marca 2017

Od Mirabilisa (do Kangae)

Ziewnąłem szeroko, wyciągając przed siebie szare łapy, dając morzu swobodny do nich dostęp. Byłem zły i smutny jednocześnie. Odkąd tata został Alfą i urodziły się szczeniaki jego i Calme, jakby zupełnie o mnie zapomniał. sam polowałem, piłem, odpoczywałem. Spędzałem czas sam ze sobą, bo Floe wyruszyła na wyprawę i nie wracała z niej już bardzo długo. Mój mózg powoli przyzwyczajał się do samotności, choć nie było to przyjemne wrażenie.
- Dlaczego tak jest, Solis? - spytałem cicho, patrząc w bok. Obok mnie wylegiwał się szczupły, rudy wilk z czarną pręgą ciągnącą się wzdłuż grzbietu. Doskonale wiedziałem, że to tylko mój wyimaginowany towarzysz, ale nie miałem innego wyjścia, jak znaleźć sobie nieistniejącego przyjaciela. Samotność dawała się we znaki bardziej niż głód, którego nie zaspokajałem od trzech dni. Po prostu nie czułem takiej potrzeby.
- Nie wiem, Mirabilisie - odparł w zamyśleniu Solis. - Prawdopodobnie to wszystko przez twojego ojca.
- Nie mów tak - zasmuciłem się jeszcze bardziej, czując lekkie ukłucie w sercu.
- Kiedy to prawda - rudy zwrócił swój kudłaty łeb ku mnie.
- Nie chcę tak o tym rozmawiać - warknąłem, kładąc łeb na łapach i wdychając słony zapach morskiej wody. - To nie jego wina.
W jednej chwili Solis się rozpłynął, a za sobą usłyszałem znajomy choć zapomniany już przeze mnie głos.
- Mirabilis, z kim rozmawiasz? - spytała wadera. Obejrzałem się, patrząc ze smutkiem na Kangae.
- Z nikim - szepnąłem.
- Wyraźnie słyszałam, że do kogoś mówisz - upierała się. Podeszła do mnie bliżej, a ja tylko zwróciłem nos na powrót w stronę morza.

<Kan?>
Czytaj dalej »

Od Nesibindiego (do Amber)

Znów wymknąłem się cichaczem z jaskinii rodziców. Byli nadopiekuńczy. Tata, myśląc zapewne, że nie wiem o jego obecności, chodził za mną krok w krok. Denerwowało mnie to. Dlatego właśnie z Argentem spotykałem się w Jeżynowym Kręgu. Była to piękna, skąpana w słońcu, niewielka polana, otoczona gęstymi krzewami jeżyn. W dwóch miejscach znajdowały się otwory wolne od kolców i wąskie na tyle, żeby mógł się w nich zmieścić szczeniak trochę większy ode mnie, ale niewiele.
Tam czułem się swobodnie. Tym razem, nie widząc tropiącego mnie ojca, pobiegłem co prędzej w tamtym kierunku. Prześlizgnąłem się swobodnie przez otwór w krzakach jeżyn. Na polanie panowała cisza, na samym środku wylegiwał się w słońcu Argent. Jego imię oznaczało tyle co srebro, z powodu srebrnych oczu, podobnych do rozgwieżdżonego nieba.
- Hej, Argent - przywitałem się, szczerząc się do kotowatego przyjaźnie.
- Hej, Nesi - mruknął leniwie ryś, przewracając się na plecy i wygrzewając biały brzuch. Położyłem się obok niego, poddając się ciepłym promieniom słońca.
Leżeliśmy tak w milczeniu, doskonale się rozumiejąc. Bezczynność, choć nie w moim typie, była wspaniała. Leżenie na plecach i gapienie się w niebo.
- O, patrz, tamta chmura wygląda jak królik! - stwierdził wesoło Argent, wskazując złotą łapą na jeden z obłoków.
- Co ty gadasz, to przecież żmija - przekrzywiłem łeb, a chmura momentalnie zmieniła się w jadowitego gada.
Nagle usłyszeliśmy szelest w krzakach. Skoczyliśmy obaj na równe nogi, jeżąc sierść na karku. Z jednego z otworów wychyliła się nieśmiało Amber, zapatrzona do tyłu, za siebie.
- Co tu robisz? - spytałem, rozluźniając się nieco. Byłem wkurzony, bo ktoś znalazł naszą kryjówkę, ale przynajmniej czułem się bezpiecznie, bo była to znajoma waderka.

<Amber?>
Czytaj dalej »

Od Convela (do Calme)

Wataha milczała. Na zmianę z Calme czuwaliśmy przy szczeniakach, obserwując uważnie jak się rozwijały. Nesibindi był dużo bardziej porywczy czy Nafis, ciągle wybiegał poza jaskinię i znikał w lesie. Śledziłem go z ukrycia. Najczęściej kierował się ku północy i znikał w gęstych krzewach. Tylko czasami wchodziłem za nim, obserwując jak bawi się w słońcu z podobnych rozmiarów złotym rysiem. Zwierzę to, tak podobne do mego dawnego towarzysza, Auruma, nasuwało mi na myśl pewne podejrzenia, że młody ryś jest jego synem. Nesibindi wyglądał nader rozkosznie, bawiąc się w berka z dzikim kotem. Raz na jakiś czas w gęstwinie krzaków naprzeciwko dostrzegałem bystre, zielone, znajome ślepia, zapewne należące do ojca młodego kociaka. Te oczy tylko utwierdzały mnie w przekonaniu o potomku Auruma.
Tym razem puściłem Nesiego samego, zostając w jaskinii razem z Calme. Nafis, choć z reguły nieśmiała, zaprzyjaźniła się z Kasaiem, o podobnym usposobieniu.
- Calme? - spytałem, trącając nosem Alfę pogrążoną w półśnie.
- Cooonv? - odparła leniwie, otwierając z wolna jedno oko.
- Chodźmy na łąkę - poprosiłem. - Brakuje mi wygrzewania się na słońcu. Jestem zmęczony opieką nad szczeniakami.

<Cal? Proszę bardzo, zostały dwa>
Czytaj dalej »

środa, 22 marca 2017

Czystki

Znalezione obrazy dla zapytania wolves wallpaper

Wszystkie wilki, to jest: Amber, Amor, Cad, Conv, Gray. Hiver, Kan, Kasai, Moon, Nafis, Nesi, Shika, Silvestre i Veter mają czas na napisanie opowiadania do 

01 VI 2017

Wilki które nie napiszą opowiadania do tego czasu zostaną natychmiastowo i nieodwołalnie wydalone z watahy.

Wszystkie opowiadania możecie pisać do mnie, ja sama też muszę się na poważnie wziąć za te swoje wilcze pokraki...

Wadera Alfa
Calme
W imieniu swoim i reszty administracji Naszego Lasu


Czytaj dalej »

sobota, 18 marca 2017

Ostrzeżenie

Kochani!
Z bólem serca stwierdzam, że Nasz Las umiera. Jeżeli nie weźmiecie się za opowiadania, wataha będzie musiała zostać zawieszona na czas nieokreślony. Wiem, że sama też trochę zawalam, ale w wolnych chwilach nadrabiam zaległości.
Rozumiem też, że wielkimi krokami zbliża się maj, czerwiec i ci z Was, którzy są na etapie nauki, muszą się lepiej przygotować. Chciałabym jednak zauważyć, że żadne z Was nie zgłosiło nieobecności, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Tablica ogłoszeń zostanie szybko zaktualizowana, liczę na to, że weźmiecie sobie do serca moje słowa.
Basior Alfa,
Convel
Czytaj dalej »

Convel cd. Hiver

- Hiver? - zapytałem, widząc wilczycę stojącą niedaleko mnie.
Wadera skinęła łbem, podeszła do mnie i usiadłam parę metrów obok, może dwa, trzy.
- Jak szczeniaki? - zapytała dość głośno.
- Nafis jest wyjątkowo spokojna, ale Nesibindi ostatnio wywędrował do lasu gdy Calme spała, a ja oprowadzałem nowych - odparłem z westchnieniem.
- Znaleźliście go? - zaniepokoiła się wadera.
- Jasne - potwierdziłem. - Trochę to trwało, ale w końcu go odszukaliśmy. Bawił się w gonitwę z małym rysiem.
- Pamiętam, że miałeś kiedyś rysia jako towarzysza.
- Prawda, miałem. Ale na wiosnę jakiś czas temu Aurum opuścił mnie. Podejrzewaliśmy z Mirabilisem, że założył własną rodzinę.
- Ten ryś, z którym znaleźliście Nesiego... to przypadek?
- Myślę, że nie. To mógł być syn Aurum.
Popatrzyłem na morze.
- Długo cię tu nie było - zauważyłem, wpatrując się tępo w horyzont. - Opowiesz mi, co się z tobą działo?

<Hiv? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać>
Czytaj dalej »

wtorek, 14 marca 2017

Hiver cd. Convel

Brodziłam w zimnej wodzie, która delikatnie muskała moje łapy, obmywając je z każdą kolejną falą. Co jakiś czas, wraz z oddaleniem się wody, schylałam się i zanurzałam nos w namokniętym piasku, szurając nim i odkopując mieniące się w popołudniowym słońcu bursztyny. Uniosłam rozleniwiony wzrok ku niebu, wstrzymując oddech. Płynące leniwie chmury stały się niezwykle interesujące.
Czułam się tak spokojnie. Tak, jakbym unosiła się na niewidzialnych skrzydłach, otoczona kokonem błogich myśli. Czułam się taka bezpieczna. Wokół był tylko piasek, wiatr i szum uderzającej o pobliskie kamienie wody.
Pozwoliłam sobie jednak zerknąć w bok, dostrzegając coś innego. Siedziała tam sporych rozmiarów, biała plama, wyglądająca trochę jak wilk. Podeszłam parę kroków bliżej, a moje uszy drgnęły niespokojnie. Przyjaciel? Wróg? Moje oczy, dzisiaj w wyjątkowo złej formie, wwiercały się w niego, lekko przymrużone. Wiatr wiał w kierunku morza, nie czułam jego zapachu. Kiedy byłam wystarczająco blisko, aby plama nabrała wyraźnych konturów, zauważyłam, że jest to teraźniejszy alfa. Siedział spokojnie, a zamkniętymi oczyma, lecz ułożenie jego uszu dawało mi do zrozumienia, że doskonale wie o mojej obecności. Cofnęłam się o krok, niepewnie się w niego wpatrując, lecz kiedy miałam po cichu się wycofać, ten otworzył lewe oko. Napotkałam jego jasne, zmęczone spojrzenie, lecz zaraz odwróciłam wzrok, przenosząc go na spienioną taflę wody.
- Hiver? - zapytał, jakby w celu przerwania ciszy.
Nie, szczur lądowy.
Westchnęłam, w myślach żegnając się z ciszą. Skinęłam łbem, podeszłam do niego i usiadłam parę metrów obok, może dwa, trzy.
- Jak szczeniaki? - zapytałam z grzeczności, w miarę głośno.

Convel? c:
Czytaj dalej »

czwartek, 9 marca 2017

Convel cd. Rozalia

Po skończonym posiłku zaprowadziłem Rozalię do jednej ze starych jaskiń, które odkryłem na naszych terenach. Zostawiłem ją we wnętrzu zaciemnionej jamy, po czym samotnie ruszyłem na Szlak.
Dawno nie byłem nad morzem. Jego piękno mnie urzekło, przyznaję, ale obecnie miałem na głowie inne sprawy. Dwie małe, puchate kulki, które powoli zaczynały już chodzić. Calme w dumnej roli matki sprawdzała się doskonale, chodź opieka nad młodymi odbierała jej wiele przyjemności. Ja zostałem zaś Alfą, do moich obowiązków należało wiele innych rzeczy, takich jak przyjmowanie inncyh wilków do watahy i zapewnianie absolutnego bezpieczeństwa rodzinie i przyjaciołom, a także młodym, które pojawiły się w watasze.
Pogrążony w rozmyślaniach usłyszałem wreszcie znajomy i tak uwielbiany przeze mnie szum morza. Odruchowo przyspieszyłem kroku, by kilka minut później usiąść na wilgotnym piasku i dać zimnej wodzie obmywać moje białe, zmęczone łapy.

<Ktoś? Plz, niech mi ktoś odpisze :c>
Czytaj dalej »

Convel cd. Veter

- Atak! - usłyszałem donośny krzyk. Rzuciłem się zaraz w jego stronę, starając się jednak stąpać jak najciszej. Patrzyłem na całą sytuację z ukrycia.
Zając rzucił się do panicznej ucieczki, ale ptak poszybował za nim. Jego pazury przebiły brzuch stworzonka, po czym poderwały je w górę, a z żółtego dzioba wydobył się wrzask tryumfu. Basior stojący nieopodal zadarł głowę, patrząc z dumą na podopiecznego, który z satysfakcją rozrywał kark upolowanej zdobyczy.
- To twój ptak? - spytałem, wyłaniając się zza pobliskiego drzewa. Nie powiem, Veter mocno mnie zainteresował. Była to dosyć ciekawa osoba w naszej watasze, i jeszcze to zwierzę...
- Tak - odparł. Ptak usiadł dumnie na jego grzbiecie, a Veter pogładził nosem jego pióra.
- Jak ma na imię?
- Cri.
- To samiec? - spytałem.
- Zgadłeś - uśmiechnął się Veter.
- Początkowo uznałem, że to samica, z powodu imienia... - uśmiechnąłem się nieco przepraszająco. Ptak fuknął, patrząc na mnie spode łba.
- Wszystko rozumie - zaśmiał się wilk.
- Jaka to rasa?

<Veter? Kreatywna rozmowa o ptakach xD>
Czytaj dalej »

środa, 8 marca 2017

Od Hiver

Otworzyłam oczy, odgradzając je łapą od błysku pierwszych promieni słońca. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że świat wciąż stoi na swoim miejscu.
Wiatr targał moje futro, a słońce, znużone, leniwie pięło się po nieboskłonie, malując niebo różową poświatą. Zatoczyłam się, a mój wzrok machinalnie podążył na lewy bok. Przynajmniej to, co z niego zostało. Cóż, nieciekawy widok.
Odchrząknęłam, nadal czując metaliczny posmak na języku. Znów się zachwiałam, znajdując oparcie dopiero na pniu jednego z tysiąca tutejszych drzew. Oparłam się o niego zdrowym bokiem i przyłożyłam łeb do chłodnej, chropowatej kory. Odespałam ogólne zmęczenie, jednak mięśnie wciąż się nie zregenerowały, a w obnażonym mięsie na boku zaraz coś się zalęgnie.
Ruszyłam więc przed siebie, rozglądając się w poszukiwaniu źródełka, w którym mogłabym obmyć ranę i zmyć z futra brunatnoczerwoną, zaschniętą posokę.
Oczekiwane źródełko okazało się rzeką i mieniło się wieloma barwami, ogrzewane przez słoneczne promienie. Bez wahania weszłam do wody,a ta, sięgająca mi po brzuch, obmyła moje łapy. Obniżyłam się lekko, pozwalając, aby woda rozpuściła zaschniętą krew. Syknęłam, kiedy zimna woda zetknęła się z raną, ale wiedziałam, że to konieczne.
Czułam się względnie bezpiecznie. Byłam na terenach watahy, więc nie powinnam zostać zaatakowana.
Kiedy więc usłyszałam zbliżającego się wilka, napięłam mięśnie i zaczęłam nerwowo przeszukiwać otoczenie wzrokiem. Sama nie wiedziałam, kogo się spodziewałam, ale widok alfy przyniósł mi sporą ulgę. Spojrzała na mnie, a ja poruszyłam się, niezgrabnie wychodząc na brzeg. Ostatnie brunatne smugi zostały pochłonięte przez ciemną toń.
Wadera bacznie się mi przyglądała. Wyglądała na zmartwioną, może trochę zdziwioną.
- Witaj - szepnęłam cicho i zastanawiałam się, dlaczego tak długo się nie odzywa.

Calme? :D
Czytaj dalej »

wtorek, 7 marca 2017

Od Kangae, cd. Grayback

Patrzyłam jak Shika bije się z wysokim źdźbłem trawy, próbując przegryźć je bezzębnymi szczękami, a Amber, widząc jego starania czołga się w stronę brata. Zapatrzyłam się na szare futerko mojej córki, zastanawiając się jak będzie wyglądać jej życie. Szczenięta potrafią być okrutne, a nie można było uniknąć kontaktów z jej rówieśnikami. Chciałam, żeby miała normalny świat, ale ta nadzieja powoli ze mnie uchodziła.
Mały basior znudził się zabawą z trawą, powoli idąc w naszym kierunku. Szczeknął cicho, a po chwili potknął się i wylądował na miękkim brzuchu, zamiatając powietrze krótkim ogonkiem, który po chwili chwyciła w pyszczek Amber. Jej brat pisnął i niezdarnie obrócił się, żeby ją odgonić. Popchnięta wadera zatoczyła się, otwierając pyszczek w niemym proteście.
Patrzyłam chwilę na igraszki szczeniąt, a uśmiech wkradł się powoli na moją twarz.
- Grayback? - zagadnęłam, nie spuszczając oczu z futrzastych kuleczek
- Tak, Kan? - zapytał, delikatnie obejmując mój grzbiet.
- Ta noc, w którą urodziłam... Co się właściwie wtedy stało?
<Gray?>
Czytaj dalej »

Od Hiver

Oparłam łeb o wilgotną ścianę i poczułam, jak zimno przechodzi przez moje futro. Kątem oka śledziłam poczynania obu basiorów. Ojciec chodził to w prawo, to w lewo, z nerwowo drgającą łapą. Scezem siedział nieruchomo i wwiercał pusty wzrok w podłogę.
Poczułam nagły przypływ frustracji. Miałam ochotę wrzeszczeć, rozwalić tę jaskinię. Całą. Tak, żeby nie pozostał po niej nawet jeden mały kamyczek. Kiedy powoli, tłumiąc w sobie wściekłość, odwróciłam się do ojca, ten przeniósł na mnie swoje zagadkowe spojrzenie. Odetchnęłam głęboko, zauważając, że moja sprawna łapa również zaczęła drżeć.
- To jak, rozejm? - zapytał, znów szczerząc się w sztuczny, nieznośny sposób.
Zamknęłam oczy, próbując nie eksplodować.
- Tak - fuknęłam, podchodząc do niego.
Tym razem jego spojrzenie przybrało łagodniejszy - choć nieco zszokowany - wyraz, a drganie łapy nieco ustało. Przez chwilę byłam nawet w stanie uwierzyć w szczerość jego zachowania, ale zaraz się opamiętałam. A może mam szansę? Jak nie teraz to kiedy?
- Jak bardzo, w skali jeden do dziesięciu, chciałbyś dożyć jutra? - zapytałam, przekrzywiając niewinnie łeb.
Otworzył szeroko oczy, cofając jedną tylną łapę. Jak tylko mogłam dałam do zrozumienia bratu, że potrzebuję jego pomocy. Ale on nawet nie drgnął. Zdrajca.
Ojciec zaśmiał się teatralnie, ale drganie łapy go zdradziło. Po raz kolejny. Uniósł łeb, wyprężył się, posłał mi pobłażliwe spojrzenie.
Moje serce zaczęło walić mocniej, tłukąc się w piersi. Poczułam się taka mała, taka bezbronna, tak beznadziejnie wplątana w coś, czego nie rozumiem.
Teraz. Ruszcie się, łapy. Proszę, proszę, proszę.
Skoczyłam w jego kierunku, wciąż mając nadzieję na jakąkolwiek pomoc. Jako, że się jej nie doczekałam, chciałam jak najszybciej to skończyć. Naparłam na basiora, kłapiąc zębami. Odskoczył i odepchnął mnie łapami, a ja uderzyłam - całkiem mocno i boleśnie - grzbietem o coś twardego. Na szybko przeanalizowałam otoczenie i podniosłam się, znów ruszając w jego kierunku. W ostatnim momencie odbiłam w prawo, skoczyłam na ścianę i odbiłam się od niej, lądując za basiorem. Syknęłam z bólu, kiedy moja prawa łapa zetknęła się z ziemią, lecz mimo to złapałam zębami za jego skórę na karku. Jednak to byłoby zbyt proste. Szarpnął całym ciałem, a ja mocniej zacisnęłam szczęki. Gwałtownym ruchem łapy rozerwał mi bok. Nagła utrata krwi dała o sobie znać i już po chwili przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Zachwiałam się na łapach, puszczając. Czułam na sobie wzrok brata.
Cudem uniknęłam jego uderzenia i naparłam na ojca całym ciałem, przez co stracił równowagę choć na moment. Z niemym krzykiem na ustach przewróciłam go na grzbiet, a on, zdezorientowany, nie zdążył zasłonić się przed moim kolejnym ciosem. Szarpaliśmy się jeszcze chwilę - on próbował wstać, ja próbowałam dostać się do jego karku.
Kiedy nareszcie udało mi się przegryźć jego tętnicę i poczuć na języku metalowy smak, kaszlnęłam, osuwając się. Zamrugałam, próbując odzyskać ostrość widzenia i spojrzałam w kierunku nieruchomiejącego ciała. Jego puste, zamglone oczy wpatrzone były we mnie. Może wciąż była w nich nadzieja?
Odwróciłam wzrok, dysząc ciężko. Z mojego boku sączyła się krew, pokrywająca już całą podłogę.
- Dlaczego mi nie pomogłeś? - zapytałam cicho, chrapliwie, nie patrząc w jego stronę.
- Wiedziałem, że dasz sobie radę.
Zaśmiałam się gorzko, czując, że zaraz stracę przytomność.
- No - spojrzałam na niego. Był taki czysty i nieruchomy. - masz szansę mnie dobić.
Bez słowa wyszedł, pozostawiając mnie samą. Leżałam tak jeszcze chwilę, wpatrując się w martwe ciało. Kilka razy nawet miałam wrażenie, że jego pierś podniosła się odrobinę, jednak rozszarpana szyja wskazywała na coś innego. Nie żył. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby, wiedząc, że ten komiczny film się zakończył. Próbowałam wstać, jednak już przy pierwszej próbie upadłam, pochłonięta przez ciemność.
Czytaj dalej »

niedziela, 5 marca 2017

Grayback cd Kangae

Ostrożnie chwyciłem Amber za kark. Mała wilczyca zaprotestowała, wymachując tymi małymi łapkami, lecz nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Kątem oka zauważyłem wyraz pyska Kangae.
- Myślisz, że kiedykolwiek się odezwie? - szepnęła zaniepokojona, na chwilę odstawiając Shikę na ziemię.
- Nie wiem, Kan... - mruknąłem. Shika był taki gadatliwy.. Od urodzenia praktycznie. Za to Amber nic, żadnego dźwięku, swoje uczucia wyrażała przez mowę ciała. - A co, jeśli będzie niema?
Wilczyca przełknęła hałaśliwie ślinę. Właśnie, co wtedy? Przecież budowanie relacji opiera się głównie na słowach, długich rozmowach lub wspólnych historiach. Jeśli będzie niema, prawdopodobnie spadnie na sam koniec hierarchii, jako absolutny margines. Może nigdy nie znaleźć swojej bratniej duszy... Kto się nią zaopiekuje, kiedy mnie - nas - zabraknie? Kiedy zabraknie większości starszyzny? Convela, Calme? Właśnie... Co, jak trafi na wrogą watahę albo na wilka samotnika? Jak się wytłumaczy.
- Nie można tego zupełnie wykluczyć... - Kangae zagryzła wargę nerwowo. Widać, że również tym przejęła. W końcu każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko było zdrowe i szczęśliwe.
Wilczyca podniosła Shikę, który jak na komendę zaczął piszczeć i skomleć. Gdzie mogliśmy z nimi pójść? Łąka. Niedaleko, ciepła, mało zagrożeń. Wolnym krokiem, aby nie zrobić nic szczeniętom udaliśmy się właśnie tam.
Na Łące, jak się spodziewałem, było słonecznie. Ułożyliśmy obydwie puchate kulki na trawie, po czym sami ułożyliśmy się obok nich.

Kan? Wybacz długość

Czytaj dalej »

sobota, 4 marca 2017

Od Vetera, cd. Convel

- Cóż... - zacząłem - Szukam jakiejś nowej watahy. A jak mówiłeś, jesteś Alfą, więc jak mniemam to ty będziesz o tym decydować.
- Owszem. - uśmiechnął się lekko - Ja o tym decyduję. Witamy w naszej watasze.
Kąciki moich warg uniosły się.
- Mam nadzieję, że szybko się tutaj odnajdę. - mruknąłem, patrząc na zieloną plamę lici nad nami.
- Jeżeli chcesz, to chętnie cię oprowadzę. - odparł Convel, wstając - Ale jak widzę masz lepsze rzeczy do roboty.
Nie odpowiedziałem, patrząc jak odchodzi, a po chwili zanurzyłem kły w boku łani, sycąc się krwią i świadomością, że znalazłem miejsce, którego nie będę musiał opuszczać po kilku dniach.
XxX
- Cri! - krzyknąłem, wychodząc ze swojej nory. Od kiedy spotkałem Convela po raz pierwszy nie mieliśmy okazji znów porozmawiać. Sokół wylądował na moim grzbiecie, zaciskając na skórze swoje pazury. Kilkukrotnie już mnie zranił, nim nauczył się utrzymywać równowagę na mnie bez zaciskania palców przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Miałem zamiar przetestować go nieco, ale do tego był mi potrzebny królik. Szybko zwęszyłem ofiarę, ruszając w jej kierunku wolnym truchtem. Teraz, kiedy wszystko było pokryte zielenią o wiele ciężej było mi poruszać się w lesie, bo widziałem jedynie jedną, wielką, zlewającą się plamę. Żeby nie wpaść na drzewo czy inny kamień musiałem poruszać się powoli, bo wyraźniejsze kontury czegokolwiek widziałem jedynie z bliskiej odległości.
Kiedy zbliżyliśmy się już wystarczająco, dałem znak sokołowi, żeby wzbił się w powietrze. Czułem, jak mocno odpycha się od mojego ciała, a powietrze spod potężnych skrzydeł uderza w mój kark. Cri cicho poszybował wzwyż, a ja znów ruszyłem w głąb lasu, czując, jak ofiara znajduje się coraz bliżej. Kiedy miałem pewność, że królik znajduje się już tylko kilka metrów ode mnie, spojrzałem w górę, dostrzegając czarny zarys ciała sokoła. Upewniłem się, że widzi cel, zataczając nad nim koła, po czym krzyknąłem głośno:
- Atak!
Zając rzucił się do panicznej ucieczki, ale prędkość, jaką potrafił rozwinąć Cri nie pozwoliła mu się nawet skryć pod pobliskim krzewem. Jego pazury przebiły brzuch stworzonka, po czym poderwały je w górę, a z żółtego dzioba wydobył się wrzask tryumfu. Zadarłem głowę, patrząc z dumą na podopiecznego, który z satysfakcją rozrywał kark upolowanej zdobyczy.
- To twój ptak? - usłyszałem znajomy głos, po czym zza pnia pobliskiego drzewa wyłoniła się biała sylwetka Convela.
<Conv? Kiepsko u mnie z weną, wybacz>
Czytaj dalej »

piątek, 3 marca 2017

Od Kangae cd Grayback

Ziewnęłam, otwierając szeroko mokry pysk. Od kiedy szczeniaki zaczęły widzieć i słyszeć coraz częściej nie dawały nam spać. Szare niebo powoli zalewało się różem, a wiejący coraz mocniej wiatr o zapachu poranka i deszczu zapowiadał, że dzień nadchodzi. Dodatkowo, najpewniej nie będzie on słoneczny.
Woda pobliskiego strumyka była świeża i przyjemnie chłodna, ale mimo niewielkich rozmiarów to nie przyprowadzałabym do jego okolicy Shiki i Amber. Ponad to powinnam już wracać, ale chciałam jeszcze zapolować, póki szczeniaki i Gray śpią. Odwróciłam się na pięcie, ruszając w gęste zarośla, które zdołały się już rozrosnąć od czasów odejścia mrozów i śniegu. Mocno wciągnęłam powietrze, próbując złapać jakąkolwiek woń ofiary, która zostanie moim posiłkiem. Poszczęściło mi się; wyczułam królika. Dodatkowo całkiem niedaleko stąd, więc skoczyłam za drzewo i pognałam w określonym kierunku. Przedzierałam się przez krzewy, starając się poruszać jak najciszej, żeby w razie czegoś nie spłoszyć mojej potencjalnej zdobyczy. Kiedy ujrzałam niewyraźny zarys długich uszu, przykucnęłam za listowiem. Zwierzątko pasło się spokojnie na trawie, skubiąc źdźbła, od czasu do czasu drapiąc się po głowie. Czekałam, aż stworzonko podejdzie bliżej, żeby mieć pewność, że trafię idealnie w kark i nie będę musiała obejść się smakiem.
Już miałam wyprostować gwałtownie tylne łapy i złamać futrzakowi kark, kiedy poczułam, jak wiatr owiewa mi kark i plecy. Zamarłam, mając nadzieję, że w jakiś sposób mój zapach nie zdradzi mojej obecności, ale to było na nic. Czarne, przerażone oczka mignęły w przestrzeni miedzy listowiem i wiedziałam, że okazja przeszła mi koło nosa. Wyprostowałam się z westchnieniem irytacji, rozgarniając gałązki, rozglądając się po polanie, jakby oczekując, że stanie się cud i jednak uda mi się przynieść coś do domu. Nagle zastygam, dostrzegając norę. Mój pysk rozjaśnił uśmiech, kiedy podpadłam do niej i poczułam rozkoszny zapach zająca, żeby po chwili zacząć rozkopywać ziemię.
XxX
- Hej, kochany. - mruknęłam cicho, czołgając się po ziemi, nieco brudząc piach króliczą krwią. Ujrzałam  zaspane oczy mojego partnera, który unosi głowę. Shika pisnał, wypowiadając swoją irytację z powodu tego, że basior trącił go lekko kiedy się poruszył. Mój syn zaczął się wiercić, wierzgając krótkimi łapkami, budząc również Amber, która otwiera pyszczek w niemym proteście. Nadal czekałam niecierpliwie na jej pierwszy dźwięk, ale myśl o kalectwie córki wydawała się coraz bardziej bliżej prawdy. Starałam się to zaakceptować, ale bolała mnie świadomość, że moje szczenię będzie miało ciężej w życiu.
Amber powoli uniosła się na łapki i podreptała do mojej przedniej łapy, potykając się co jakiś czas. Czekałam cierpliwie, odkładając martwą zdobycz na ziemię.
- Dzień dobry, maleńka. -szepnęłam, kładąc się na ziemi po czym przygarnęłam do swojego brzucha głodne maluchy.
- Widzę, że byłaś na polowaniu. - powiedział Gray, wstając i przeciągając się na tyle, na ile pozwalał mu sufit oraz ściany.
- Nie wiem czy można to nazwać polowaniem. - mruknęłam - Właściwie to wyciągnęłam go z rozgrzebanej nory.
- Da się tak?
- Ta nie była zbyt głęboka. Na szczęście. - odpowiedziałam, patrząc na Gray'a, który rozszarpywał skórę martwego królika.
- Ja kiedyś wyciągnąłem lisa za ogon z nory. - parsknął śmiechem - Wyskoczyłem na niego, ale chybiłem i zdołał mi uciec. Dorwałem go zanim się schował.
- Nigdy nie jadłam lisa. - powiedziałam, chwytając najedzoną już Amber po czym zaczęłam czyścić jej futro tak uważnie, jakby od tego zależało jej życie, mimo wyraźnego sprzeciwu waderki. Kątem oka ujrzałam, jak Gray przyciąga do siebie Shikę. Mały basior spróbował złapać małymi, ledwo wyrośniętymi zębami nos mojego partnera, a kiedy mu się to udaje pisnął z radości i zaczął lekko machać głową.
- Moglibyśmy z nimi wyjść na zewnątrz. - pwiedziałam, przerywając toaletę córki.
- Czemu nie. - przytaknął basior, ostrożnie unosząc głowę, tak, żeby przypadkiem nie popchnąć Shiki.
<Gray? Podczas pisania tego słuchałam ,,ZŁYCH KSIĄŻEK" pisanych w czasie teraźniejszym i musiałam potem całe opowiadanie poprawiać, bo miałam ten sam problem XD>
Czytaj dalej »

środa, 1 marca 2017

Od Rozalii, cd. Convel

Gdy ciało spadło na ziemię, od razu zaczęłam jeść. Usłyszałam śmiech Convela, który podszedł i też zaczął się posilać.
- Nie śmiej się ze mnie, głodna jestem! - rzuciłam mu rozbawione spojrzenie.
- Przepraszam ale... BOŻE JAK TO ŚMIESZNIE WYGLĄDAŁO JAK SIĘ RZUCIŁAŚ!
- Pffffff - wywróciłam oczami i walnęłam basiora łapą. - Tylko się tym śmiechem nie udław.
- Spróbuję. - wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mam takie pytanie. - po skończeniu posiłku, spojrzałam uważnie w oczy Convela.
- Dajesz.
- Niedługo będzie ciemno i... Załatwisz mi jakąś jaskinię?
- No jasne! W końcu teraz jesteś częścią watahy! Chodź za mną.
- Dobra, dziękuje. - westchnęłam z ulgą.
< Convel? Przeprasza, że tak mało i długo ale mam dużo na głowie ;/>
Czytaj dalej »