środa, 31 sierpnia 2016

Od Hiver

Suche gałęzie trzasnęły pod naciskiem moich łap. Przeszłam w szybszy trucht, nie za bardzo przejmując się wlepionymi we nie ślepiami, które natarczywie śledziły każdy mój ruch. Po chwili jednak, kiedy czułam go coraz wyraźniej, stanęłam w miejscu.
- Kim jesteś? - zapytałam, napinając mięśnie.
- Nikim ważnym. - prychnął.
Uniosłam brew i westchnęłam w duchu. Nastała dziwna cisza.
- Nie będziesz dopytywać się, czego chcę?
- Jakoś mnie to szczególnie nie obchodzi. - warknęłam, unosząc dumnie łeb.
- Czyżby?
Zignorowałam go, chcąc się jak najszybciej oddalić. Jeśli miałby jakiś interes, sam by mi powiedział. Po co mam się męczyć i zadawać pytania.
- Zaczekaj. - usłyszałam, kiedy nieznacznie się oddaliłam. Mimo tego nadal nie zwracałam na niego uwagi. - Zaczekaj. - powtórzył, tym razem głośniej i ostrzej.
- Jeśli chcesz, bym z Tobą rozmawiała, pokaż się.
- Wedle życzenia, księżniczko. - po tych słowach moim oczom ukazał się spory, szarorudy wilk. Podszedł do mnie ze sztucznym uśmiechem przyklejonym na pysku.
- Więc? - mruknęłam znudzona, wpatrując się w oczy o miodowozłotym kolorze.
- Twój tatulek cię szuka. - przekrzywił łeb, wymownie przejeżdżając językiem po stępionych kłach.
Zacisnęłam zęby i nieznacznie wbiłam pazury w ziemię. Wygnał mnie. Dlaczego mnie szuka?
Poruszył drażliwy temat. Mam nadzieję, że nie zauważy mojej wewnętrznej paniki.
Gardłowy, niski śmiech.
No tak, zauważył. Kto by się spodziewał.
Wyszczerzyłam zęby i ruszyłam w jego stronę, gotowa zarówno na atak, jak i obronę.
- Patrzcie, taka rozważna, a garnie się do walki z silniejszym.
W odpowiedzi jedynie warknęłam. Przez chwilę działałam pod wpływem impulsu, co zdarza mi się nader rzadko.
- Co, drażliwy temat? - zaśmiał się, lecz pod tą maską rozbawienia kryło się coś więcej. - Braciszka nie poznajesz?
Zamrugałam kilkakrotnie, odruchowo cofając się o krok. Niemożliwe, żeby żył.
- Ty...? - wydukałam, czując, jak powoli opadam z sił.
- Tak, jes... - zamilkł.
Posłałam mu pytające spojrzenie, lecz sama też to wyczułam. Świetnie, po prostu świetnie. Czy może być jeszcze lepiej...?
Odbiegł, nawet nie starając się zatuszować swojej obecności.
Po chwili obok mnie pojawił się kolejny wilk, członek tutejszej watahy. Zresztą też mojej watahy.
- W porządku, Silentium? - zapytał, spoglądając na mnie.
- Hiver.
- Em, tak, Hiver. Kto to był?
Przełknęłam ślinę, przymknęłam powieki i nabrałam chłodnego powietrza, wciągając zapach brata.
- To - spojrzałam na jego sylwetkę znikającą w cieniu drzew – nikt ważny.

< Ktoś odpisze? :) >
Czytaj dalej »

Convel cd Snorri (cd Harda)

- Zatrzymać, mówisz... - zastanawiałem się. Rzuciłem przelotne spojrzenie Snorriemu. Zawarta w nim niepewność chyba dotarła do basiora, bo delikatnie skinął łbem.
- Poczekaj tu, Bello. I nie wypuść jej - powiedział Snorrs i ruchem głowy nakazał mi odejść kawałek.
Kilkadziesiąt metrów od jamy Bello zaczęliśmy rozmowę.
- Rozmnażać wroga? - Zdziwiłem się, wykrzywiając pysk w grymasie między wściekłością a zdziwieniem. - To szaleństwo!
- On jest szalony, Convel - odparł Snorri, podkreślając drugie słowo.
Westchnąłem z rezygnacją.
- Więc...? Przystajemy na propozycję? - Uniosłem niechętnie brwi.
- Tak - potwierdził Snorrs. Wyczułem w jego głosie nutkę wątpliwości.
Wróciliśmy do Bello. Wadera leżała nieprzytomna za basiorem.
- I co? - Spytał niechętnie.
- Zgadzamy się. Zatrzymaj ją, ale nie pozwól, żeby dostała się w łapy watahy Huntera - powiedziałem twardo.
- Spokojnie, kupo śniegu - Bello wywrócił oczami - będzie tylko moja.
Parsknąłem. Ja? Kupa śniegu? Co za brak szacunku. I duże poczucie humoru...
- Convel, choć, wracamy - zakomenderował Alfa. Odwróciłem się.
- Pamiętaj. Ma się nie dostać do Huntera - warknąłem na odchodnym i pobiegłem za Snorrim.
* * *
- Convel! Co się do cholery dzieje?! - Krzyknęła Harda.
- Nic takiego, słońce - powiedziałem uspokajająco.
- Nie jestem ślepa, widzę, że coś jest nie tak - warknęła niecierpliwie wadera.
Westchnąłem, wzrokiem szukając pomocy u Snorriego.
- A więc... - zaczął niepewnie Snorrs.
Ale ja nie wytrzymałem napięcia.
- Pod twoją nieobecność inna wataha wypowiedziała nam wojnę a my mamy klęskę głodową! - Wybuchnąłem. Szybko rzuciłem Alfie wymowne spojrzenie z wiadomością, żeby nie wspominać Hardej o jeńcu. Nie doczekałem się odpowiedzi, bo nawet na nią nie czekałem.
- Co?! - Tym razem to Harda wybuchnęła.
Gniewem, niecierpliwością i niedowierzaniem.
- A jak ci poszło na tej wyprawie? - Szybko zmieniłem temat.
- Convel - warknęła. Aż położyłem uszy po sobie - nie teraz. Snorri, powiedz coś więcej, bo Convel nic mi już ewidentnie nie powie.
- Harda! - Oburzyłem się. - No wiesz co?!
<Harda? Snorri? Co dalej?>

Czytaj dalej »

Mirabilis cd Floe

Pozostaje nam czekać do bitwy - pomyślałem.
- Floe... Floe, chodź ze mną - poprosiłem po jakimś czasie. Wstaliśmy niemal równocześnie. Ruszyłem do wyjścia z gawry, cicho stąpając po ubitej, twardej ziemi. Floeado bezszelestnie przemieszczała się za mną. W końcu wypełzliśmy na zewnątrz.
Była północ. Ciemna, bezchmurna. Rozgwieżdżone sklepienie nieba wisiało nad nami jak na wyciągnięcie łapy. Każda gwiazdka zdawała się żyć własnym życiem; każda lśniła inaczej.
Tej nocy dwie gwiazdki obok księżyca świeciły najjaśniej. Były blisko siebie, tak blisko, jak w tej chwili ja i Floe.
- Te gwiazdy - szepnęła Flo - są podobne do nas. - Oparła swój biały łeb na moim szarawym barku. - Tak blisko siebie. Takie jasne...
- Wiem, Flo - odszepnąłem z uczuciem. - Wiem.
Zaległa cisza. Siedzieliśmy przed gawrą, oświetleni przez księżyc i morze lśniących gwiazd. To była piękna noc.
<Flo? Co ty na to?>

Czytaj dalej »

Nowa wadera!

Witaj, Silentium!
Silentium (woli, jak zwraca się do niej Hiver) to typowa samotniczka, lecz stara się być miła mimo swojej historii i charakteru.
Kontakt: Ktosicek (howrse)
Czytaj dalej »

Yamoshi cd Scavenger

Fajnie, zostawila mnie z jakims nowym... Moze juz czas kogos poznac? A nie siedziec ciagle samej?
-Jesteś tutaj nowy? Nigdy Cię tutaj nie widziałam-Powiedziałam próbując zatuszować te ciszę krazaca wokól nas.
-Tak, niedawno przybyłem-Odpowiedział mi nie spuszczając mnie z oka...
-Też jestem tu od niedawna-Powiedziałam to ruszając w stronę czarnego jeziora-Oprowadzę Cie po okolicy, na tyle ile sama wiem, co gdzie jest. Nie zdziw sie jesli sie zgubimy-Obrucilam leb w jego kierunku i poslalam leciutki usmiech.
 Jeszcze troche kulalam, ale nie jest juz tak zle jak na poczatku. Nic nie zauwazy, przynajmniej niepowinien...
-Dlaczego tutaj dołaczyles? Tez miales problemy z czlowiekiem? Moze z rodzina?-Zapytalam, moze rozmowa przejezie na wlasciwy tor? Albo wrecz przeciwnie... I tak lepsze to niz ta przekleta cisza w ktorej siedze od tak dawna...
 <I co mi powiesz Scav?>
Czytaj dalej »

wtorek, 30 sierpnia 2016

Scavenger cd. Calme

- No tak... - zamyśliłem się, kręcąc smętnie łbem i wbijając spojrzenie w brunatną ziemię. - Masz rację. Nie wiadomo.
Wilczyca tylko westchnęła smutno i powiodła mnie w boczną ścieżkę.
- O, a kto to? - ożywiłem się i zamerdałem ogonem.
- Kto? - Calme zmarszczyła czoło i rozejrzała się wokół siebie. - A. Ta czarna wadera?
- Uhm. - potwierdziłem, patrząc na nią.
- To Yamoshi. - wyjaśniła. - Yamosi, chodź do nas!
Na słowa alfy wilczyca nazwana Yamoshi zastrzygła uszami w naszą stronę, a następnie się odwróciła.
- Tak? - zapytała, siadając obok Calme. - Kto to?
- Scav. - odparła mierząc mnie wzrokiem. - Scav, Yamoshi, Yamoshi, Scav. No, już się znacie.
- Eee... Cześć? - przywitałem się niemrawo, mrużąc oczy.
- Witaj. - odpowiedziała spokojnie, przyglądając mi się.
Biała wilczyca zaśmiała się cicho:
- No, widzę, że czujecie się dobrze w swoim towarzystwie.
Yamoshi parsknęła z niesmakiem i wbiła we mnie swój wzrok.
- Muszę was teraz zostawić. - oznajmiła Calme i dała susa w las.
<Yamoshi?>
Czytaj dalej »

Od Yamoshi

Jest coraz gorzej... Wszystko mnie boli, wychyliłam leb, stoi tam Otmaro i mnie pilnuje. Jaki kochany. Wygmeralam sie z gawry, stałam za nim, on nic, chyba się zamyślił. Jeszcze kulałam, podeszłam bliżej, i spytałam:
-Otmaro... Nic Ci nie jest?-Zapytałam bardzo opiekuńczym tonem, nigdy sie o nikogo tak nie martwiłam, a wyglądał naprawde marnie.
Cisza... Patrzył w śnieg...
-Otmaro? Odpowiedz... Martwię sie o ciebie!-Juz mniej miłym, opiekuńczym głosem, ale bardziej stanowczym.
Otmaro zrobił pare kroków w przód, spojrzał na mnie, jego oczy mówiły wszystko... Przebiły mnie na wylot. Opowiadał mi o tej tragedii ktora go spotkała, myślał o niej... On jej nigdy nie zapomni... Pawa takim samym wstrętem do ludzi jak i ja... Wyrządzili mu piekło... Zniszczyli go... Jak i mnie...
Nie wiedziałam co zrobic, wiec uśmiechnęłam sie lekko, prawie nie widocznie, i podeszłam do niego, bardzo wolno i cicho. Oparłam się na nim lekko, tylko tak, aby mnie poczuł, ze jestem przy nim, ze nie jest mi obojętny. Nie zbyt wiedziałam co powiedzieć, wiec cicho wyszeptalam:
-Dziękuje Maru...
Znowu patrzył się w śnieg. Nie zwrócił na mnie nawet uwagi... Przynajmniej tak to wyglądało...
***
Gdy szlam z Otmarem przez las. Las do którego w niewoli tak tesknilam. Nie mogłam wytrzymać z pytaniami krążącymi mi po myślach...
-Czemu mnie uratowałeś? Wilka?
Otmaro zwolnił krok, patrzył na niebo, nie wiedziałam co myśli, bałam się, może coś nie tak powiedziałam?
-Gdy usłyszałem warczenie...-Zaczął-Przypomniały mnie się psy, które zaczęły nas gryźć, próbowałem je odstraszyć... Na nic...-Zatrzymał się i obrócił wzrok w moją strone-Wtedy padły strzały... Zanim się zorientowalem, Nela i Cynk leżeli martwi... Obok mnie... Spanikowałem... Czemu mnie nie zastrzelili-Wzrok skierował w drugą stronę, i jeszcze dodał lekko-Widziałem że jestes ranna, ze nie dasz rady, wiec postanowilem Ci pomóc...-Zaczął powoli iść. W jego oczach, widziałam to, przepełniał się smutek z nienawiścią, kłóciły się... Kto ma przepełnić duszę Otmara... Wtrącał się tam też strach, wielki strach...
Nastała głośna cisza, zadawałam sobie pytania, coraz więcej pytań, nie chcę go zranić.
-Chyba pójdę...-Powiedziałam cicho-Na mnie już czas.
-Nie musisz, naprawdę, nic się nie stało...-Odpowiedział równo cicho jak i ja.
Nie chciałam go zostawić, chciałam iść do innych wilków. Nagle... Zaburczało mi w brzuchu... Bardzo głośno.
-Ahhh...-Jęknął-Chyba że tak... To idź.
-Otmaro...-Wyjąkałam, nie wiedziałam co powiedzieć, wszystko może się przewrócić przeciwko mnie...-Przepraszam...
Przybliżyłam się do niego, tak aby mnie widział, wiedział, że chcę aby był moim przyjacielem a nie wrogiem, moim towarzyszem a nie obcym... Chciałabym, aby był kimś, na kim mogę ufać... Na kogo mogę liczyć...
Otmaro spojrzał na mnie... Nie wiem czy z litością, może smutkiem? Nie wiem. Ale odszedł w drugą stronę, nie obraził się, tylko się boi. Boi się mnie. Ja to wiem...
Poszłam w drugą, czuję wilki, rozejrzałam się, widzę, w końcu, dwa, podejść?
Podeszłam... To jakaś biała wadera i szary basior...
Chyba mnie poczuły...
<To co, zauważył mnie ktoś :3?>
Czytaj dalej »

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od Scavengera

Południe. Jakiś stary wilk odpoczywał na starym, zmurszałym pniu nieopodal legowiska. Z jego czarnych warg ściekała strużka śliny. Wzdrygnąłem się na ten widok. Na litość, dopiero co wyszedłem z terenów starej watahy, a tu już pełno wilków! W dodatku nie najmłodszych.
Przeszedłem ze spokojnego stępa w trucht. Nie chciałem spędzić całego dnia na włóczeniu się po terenach zamieszkałych przez wyrzutków i omegi. Rozejrzałem się z nadzieją, ale nawet nie wyczułem żadnego interesującego mnie zapachu. Parsknąłem zirytowany. Chciałem się wyrobić przed nocą, ale to chyba niewykonalne.
***
W końcu coś poczułem!
Zapach kilku wilków. Udałem się w tamtą stronę, niemalże podskakując z radości.
- Kto? - warknęła biała wadera, wyrastając tuż przede mną.
- Eee... Scave. - odparłem, patrząc na nią zafascynowany. - Kim jesteś?
<Wadero?>
Czytaj dalej »

Nowy basior!

 Witaj,  Scavenger!
http://eyesofawolf.blox.pl/resource/01_wilk.jpg
Scave to basior którego obchodzi mało rzeczy, jednak potrafi być troskliwy i opiekuńczy.
Powitajmy go ciepło w naszej watasze!
Kontakt: Basior (Howrse)
Czytaj dalej »

niedziela, 28 sierpnia 2016

Floeado cd Calme (cd Mirabilis)

- Nic, mamo. - odpowiedziałam, spuszczając wzrok. - Kiedy wróci tata?
- Er... - Mama najwyraźniej nie chciała, albo nie mogła, udzielić mi odpowiedzi. - Co się stało?
- Nic. - powtórzyłam rozdrażniona. - Naprawdę.
- Mhm. - Wilczyca nie wydawała się przekonana, ale nic więcej nie dodała i wyszła z gawry.
***
- Naprawdę? - podskoczyłam uradowana, patrząc się na Mirabilisa.
- Naprawdę. - odparł, uśmiechając się szeroko.
Podeszłam bliżej i liznęłam go po pyszczku, a on się zmieszał. Wyglądał tak słodko!
- No więc... - zapytałam. - Co teraz?
- Teraz? - powtórzył Mirabililis. - Nie wiem.
- Ja też nie. - odpowiedziałam i ułożyłam się tuż przy nim.
<Mirabilis? Wybacz długość ;.;>
Czytaj dalej »

Od Hardej

Był wieczór, kiedy tereny naszej watahy zaczęły znikać za horyzontem. Rozglądałam się z zainteresowaniem przed siebie, niemalże automatycznie stawiając łapy.
- Tylko uważaj. - ostrzegł mnie Znachor. - Na pustyni jest baardzo dużo ludzi. Trzymaj się więc blisko mnie. Poza tym w dzień jest cholernie gorąco, a w nocy lodowato. Możesz się przeziębić.
- O mnie się nie martw. - powiedziałam półgłosem.
Pies zaśmiał się cicho.
- Mówię serio. Trzymaj się blisko mnie. - powtórzył. - Będziemy łazić po katakumbach, a tam zawsze jest dużo ludzi.
- Katakumbach? - przerwałam mu. - Co to?
- Takie miejsce pochówku zmarłych. - mruknął od niechcenia.
- Aaa... - parsknęłam.
Niezbyt wiedziałam, co to jest pochówek, ale nie chciałam mu zawracać głowy.
- To długa droga. - oznajmił Znachor. - Chcesz robić postoje?
- Nie. Nie ma potrzeby. - odparłam.
- Dzielna z ciebie wilczyca. - stwierdził, przyglądając mi się.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Jak jest u ludzi?
Znachor wzdrygnął się na ostatnie słowo.
- Cóż... - zaczął powoli. - Zamykają cię w dużej norze i możesz wyjść z niej tylko trzy razy dziennie, i to w czymś na szyi. To coś na szyi, czyli obroża, jest doczepiona do smyczy, czyli takiej linki którą trzyma człowiek. Poza tym masz stałe pory karmienia, czyli zawsze dostajesz jedzenie o tej samej godzinie. No i wszyscy cię dotykają i paplają coś w dziwnym języku.
- Aha. - powiedziałam, raczej nie mając co innego powiedzieć. - Czyli nie jest tak źle?
- Jest. - zakończył temat.
***
Kiedy tylko weszliśmy na teren zamieszkany przez ludzi, zakręciło mi się w głowie. Tyle różnych zapachów, tyle kolorów!
- Chodź. - syknął Znachor. - Nie zwracaj na siebie uwagi.
Przeciskaliśmy się między nogami ludzi, a oni tylko coś pokrzykiwali w naszym kierunku i czasami pokazywali nas sobie palcami.
- Co oni mówią? - zapytałam psa.
- Hmm... Coś w stylu "Cholerne bezpańskie psy, wytruć to". -przetłumaczył.
- Oh. - Wyrwało mi się.
- Taa... - odparł. - Typowe dla ludzi. Nie przejmuj się, oni nie myślą.
Mówiąc to, dał susa przez jakiś kosz przy straganie i zerwał wiszący na sznurku kawałek suszonego mięsa. Właściciel stanowiska niczego nie zauważył.
- Chcesz trochę? - zaproponował, nadal przeżuwając mięso.
- Nie jestem głodna. - odmówiłam i rozejrzałam się. - Ile tu jest rzeczy!
- Sporo, prawda? - Mrugnął do mnie. - Będę mógł coś ukraść dla ciebie, jak chcesz.
- Nie, dzięki. - powiedziałam.
- Bo wiem, że dla mojej Sary będę musiał coś ukraść. - mówił dalej.
- Sary? - zdziwiłam się. Pierwszy raz słyszałam o kimś takim!
- Mojej partnerki. - wyjaśnił.
- Mhm. - postanowiłam nie drążyć tematu.
Prawdę mówiąc, nie mogłam przestać rozglądać się na boki. Tutaj było tyle rzeczy, których jeszcze nigdy nie widziałam!
- Nie zostawaj w tyle, chodź! - warknął Znachor, gwałtownie skręcając.
Skuliłam uszy i posłusznie poszłam za nim.
- Widzisz te drzwi? - zapytał mnie, patrząc na stare kamienne wrota.
- No. - potwierdziłam, przyglądając się im.
- Musimy tam wejść. A ty musisz mi pomóc je otworzyć. - powiedział, napierając z całej siły na drewno.
Oczywiście mu pomogłam, przyciskając bark do rozgrzanych od promieni słońca drzwi.
W końcu ustąpiły, a my wpadliśmy do środka.
W powietrzu było czuć słodki zapach stęchlizny i czegoś jeszcze. Ten drugi zapach był ostry, ale też uspokajający i intrygujący.
- To teraz musimy ukraść coś dla ciebie. - mruknął do mnie pies.
Znachor przyglądał się zmumifikowanym szczątkom i patrzył, który sznurek z dziwnym czymś na końcu zerwać.
- O, ten jest ładny. - ucieszyłam się, wskazując nosem na ten najmniejszy z wizerunkiem księżyca.
Psowilk westchnął boleśnie i wspiął się na czyjąś mogiłę, aby móc dosięgnąć mojej upatrzonej zdobyczy.
- Łap! - krzyknął, rzucając kadzidłem w moją stronę.
Złapałam sznurek w zęby. Był śliski i ciężko się go trzymało.
- No to teraz wiejemy! - zawołał Znachor i ruszył z zadu galopem przed siebie.
Nie mając co zrobić, ruszyłam za nim.
Biegliśmy bardzo szybko. Ludzie coś pokrzykiwali i próbowali nas złapać, ale my byliśmy od nich zwinniejsi. I szybsi, oczywiście.
***
Po kilku, kilkunastu godzinach zaczęłam rozpoznawać nasze tereny. Jednak... coś było nie tak. Zauważyłam Snorriego i Convela, wyraźnie poddenerwowanych.
- Convel... co się do cholery dzieje?! - zawołałam.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Mirabilis cd Floeado

- Huh? - zdziwiłem się.
Co takiego chciała mi powiedzieć?
Wyglądała na bardzo zmieszaną. Jestem pewny, że pod grubą warstwą futra była oblana szkarłatnym rumieńcem.
- No bo... - zaczęła, co chwilę przerywając i jąkając się. - Zakochałam się.
- Taak? - zapytałem, bezczelnie się w nią wgapiając. - Ja też, wiesz?
- Naprawdę? - W jej oczkach zabłysła mała iskierka.
- Tak. - potwierdziłem, ciągnąc ją pieszczotliwie za uszko.
- W kim? - zamruczała.
- O nie, ty pierwsza mówisz. - zachichotałem.
- Nie ma mowy. - Wilczyca uśmiechnęła się.
- No to ja też ci nie powiem. - oświadczyłem.
- Ale... No weeź! - jęknęła.
- Nie i koniec. - parsknąłem, układając pysk na jej karku.
- No to może... na trzy cztery? - spytała z nadzieją.
- Ehh... No dobra. - zgodziłem się, udawając niechęć.
- Trzy... - Floe postanowiła zacząć odliczanie.
- Czte-... - dorzuciłem.
- Ry! - skończyła, po czym głośno krzyknęła:
- Mirabilis!
- Floeado! - krzyknąłem razem z nią.
<Floe?>
Czytaj dalej »

Snorri cd Convel


- No... - zacząłem, patrząc to na wilczycę, to na Convela. - Musimy ją gdzieś zawlec. Ale Calme jak się dowie to nas, za przeproszeniem, zajebie.
- Taa... - Convel przewrócił nieprzytomną waderę na drugi bok. - Nie musi o tym wiedzieć, prawda?
- Nie musi. - zgodziłem się. - Może... W jakiejś starej jamie?
- To nawet dobry pomysł, tylko trzeba by kogoś ustawić na wartę. - stwierdził Convel, rozglądając się. - Jak się nazywa ten wielki czarny wilk błąkający się po tych terenach?
- Bello. - parsknąłem z pogardą. - Możesz go przekonać, jak chcesz.
- Trzeba będzie mu coś zaoferować. - powiedział, rozglądając się.
- Mam pomysł! - Wyszczerzyłem się. - "Bello, jak będziesz nam pilnował jeńców, będziesz mógł ich potem zeżreć."
Oboje parsknęliśmy śmiechem.
- To... Nie jest zły pomysł. - skwitował.
- No dobra, chodźmy do tej jamy i po Bello zanim się obudzi. - zarządziłem.
Convel złapał wilczycę za skórę na karku i szedł tak za mną, kiedy prowadziłem go do jamy Bello.
- Czego, białe chłystki? - usłyszałem głos basiora.
Bello siedział u wejścia swojego legowiska i wbijał wzrok we mnie oraz Convela.
- Mamy interes. - zagaił Contro, rzucając ciało Sunny pod jego łapy. - Popilnuj jej.
- Daliście mi trupa do popilnowania? - zainteresował się czarny wilk.
- Em, nie. - zaprzeczyłem. - Żyje. Jest po prostu nieprzytomna.
- Aha... - odpowiedział. - A co będę miał w zamian?
No świetnie. Zeszliśmy na tematy negocjacji.
- A co chcesz? - wywinął się mój przyjaciel.
- Hmm... - zamyślił się.
Po czym odparł po chwili:
- Szczeniaka.
No to, z Convelem, nas zatkało.
- Chcę ją zatrzymać. - Bello łaskawie nas oświecił, wbijając wzrok w wilczycę.
<Convel? Co robimy?>
Czytaj dalej »

Od Yamoshi

Odpocznę jeszcze trochę, i pójdę im pomoc, nie bede siedziała, bede walczyła, do końca, nie tak jak moj Ojciec, walczył, ale na koncu sie poddał, odszedł... Bez słowa, tak samo jak szedł na polowania, często nic nie przynosił... Wtedy mówił 'Przepraszam...'. Nie miałam do niego wiecej pytań, wiedziałam co to znaczy, ograniczaliśmy swój kontakt do minimum... Nie mieliśmy wspólnego tematu, nigdy o nic nie pytałam, wiedziałam ze mu przeszkadzam... Cholernie mu przeszkadzałam! Widziałam to... Widziałam to w jego oczach był zmęczony... Podziwiałam go, za to, ze był tak mną zmęczony, a nie poddawał sie... Tylko... Gdzie on wtedy poszedł? Czy moze... Obcy go zabił? O Boże...
Jesli Obcy jest związany z moja przeszłością? Ale... Nie zgadza sie... Jestem wogłle gdzie indziej, nawet gdyby... To przecież nie... Nie dotarłby tutaj! Wszystko mi sie miesza...
Wstałam, ał, moja noga... Chodziasz juz tak nie krwawię, ale strasznie kuleje, zorientują sie... Ale... Nie powinno ich to interesować! Nic im nie powiem...
No nic... Idę do nich...
Po chwili wędrówki, oparłam się o drzewo, przyjrzałam sie w dal... Czy... Ktos sie rusza? Przyjrzałam sie, Boże... A jesli to znowu on? Widziałam z daleka jego sylwetke, na pewno, to on... Przyśpieszyłam, lecz szłam ostrozniejszym krokiem, aby robic jak najmniej hałasu. Ale... Przecież nie moge wiecznie uciekac... Zatrzymałam się, zamknęłam oczy i powiedziałam najgłośniej jak potrafiłam:
-Wiem że tu jesteś, czego chcesz?
Cisza... Ostrożnie otworzyłam oczy, nie było go, odwróciłam się... Brak żywej duszy... Nie mógł się tak po prostu rozpłynąć w powietrzu... Powinnam uciekać, ale nie, muszę się w końcu z nim rozprawić... Więc zaczęłam:
-Chodź, zabij mnie w końcu, śmiało...
Odpowiedziała mi cisza... Po chwili mojego zamyślenia, usłyszałam stukot kopyt... Ktoś tu jest... Nie wilk, coś kopytnegoego... Zajrzałam zza dużych krzewów, był to jeleń, piękny, duży, silny jeleń, a ja byłam głodna... Nie miałam u niego mniejszych szans, od razu by mnie zabił, swymi pięknymi i silnymi porożami, gdyby tego chciał...
Nagle usłyszałam warczenie, przestraszyłam się, ale jak najspokojniej odwróciłam wzrok w bok, to obcy.. Znowu.. Może będzie teraz przyjaźniej nastawiony? Spytałam się, z nadzieja na odpowiedz:
-Co ja Ci zrobiłam? Dlaczego na mnie się uwziałeś?
Odpowiedział mi warczeniem, groźnym, nie przyjemnym dla ucha... Był... Było w nim coś innego... Zaczął się zbliżać... Ja już zamknęłam oczy, nie chciałam patrzeć jak obrywa mnie ze skóry... Nagle... Niespodziewanie zawył... A bardziej jęknął... Z bólu... Otworzyłam oczy... Co? To... To ten jeleń...
Wilk szybko się podniósł i uciekł szybkim krokiem, nie spodziewał się... I dobrze gnojkowi!
Zaczęłam odchodzić, nie chcę mieć z tym jeleniem nic wspólnego, jestem głodna, a nie chcę aby mu sie coś stało, uratował mnie... Następny raz... Zostałam uratowana prze kogos zupelnie obcego... Czy jestem az taka slaba? Obejrzalam sie za siebie, idzie za mna, czego on chce?! Nie chce go znac! Jeszcze go zaatakuje z głodu, a jestem winna mu życie...
-Idź sobie!-Powiedziałam, najgroźniej jak potrfiłam
Spojrzał na mnie krzywo... Jak na idiotkę...
-Nie słyszysz?!-Powiedziałam, robiąc przy tym parę kroków w przód, odwróciłam się, idzie za mną...-Czego chcesz?!-Mówię coraz bardziej agresywnym tonem-Idź sobie!
-Widzę, że jesteś ranna...-Powiedział zatroskanym tonem
-To nic poważnego...-Odpowiedziałam ostro
Przybliżył się i się przyjrzał, a następnie spytał:
-Na pewno?
Nikt się o mnie dawno tak nie troszczył... Czułam się dziwnie, wyjątkowo nieswojo...
-Pomogę Ci-Nie tyle co zaproponował, tylko powiedział to stanowczym tonem.
-Lepiej nie...-Powiedziałam tonem łagodnym... Aby go nie urazić. Nikt się o mnie tak nie troszczył... NIKT.
I tak mi pomógł, był to wyjątkowo duży jeleń, zauważyłam że nie ma kawałka ucha... Ale że chce mi pomóc? Roślinożerca? Czułam się dziwnie, Bardzo dziwnie...
Położył mnie w gwarze... Czemu akurat tam? Nie byłam już w stanie myśleć, byłam strasznie zmęczona... Zamknęłam oczy... I zasnęłam...
Czytaj dalej »

Convel cd Snorri

Nadal zataczaliśmy krąg wokół obcej wadery. Dwa, wielkie, białe wilki, otaczające małą, przerażoną waderę.
Taa. To było trochę nie fair, ale w końcu mamy wojnę, prawda?
W końcu zatrzymaliśmy się po przeciwnych stronach, stając na szeroko rozstawionych łapach i szczerząc kły.
- Kim jesteś? - Spytał Snorri. - Odpowiadaj!
- J-jestem Sunny Fang, s-siostra Blood H-Huntera - wyjąkała.
- Do diabła z wami! - Warknąłem. - Nie dość, że wypowiadacie wojnę, gdy my mamy klęskę głodową, to jeszcze szpiegów przysyłacie!
Popatrzyłem na Snorriego. W moim spojrzeniu zawarte było pytanie: bierzemy na jeńca czy zabijamy?
Snorri spojrzał na mnie: bierzemy na jeńca.
- A kim wy jesteście? Czego chcecie? - Wypytywała wadera.
- Jestem twoim najgorszym koszmarem; czymś czego nie da się zatrzymać - odparłem groźnie i skoczyłem na waderę, z całej siły uderzając łapą w jej łeb. Zemdlała, zgodnie z zamierzeniem.
- Gdybyś odeszła w pokoju, nic by ci się nie stało... - szepnąłem jeszcze i podeszłem do Snorriego.
- Gdzie ją bieżemy, Snorrs?
<Snooorri, gdzie trzymamy jeńców? :3>

Czytaj dalej »

sobota, 27 sierpnia 2016

Snorri cd Convel

- W porządku. - odwzajemniłem szeroki uśmiech i ruszyłem pędem do potoku, nie dając mu żadnego sygnału, że już idę.
- Hej! - zaśmiał się, doganiając mnie i gryząc mnie przyjacielsko w ucho. - Co mnie nie ostrzegasz, co?!
- A ty już nie udawaj, że mnie nie dogonisz! - odgryzłem się i dałem susa do potoku.
Po chwili oboje staliśmy kolana w wodzie.
- Brr! Zimna! - sapnąłem, otrząsając się. W wodzie, oczywiście.
- A jaka ma być? - zapytał Convel, z zadowoleniem mocząc jedną łapę w wodzie i chlapiąc nią w moją stronę.
Nie mogłem zostać dłużny, więc również go ochlapałem.
- Shh... - uciszyłem go, sam zamierając.
- Co? - szepnął, także pozostając w bez ruchu.
- Nie czujesz? - zapytałem.
Przed chwilą poczułem mocną wilczą woń.
Obserwowałem, jak ciało basiora spięło się, a on sam przykucnął w wodzie.
- Czuję... - odparł. - Wadera. Chyba cztery lata. Cuchnie Hunterem.
- Dokładnie. - potwierdziłem.
Oboje po cichu wyszliśmy z wody i próbowaliśmy ustalić, gdzie jest wilk.
- Tam! - oznajmiłem i zacząłem się skradać.
Convel zrobił to samo, tylko, że otaczał waderę z innej strony.
Wilczyca nie zauważyła nas, ale poczuła. Jej pozycja była pozycją niepewną; spięta, na sztywnych łapach, jej uszy były ciasno przyciśnięte do czaszki, a ogon wciśnięty między nogi. To pozycja pod tytułem boję się, odejdź, proszę.
Jednak ani ja, ani Convel nie zamierzaliśmy odpuścić. Była... przerażona.
W ciągu kilku sekund znaleźliśmy się tuż przy niej, po przeciwnych stronach, zataczaliśmy wokół niej koło. Unosiła górną wargę, nieśmiało ukazując zęby.
Zauważyłem, że nie miała jednego kła.
- Nie zabijaj! - pisnęła w strachu, kuląc się jeszcze bardziej.
<Convel? Co chcesz zrobić?>


Czytaj dalej »

Floe cd Mirabilis

Spojrzałam z czułością na Mirabilisa.
- A jeśli jednak coś nam się stanie? Nie zdążymy uciec i któryś z wilków rozszarpie nam gardło? - zapytałam, kręcąc głową.
To było, niestety, bardzo prawdopodobne.
- No to... - zamilkł niespodziewanie, spuszczając wzrok. - To ktoś nam na pewno pomoże. Na pewno.
Wychyliłam się z naszego ukrycia, wypatrując ewentualnego zagrożenia.
Nikogo, ani niczego jednak nie dostrzegłam.
- Czysto. - oznajmiłam.
Basior uśmiechnął się, szczerząc małe ostre jak igła kły. Spostrzegłam, że powoli zaczynał rosnąć. Znaczy, no, przerastać mnie. Czułam się z tym trochę niekomfortowo, zwłaszcza, że Celestial również była ode mnie większa.
- Nie przejmuj się tym. - powiedział Mirabilis, jakby czytał mi w myślach. - Po prostu się nie przejmuj.
- Dobrze. - odparłam, po czym ułożyłam głowę na jego wyciągniętych przed siebie łapach.
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział.
- A co będzie po wojnie? - wymruczałam w jego łapy.
- Uhh... - sapnął, najwyraźniej nie umiejąc dać mi zadowalającej odpowiedzi. - Pewnie życie potoczy się dalej.
- Czyli jak? - dociekałam, zamykając oczy i wsłuchując się w jego tak podobny do Convela głos.
- No... - zamyślił się. - My dorośniemy, dorośli się zestarzeją, nauczymy się polować, potem, być może, znajdziemy sobie partnerów...
Parsknęłam na słowa "znajdziemy sobie partnerów".
- ...i będziemy mieli szczeniaki. - dokończył. - A one dorosną i znów życie zatoczy swój krąg.
Przygnębiłam się trochę, kiedy wspomniał o znajdowaniu sobie partnerów. Ale przecież on nie mógł wiedzieć, czemu.
- Mirabilis... - zaczęłam ostrożnie. - Ja... Chyba muszę ci coś powiedzieć.
<Mirabilis? Wiesz, co Flo chce Ci powiedzieć ;)>
Czytaj dalej »

piątek, 26 sierpnia 2016

Od Yamoshi

Wylegiwałam się obok Czarnego Jeziora, myślałam o wojnie, wojnie mojej pierwszej wojnie, nowo poznanych wilkach, jak na razie trzymam się od nich z daleka, nie znają mnie tutaj dobrze. Dręczą mnie pytania, czy zaznam tutaj spokoju? Szczęśliwego życia? Gdy tak sobie myślałam ujrzałam biegnącego czarnego wilka z drugiej strony jeziora, od razu podniosłam leb, kto to moze byc? Ja jestem jedynym czarnym wilkiem w watasze. To musi być ktoś obcy, ktoś kogo nie znam, ktoś kto jest jeszcze bardziej obcy mi niz reszta...
Wstałam, znieruchomialam, zanim się zorientowałam, stał juz obok mnie, szczerzył kły... Chciałam uciekać, ale nie mogę, dogoni mnie... Wilk miał około 12 lat, ale był silny, mocny i duży, był już po przejściach... Widać to... Lepiej pójdę... Jak będzie trzeba, to i zaatakuje.
-J-jestem Y-Yamoshi...-Odpowiedziałam, byłam gotowa do obrony...
Po chwili ciszy nieznajomy dodał-Wiem.
Czyżby mnie znał? Tym mnie rozproszył, zauważył to i zanim się zorientowałam, zaatakował mnie, zaczął gryźć szyję, a następnie rzucił o drzewo.
-Nic się nie nauczyłaś... NIC. Wiedziałem że nic z ciebie nie będzie-Mówił to zbliżając się do mnie.
Nie wiem kto to jest, ani co odemnie chce, ale muszę uciekac, i to jak najszybciej! Próbowałam wstać z wszystkich sił, a on się tylko śmiał, i... Czy mi się wydaję? Czy on płaczę?... Nic nie widzę... Nie... znowu to... NIE!
...
Było ciepło, wygodnie, cicho... Uhhh... Tylko tyle mi wystarczy... Chwila... Ostatnio tak bylo... Gdy byłam u człowieka! Otworzyłam oczy, byłam w małej norze, krwawię, k.urwa, znowu! Co się potem działo? Czemu mnie nie zabił? Walczyłam z nim potem, mam rany na szyi i brzuchu...
Próbowałam wstać.. AŁĆ! Moja noga... Czyżby skręcona? Oby tylko... Chyba wyjde... NIE! A jeśli nieznajomy jest przed norą? I zaatakuje mnie a nastepnie zabije? Ale jeśli nie pójdę, zostane tutaj, i umre z glodu i zadanych mi ran... Boje się... Strasznie się boję... Nie wiem co robić, nie wiem!
Przerzuciłam się na drugi bok, boże, ile krwi! Wykrwawię się tutaj jeśli nie wyjdę... Wyjrzałam przez wejscie do nory, nikogo nie ma, wychodze. AŁ! Moja noga, kuleję, nie mam siły, muszę iść... Jestem blisko potoku... Dotrę tam i się przemyję...
Ufff... Nikogo tu nie ma... Gdyby ktoś zauważył w jakim jestem stanie... Uhhh...
Gdy się kompałam, zauwazyłam kogoś, rudy, o nie, lis... Zaczęłam uciekać, aby nikt mnie nie zauważył. Zostawiam ślady krwi za sobą, nie ucieknę daleko...Jestem w fatalnym stanie... Nie ma szans... Nie pamiętam ile tak szłam... Ale w końcu znalazłam coś... Wodospad Życzeń... położyłam się pod jabłonią rosnącą niedaleko, i zasnęłam...
Błagam... Niech wszyscy dadzą mi teraz spokój... Chcę odpocząć...
Obudziłam się, był ranek około dziesiątej, wstałam... AUĆ! Moja noga... Ile krwi... Że nikt mnie nie wytropił to cud... No nic... Muszę iść, nie będę tutaj tak leżała bezczynnie!
Czemu dałam się tak poturbować? I to przed wojna... Nie bede w stanie walczyc... Nie, przecież, muszę, nie zawiode ich nie teraz! Nie na poczatku, nie!
Kim on był? Czy to on wtedy, gdy szłam z nory Ojca? To on mnie zaatakował? To przez niego straciłam trzy lata życia? Czy on ma jakikolwiek związek z moją przeszłością? Nie... Nie możliwe... Tylko... Dlaczego ja jestem jego głównym celem? Dlaczego mnie nie zabił? Może coś mu zrobiłam... I chcę abym cierpiala...
Będę walczyła na wojnie, nie mam dużo do stracenia, jak już umrę, to umre za cos, za cos, co mnie przygarnelo, a nie pod drzewem słaba, nic nie warta....
Czytaj dalej »

Convel cd Calme

Gdy wiwatowanie dobiegło końca, pozwoliłem sobie zabrać głos.
- Calme - wadera spojrzała na mnie czujnie - wydaje mi się, że lepiej by ci zrobiło czuwanie przy szczeniakach... - Wadera ściągnęła brwi. - Oczywiście, nie narzucam ci się. Chcę tylko dobrze dla naszych wilków. Poza tym, wydaje mi się, że powinenem na początku wyjść sam.
Snorri spojrzał na mnie smutno. Calme patrzyła wyczekująco.
- To da Hunterowi do myślenia - kontynuowałem - i, chociaż wiem, że on nigdy nie zrezygnuje, to atak trochę się opóźni. Gdy rzucą się na mnie, będę walczył. Wy dopiero wtedy nadbiegniecie od tyłu, a jeden wilk pomoże mi na froncie. Osaczymy ich, dzięki czemu łatwiej będzie ich pokonać. - Mówiłem. Nawet nie przypuszczałem, że mam taką genialną strategię. - A teraz kilka informacji, bardzo przydatnych w walce - ogłosiłem i stanąłem obok Calme. - Rudy basior, Hunter, musi zostać zgładzony. Ale to ja chcę go dobić. Powody prywatne. Uwaga, bo rudy nigdy się nie poddaje. Jest zawzięty i nigdy nie myśli, zawsze robi. Dalej, jego ojciec. Szary basior. Jest stary, słaby i niezbyt groźny, ale nikomu nie zaszkodzi jego śmierć. Wadery z watahy Blood Huntera są nieprzewidywalne, lepiej je dobijać zanim one zabiją was. Basiorów, wiadomo, nie oszczędzać.
Zamilkłem i wycofałem się na tyły.
- Dziękujemy, Convelu - odezwała się Calme. - Twoja strategia jest nam bardzo pomocna, pomyślimy nad nią ze Snorrim. - Spojrzała wymownie na partnera. - Reszta - zwróciła się znów do zgromadzonych. - Zapamiętajcie wskazówki co do wilków wroga. W razie czego, pytajcie Convela. Rozejść się.
<Calme? Snorri? Ktoś?>

Czytaj dalej »

Convel cd Snorri

Po dłuższej chwili poszukiwań znaleźliśmy niewielkie wgłębienie w krzakach obok potoku. Z czymś mi się to skojarzyło, ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać.
- To może być? - Spytałem.
Snorrs zaprzeczył ruchem głowy.
- Musi być niezbyt dostępne - odparł.
- Hmm... - Zamyśliłem się. - Chodź za mną.
Zaprowadziłem Snorriego w głąb lasu. Potem jeszcze dalej i dalej... Mijały godziny, a my biegliśmy nadal. W końcu jednak dotarliśmy.
Staliśmy dokładnie pośrodku niczego.
- To tutaj - powiedziałem.
- Świetne miejsce! - Ucieszył się Snorrs.
Zaczęliśmy kopanie. Między skałami wydrążyliśmy tunel, którym można było spokojnie zejść w dół. Na samym końcu zaczęliśmy kopać ogromną jamę. Trwało to bardzo długo, a my wciąż nie przerywaliśmy kopania. Powstawała powoli wielka sala z ubitymi ścianami i gładką podłogą. Światła nie było tu wcale, ale nie przeszkadzało nam to. Widzieliśmy doskonale.
Zaczynało już zmierzchać, gdy zziajani i utytłani ziemią i błotem wyczołgaliśmy się z jamy.
- Sno... rri... - wydyszałem.
- Mmm?
- To nie... koniec. Musimy jeszcze... załatwić... mech... i liście. - Potrząsnąłem energicznie łbem.
- Masz rację. Ale to jutro - przytaknął basior.
- A teraz chodźmy się umyć w potoku. - Wyszczerzyłem się przyjacielsko do Snorriego.
<Snorrs? Co dalej?>

Czytaj dalej »

Mirabilis cd Floe

Odsunęliśmy się w najdalszy kąt gawry i zaczęliśmy szeptem rozmawiać, tak, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Floe - zacząłem - musimy im pomóc.
- W czym? - Zdziwiła się. - Komu?
- Jak to: w czym? Musimy pomóc naszym w wojnie! - Te słowa wypowiedziałem głośnym szeptem. Celestial nie usłyszała. Była zajęta gonieniem własnego ogona. Uff...
- Jak? Jesteśmy tylko szczeniakami! Z resztą, dorośli nam nie pozwolą - zgasiła się Floeado.
- Flo... Flo, my nie będziemy nawet prosić o pozwolenie. Po prostu ruszymy do walki i pomożemy im. A jak? Wystarczy być szybkim i zwinnie unikać ciosów. I rzucać obelgami w stronę wroga, od czasu do czasu dołączając do tego kły i pazury.
- A reszta?
- Jaka reszta?
- Convel, tata, mama, Harda...
- Ignorować ich. I nie dać się wsadzić do kryjówki. I nie pozwolić, żeby wróg ich zranił albo zabił.
Floe pokiwała głową w zamyśleniu.
- Pomożemy im. - Zapewniła mnie.
Uśmiechnąłem się szeroko i zamerdałem ogonem.
<Flo?>

Czytaj dalej »

Snorri cd Calme

<ona mnie chce zabić, help! D:>
- Grrr. - zawarczała gardłowo, patrząc mi w oczy. - Co wy sobie, na Peruna, wyobrażacie?! Będziecie się bawić w wojnę, kiedy mamy klęskę głodową?! Baaardzo mądrze, brawo.
- Cal, to nie tak... - usiłowałem się wytłumaczyć.
- Milcz! - rozkazała i odwróciła się do nas tyłem.
Na litość boską, ona chyba ma focha!
Spojrzałem wymownie na Convela.
Pokiwał głową i odeszliśmy poza zasięg słuchu Calme.
- Convel. Nie możemy zostawić szczeniąt w gawrze. - powiedziałem cicho.
- Wiem. - oznajmił. - Masz jakiś plan?
- Mhm. - potwierdziłem. - Ale będziesz musiał mi pomóc.
- Zamieniam się w słuch. - wyszczerzył się do mnie.
- No więc musimy znaleźć jakieś niedostępne miejsce. I wykopać tam norę do pomieszczenia trzech szczeniaków i jednej wadery. No wiesz, na pory posiłków. Potem przeniesiemy tam szczeniaki i ukryjemy. Nasypiemy liści, gałązek i tak dalej.
- Hmm... to nie jest zły pomysł. - zastanowił się basior. - Dobrze. Zrobimy tak.
- No. - Uśmiechnąłem się. - Chodźmy poszukać jakiegoś dogodnego miejsca.
<Convel? Odpisz najpierw Mirabilisem, proszę>
Czytaj dalej »

Floe cd Celestial

W ogromnym strachu przytuliłam się do Mirabilisa i zaczęłam obserwować krążącą bez celu Celestial. Basior nie sprawiał wrażenia, jakby mu to przeszkadzało.
- Mirabilis...? - Podniosłam głowę, aby spojrzeć wilkowi w oczy.
- Hmm...? - Mirabilis był zapatrzony gdzieś w przestrzeń, a ja miałam dobrą okazję do popatrzenia sobie na jego pochmurny profil.
- A co, jak tamci tu wejdą? - spytałam nerwowo i skuliłam się. - I nas zabiją?
- Nie wejdą. - odparł spokojnie, kładąc głowę na moim karku. - I nie zabiją.
- Skąd wiesz? - dociekałam.
Od Mirabilisa emanowało przyjemne ciepło. Z lubością zamknęłam oczy i wtuliłam pysk w jego futro na piersi.
- Bo im nie pozwolę. - oznajmił, przytulając mnie do siebie.
"Bo im nie pozwolę" - te słowa zahuczały w mojej głowie.
Poza tym... Musiało się jakoś ułożyć, prawda? Przecież nie mogliśmy ot tak zginąć. Po prostu nie. Musiałam to sobie jakoś wmówić.
- Celly? - zamruczałam cicho.
- No? - odpowiedziała łobuzersko, uśmiechając się do nas.
- Myślisz, że to wygramy? - zapytałam z nadzieją.
- Tak. - potwierdziła z przekonaniem. - Na pewno.
***
- Floe, mogę cię prosić na stronę? - Mirabilis delikatnie trącił noskiem moje ucho.
- Jasne. - odpowiedziałam i spojrzałam na niego.
<Mirabilis?>
Czytaj dalej »

Od Yamoshi

"Tydzień czekam na Ojca..." - Mówiłam w myśli - Jestem głodna, gdzie on jest? Nie mogę dłużej czekać, na pewno znalazł rodzinę, dziewczynę, watahę, nie wiem, ale na pewno jest szczęsliwszy z kimś innym... Niż ze mną... Byłby szczęśliwszy sam, bez mnie... Co ja teraz zrobię?... Nie mogę tutaj zostać, muszę iść...
Wyszłam z nory, było ciemno, zimno, a ja byłam głodna i wymęczona. Nie miałam innego wyjścia, musiałam iść, była to jedyna deska ratunku... Może kogoś znajdę? Ktoś mi pomoże? Nie... Poradzę sobie sama... Nie potrzebuję niczyjej pomocy.
Szłam tak, nie pamiętam ile... Nie pamiętam gdzie... Ile przeszłam, gdzie się zatrzymałam. Walczyłam z kimś? Cholera, mój brzuch... Krwawi, nie... Walczyłam z kimś... Tylko czemu nic nie pamiętam? Czemu mnie nie zabił? Nie mam siły... Padam... Po-pomocy... Ratunku...
Leżałam tam nie pamiętam ile, teraz... Chwila? Gdzie ja jestem? Nie tylko nie to... Klatka!
Zaczęłam biegać, szczekać, na nic...
Kto to? Nie... Człowiek, tylko nie on... Tylko nie człowiek... Nie!
Podchodził coraz bliżej i bliżej ja warczałam, ostrzegałam, ma broń, nie zaatakuje go, zabije mnie... Ja nie chcę tutaj wypuśćcie mnie! Zaczęłam szczekać, bałam się go... Ale... Uratował mnie... Człowiek... CZŁOWIEK MNIE URATOWAŁ! NIE!
Wolałabym tam zginąć... Jestem winna życie, człowiekowi? Nie, to nie może być prawdą, nie pogodzę się z tym... A jeśli nigdy mnie nie wypuszczą? Jeśli tu zostanę na zawsze? Jeśli będę tylko ich 'maskotką'?
Żyłam tutaj ponad trzy lata... Wczepili mi czip, nie wiem do czego służy ani po co mi on... Ale teraz jest wielki moment, wypuszczają mnie, w końcu, wypuszczają mnie! W życiu nie byłam taka szczęśliwa! Wypuszczają mnie! Będę wolna!
Biegłam tak, jak najdalej od tego przeklętego miejsca! Biegłam tak i biegłam, cieszyłam się wolnością! Aż zorientowałam się... Ja tutaj nic nie znam... Przecież... To... Inne tereny... Czemu wypuścili mnie na innych terenach?! Co ja teraz zrobię?! Nie... NIE!
Leżałam na podgórzu, patrolowałam teren... Przecież to inne miejsce, nic nie znam! Nie wiem czy tutaj są jakieś wilki... Może kogoś spotkam... Wtedy zauważyłam kogoś... Ktoś się czai... Na pewno mnie zauważył, przecież jestem czarna, od razu widać mnie w śniegu... Czy... Czy to wilk? Może w celach pokojowych? Nie... Nie mogę ryzykować, nigdy nic nie wiadomo, a z moim szczęściem to pewnie zaraz będziemy się bić... Wygląda na dużego...
Miałam pozycje obronną, zaczął:
-Spokojnie, jestem Snorri, nie widziałem Cię tu wcześniej, może się przedstawisz?-Zapytał, nawet miłym tonem...-
-J-jestem Yamoshi-teraz się bałam, jeśli mnie zaatakuje, nie mam szans, jest duży i silny... Widać to-
-Skąd jesteś?
-Z daleka, sama nie wiem dokładnie, ludzie mnie tu przywieźli-Za dużo powiedziałam... Powinnam uciekać, ale coś mi mówi że mam zostać i poprowadzić rozmowę do końca.-
-Chętnie Cię przyjmiemy w nasze szeregi-Powiedział-
-N-nie wiem czy to dobry pomysł-Przecież nigdy z nikim nie współpracowałam! Jeśli coś schrzanię?-
-Oprowadzę Cię po okolicy, chodź-
Ja głupia poszłam za nim... Raz kozie smierć...
Czytaj dalej »

Nowa wadera!

Witaj, Yamoshi!


Yamoshi jest nieufna, do końca walczy sama, jednak potrafi być bardzo opiekuńcza dla wybranych.
Kontakt: Thirteen (howrse)
Czytaj dalej »

czwartek, 25 sierpnia 2016

Wojna!

Zaczęliśmy wojnę z Watahą Wiecznie Ciemnego Lasu!

Czytaj dalej »

Snorri cd Convel

- Obcy - Warknięcie Convela przeszyło mój umysł na wylot.
Obcy...
- Convel... - krzyknąłem. - Gawra, już!
Basior ruszył pędem przed siebie, puszczając mimo uszu mój władczy ton, który niegdyś tak go drażnił. Rozumiem to zachowanie - w gawrze przebywał jego syn.
Wystrzeliłem dosłownie sekundę po nim, ruszając z zadu. Ruszanie z zadu polegało na mocnym i dalekim wybiciu się z zadnich nóg, coś jak skok. Taki długi, niezbyt wysoki skok. Sus, że tak to nazwę.
Biegliśmy tak galopem, wydawało się wręcz, że połykaliśmy przestrzeń przed sobą, a grunt za nami osuwał się spod nóg.
Czułem wiatr muskający swoimi chłodnymi powiewami w grzywie i zimną, ubitą ziemię pod łapami. Mogłem tak biec w nieskończoność.
Ale nie chciałem.
Chciałem się tylko jak najszybciej znaleźć przy moich córkach i Calme. Tyle, że Calme nie było w gawrze...
Zbliżaliśmy się już do potoku, gdy usłyszeliśmy rozdzierające wycie.
- Convel! - warknąłem wściekle.
- Co?! - odpowiedział mi, sam będąc w amoku.
- Floe i Mirabilis! Oni wyją! Tam coś się dzieje! - rzuciłem w pośpiechu.
- Słyszę, do cholery! - ryknął basior i znacznie przyspieszył tępa.
W ciągu kilku minut, które wydawały nam się godzinami dotarliśmy do celu.
Convel gwałtownie się zatrzymał i nogi się pod nim ugięły.
- Con...? Co jest? - zapytałem zaniepokojony stanem wilka.
- Ćś! - uciszył mnie krótko, po czym wyszedł z zarośli i zaczął się przekomarzać z jakimiś wilkami. Dałem susa i znalazłem się tuż obok.
- MIRABILIS! - krzyknąłem. - GAWRA, JUŻ!
Mały basior najwyraźniej przestraszył się mojego tonu i posłusznie się wycofał.
- Contro. - użyłem pseudonimu bety. - Kto. to. do. jasnej. cholery. jest?!
- Oh. - powiedział niedbale. - To b y ł y alfa - Moon Dancer, a to jego ciotowaty syn, Blood Hunter...
- Odwołaj to, wronia strawo! - zawołał ten mniejszy, rudy.
Hmm. Wronia strawa to miejscowe określenie na wilka, który do niczego się nie nadaje. Dość paskudna obelga.
- Stul pysk! - zasyczał ten starszy, szary wilk.
- Co tu robicie, i kim, do diabła, jesteście? - Bezlitośnie przerwałem tę rodzinną scenkę.
- Kim jesteśmy? - powiedział Hunter. - Twoim najgorszym koszmarem...
Rozwarł szczęki wściekły i rzucił się na mnie, jednak bardzo szybko dostał łapą po pysku. Zostały na nim czerwone ślady.
Ups.
Mówiłem już, że jestem po eksperymentach i mam metalowe pazury?
- Czego tu szukacie? - powtórzyłem dobitnie.
- Terenów. - Rudy uśmiechnął się szyderczo, a raczej wykrzywił pysk w grymasie mającym imitować uśmiech.
 - Tak, dobrze myślisz, przyjacielu. - zwrócił się do Convela. - Wypowiadam wam wojnę.
<ktokolwiek?>


Czytaj dalej »

Mirabilis cd Floe

<Dobra. To może być wstęp do wojny, jeśli chcesz x.x >
Przestałem wyć. Z zarośli nie wyłonił się nikt... nikt poza dwoma basiorami; szarym i rudym.
Wzdrygnąłem się na sam widok wolno podchodzących samców.
- Floe, schowaj się w bezpiecznym miejscu. Już! - Rozkazałem. Floeado zniknęła w gawrze. Zdusiłem w sobie westchnienie. Chodziło mi o bezpieczne miejsce, daleko z tąd.
Rudy basior zbliżył się do mnie. Był mniej-więcej taki jak tata, wielkością oczywiście.
- Kim jesteś, bura kulko? - Zaszydził.
- Nie jestem bury. Jestem półkrwi wilkiem polarnym. - Wycedziłem. Nabrałem odwagi. Moje własne słowa dodały mi otuchy.
- Odważny z ciebie wilczek... a twoja przyjaciółka?
- A co ci do tego?
- Mów.
- Idź do diabła, lisi pomiocie - obraziłem go. Specjalnie. Niech się wkurza. To określenie usłyszałem z pyska ojca, gdy kiedyś rozmawiał z moją matką.
Wilk zmarszczył się, zadygotał z wściekłości i zaczął warczeć. Cicho, gardłowo. Dobrze mu tak.
- Kto ci obciął białą kitkę? - Szydziłem dalej. - A może chomik ci ją odgryzł?
Podziałało. Rudy basior rozdygotany wyprostował się i zrobił krok w tył.
Dziękuję ci, tato. Od ciebie usłyszałem te określenia. To dzięki tobie stoję tu teraz i wzmacniam swoją odwagę i pewność siebie.
- Skąd - warknął rudy - znasz te obelgi?
Milczałem, uśmiechając się do niego szyderczo.
- Gadaj! - Rzucił się na mnie. Zrobiłem płynny unik w bok, a basior walnął łbem o ścianę gawry.
- Ty mały...
- Stul pysk, Hunter - odezwał się ktoś luźno.
- Tata! - Krzyknąłem.
- Proszę, proszę... czyż to nie jest Convel, mój dawny - tu rudy basior zaśmiał się cicho - przyjaciel - wycedził szyderczo.
- Zamknij się, powiedziałem! - Tata wywrócił oczami, opierając się o pień drzewa.
- Lisi pomiot - zaszydziłem i zrobiłem kolejny unik. Basior zwany Hunterem przeleciał przez pół łąki, lądując u łap Convela.
Z krzaków wyskoczył Snorri i stanął nad Hunterem, u boku taty.
- Ty! - Zacharczał szary basior, podchodząc do Convela. - Czy to nie ty byłeś wygnańcem? Pomiotem z pustynii lodowej, którego przygarnęła moja bliska przyjaciółka? Którego kazałem porzucić w dżungli?
- A i owszem, wielce szacowna Alfo - ostatnie słowa tata niemal przeliterował.
Co jest grane? Już nic a nic nie rozumiem. Eh, dorośli.

Czytaj dalej »

Sojusz

Zawieramy sojusz z Wojownikami Północy!

Czytaj dalej »

Floe cd Mirabilis

<Oke. Miała być wojna, ale niech Ci będzie ta jedna walka. Ale wojnę też zrobię, bo już mam postacie>
Skuliłam się w sobie, kiedy Mirabilis wyznał, dlaczego krzyknął. Przecież mi śniło się to samo!
Ale... przecież to niemożliwe. Nasza wataha jest chroniona ze wszystkich stron, nic nam nie grozi...
Położyłam się na ziemi. Chciałam zniknąć, tak bardzo się bałam. Zakryłam oczy przednimi łapami i położyłam po sobie uszy. Moje mięśnie samoistnie się spięły.
- Mirabilis... Co ty robisz? - warknęłam cicho, patrząc w stronę wychylającego się z gawry wilczka. - Nie rób tego!
Usłyszał mnie. Zauważyłam to, ponieważ zastrzygł uszami w moją stronę.
Moje protesty najwyraźniej nie poskutkowały.
Nagle usłyszałam rozstrzęsione, ale mocne wycie mojego przyjaciela.
Przed oczami mignęła mi ponura wizja.
***
- Blood Hunter. - zwrócił się do rudego wilka ten szary. - Co ci da zabicie tych szczeniąt?
Oczy basiora nazwanego Hunterem wpatrywały się w dwie wtulone w siebie kulki. Jego kły błysnęły, kiedy rozchylił czarne wargi w szyderczym uśmiechu.
- Satysfakcję. - W oczach Huntera tańczyły iskierki szaleństwa.
Szary sapnął, wyglądał na o wiele starszego od swojego towarzysza.
- To ja ci nie przeszkadzam...
***
Wyskoczyłam z gawry i zawyłam, a nasze wycia zlały się w jedno proste błaganie o pomoc.
<Mirabilis/Convel? Nie musisz sugerować się wizjami Floe. Tu masz postacie.>
Czytaj dalej »

Mirabilis cd Floe

- Floe, co się dzieje? - Spytałem. Chwilę wcześniej krzyknęliśmy w tym samym momencie.
- Mów pierwszy - odparła rozdygotana.
- Co jest, Floe?! - Powtórzyłem.
- Równocześnie.
Kiwnąłem łbem.
- Trzy.
- Dwa.
- Jeden!
To, co usłyszeliśmy, było jednoznaczne.
- Śniło mi się że dwa wilki stanęły nad naszą gawrą i chciały nas zabić!
Nie. Tylko nie to! Błagam! Jeżeli dwóm wilkom śniło się to samo, znaczy, że się spełni!
- Nie bój się, Floe. I nie wychodź z tąd - poprosiłem, chociaż najchętniej skuliłbym się w kącie i zapadł pod ziemię. Jednak zamiast tego, zebrałem się w sobie i wyjrzałem przed gawrę.
Z jednej strony, między drzewami, spacerowały dwa wilki polarne. Snorri i Convel. Wyczułem ich. Byli jakiś kilometr od nas. Niecały, ale jednak.
Po drugiej stronie, niedaleko nas, mignęły mi dwa ciała: jedno szare, drugie rude.
Schowałem się z powrotem do gawry.
- To nam się nie śniło - oświadczyłem twardo, chociaż miałem wrażenie, że moje łapy są z drewna.
Wypełzłem z gawry mimo protestów Floeado. Nabrałem powietrza w płuca i zawyłem z całych sił. Mój roztrzęsiony głos poniósł się daleko. Po chwili do mojego wycia dołączyło drugie, ewidentnie należące do wadery.
To Floe stanęła obok mnie i odrzuciła łeb do tyłu.
<Floe? Snorri? Ale chciałabym sama opisać walkę, bo mam genialną koncepcję :3>

Czytaj dalej »

Convel cd Snorri

- Snorri... - zacząłem po chwili.
- Mmm? - Alfa był wyraźnie zgaszony.
- Mam pomysł.
- Jaki? - Snorri trochę się rozpromienił.
- Posłuchaj uważnie i chodź za mną - powiedziałem. Zawróciliśmy na tereny watahy. Po drodze objaśniałem Snorriemu mój plan.
- Czyli Twoim zdaniem, gdybyśmy zaczęli żywić się tym - połknął jedną jagodę - i zostawili zwierzęta w spokoju na jakiś czas - połknął kolejne kilka jagód leśnych - to udałoby nam się przeżyć?
- Możliwe. A nawet jeśli nie, mam jeszcze kilka pomysłów.
- Zamieniam się w słuch. - Snorri uśmiechnął się szeroko.
- Pierwszą opcją jest polowanie na Terenach Niczyich. Żyje tam taki duży kot, którego dwunogi nazywają tygrysem, a także inny wielki kot, zwany lwem. Jeżeli dobrze pamiętam, to są one aktywne nawet zimą, tylko trochę trudno je powalić i można nabawić się blizn. - Uniosłem prawą, tylną łapę, ukazując bliznę na wewnętrznej stronie, tuż nad piętą.
- Auć. - Snorri uniósł brwi. - A dają dużo mięsa?
- Jednym dorosłym osobnikiem basior mojego pokroju może żywić się trzy dni.
- Przyjąłem. Następny pomysł?
- Będziemy polować na leśne chomiki i ptaki. Możemy też wybrać leśne koty, rysie, dobrze maskujące się w naturze.
- Jadłeś kiedyś rysia?
- Owszem. Jest bardzo pożywny.
- Czyli dwa pomysły są dobre. Jeszcze jakiś?
- Wybierzemy się na Lodową Pustynię, zwaną także Lśniącą Pustynią lub Bezkresną Knieją. Tam można spotkać zwierzęta albinosy, na które dużo łatwiej jest polować bo mają słaby wzrok.
- Niebezpieczne, ale logiczne. To wszystko?
Pokiwałem łbem. Może coś z moich przemyśleń się przyda? Może wszyscy przeżyjemy tą zimę? Tyle pytań, ale żadnej odpowiedzi.
Pozostaje mieć nadzieję...
- Obcy! - Warknąłem nagle, bo w moje nozdrza uderzył nieznajomy, wilczy zapach.
<Snorri?>

Czytaj dalej »

Harda cd Convel - Wyprawa

A więc stało się! Convel pozwolił mi pójść na wyprawę! Uprzednio powiedział coś Znachorowi, a ten się mocno wystraszył.
- Znachor? - zapytałam, przeskakując z nogi na nogę.
- Mhm? - odpowiedział pies, przyglądając mi się.
- Ile będzie trwała ta wyprawa? - zagadnęłam, wyobrażając sobie jej przebieg.
- Hmmm... - Tutaj Znachor zamyślił się. - Droga w jedną stronę to jakieś 12-10 godzin. Nie wiem, ile tam będziemy. Być może zajmie nam to tylko jedną dobę. Albo półtorej. - oznajmił po chwili.
- Oh... - Prawdę mówiąc, miałam nadzieję na coś dłuższego. Ale nie narzekałam.
- Chodźmy więc. - zarządził Znachor, zarzucając głową.
<WYPRAWA!>
Czytaj dalej »

Floe cd Mirabilis

Byliśmy sami... Znów całkowicie sami. Ułożyłam się obok zamyślonego Mirabilisa i zamknęłam oczy, fukając ponuro.
Na zewnątrz szumiały drzewa wprawiając w ruch różnokolorowe liście, które powoli zaczynały opadać z drzew i obumierać. Może rzeczywiście wychodzenie na zewnątrz w tym okresie nie jest zbyt dobrym pomysłem...?
- Floe? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Mirabilisa.
- Taak? - odpowiedziałam sennie, patrząc na niego spod zmrużonych powiek.
- Jestem głodny. - oznajmił, rozglądając się wokół.
- Ja też. - zgodziłam się z nim.
Nasze popiskiwania jednak nikogo nie zwabiły, dalej siedzieliśmy sami w zaciemnionej gawrze.
Wtuliłam pysk w futro na piersi basiora. Słyszałam bicie jego małego serduszka i burczenie w brzuchu.
Zasnęłam.
***
- Zobacz. - powiedział ciemnorudy wilk z szarymi pręgami na łapach i zadrapaniach na pysku. 
- Co mam zobaczyć? - odwarknął wilk o szarym umaszczeniu.
Rudy basior zeskoczył na skałę niżej, wypchnął nos w wiatr i wciągnął powietrze głęboko w płuca. Jego źrenice gwałtownie rozszerzyły się i zasyczał:
- Inni...
Z kolei szary zaśmiał się szyderczo, po chwili krztusząc się własną krwią.
- Wy, młodzi zawsze szukacie okazji do bitki. - skomentował.
- Może i tak. - odparł. 
Miejscem, w którym utkwił wzrok była stara gawra po środku lasu. 
***
- A! - krzyknęłam, jednocześnie się budząc.
Rodziców nadal nie było.
<Mirabilis?>
Czytaj dalej »

Snorri cd Convel

- Tak... - odpowiedziałem zakłopotany. - Chcę z tobą o tym porozmawiać.
- Oh... - wydusił z siebie zaniepokojony Convel, kładąc po sobie uszy. - W porządku.
W moich oczach zabłysły iskierki podekscytowania.
- Chodź. - zarządziłem, pokazując mu łbem kierunek. - Nie chcę o tym rozmawiać na terenie watahy.
- Rozumiem... - bąknął zmieszany, idąc za mną.
W miarę kiedy szliśmy, okoliczna roślinność zmieniała się. Łąki ustępowały miejsca kamieniom i nagiej ziemi.
- Jak z Hardą? - zagadnąłem wesoło, kiedy basior szedł już obok mnie.
Zauważyłem, że stawialiśmy łapy w tej samej kombinacji: lewa przednia, prawa tylna, prawa przednia, lewa tylna...
- A. - Najwyraźniej Convel po prostu szedł obok mnie lekko przysypiając. - Wyruszyła gdzieś na pustynię ze Znachorem. Wiesz, tym mieszańcem. Powiedziałem, że jak jej się coś stanie, to go znajdę i zabiję.
Mówiąc to, wilk wyszczerzył się do mnie, co nadało mu wygląd zadziornego nastolatka.
- Wiesz, że dzieciaki uciekły? - zmieniłem znienacka temat.
- Co?! - ryknął rozwścieczony. - Ale znaleźliście je, tak?
- Tak, oczywiście, nic im nie jest. - uspokoiłem go. - Już dostały burę, nie martw się.
- Uff. - odsapnął. Nie wiem tylko czy to na myśl o bezpieczeństwo szczeniaków, czy o burę. - Całe szczęście. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby mojemu Mirabiliskowi coś się stało.
Nie mogłem już dłużej udawać, że nic się nie dzieje.
- Convel... - zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. - Na naszych terenach jest coraz mniej pożywienia, a zbliża się zima. To chyba najtrudniejszy okres w całym roku.
- Co masz na myśli? - Basior zmarszczył brwi.
- To, że możemy jej nie przeżyć. - odparłem poważnie.
Zapadła między nami cisza, przerywana jedynie trzaskiem suchych liści pod naszymi łapami.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Snorri cd Śnieżka

Popatrzyłem na młodą waderę przekrzywiając łeb.
Może i miałem smutną minę, ale świetnie odgadła mój nastrój. Tak, byłem smutny, byłem zły, byłem przygnębiony. Ale przecież miałem bardzo poważny powód.
- Ehh, Śnieżko... - zacząłem, uważnie dobierając słowa i przyglądając się wilczycy pod każdym kątem. - Ciężkie czasy nadeszły. Jest coraz mniej zwierząt tutaj, a ostatnio znaleźliśmy wymordowaną rodzinę lisów...
- To może zmienimy swój rewir? - zaproponowała, przerywając mi w pół zdania.
Haha, gdyby ta zmiana terenów byłaby taka prosta, to byśmy już dawno obżerali się dziesiątym zającem tego dnia.
- Nie możemy. - Pokręciłem smutno łbem, patrząc się gdzieś w przestrzeń. - Kilka wilków mogłoby tego nie przeżyć. Wędrówki bywają bardzo wyczerpujące.
- Oh... - Śnieżka spuściła wzrok na swoje lub moje przednie łapy. - No tak. To nie byłby zbyt dobry pomysł.
- No. - powiedziałem bezmyślnie, panicznie szukając lepszej odpowiedzi gdzieś w odmętach swoich myśli.
"Jeść" było jedną z sensowniejszych wypowiedzi.
Dzięki, mózgu.
- Chodź za mną. - poprosiłem, patrząc na jej bok.
Unikałem oczu większości wilków. Nie chciałem, aby zobaczyli w nich tyle pytań.
"Ile wilków nie przeżyje tej zimy?", "Jak długo będziemy głodować?", "Czy starczy pożywienia na jeszcze sześć miesięcy, kiedy szczeniaki już dorosną i będą gotowe do wędrówki?" to tylko niektóre z nich.
Najbardziej niepokojące było to, że odpowiedzi same cisnęły mi się na pysk.
"Żaden."
Dałem susa przez potok, ale i tak zadnią łapą wpadłem w wręcz lodowatą wodę. No po prostu świetnie.
- Skacz. - rzuciłem do Śnieżki, wygrzebując się z rowu.
Wilczyca zawahała się, ale po chwili odbiła się z tylnich łap i znalazła się tuż obok mnie.
- Chodź teraz za mną. - powtórzyłem się. - Masz jakieś pytania?
<Śnieżko?>


Czytaj dalej »

Śnieżka cd Calme

- Nic się nie stało. - Odparłam po tym jak Calme mnie zaatakowała.
- Uff, to dobrze - odparła.
Przez chwilę milczeliśmy, ale później znów nabrałam odwagi by rozmawiać z waderą.
- Mam na imię Śnieżka, jak już mówiłam. A ty jak się zwiesz?
- Ja jestem Calme, samica alfa.
- Wow, zazdroszczę Ci.
- Nie musisz - uśmiechnęła się po czym wyruszyła coś upolować.
Poszłam trochę zapoznać się z terenem watahy. Uwielbiam zwiedzać. Nowe miejsca zawsze kryją w sobie ciekawostki. Podczas tego spotkałam Snorriego, który popatrzył na mnie.
- Witaj Śnieżko.
- Cześć Snorri, co tu robisz?
Nie odpowiedział. Wiedziałam jednak że ma nieco smutną minę. Ale o co może mu chodzić?
<Snorri? Czemu jesteś smutny?>
Czytaj dalej »

Convel cd Harda

- Harda, nie chcę, żeby szczeniak stracił matkę - powiedziałem twardo, niemal natychmiast.
- Convel. Skoro nie chcesz, żeby mnie stracił, to idź ze mną.
- Jak pójdę z tobą, to kto zajmie się Mirabilisem? Nie zostawię Calme kolejnego kłopotu na głowie!
- Więc zostań. - Oświadczyła wadera. - Zostań z Calme i szczeniakami.
Mój wzrok błędził po otoczeniu bezradnie, aż na chwilę zatrzymał się na znudzonym Znachorze. Podeszłem do niego, gestem nakazując Hardej zostać.
- Znachor - syknąłem. - masz pójść z Hardą po ten cholerny amulet, albo zagryzę cię tu i teraz, rozumiesz? I ona ma wrócić cała, razem z tym kadzidłem. Włos ma jej nie spaść z grzbietu, bo znajdę cię i zabiję. - Mówiłem jak najciszej, ale groźnym i stanowczym tonem. Znachor tylko kiwał łbem z przerażoną miną. - I dbaj o nią.
- D-dobrze... - wyjąkał.
Wróciłem do Hardej. Liznąłem ją po pyszczku i wtuliłem łeb w futro na jej karku.
- Wróć cała, skarbie - poprosiłem, po czym odwróciłem się i pobiegłem w stronę gawry. Usłyszałem jeszcze jak Harda woła moje imię, ale teraz Znachor był za nią odpowiedzialny.
- Żegnaj, Harda. Obyś w ogóle wróciła - szepnąłem żałośnie. Wielka łza spłynęła po moim pyszczku, ginąc w gęstwinie futra.
* * *
Dotarłem wreszcie do gawry. Przed jamą czekał Snorri. Rozglądał się niespokojnie. Gdy dostrzegł mnie, znalazł się obok tak szybko, że nawet nie zdążyłem zrobić jednego kroku w jego stronę.
- Convel! - Przywitał się. W jego oczach widziałem strach.
- Snorrs... coś się stało? - Zaniepokoiłem się.
<Snorrs? Co się stało...?>

Czytaj dalej »

środa, 24 sierpnia 2016

Od Mirabilisa (cd ?)

Skuliłem się w kącie, ale biały basior wyraźnie mnie dojrzał. Ale, co dziwne, rozpromienił się na ten widok i wybiegł z gawry.
Owszem, świat był piękny, ale także i okrutny. Na razie nie chciałem go poznawać bardziej.
Nie chciałem umierać.
Zauważyłem, że Celly i Floe nie trzymają się teraz matki, ale bez celu błąkają się po gawrze. I o ile mniejsza z wader była wystraszona, o tyle Celestial była po prostu wściekła, że ktoś zniweczył jej plan wyjścia na zewnątrz.
Zastanawiałem się, kiedy będziemy mogli już samodzielnie wychodzić z gawry i nie będą na nas cały czas zwracać uwagi. Wiem, że Snorri mówił coś o dwóch miesiącach, kiedy to będziemy się uczyli... no. Jak być wilkiem. A wilki nie siedzą cały dzień w legowiskach, prawda? Poza tym, mama mówiła, że w wieku sześciu miesięcy już będziemy polować jak dorośli!
<Ktokolwiek?>
Czytaj dalej »

wtorek, 23 sierpnia 2016

Snorri cd Calme

Spojrzałem ze złością i niedowierzaniem na swoje córki. Na litość boską, przecież im mogło stać się to, co temu lisowi!
Nigdzie nie widziałem Mirabilisa, co dodatkowo mnie niepokoiło. A jak coś sobie zrobił...? A jak, co gorsza, ktoś mu coś zrobił....? Postanowiłem, że zaraz po niego wrócę i go poszukam. Ruszyłem pędem w stronę gawry, w pysku trzymając za luźną skórę na karku Celly i Floe.
- Ale tato...! - usłyszałem cichy pisk. To Celly.
- Żadne "ale tato"! Mogłyście zginąć! I Mirabilis tak samo! - skarciłem je.
Obie wilczyce skuliły się w sobie.
- Snorri! - usłyszałem czyjeś wycie.
Calme!
Stała u progu gawry, nerwowo rozglądając się na boki i co chwilę panicznie wyjąc.
- Snorri! - powtórzyła, gdy mnie tylko zobaczyła. - Nasze dzieci... A.
Jej wzrok utkwił na małych, przerażonych kulkach w moim pysku. Odstawiłem je do legowiska Calme.
- I niech mi się to nie powtórzy! - warknąłem ostrzegawczo.
Ogarnąłem gawrę wzrokiem. Gdzieś w kącie leżał Mirabilis. Uff...
Musiałem porozmawiać z Convelem.
I to pilnie.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Nowa wadera!

Witaj, Śnieżko!
Śnieżka to miła, ale nerwowa wilczyca.
Kontakt: Wolfixa (howrse)
Czytaj dalej »

Mirabilis cd Celestial

Zza krzaków wyłonił się śnieżnobiały basior.
- Snorri! - Pisnęła Celestial i schowała się za Floe, która z kolei schowała się za mną. Obie dygotały, gdy basior podchodził do nas wolnym krokiem, przekrzywiając łeb. Położyłem uszy po sobie i przylgnąłem do ziemi, spinając mięśnie. To była pozycja obronna, która przypominała uległość. W rzeczywistości byłem gotowy do ataku.
Alfa zbliżył się do nas jeszcze bardziej; stanął tak blisko, że znalazłem się niemal między jego łapami.
Nie. Świat wcale nie był piękny. Nie za taką cenę.
- Celestial. Floeado. Nawet Mirabilis. - Snorri wymieniał nasze imiona, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- My... - zaczęła Celestial.
- Żadne my! Doskonale wiem, co wy!
Milczałem nadal. Lekko trąciłem Floe tylną łapą. Tak, żeby basior tego nie zauważył. To był sygnał, że się zmywam.
Gdy Snorri zaczął nam wygarniać, upatrzyłem miejsce między jego łapami. Alfa spojrzał w niebo, a wtedy ja wystrzeliłem naprzód. Przemknąłem między łapami polarnego basiora, a gdy ten opuścił łeb na swoje córki, ja zniknąłem już w krzakach.
Biegłem tak dłuższą chwilę, kierując się naszymi zapachami; tam, gdzie były bardzo mocne, tam powinenem się kierować.
Wyłoniłem się spośród drzew dokładnie naprzeciwko gawry. Podbiegłem do wejścia i już miałem wślizgnąć się do środka, gdy dostrzegłem Calme. Szybko wycofałem się i skryłem z boku, przy wejściu.
- Snorri! - Zawyła Calme i wyszła przed gawrę, nawet mnie nie zauważając. Wykorzystałem chwilę i wpełzłem do środka, pospiesznie kładąc się na swoim legowisku i udając śpiącego.

Czytaj dalej »

Harda cd Convel

No więc dobrze... Nie byłam zła. Byłam wściekła. Idę do jakiegoś Znachora, a ten mi mówi, że moje koszmary są spowodowane niedożywieniem i moją nieprzyjaznością! Taak, a ja jestem tygrysem.
- Spokojnie, Harda. - głos Znachora jedynie mnie jeszcze bardziej rozdrażnił. - Jest jeszcze pewien sposób...
Znachor nagle przeszedł do szeptu, jakby nie chciał o tym mówić.
- Jaki? - Convel najwyraźniej za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, jak pozbyć się moich koszmarów.
- Zależy, czy wierzycie w działanie amuletów. - odpowiedział zagadkowo.
- Ja wierzę. - zadeklarował się mój partner.
- Ja także. - odparłam zgodnie z prawdą.
- O, to dobrze. - Znachor się rozpromienił. - Czyli może wam pomóc.
- Ale co może nam pomóc? - przewróciłam oczami poirytowana.
- Amulet Snów. - wyszeptał. - Znajduje się gdzieś na pustyni oraz wygląda jak takie kadzidełko. Wiecie, co to jest?
Oboje zgodnie pokiwaliśmy głową.
- Dobrze. A więc trzeba tam się udać i go zdobyć. - oznajmił wilko-pies.
- Ja pójdę! - ożywiłam się, patrząc Convelowi w oczy.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Mirabilis cd Floe

Przeciągnąłem się i rzuciłem na małą wilczycę, zanosząc się głośnym śmiechem. Odpowiedziała mi tym samym. Lubiłem ją.
Denerwowało mnie tylko to, że była ode mnie większa. Wszyscy byli.
Coś w środku zżerało mnie od środka. Ciągłe ucieczki mamy, to, że mama była teraz nieprzyjazna oraz to, że praktycznie miałem tylko jedną osobę. Poza tym wszyscy dorośli się ciągle o coś niepokoili, a to nie było przyjemne uczucie. Wtuliłem się w ciepłe futro Floe, starając się zapomnieć o wszelkich nieprzyjemnościach tego dnia.
***
Obudziłem się głodny, jednak... w gawrze nikogo nie było oprócz dwóch małych wilczyc.
- Floe? Gdzie są wszyscy? - zapytałem zaniepokojony.
- Ja... Nie wiem. Nie wiem, gdzie poszła moja mama. - odpowiedziała mi, najwyraźniej tak samo zdezorientowana jak ja.
<Mirabilis? Convel, Twoja kolej c;>
Czytaj dalej »

Kilka zmian...

Jak już zauważyliście, w blogu nastąpiło kilka zmian. Na przykład jest to:

- dodanie pozycji "Zauroczenie" w formularzu szczeniaka

- dodanie kilku nowych stanowisk (zwiadowca, strażnik, odkrywca)

- zmiana wyglądu bloga

- zmiana wieku zmiany wyglądu u szczeniąt (6 miesięcy, zamiast 2,5)

- dodanie umiejętności wilka według cyfr, potrzebne do stanowisk (np. Szybkość: 1 | Intelekt: 2 |, etc)

Tabelka do umiejętności:

Atak: ? | Obrona: ? | Siła: ? | Intelekt: ? | Węch: ? | Wzrok: ? | Szybkość: ?

Do wydania 40 punktów.

Tabelkę proszę o podesłanie któremuś z adminów.



Czytaj dalej »

Dwa sojusze!

Zawarliśmy sojusz z Watahą Diamentowego Księżyca oraz z Watahą Wiecznej Miłości!

Czytaj dalej »

Snorri cd Convel

Aleksiej mamrotał coś pod nosem.
- Aleksiej... - zmarszczyłem nos. - Ale to nie twój szczeniak...
Lis spojrzał na mnie jak na wariata, po czym prychnął:
- Pewnie, że nie. Ale to szczenię innej rodziny... Rozbitej rodziny. Co tam widziałeś? - zwrócił się do mnie.
- No... - zamyśliłem się. - Krew. Dużo krwi. I chyba trochę śrutu...
- Śrutu? - wtrącił się Convel. On nigdy nie miał styczności z ludźmi z wojska, a tak mi się przynajmniej wydaje.
- No wiesz, takie coś do patyków z ogniem. Bez tego patyk nim nie zionie. Nazywamy ten patyk karabinem, wiatrówką bądź strzelbą, a pociski do niego śrutem. - wyjaśniłem basiorowi.
- Aha. - odparł, ponownie pogrążając się w swoich zamyślaniach.
- A nie było żadnych ciał? - zapytał Aleksiej.
- No właśnie nie. - uparłem się. - Tylko ten szczeniak.
Jejku, chyba troszkę nadużywam "no".
- Tylko ten szczeniak... - zasmucił się mój rozmówca. - Czyli resztę wywieźli. Prawdopodobnie już nie żyją, albo jadą do rzeźni.
- Do rzeźni? - wystraszyłem się. To pojęcie nie było mi obce. - A po co?!
- Na futro. - odpowiedział ponuro lis. - Zaopiekuję się tym szczeniakiem...
Mówiąc to, wziął małe nieszczęście w pysk i odbiegł w dal.
- Convel... - zacząłem nieśmiało.
- Tak? - odezwał się na moje pytanie wilk.
<Convel? Wysłuchasz mnie?>
Czytaj dalej »

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Convel CD Harda

- Umm... - zacząłem. - Znachor, gdzie jesteśmy?
- Pośrodku niczego - warknęła Harda.
- Pośrodku niczego - przytaknął basior. Harda wyprostowała się i wytrzeszczyła na niego ślepia. - No co, sama tak powiedziałaś. Przyznaję ci rację.
- To był sarkazm! - Harda ściągnęła brwi.
- Cicho - syknąłem. Oboje uspokoili się. - Znachor, a więc, doradź nam coś.
- W jakiej sprawie?
- Jak to, w jakiej?! Przecież sam do nas w tej sprawie przyszedłeś! - Przerwała Harda.
- Kochanie, uspokój się.
- Convelu, złe sny są prawdopodobnie powodowane złością lub brakiem potrzebnej ilości pożywienia - powiedział Znachor.
- To prawda, Harda jest ostatnio dosyć... nieprzyjazna. A poza tym...
- Nie jestem nieprzyjazna - fuknęła wadera.
- ...na naszych terenach coraz trudniej o pożywienie - kontynuowałem. - Co więc możesz poradzić?
Znachor wzruszył barkami.
- Znacie już odpowiedź.
- Wcale nie - warknęła Harda.
<Kochanie? Nawet moje opowiadania czasem zupełnie nie mają sensu ;-;>

Czytaj dalej »

Convel CD Snorri

Wyszedłem przed gawrę, żeby zapolować. Nagle moje nozdrza podrażnił zapach świeżej, lisiej krwi. Zza drzew wyłonił się Snorri, z małym liskiem w pysku. Podbiegłem do niego w kilku susach.
- Snorri, coś ty zrobił?! - Jęknąłem, patrząc na czarne, matowe oczka, z których ziało przerażenie.
- To ne ja - wymamrotał Alfa, kładąc liska na ziemi. - Znalazłem tą kupkę nieszczęścia w środku lasu.
Nagle z drugiej strony nadbiegł Aleksiej. Jak zwykle znalazł się przy nas jak teleportowany. Spojrzał na Snorriego.
- Widzieliście mojego... - zaczął i urwał, bo jego niespokojne spojrzenie spoczęło na zakrwawionym lisku. Łzy napłynęły mu do oczu.
- Mój mały... nie... nieeee! - Załkał Aleksiej, a jego łzy skapywały słonym strumieniem na nieżywe lisiątko.
Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nigdy nie widziałem płaczącego Aleksieja. Tego tajemniczego alchemika, który przyrządzał pomocne napary. Teraz nawet jego słowa składały się w jedno wielkie, nierymujące się pochlipywanie, z którego dało się wyłowić tylko rozpaczliwe "nieee", jakieś imię na "A" i "mój mały... mój synek".
- Snorri, co jest grane? - Zapytałem, na co Alfa wzruszył barkami. - Aleksiej?
Lis powoli uspokoił się. Snorri popatrzył na mnie niepewnie.
<Snorrs?>

Czytaj dalej »

Harda cd Convel

- Chodź. - rozkazałam chłodno basiorowi, kiedy zawołał nas wilk-nie-wilk.
O dziwo, Convel posłusznie poszedł za mną.
- No więc... - zaczął wilk-nie-wilk. - Mam na imię Soñador, ale mówcie mi Znachor. Obserwowałem was od jakiegoś czasu... Twoja wilczyca wygląda, jakby potrzebowała pomocy. - tu spojrzał znacząco na Convela. - Myślę, że jestem w stanie wam pomóc.
- Tak? - becie zaświeciły się wesołe iskierki w oczach.
- Mhm. - potwierdził Znachor, szczerząc się do nas.
Uśmiechnęłam się do nich szeroko. Naprawdę chciałam się pozbyć tych koszmarów, a teraz miałam okazję!
- To co musimy zrobić? - zapytałam.
- Nie tutaj. - uciął Znachor. - Nie tutaj...
Udaliśmy się więc gdzieś poza obręb watahy. Szliśmy tak, no nie wiem, godzinę?
- Wystarczy. - zakomunikował nasz przewodnik.
Staliśmy dokładnie pośrodku niczego.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Od Snorriego

Boli. To tak bardzo boli. To irytujące ssanie w żołądku powoli zaczyna przeradzać się w ostry ból. No nieważne. Jest coraz mniej zwierząt na tych terenach... Ale przecież nie będziemy teraz zmieniać terenów. Dzieci się urodziły, nadchodzi zima, która niemalże zawsze zbiera żniwo. W każdym razie u mnie w bazie każdej zimy umierał co najmniej jeden pies. Nie z głodu. Zagryziony w furii przez moich dzikich braci i siostry. Ale teraz, nie mamy tu stałych pór karmienia ani opieki medycznej ludzi, ilekroć coś się stanie. Jesteśmy zdani sami na siebie.
Przyśpieszyłem kroku, nie oglądając się za siebie. Na bogów, przecież tu musi coś być! Calme i dzieci nie będą zadowolone, jeśli nic nie będzie i przyniosę im jakąś mysz albo szczura tak jak ostatnim razem. Ewentualnie jakieś owoce leśne.
W końcu moje nozdrza podrażnił jakiś ostry zapach.
Krew.
Udałem się w tamtą stronę, ale niestety nie znalazłem żadnej martwej łani ani rannego jelenia.
Było tam trochę sierści i dużo rozlanej krwi. W środku tej masakry coś leżało...
Był to malutki lisek. Wziąłem go w pysk i poszedłem do gawry, być może ktoś będzie wiedział, co z tym zrobić.
<Ktokolwiek?>

Czytaj dalej »

Floe cd Mirabilis

Ruszyłam biegiem za Mirabilisem, który najwyraźniej chciał grać w berka. Lubiłam tego wilka, i to bardzo.
Dziwiło mnie tylko to, czemu nie odzywał się do nikogo oprócz mnie. Nawet do mojej siostry nie odezwał się ani słowem. Nurtowało mnie to. Przecież to nic strasznego odezwać się do mamy czy taty! Nie chciałam go jednak o to pytać w towarzystwie innych wilków, a szansy na wymknięcie się z Gawry raczej nie było.
Nagle moje rozmyślania przerwał cichy szept.
- Harda, Convel... - Głos był ogólnie przyjemny, ale jego właściciel brzmiał tak, jakby się bardzo spieszył i był zestresowany. Głos nie był ani niski, ani wysoki, po prostu średni głos wilka.
Przyjrzałam się przybyszowi. Wyglądał jak cały czarny wilk z przebłyskami nieokreślonego koloru. Ale nie był stuprocentowym wilkiem. Zmarszczyłam nos, kiedy Szara Wilczyca i Biały Wilk podnieśli się i poszli do nieznajomego, a następnie zniknęli w ciemności. Mirabilis zadrżał.
- Kto to? - zapytał najwyraźniej sam siebie, gdyż nikt tutaj z obecnych (czyli mnie, jego i mojej śpiącej mamy) nie znał odpowiedzi.
- Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale skoro twoi rodzice z nim poszli, raczej nie zrobi im krzywdy, prawda?
- No... Nie. - odparł, wahając się. - Nie, na pewno nie.
Uśmiechnęłam się do niego.
<Mirabilis? Owym wilkiem-nie-wilkiem jest NPC Znachor, Harda prosiła mnie o włączenie go do waszego opowiadania>
Czytaj dalej »

niedziela, 21 sierpnia 2016

Mirabilis CD Floe

- Floe. - Postarałem się wypowiedzieć te słowa jak najwyraźniej. Otworzyłem szeroko oczka i rozejrzałem się. - Floe, gdzie Twój tata?
Wadera była w moim wieku, ale nadal była nieco większa. Również rozejrzała się dookoła, po czym wzruszyła ramionami.
- Dlaczego mówisz tylko do mnie? - Zmieniła temat. Miała cichy, spokojny głos.
Ściągnąłem brwi w zamyśleniu, szukając dobrej odpowiedzi.
- Bo ty jesteś jak siostra. - Zmarszczyłem nosek. - A mama wychodzi w nocy i wtedy tata ją goni. Nie lubię tego.
Floe przekrzywiła łeb, patrząc na mnie uważnie.
- Moja mama tak nie robi. Ona śpi przy nas spokojnie i karmi nawet w nocy.
- Wiem. Jak jestem głodny i mamy nie ma, to przychodzę do... waszej.
- Wtedy jest fajnie, bo jesteśmy we troje razem. I moja mama.
Zaległa cisza. Gdy chciałem coś jeszcze dodać, wrócili mama i tata, więc zamilkłem. Floe popatrzyła na mnie znacząco i uśmiechnęła się szeroko. To był znak do wznowienia zabawy. Merdając ogonami, znów zaczęliśmy tarzać się po ziemi.
<Floe?>

Czytaj dalej »

Od Floe

Te dwa obce-nie-obce wilki chyba się kłóciły. Nie wiem. W każdym razie niezbyt podobał mi się ton głosu tego szarego wilka. Był o wiele mniejszy od białego wilka, ale znacznie bardziej zdenerwowany. Nie chciałam, aby się kłócili.
Tuż obok mnie coś się prześlizgnęło. Pisnęłam cicho i odskoczyłam, po czym moim oczom ukazał się widok Mirabilisa, syna tutejszego bety, czyli tego chyba białego wilka i Hardej, czyli tej szarej wilczycy. Chyba to była ona.
Basiorek zamerdał wesoło ogonem i uśmiechnął się do mnie. Skoczyłam na niego, na niby zatapiając kły w jego futrze. Wilczek przewrócił mnie na plecy i uśmiechnął się triumfalnie.
Dwa wilki nadal nie przestawały na siebie warczeć. Znaczy jeden warczał, a drugi był nieco zaskoczony i zaniepokojony. Zaraz po tym po prostu wyszły z Gawry, nie zwracając uwagi na brykające wesoło szczeniaki.
- Floe. - odezwał się ktoś cicho, a ja dostrzegłam w tym głosie głos Mirabilisa.
<Mirabilis?>

Czytaj dalej »

piątek, 19 sierpnia 2016

Convel CD Harda

Nie byłem pewien, o co chodzi Hardej. Gdy tylko wszedłem do gawry, przeszył mnie gwałtowny dreszcz. Na pewno nie został wywołany zimnem, bo w gawrze panowała idealna temperatura. To nie widok bawiących się szczeniąt ani szczątków królika.
To mina Hardej sprawiła, że po moim grzbiecie przebiegły ciarki.
Upewniłem się, że Calme śpi i usiadłem naprzeciwko Hardej. Spojrzałem jej prosto w ślepia. Były poważne i nie tolerujące sprzeciwu, ale gdzieś głęboko dostrzegłem ciepło, miłość i... i... i nutę smutku. Nie takiego zwykłego; jakby, goryczy. Rozczarowania.
Zaniepokojony, otworzyłem pysk, żeby coś powiedzieć, ale Harda przerwała mi ostro:
- Siedź cicho!
Aż się skuliłem pod wpływem tych słów. To nie było w stylu mojej Szarej Wilczycy. To był nieprzyjemny syk, który nie pasował do ślicznej mordki mojej kochanej Hardej.
- Posłuchaj, Convel - zaczęła poważnie. - Pytałeś mnie, co jest nie tak. Nie chciałam ci mówić, bo myślałam, że będziesz zły. Ale...
- Harda, to ty posłuchaj. Ja...
- Powiedziałam: siedź cicho!
Zmieszałem się.
- Convel. - Westchnęła
- Ja... ja...
<Harda? Co takiego chcesz powiedzieć, że myślałaś, że będę zły?>

Czytaj dalej »

Harda cd Convel

- Dobrze... Wrócimy. - zgodziłam się.
Cóż... Naprawdę nie sądziłam, że spanie z Mirabilisem mi pomoże. Przecież z nim śpię, prawda? Chyba, że akurat idzie bawić się z córkami alf. A przecież on i tak znajduję się w tym samym miejscu co ja, a gawra jest mała. Nie... Te sny musiały mieć inne podłoże. I oczywiście inny sposób leczenia. Gdyby się znalazł ktoś, albo coś, co mogłoby to zwalczyć byłoby świetnie. Kiedy wróciliśmy do jamy, szczeniak bawił się z tą mniejszą córką Calme. Mała chyba nazywała się Floe. Postanowiłam ich chwilowo nie rozdzielać.
- Convel? - zagadnęłam niewinnie. - Taak? - zamruczał rozkosznie, przeciągając się przed wejściem.
- Muszę z tobą porozmawiać. - oznajmiłam cicho.
Basior zaniepokoił się i przyjrzał mi się badawczo, po czym odparł:
- No... Dobrze.
<Convel?>
Czytaj dalej »

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Convel CD Harda

- Tak? - Odezwała się cicho Harda.
- No... może gdybyś spała z Mirabilisem i wiedziałabyś, że jest bezpieczny, to koszmary omijałyby cię z daleka? - Zaproponowałem nieśmiało.
Harda skwitowała tą propozycję milczeniem.
- Harda?
- Tak?
- Pasuje ci mój pomysł?
- Hmm... - zamyśliła się. - Może być.
- Coś jest nie tak - stwierdziłem kwaśno.
- Nieprawda.
- Powiedz - upierałem się.
- Nie powiem - obstawiała przy swoim harda.
- Ha! - Krzyknąłem triumfalnie. - Czyli jednak coś jest nie tak!
Na pysk Hardej spłynął protestancki rumieniec.
- Wcale nie! - Oburzyła się, niezbyt dobrze kryjąc rozbawienie.
Zaległo między nami milczenie.
- Harda, wróćmy do Mirabilisa - poprosiłem po chwili.
<Hardusia? Wybacz dłuugość :3>

Czytaj dalej »

niedziela, 14 sierpnia 2016

Harda cd Convel

Czemu akurat mnie?! Czemu akurat na mnie bogowie zesłali te koszmary?!
Chciało mi się wyć z żalu. Dlaczego te sny mnie dręczyły? Może za jakieś złe uczynki?
Spojrzałam z zazdrością na uśpiony las wokół. Wszyscy mogli spać tak spokojnie, nie targani obawami i strachem...
- Conveel...- zaczęłam żałośnie. - Czemu mam te sny?
- Nie wiem, słońce. - odpowiedział, patrząc mi głęboko w oczy. - Naprawdę nie wiem.
Phh. "Słońce". Łatwo mu było tak mówić, gdy w moim sercu szalały burzowe chmury. Nie tylko w moim sercu, ale także i na niebie, jak zauważyłam. Oboje byliśmy tym mocno zaniepokojeni. Snami, nie burzą.
- Harda... - zaczął ostrożnie mój basior. - Chyba mam pewien pomysł...
<Jaki to pomysł, słonko?>
Czytaj dalej »

Snorri cd Calme

- No więc... No więc nie. - uśmiechnąłem się krzywo na myśl o białej waderze.
Tak naprawdę to nie miałem pojęcia, kim owa wadera jest i co tu robi. Jej obecność troszkę mnie niepokoiła.
No bo, co miał robić obcy wilk na naszych terenach?
- Nie martw się, skarbie. - uspokoiłem ją i liznąłem po uchu.
Zamruczała rozkosznie.
Nieee, ta wilczyca na pewno nie stanowiła zagrożenia. Przecież była ode mnie, czy Convela a nawet od Hardej i Calme kilka razy mniejsza! Więc czego tu się bać?
Ułożyłem się obok Calme i spojrzałem na dwie małe kulki przytulające się do jej futra. Wyrosną na piękne wilki o wysokich pozycjach w stadzie i świetnych umiejętnościach, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Jak na razie moja córka trzymała się z Mirabilisem. To urocze!
- Snorri? - zagadnął mnie ktoś.
<Calme?>
Czytaj dalej »

piątek, 12 sierpnia 2016

Convel CD Harda

- Harda! - Krzyknąłem i rzuciłem się na waderę, przewracając ją. Otworzyła ślepia, a widziałem w nich tylko przerażenie i ból.
Byliśmy w lesie. W sercu lasu. Leżeliśmy na ziemi, a za nami potężny konar, który obłamał się ze starego drzewa, chyba klonu. Wokół panowała cisza, nie licząc pochukiwania sów, a jedynym źródłem światła był biały sierp, szczytujący teraz na niebie.
- Conveeel! - Harda wybuchnęła płaczem, wtulając się w moje futro. Po chwili moja pierś była cała mokra, ale nie przejmowałem się tym.
- Harda, skarbie. Uspokój się. Proszę... - szeptałem roztrzęsiony.
Po chwili cichy szloch wadery ustał, a ona spojrzała na mnie zaszklonymi ślepiami.
- Convel. Jesteś tu - szepnęła cicho. Głos jej drżał, ba, ona cała się trzęsła. - Gdzie my jesteśmy? Co się stało? Gdzie Mirabilis?!
- Powoli, powoli. Od czego mam zacząć? - Spytałem.
- Od Mirabilisa - chlipnęła wadera.
- Poprosiłem Calme - tłumaczyłem - żeby się nim zaopiekowała, gdy ja... - urwałem.
- Gdy ty co?
- Gdy rzuciłem się za tobą w pościg...
- W pościg? Czemu do stu nietoperzy mnie ścigałeś?
Zaczerpnąłem powietrza. Szykowała się dłuższa gadanina. Zsunąłem się z Hardej i położyłem obok, obejmując ją jedną łapą.
- W środku nocy usłyszałem kroki - zacząłem cicho. - Otrząsnąłem się z półsnu i spojrzałem w mrok. Dostrzegłem wilczą sylwetkę, którą rozpoznałbym z daleka. To byłaś ty, Harda. Gdy szepnąłem do ciebie po imieniu, obróciłaś łeb. Oczy miałaś nie tyle zamknięte, co zaciśnięte. Gdy wyczułaś, że to ja, wybiegłaś z jamy. Najwidoczniej lunatykowałaś, ale wszystkie przeszkody omijałaś sprawnie i bez problemów. Ja za to ciągle wpadałem w krzaki, potykałem się o kamienie i zderzałem się z drzewami. Goniłem cię przez cały las, chociaż wcześniej miałem nocną wartę i byłem na skraju wyczerpania. W pewnym momencie tuż przed tobą zatrzeszczał wysoko położony konar. Wrzasnąłem do ciebie, ale ty biegłaś dalej. Rzuciłem się na ciebie, powalając cię na ziemię. Przeturlaliśmy się kawałek, a potem otworzyłaś oczy i... i resztę to chyba pamiętasz. - Zacisnąłem ślepia, przypominając sobie konar, który spadał prosto ma Hardą i westchnąłem, otwierając je.

Czytaj dalej »

Harda cd Convel

- Wierzę ci. - odparłam po jego zapewnieniu.
Jego futro było takie puchate i ciepłe, że aż nie mogłam przepuścić okazji do wtulenia się w nie.
Convel zaśmiał się cicho, przyciskając mnie i szczeniaczka do siebie jak dwie najcenniejsze rzeczy na tym świecie. Kocham go tak bardzo, pomyślałam. I nie chciałam go stracić...
- A co tobie się dzisiaj śniło? - zmieniłam znienacka temat.
- Umm... - Basior zmieszał się. - Nic mi się nie śniło. Nie wiem, czemu.
Wtuliłam się w niego bardziej i zamknęłam oczy.
***
Znów tam byłam. Czułam pod łapami wilgotny, zimny mech i ryk nad sobą. Gdzieś tam odłamała się sucha gałąź i upadła na mój grzbiet. Pisnęłam z bólu i przyśpieszyłam starając się uciec przed zagrożeniem.
***
- Harda! - ktoś krzyknął.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Od Convela CD Hardej

- Convel! - Zawołał ktoś. Nawet z daleka rozpoznam głos mojej Hardej. Pobiegłem do gawry co sił w łapach.
- Kochanie, co się stało? - Spytałem, gdy tylko dotarłem do gawry. - Gdzie Mirabilis? - Rozejrzałem się nerwowo.
- Mirabilis? Nie wiem... - wyszeptała wadera, lustrując wzrokiem jamę. - Calme, nie widziałaś Mirabilisa? - Zapytała Harda Alfę.
- Leży tutaj - wymamrotała. - Zgłodniał, ale ty spałaś, więc przyszedł do mnie. Jest cudowny i bardzo inteligentny.
Oboje z Hardą odetchnęliśmy z ulgą. Wadera podeszła do Calme i zabrała naszego szczeniaczka.
- A więc, po co mnie wołałaś? - Dopytywałem, gdy Harda karmiła Mirabilisa.
- Miałam zły sen. Ty byłeś na polowaniu, mnie coś goniło... uh. To było straszne. Uciekałam najszybciej jak mogłam, a ziemia osuwała mi się spod łap. A to coś, co mnie goniło, było coraz bliżej i... i... - Po policzku Hardej spłynęła wielka łza, po chwili znikając w gęstwinie szarego futra.
- I? Powiedz, skarbie - poprosiłem.
- I chyba chciało dorwać Mirabilisa... - wyszeptała. Cała była rozedrgana. Przytuliłem ją i liznąłem po pyszczku.
- To był tylko zły sen. Dopóki ja żyję i dopóki żyje Snorri, szczeniakom nie grozi nic złego - zapewniłem ją z wojowniczym wyrazem pyska.

Czytaj dalej »

czwartek, 11 sierpnia 2016

Harda cd Convel

Mirabilis podszedł do mnie, najwyraźniej będąc głodnym. Nakarmiłam go więc, ciągle przyglądając się małemu cudowi.
Był taki uroczy! Jego oczka były takie malutkie, czarne. Niestety nadal ich nie otworzył, ale zbytnio mi to nie przeszkadzało. Oby tylko w ogóle otworzył oczka.
Zerknęłam na Calme, nadal wyraźnie wyczerpaną. Martwiłam się o nią, i to bardzo. Wszyscy się martwili.
Basiorek przytulił się do mnie, wciskając się w przestrzeń pomiędzy łapą, a klatką piersiową, a ja przytuliłam go do siebie czule i troskliwie. Niedługo potem zasnął, zapewne śniąc o czymś przyjemnym.
***
Uciekałam ile sił w nogach, aż ziemia osuwała mi się spod nóg. Na karku czułam oddech tego, co mnie goniło. Upadłam.
***
Obudziłam się zlana zimnym potem. Gdzie był Convel?! On by coś poradził, zrozumiał. Zawołałam go głośno.
<Convel?>
Czytaj dalej »

wtorek, 9 sierpnia 2016

Od Mirabilisa

Tu było ciepło, przyjemnie. Byłem stale dokarmiany i wcale nie przeszkadzała mi ciemność przed oczami ani to, że wokół panowała nieprzenikniona cisza.
Nagle poruszyłem się wbrew swojej woli. Moje ciało przeszył zimny dreszcz. Obróciłem się w jakiś dziwny sposób, chyba łbem do dołu. Robiło się coraz chłodniej, to było nie do zniesienia.
W końcu cały znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu. Zacząłem słyszeć... coś. Albo kogoś. Przytłumione głosy.
Jednak większość mojej uwagi pochłonęło straszne zimno. Uspokoiłem się dopiero, gdy poczułem coś ciepłego na swojej głowie, grzbiecie. Byłem cały ogrzany. W końcu jednak to coś... hmm... poszło sobie. Gdzieś obok mnie wyczułem ciepło, ba, tam było gorąco! Zechciałem odsunąć się gdzieś dalej. Zacząłem pełznąć w stronę chłodnych podmuchów, ale dziwne ciepło zagrodziło mi drogę. Było ciepłe jak... jak... jak to miejsce, w którym mieszkałem przez dłuższy czas. Poleżałem chwilę, po czym wtuliłem się w to coś, odzyskując siły.
Znów poczułem coś ciepłego na moim łbie i grzbiecie. Tym razem zrobiłem się cały mokry. Ale nie było mi zimno, bo z drugiej strony drugie coś skutecznie osłaniało mnie przed chłodem i dodatkowo ogrzewało.
Znów przytłumione głosy. Wdrapałem się niezdarnie na ciepłe coś, a głosy powoli cichły. W końcu dostałem się na górę i wtuliłem nos w drugie ciepłe coś, które znajdowało się tuż obok. Postanowiłem uciąć sobie drzemkę...
* * *
Obudziłem się, gdy poczułem dziwną pustkę w brzuchu. Zacząłem cicho popiskiwać, próbując dać komuś znać, że jestem głodny. Jednak mijała chwila za chwilą, a ja wciąż nie dostawałem jedzenia.
Tam było lepiej, pomyślałem. Nigdy nie byłem jeszcze taki pusty. To wina tego dziwnego miejsca.
Znów przytłumione głosy. Zsunąłem się z owego czegoś, na czym spałem i ułożyłem się obok przyjemnego ciepełka.
Nagle drugie ciepłe coś poszło sobie, a pierwsze przygarnęło mnie do siebie. Uradowany stwierdziłem, że dostałem jeść!

Czytaj dalej »