wtorek, 28 czerwca 2016

Snorri cd Convel

- Tak, daleko jeszcze! - warknąłem, spinając mięśnie i przyspieszając kroku. Convel lekko się skulił.
Tak naprawdę nie było daleko, ale to pytanie zadane po raz setny z rzędu mogło zirytować.
Ponownie wlazłem w drzewo. Mój przelotny romans szybko się skończył. Inaczej Calme wydrapałaby mi oczy. Podniosłem się z "godnością" i poszedłem dalej.
Lekki powiew letniego wiatru zmierzwił moją grzywę. Uśmiechnąłem się, widząc majaczący się strumyk w nie tak dalekiej oddali. Byliśmy już blisko celu.
W strumieniu aktualnie przebywał Leste. Kiedy przechodziliśmy obok, uprzejmie się przywitał. Odpowiedziałem mu tym samym.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedziałem do Convela, podążającego za mną niczym duch. - Masz ochotę na coś do jedzenia?
<Convel?>
Czytaj dalej »

sobota, 25 czerwca 2016

Wprowadzenie targu!

Targ został wprowadzony.

A wraz z nim waluta, a są nią srebrniki. Na starcie każdy dostaje 30 srebrników. Została dodana także nowa NPC, Asar. 
Czytaj dalej »

piątek, 24 czerwca 2016

Od Convela - zadanie

Dziś postanowiłem spędzić wieczór na mokradłach. Biegłem sobie spokojnie przez las, patrząc bardziej na swoje łapy niż przed siebie, ale instynktownie omijając drzewa. W końcu jednak stanąłem na krawędzi, gdzie ziemia stykała się z mętną wodą bagien. Spojrzałem w górę. Księżyc unosił się u szczytu nieba, rzucając piękną, białą poświatę na wszystko pod sobą. Opuściłem łeb i zlustrowałem mokradła wzrokiem. Dopiero teraz zauważyłem, że księżyc nie był jedynym źródłem światła.
Nad mętną powierzchnią bagien unosiły się małe, różnokolorowe światełka. Każde lśniło własnym blaskiem, przy okazji odbijając w sobie księżyc. Przypominały trochę bańki mydlane, które jako młody wilczek puszczałem razem z matką z tamtej watahy. Z resztą, światełka plątały się też wokół moich łap i wokół koron drzew... Nagle obok mnie rozległ się przyjemny, melodyjny głos:
- Piękne, prawda?
Wzdrygnąłem się i odwróciłem łeb. Ujrzałem Aleksieja, rudego lisa, który stał w bezruchu obok mnie i wodził wzrokiem za jednym ze światełek.
- Wiesz co to, Aleksieju? - spytałem, nawet nie zastanawiając się, skąd nagle wziął się tutaj lis. Aleksiej miał tendencję do nagłego pojawiania się obok różnych wilków. Czasem rozmyślałem nad tym, czy on przypadkiem nie ma swoich sobowtórów...
- Wiem, drogi Convelu – odparł lis, przeciągając się. Wyglądał na młodego, choć nikt nie znał jego prawdziwego wieku. - Mam rozumieć, że ty też chcesz wiedzieć, tak?
Pokiwałem łbem.
- Tylko się nie przestrasz, dobra? - czy Aleksiej się ze mnie naśmiewał? Ja i strach? Pff...
Znów kiwnąłem łbem.
- Te piękne światełka, są to gazy wydobywające się ze zwłok, zmieszane z duszami zmarłych wilków – zaczął tłumaczyć Aleksiej. - Nazywa się je Błędnymi Ognikami, z powodu ich nietypowego kształtu, nieregularnej wielkości i niekontrolowanego przemieszczania się.
Wzdrygnąłem się lekko.
- A skąd one się biorą? - zapytałem. - Gdzie powstają i dlaczego pojawiają się właśnie tu, na Mokradłach?
Lis wzruszył ramionami, odwrócił się i odszedł. Byłem nieco zawiedziony, ale co poradzić? Nie chce gadać, niech nie gada. Postanowiłem, że sam zbadam sprawę i dowiem się skąd wydobywają się te odrażające, aczkolwiek piękne i malownicze światełka.
Ze swojego niewielkiego schronienia zabrałem stalowy nożyk, który przywiązałem sobie rzemieniem do tylnej łapy. Z tym jedynym narzędziem pobiegłem z powrotem na mokradła, szukać jakiegokolwiek przejścia czy portalu. Węszyłem uparcie nad brzegiem wody, przeszukałem każdą deskę starego, skrzypiącego, omszałego pomostu, obejrzałem dokładnie każde drzewo, dziurę i choćby najmniejsze mrowisko. I nic. W końcu jednak trafiłem na coś podejrzanego – albowiem na powierzchni mętnej wody zaczął tworzyć się spory wir światełek. Zdawało mi się, że dostrzegłem coś białego wystającego nad powierzchnię. Mrugnąłem, ale owe „białe coś” już zniknęło. Wir za to tworzył się nadal, aż w końcu wyskoczyła z niego mała, czarna rybka z zielonym okiem – tak, tak, jednym okiem. Kilka sekund później znów zniknęła w bagiennych odmętach, a wir zaprzestał wirowania. Spojrzałem smętnie najpierw na mętną, szarobrązową wodę mokradeł, potem na drzewa, które spowijała coraz gęstsza mgła, na stary, porośnięty jakimś morskim czymś pomost i na wszystkie przeszukane górki, dołki i mrowiska. A potem skierowałem swój wzrok znów przed siebie, ale już nic nie mogłem dostrzec. Mgła całkowicie mnie oślepiła, nie pozwalając dojrzeć nawet własnych łap. Ruszyłem chwiejni przed siebie, kierując się węchem i słuchem; im bardziej czuć było mętną wodę z prawej, tym bardziej oddalałem się w lewo; im bardziej słychać było moje kroki odciskane w wilgotnej ziemi, wymieszanej z błotem i piaskiem, tym wytrwalej szukałem suchych miejsc pod łapami.
I nagle wyczułem przed łapą korzeń jakiegoś drzewa, ale było już zbyt późno. Runąłem w dół, w dodatku nie na ziemię; zapadałem się coraz głębiej i głębiej. Wciąż miałem otwarte ślepia, więc od czasu do czasu przemykały mi przed nimi drobne światełka, owe „gazy”, jak to określił Aleksiej. Ale nie było mowy o dostrzeżeniu czegokolwiek poza nimi w tych okropnych ciemnościach.
Na dodatek zdawałoby się, że ciągle się obracałem; robiłem przewroty i obracałem się wokół własnej osi, nie mogąc złapać równowagi.
W końcu spadłem na krawędź czegoś miękkiego i bardzo lepkiego. Krawędź, ponieważ przyczepiłem się do tego tylko łbem, przednimi łapami i połową grzbietu. Moje tylne łapy zwisały gdzieś bezwładnie, a ja nawet ich nie widziałem. Leżałem tak i próbowałem się odkleić, ponieważ lepkość owego „czegoś”, do czego się przykleiłem, była wprost nie do zniesienia. Rozwarłem szczęki i spróbowałem ugryźć owe dziwne coś. Było... było bardzo niesmaczne, więc zaraz cofnąłem łeb. W dodatku im bardziej się wierciłem, tym bardziej zapadałem się w to przypominające dziwne coś. Czułem, że jestem w tym coraz głębiej i coraz trudniej było mi się wydostać.
W całym tym niebycie majaczyły się Błędne Ogniki. To przez nie się tutaj znalazłem.
Czy o to właśnie chodzi?
Czy sam niebawem obrócę się w latające, kuszące światełka?
Szarpnąłem się jeszcze raz. Odór czegoś lepkiego doszedł do moich nozdrzy. Fuknąłem z niesmakiem.
- Snorri! Calme! Barda? - zawyłem z całych sił.
Nikt nie odpowiedział na moje wołanie.
I nagle przypomniałem sobie, ze do tylnej łapy mam przywiązany nóż. Z całej siły szarpnąłem kończyną, a nóż nieco wysunął się z rzemyka i z łatwością rozciął lepką pułapkę wokół tylnych łap. Łapą do której miałem przywiązaną broń sięgnąłem w kierunku pyska, po czym zębami wyciągnąłem nożyk.
Może to naiwne i głupie, ale zdawało mi się, że pułapka do której byłem przyklejony poruszyła się. Cóż, miałem nadzieję, że to tylko złudzenie. Ale jednak nie.
Coś ewidentnie zbliżało się w moją stronę.
Zacząłem szarpać pyskiem na wszystkie strony, rozcinając pajęczynę. Jeszcze tylko jedna łapa i...
I zauważyłem TO.
Osiem przerażających, czerwonych, świecących ślepi zbliżało się w moją stronę. Usłyszałem klekot kości... a może to było coś innego? W każdym razie, gdy potwór zbliżył się do mnie, zauważyłem, że jest t gigantyczny, czarny, włochaty pająk! Zaraz za nim z ciemności zaczęły wyłaniać się kolejne monstra. Szybko przerzuciłem nóż do wolnej łapy i rozciąłem powierzchnię pod ostatnią uwięzioną łapą.
Zleciałem na dół i walnąłem grzbietem o kamienną posadzkę, ale to mi w zupełności wystarczało. Szybko podniosłem się z ziemi i zerwałem resztki „czegoś” z grzbietu. I uświadomiłem sobie, że cały cas przyklejony byłem do gigantycznej pajęczyny. Wzdrygnąłem się i ruszyłem dalej, kierowany przez Błędne Ogniki. W końcu dostrzegłem, że światełka układają się w kolorowe strzałki, prowadzące przez tunele. Ale gdzie dokładnie prowadziły? Do śmierci, zwycięstwa, czy może wilczego cmentarzyska? Brr... Aż mi się coś w żołądku przewróciło. Z duszą na ramieniu rozpocząłem bieg przed siebie, biorąc za drogowskazy strzałki Błędnych Ogników.
W końcu dostrzegłem mocne, złotawe światło na końcu jednego z tuneli. Przyspieszyłem biegu. Po chwili stanąłem przed trzema bramami i wtedy usłyszałem głos.
- Witaj, drogi Convelu – mruknął basem głos.
- Kim jesteś? - zadygotałem.
- Nazywaj mnie Dircoa – odparł głos. - Skąd jesteś?
- Z Lśniącej Pustyni, z tego co mi wiadomo – powiedziałem, nieco się uspokajając.
- A więc, Convelu z Lśniącej Pustyni, posłuchaj mnie uważnie i wybierz bramę, którą pragniesz iść – zaśmiał się Dircoa, po czym odchrząknął. - Bramy złota, srebra, miedzi. Tylko w jednej prawda siedzi. Twoje serce ci podpowie, gdzie spotkają cię Bogowie. Nie ma sensu ciebie dalej do wyboru zmuszać - ty wybieraj swoją bramę, musisz teraz ruszać.
Dircoa rozpłynął się gdzieś, nie słyszałem go już więcej. Stałem chwilę przed trzema bramami – złotą, srebrną i miedzianą, aż usłyszałem trzask. Obejrzałem się za siebie. Ziemia się rozstąpiła i powstała wielka przepaść, która robił się coraz szersza. Wyczułem zapach spalenizny... zapach lawy! Musiałem się ratować. Bez dalszego namysłu skoczyłem w miedzianą bramę.
Nie czułem już nic pod łapami, chyba zacząłem spadać.
Obudziłem się jakiś czas później. Z sufitu zwisały liany, pełno tu było stalaktytów i stalagmitów. Na posadzce utworzyło się mnóstwo kałuż, a z niektórych miejsc na suficie kapała mętna, zielonkawa woda. Po całej jamie błąkały się kolorowe Ogniki, ale nie obchodziły mnie już. Do ścian podoczepiane były jarzące się ogniem pochodnie. Przez chwilę zastanawiałem się, kto je pozapalał, ale po chwili wzruszyłem ramionami i omijając kałuże ruszyłem w głąb tunelu.
Niedługo później doszedłem do rozdroża. Jeden tunel prowadził w dół, w prawo, a drugi w lewo.
- Dircoa? - zapytałem. Mój głos poniósł się echem. Nieprzyjemnym echem.
- Jestem, Convelu – zabrzmiała odpowiedź.
- Jakaś podpowiedź? - wywróciłem oczami, jakby to było oczywiste.
- Jak chcesz – zachichotał głos. - Idziesz w lewo, czy też w prawo? Wybierz sam i będzie klawo. Nie chcę ci zasad dyktować, lecz drogę ku prawdzie wilkom utorować. Idziesz w prawo, albo w lewo – tam gdzie pójdziesz będzie drzewo. Drzewo prawdy i mądrości, no a wokół – cmentarz kości.
Na tym skończyła się wypowiedź Dircoy. Ruszyłem więc niepewnym krokiem w prawo, ale potknąłem się i leżąc na grzbiecie zjechałem w dół. Tam miękko wylądowałem na ziemi. Serio, była dziwnie miękka i trochę śliska. Do ścian doczepione były pochodnie, a na środku rzeczywiście było drzewo.
Ale nie było to zwykłe drzewo.
To było drzewo zbudowane z wilczych kości. A końcówki „gałęzi” wieńczyły wilcze czaszki. Wszystkie kości były białe, jak gdyby dopiero co zostały przytwierdzone do tego „drzewa”. Wzdrygnąłem się, ale podszedłem bliżej. Do pnia przytwierdzona była jedna, gasnąca już pochodnia. Spojrzałem w dół i... zatkało mnie.
Stałem na wilczych zwłokach.
To dlatego było tak miękko i ślisko, gdy zjechałem tunelem! Brr... Wszędzie leżały ciała wilków. Jedne miały otwarte, inne zamknięte ślepia, a niektóre nie miały ich wcale. Rozkładające się ciała były przerażającym widokiem, a szczególnie te, które miały otwarte oczy. Przekrwione, wytrzeszczone, przestraszone oczy. Szeroko otwarte, jakby ich właściciele nie dowierzali. Zacząłem gwałtownie cofać się, ale wpadłem na jedną ze ścian, chociaż... co tu mówić, też była miękka.
Obejrzałem się za siebie. To był straszny widok.
Trzy wilki o piaskowej sierści z pyskami umazanymi we krwi. Boże, pomyślałem, co to jest?! Z pysków wilków ciekła ślina a z ich gardeł wydobywał się nierówny charkot. Ich ślepia były przekrwione, wytrzeszczone, nie mrugali nimi. Bicia serc nie było słychać wcale. Ciała tych stworów bezwładnie kołysały się, jakby były to gałęzie na wietrze.
- Cooonveeeel... - jęknęła przeciągle jedna z wader stojących za mną. Przełknąłem ślinę.
- Tak? - zadrżałem, zadając to pytanie.
- Cooonveeeel... - charknął basem jedyny basior.
I pojąłem wreszcie kim oni są.
To byli nieumarli. Zombie. Wskrzeszone ze zmarłych wilki, które ewidentnie czegoś ode mnie chciały. Ale czego? Nie było czasu na zastanawianie się. Zacząłem pędzić przed siebie, aż w końcu walnąłem łbem z całej siły w pień „drzewa”. Kości zadrżały i rozsypały się, a ciała wilków i sufit zaczęły drżeć. Musiałem zapomnieć o obrzydzeniu. Silnym zamachem łapy rozciąłem nieumarłym gardła. Sufit zaczął się walić, a do środka zaczęła wlewać się mętna, zielona woda. Płynąc pod prąd wydostałem się na powierzchnię. W końcu stanąłem na brzegu, obserwując jak wody mokradeł zalewają wnętrze cmentarzyska. Poczułem czyjąś łapę na swoim ramieniu. Obróciłem się szybko, warcząc.
- Spokojnie, Convel – powiedział Aleksiej, ale jego głos był jakiś... inny. To jego łapa spoczywała na moim ramieniu.
Westchnąłem głęboko.
- Nigdy nie zapomnę tej wyprawy – oświadczyłem.
Aleksiej zaśmiał się złowieszczo.
- Oj nie zapomnisz, nie zapomnisz! - zarechotał, zupełnie nieswoim głosem.
Głosem... głosem Dircoy!
- Dircoa! - krzyknąłem, zbierając się w sobie i spinając mięśnie.
- Taak? - zapytał przeciągle lis.
- Wypuść go! - warknąłem.
- Kogo niby?
- Aleksieja! Zostaw jego ciało!
- Och, bo co mi zrobisz? - Dircoa zabrał łapę z mojego ramienia.
- Ja... ja... - zacząłem niepewnie.
- Bierz go! - wrzasnął lis. Ktoś chwycił mnie za kark i obrócił przodem do zalanego cmentarzyska. To był wilk. Nie zombie, zwykły wilk. Piaskowy, ale miała martwe oczy. Kojarzyłem go z watahy.
- Zaraz skończysz tak, jak oni – zaśmiał się wilk, pokazując mi wolną łapą setki wilczych zwłok pływających po powierzchni wody.
- Razor, nie zwlekaj dłużej – Dircoa przeciągnął się.
A więc to był Razor! Ten Razor, o którym mówił mi Snorri, że jest on towarzyszem dwunogów, którzy wiecznie wybijają nasz gatunek. To był ten... no... pies! Tak, tak, pies!
Razor szarpnął mnie tak, że upadłem, po czym zaczął ciągnąć w stronę wody. Gdy stanęliśmy na krawędzi, zachichotał złowieszczo.
- Razor, nie rób tego. Jestem twoim przyjacielem. Jesteśmy z tego samego gatunku! - lamentowałem, szarpiąc się w jego uścisku.
- Nieprawda, ja jestem psem, ty jesteś wilkiem! Wy zabijacie moich towarzyszy, dwunogów nazywanych ludźmi! - szczeknął Razor, zacieśniając chwyt.
- A wy zabijacie nas! Wilki to przodkowie psów, a psy to udomowione wilki! - jęknąłem zrozpaczony.
Razor zatrzymał się na chwilę.
- Naprawdę? - spytał pies.
- Tak, naprawdę – odparłem. Uff! Chyba się udało.
Razor usiadł na ziemi i puścił mnie.
- Co robisz, idioto! - ryknął Dircoa. Razor zignorował go.
- Convel! - usłyszałem za sobą. Obejrzałem się.
- Snorri! - krzyknąłem. Byli wszyscy: Snorri, Calme, Leste, a nawet Barda! Leste i Calme rzucili się na wściekłego, miotającego się Aleksieja-Dircoę, a ja wepchnąłem Razora do mętnej wody, między zwłoki. Zapiszczał i powoli zanurzył się w bagnie.
Jak najszybciej oddaliłem się znad mokradeł. Położyłem się pod drzewem rosnącym przy jaskini Snorriego i zamknąłem ślepia, próbując zapomnieć o dzisiejszym zdarzeniu. Westchnąłem głęboko. Czułem się jak wolny wilk. Jak Wilk Wojownik...
Czytaj dalej »

czwartek, 23 czerwca 2016

Convel cd Snorri

Szliśmy tak i szliśmy, ciągle a to zwalniając, a to przyspieszając. Od czasu do czasu ziewałem. Mijaliśmy różne miejsca - rzeki, strumyki, jeziora, mniej lub bardziej zarośnięte fragmenty lasu, mokradła... Dużo tego było, a Snorri za każdym razem tłumaczył mi jakie zwierzęta można w danym miejscu spotkać, jak nazywa się dany teren i jak często można spotkać tu wilki. Od czasu do czasu mówił też coś o swoich dawnych przygodach, ale niezbyt go słuchałem.
- Daleko jeszcze? - spytałem w końcu.
- Nie, już niedaleko - odparł luźno Snorri, w ostatniej chwili omijając wielki dąb.
Jakiś czas później zaczęło mi się nudzić.
- Snorri, daleko jeszcze? - sapnąłem.
- Nie, niedaleko - fuknął Alfa.
Po kolejnych piętnastu minutach drogi łapy zaczęły mnie boleć. Przewróciłem oczami, patrząc jak Snorri zbiera się z ziemi po walnięciu łbem w drzewo.
- Daleko jeszcze, Snorri?! - jęknąłem.
- Tak, daleko! - krzyknął Alfa. Uh, pomyślałem, no to go wkurzyłem.
Czytaj dalej »

wtorek, 21 czerwca 2016

Leste cd Snorri

Kuląc uszy i chowając ogon pod siebie powoli poszedłem za białym wilkiem. Nawiasem mówiąc, za dwoma białymi wilkami. Ten drugi miał na imię Convel. Oboje byli więksi i silniejsi, ale nie walczyli ze sobą.
Po krótkiej chwili spaceru przy strumyku dotarliśmy na kwiecistą łąkę. Nie było w niej w sumie nic ciekawego, oprócz bardzo dużej powierzchni i kwiatków. Moją uwagę przyciągnął dziwnie znajomy-nie-znajomy zapach. Podbiegłem do jego źródła, którym okazała się stara, szklana butelka.
- Zostaw. - polecił Snorri. - Za dużo kaleczenia łap o to ustrojstwo.
Spełniłem polecenie.
Perspektywa biegania po łączce była bardzo kusząca, ale ja nie miałem już dwóch lat. Byłem dorosły!
Convel spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Nie krępuj się, młody.
Wyszczerzyłem moje kły w uśmiechu i odbiegłem.
W cieniu leżała Calme, odpoczywając po walce. Istna idylla, gdyby nie te rany. Zamerdałem wesoło ogonem i chwyciłem rybę w pysk.
<ktokolwiek?>
Czytaj dalej »

Snorri cd Convel

"Pociągnąłem" nowego basiora za sobą. Byłem mocno narąbany przez upał, więc w mojej głowie mącił tępy ból. Co chwilę wpadałem na drzewa. Dopiero po którymś drzewie, chyba piątym, szóstym czy siódmym zacząłem uważać jak idę.
Convel natomiast nawet nie patrzył na drzewa, tylko rozglądał się po okolicy. Echolokacja, czy zwykła zwinność? Stawiam na to drugie.
- W naszej watasze mamy pięcioro wilków. - zacząłem. Zamierzałem mu chodź trochę przybliżyć naszą rodzinkę. Porozbijaną, skrzywdzoną, a następnie pozszywaną rodzinkę. - Calme, która jest moją partnerką, mojego prawie-brata Lestego, młodego wilczka Bardę oraz Ciebie i mnie. Na tych terenach włóczy się również parę innych person, jak na przykład Aleksiej. Nie przestrasz się, gdy nagle pojawi się za tobą. On tak ma.
Minęliśmy gawrę.
<Convel?>
Czytaj dalej »

Nowe banner (:




Czytaj dalej »

sobota, 18 czerwca 2016

piątek, 17 czerwca 2016

Convel cd Snorri

Pokręciłem łbem.
- Zdaje mi się, że wszystko wiem - stwierdziłem. - No... może jedno...
- Słucham - uśmiechnął się Snorri.
- Gdzie będę mieszkał?
Snorri zastanawiał się przez chwilę, po czym odwrócił się.
- Chodź za mną - oświadczył. Byłem tak zdziwiony, że po prostu mi nie powiedział, że ruszyłem ze sporym opóźnieniem, ale szybko dogoniłem Alfę.
Biegliśmy tak przez gęsty las, który - na szczęście - nie był tak gęsty jak puszcza, po której wałęsałem się dobry rok. Mijaliśmy drzewa, krzaki, przecinaliśmy leśne ścieżki... Ja bez przerwy patrzyłem na Snorriego, instynktownie wymijając przeszkody, a on musiał skupiać się na każdym drzewie z osobna, by w nie nie uderzyć.
<Snorri?>
Czytaj dalej »

czwartek, 16 czerwca 2016

Sojusz!

Zawarliśmy sojusz z Watahą Zaginionych Dusz!

Czytaj dalej »

Przedrostki, przyrostki...

Witam! :)
Informuję, że zostaje wprowadzona nowa opcja, mianowicie możliwość dodania przedrostka bądź przyrostka do imienia swojego wilka. Wygląda to mniej więcej tak:
Przedrostek:

sir Snorri 

Oraz przyrostek:

Snorri z krwi bogów

Przez trzy dni (19.06) można przesłać jeden z nich do imienia wilka bez robienia czegokolwiek. Potem, aby dostać ten dodatek trzeba będzie wykonać zadanie. 

]

PS: Zostaje dodana zakładka "Adopcje" w której można przejąć gotowego/prawie gotowego wilka! ^^
Czytaj dalej »

Snorri cd Convel

Przyczaiłem się w krzakach wpatrując się w nieświadomego, wesoło kicającego zająca. Wtem coś zaszeleściło.
Odruchowo i mimowolnie wzdrygnąłem się jednocześnie napinając mięśnie.
Przed sobą miałem śnieżnobiałego wilka. Był nieco mniejszy ode mnie, ale z jego oczu buchało niczym ogień coś bardzo niepokojącego. Nie miałem ochoty bawić się w żadne ceregiele, więc po prostu spytałem:
- Kim jesteś?
Cóż, chyba zabrzmiało to zbyt ostro niż zaplanowałem.
- Nazywam się Convel. - odparł. Był rozluźniony. - A ty? Kimże jesteś?
Convel, Convel, Convel... Wilczy Wojownik. Nie miałem ochoty tego sprawdzać.
- Jestem Snorri. - odpowiedziałem. Byłem zirytowany, spłoszył mi jedzenie. - Trochę szacunku dla alfy.
Basior uśmiechnął się złośliwie.
- Och, wybacz, Snorri. - zaczął. - Gdybyś mógł, to nie czaj się tak na mnie. Przez okrągły rok włóczyłem się po terenach niczyich, nie szukam wrogów, tylko watahy, do której mógłbym dołączyć.
Wyprostowałem się i dokładnie go obejrzałem.
Nie chciałbym mieć go za wroga. Udałem, że się zamyślam.
- Hmmm...
Chciałem, żeby młody spanikował. No cóż, nie wyszło.
- Uroczyście ogłaszam, że przyjmuję cię do naszej watahy! - rzekłem i uśmiechnąłem się szeroko.
Convel machnął ogonem i również lekko się uśmiechnął, tym razem nie złośliwie.
- Masz jakieś pytania? - zapytałem.
<Convel?>
Czytaj dalej »

środa, 15 czerwca 2016

Od Convela - Jak dołączyłem

- Tak więc, nie zwlekając dłużej, oświadczam, że Convel zostaje wygnany z watahy! - wykrzyknął basior Alfa.
Moja matka popłakała się i klapnęła na ziemię, rozpaczając. Dwóch strażników z włóczniami podeszło do mnie, trzeci zaszedł od tyłu i złapał za kark. Szamotałem się, ale nic to nie dawało. Wilk niósł mnie w pysku, a za nim wędrowało dwóch pozostałych, z wymierzonymi we mnie włóczniami. Zacząłem żałośnie popiskiwać. Nie płakałem, ale byłem zawiedziony. Wyrzucili mnie już daleko za granicami watahy, do dzikiej puszczy na Terenach Niczyich. Jeden z nich sprawił mi głęboką ranę na tylnej, prawej łapie, na znak wygnania, po czym wszyscy troje oddalili się w błyskawicznym tempie. Próbowałem za nimi biec, ale miałem za krótkie łapy.
* * * Rok Później * * *
Zmęczony i brudny, na dodatek podrapany, wędrowałem gęstym lasem, używając kłów do rozcinania liści i torowania sobie drogi. Nagle w oddali dostrzegłem coś białego. Rozpocząłem szybki bieg. Po chwili dotarłem do wilka polarnego przyczajonego w krzakach. Nawet mnie nie zauważył, ale był nieco większy. Zdawałoby się, że jest to pięcioletni, góra sześcioletni basior Alfa. Pokłoniłem się lekko i dopiero szelest liści sprawił, że wilk odwrócił się w moją stronę. Wzdrygnął się, spiął mięśnie i zaczął warczeć.
- Kim jesteś?! - spytał ostro.
Podniosłem się.
- Nazywam się Convel – odparłem luźno. - A ty? Kimże jesteś?
- Jestem Snorri – warknął. - Trochę szacunku dla Alfy.
- Och, wybacz, Snorri – uśmiechnąłem się złośliwie. - Gdybyś mógł, to nie czaj się tak na mnie. Przez okrągły rok włóczyłem się po Terenach Niczyich, nie szukam wrogów, tylko watahy, do której mógł dołączyć.
Snorri wyprostował się.
<Snorri? Tzn. Wielce szacowna Alfo?>
Czytaj dalej »

Witamy w watasze - Convel z Lśniącej Pustyni

ZDJĘCIE:
 
LOGIN: Ayavo
IMIĘ: Convel. To po celtycku "Wilk Wojownik". Otrzymał to imię, gdyż już od małego był wyjątkowo wojowniczym wilczkiem z niemałym zapałem do działania. Jego często używane przezwisko to Contro, co znaczy po korsykańsku "Śnieżny" lub "Kłótliwy".
PŁEĆ: Basior
WIEK: Pięć lat (Nieśmiertelny)
GŁOS: Convel ma głos przyjemny, taki aksamitny baryton. Miło się go słucha, łatwo mu ulec. Czasami ma lekką chrypę, ale to rzadko. Ton jego jest donośny, a emocje wyraża zawsze zależnie od nastroju basiora; potrafi być rozkazujący, dumny, a nawet żartobliwy czy sarkastyczny.
RASA: Convel jest czystej krwi wilkiem polarnym
CHARAKTER: Convel przeważnie jest spokojny, ale skryty i tajemniczy. Podczas walki zamienia się w prawdziwego mordercę. Łatwo się denerwuje, a wtedy jest wredny, sarkastyczny i bardzo agresywny. Zawsze stara się postawić na swoim i nienawidzi gdy ktoś kwestionuje jego zdanie. Śmiało można go nazwać ryzykantem, stoi na krawędzi urwiska – między światem żywych a zmarłych. Lubi przebywać w samotności. Nie daje poznać po sobie swoich emocji, ale jeżeli ktoś zdobędzie jego zaufanie i go zrozumie, zyska prawdopodobnie najwierniejszego przyjaciela w swoim życiu. Jest gotów poświęcić życie za przyjaciela lub kogoś, kto mu się podoba. Bardzo wojowniczy i odważny typ basiora. Nigdy się nie poddaje, choćby i miał zginąć, zawsze uparcie dąży do wyznaczonego sobie celu.
STANOWISKO: Tropiciel, jest w tym świetny dzięki wyostrzonym - bardziej niż u innych wilków - zmysłom.
RANGA: Basior Alfa
RODZINA: Nie zna. Dawno temu, ledwo żywego Convela znalazła obca wataha. Opiekowała się nim samotna wadera, a gdy dorósł - wygnano go.
PARTNERKA: Calme
POTOMSTWO: Jego pierworodnym jest Mirabilis, najmłodsi są jednak Nafis i Nesibindi. Jest też przybranym ojcem Celestial, Floeado i Shadowa.
HISTORIA: Dawno temu, w głębi śnieżnej pustyni, ledwo żywe wilczę odnalazła obca wataha. Był to właśnie Convel. Był jedynym wilkiem polarnym wśród innych, przez co często padał ofiarą głupich żartów i prześladowań. Opiekowała się nim samotna wadera, bardzo opiekuńcza, troskliwa i godna zaufania. Jednakże gdy Convel osiągnął wiek trzech lat, para Alfa wygnała go.
CIEKAWOSTKI:
- Nie zna swoich rodziców, ale nadal ma nadzieję ich poznać.
- Ma wszystkie zmysły bardziej wyostrzone niż u innych wilków
- Jest wyjątkowo silny
- Ma naprawdę ogromne rozmiary jak na pięcioletniego basiora, w dodatku jest mocno umięśniony i jednocześnie szczupły
- Jego kły są tak mocne, że potrafi miażdżyć nimi kości
- Potrafi walczyć bronią, tzn. nożem dwusiecznym
- Prawą, tylną łapę prawie zawsze ma owiniętą koszulą Charona, którego prawie zabił, gdy został porwany i wcielony do projektu Wolfdog
STATYSTYKI: Do rozdania jest 50 punktów, dodatkowe można zdobywać za branie udziału w konkursach lub wykupywanie ich w formie Treningu.
Atak: 112|Obrona: 127|Siła: 102|Intelekt: 102|Węch: 112|Wzrok: 112|Słuch: 50|Szybkość: 102
INNE ZDJĘCIA: -
Czytaj dalej »

Leste cd Calme

Wydawała być się przyjazna.
- Czy chcesz dołączyć do mojej watahy? - zapytała.
Nieśmiało się uśmiechnąłem. Pewnie, że chcę!
Potem wilczyca na chwilę się zamyśliła.
- Przedstawię Cię Snorriemu. - zadecydowała.
Posłusznie poszedłem za nią. Kim był Snorri? Pewnie samcem alfa, skoro owa wadera prowadziła mnie na spotkanie z nim.
- Więc... - zaczęła. - W czym się specjalizujesz?
W czym się specjalizuję?
Biorąc pod uwagę moje umiejętności, to w polowaniach. Tylko na jakim stanowisku?
- Jestem zwinny... - palnąłem. Tak, jakby nie można było tego wywnioskować z imienia. - I szybki.
- Nadajesz się na gończego. Akurat jednego straciliśmy. - odparła.
Wolałem nie pytać, czemu "straciliśmy".
Szliśmy wzdłuż potoku. Okolica była bardzo ładna. Po kilku minutach doszliśmy do jaskini. Leżał w niej biały, duży wilk wygrzewający się na słońcu. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
Już przygotowałem się, żeby coś powiedzieć, ale wilczyca była szybsza.
- Snorri, to jest Leste. Jest w naszej watasze.
- Witaj, Leste. - Snorri wstał i przeciągnął się. - Doszły mnie, słuchy, że chcesz być gończym.
- Tak, proszę pana. - odpowiedziałem.
- Tylko nie proszę pana. - Wilk zaśmiał się. - Chodź, oprowadzę Cię.
<Snorri?>
Czytaj dalej »

Powitajmy nowego basiora!

Witaj, Leste!
Leste jest łagodnym i przyjaznym basiorem. Mimo tego, lepiej go nie denerwować.
Czytaj dalej »

Od Leste - Jak dotarłem?

Ułożyłem się wygodnie na wysuszonej trawie i zamknąłem oczy. Był przyjemny, ciepły dzień. Z oddali słychać było dość głośną rozmowę mojego rodzeństwa z rodzicami. Dotyczyła ona ich dorosłości; nie można było wiecznie żyć na utrzymaniu rodziców, prawda? No więc spór toczył się o to, kiedy opuszczą stado i założą własne.
Z tego co wiem, z Cruel poszło łatwo. Ona tylko czekała na sygnał do opuszczenia rodziny i zaczęcia nowego życia. Cóż, jej imię jest nieprzypadkowe. Okrutna. Jako jedyna wyróżniała się z watahy swoim charakterem. Pragnęła wolności, którą jej zdaniem stado jej ograniczało.
Widziałem, jak ucieszona odbiegała w głąb puszczy. Lśniące, szare futro wilczycy kontrastowało z drzewami.
Przeciągnąłem się i ułożyłem wygodniej; chciałem posłuchać tych sporów, mimo, że mnie też to czeka. Nie miałem ochoty się wyprowadzać, ale ile można? Z oddali dobiegły mnie głosy ojca i Przytulnej.
- Muszę się wyprowadzać, bo...? - zadała pytanie patrząc basiorowi prosto w oczy. To... odważny ruch.
- Bo jesteś już dorosła i założysz własne stado. - Ojciec był coraz bardziej poirytowany, a wokół tej dwójki zbierało się niezła widownia złożona z pozostałych wilków w watasze.
- Mowy nie ma. - odparła.
Mimo, że moja siostra jest milutka i łagodna, jest też baaardzo uparta.
Po jakiejś półgodzinie kłótnia ucichła. Z triumfalnej miny Przytulnej wywnioskowałem, że tutaj zostaje.
Przyszedł teraz czas na mojego brata. Zawsze był cichy i milczący. Zgodził się na to bez żadnej kłótni ani ostrzejszej wymiany zdań,
***
W końcu zostałem wezwany do rodziców. Wiedziałem, co mnie czeka więc nawet nie protestowałem kiedy wilczyca mówiła:
- Leste... Jesteś już dorosły, Powinieneś wyruszyć w świat i szukać innej rodziny, a nawet założyć własną. Mam nadzieję, że u....
- Wiem, co mam zrobić. - przerwałem.
Po zakończeniu rozmowy pożegnałem się z rodzicami i resztą watahy; w całej watasze było około ośmioro wilków.
Od terenu stada odszedłem powolnym, nieśpiesznym krokiem.
***
Zmierzchało już. Znalazłem się na innych terenach. Nie wiem, czy były one zamieszkane, czy nie. W każdym bądź razie podszedłem do płynącego nieopodal strumyczka i napiłem się z niego. Podniosłem głowę opryskując się jednocześnie chłodną wodą. Gdzieś tam majaczyła się jaskinia. To może być dobre miejsce na spoczynek.
Potruchtałem nieśpiesznym kłusem w jej stronę. Ale coś mi przeszkodziło.
Mianowicie, poczułem zapach w i l k a. Innego wilka. Nie dostrzegłem jeszcze jego postaci więc szedłem dalej w stronę tego zapachu.
Z woni wilka da się określić baardzo dużo rzeczy; na przykład kondycję, dietę czy płeć.
Zamarłem.
Jeśli mój zmysł powonienia działał dobrze, to podążałem w stronę pięcioletniej wadery alfa.
Położyłem po sobie uszy i podszedłem do niej, przybierając jak najbardziej uległą pozycję. Spojrzała na mnie.
<Calme?>
Czytaj dalej »

wtorek, 14 czerwca 2016

Snorri - Wypędzenie Sensitive

Podniosłem oczy na wysokość oczu Sensitive. Nie ukrywam, owa wadera dość mocno mi podpadła.
Robi się coraz zimniej, nadchodzi złota śmierć, panna jesień. Ta pora roku od zawsze przynosiła straty. Tej akurat nie było mi szkoda.
Rzuciłem się na wilczycę rozwierając szczęki tuż nad jej głową. Sensitive umknęła mi niczym cienista istota unikająca spojrzenia kątem oka. Czułem strach i przerażenie. Moje źrenice zwęziły się.
Ziemia uciekała spod jej łap, ale ja byłem szybszy. I skuteczniejszy. Skoczyłem jeszcze raz, tym razem zakleszczając jej swoje kły na karku.
- Nie możesz tego zrobić! - Sensitive rzucała się po ziemi. Cóż, dodatkowe kilogramy po raz pierwszy się przydają.
- Mogę. - odrzekłem.
Mój głos był zimny, nieczuły, napiętnowany.
Przerażenie w jej oczach sprawiało mi przyjemność.
Nie minęła minuta, a moje kły wbiły się w jej gardło a pazury dosięgnęły skóry na brzuchu.
Poczułem ten cierpki, metaliczny smak krwi na języku. Spojrzałem na waderę. Nie walczyła.
Zasyczałem - co to za walka, skoro druga strona ma głęboko w poważaniu moje czyny?
Przewróciłem Sensiticve na plecy. Z rany nie buchała krew, jedynie z gardła. Wilczyca zamknęła oczy.
Życie jednak z niej nie uciekało.
Odwróciłem się i powoli odszedłem do Calme i Bardy.
Czytaj dalej »

wtorek, 7 czerwca 2016

Barda cd Snorri (cd Calme)

Wracałem na tereny watahy niosąc w pysku upolowanego przeze mnie królika. Miał płowe futro i był dość duży jak na swój gatunek. Teraz zwisał z mojego pyska i patrzył smętnie w ziemię niewidomymi oczami.
Nagle podniosło się wycie, w którym rozpoznałem głos Snorriego. W kilku susach znalazłem się tuż przy jaskini, gdzie stały już inne wilki: Calme, Sensitive i Snorri. Basior trzymał się blisko wadery z białym futrem i zaczął jeść na równi z nią. Otworzyłem szeroko oczy. Oznaczało to, że była równa Snorriemu, była samicą alfa.
Położyłem uszy po sobie i nisko na nogach podszedłem do nowej przywódczyni. Spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami i uśmiechnęła się.
Wyszczerzyłem swoje małe kły i pochwaliłem się:
- Aleksiej przyjął mnie na naukę.
Snorri liznął mnie po uchu, co oznaczało coś w rodzaju gratulacji.
- Mówił, że w lesie jest coraz mniej zwierzyny.
Wszystkim zrzedły miny.
- Ja... Ja chcę się podjąć zadania sprowadzenia jej tutaj.
Snorri zamyślił się.
- Dobrze. Ale uważaj na siebie. I gdyby coś się stało, natychmiast wracaj.
(Zadanie nr. 1)
Czytaj dalej »

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Snorri cd Calme

Calme zgodziła się na szczeniaki, więc ten problem mieliśmy z głowy. Przechyliłem głowę i popatrzyłem na nią. Owszem, podobała mi się, ale nie zamierzałem się do tego dzisiaj zabierać. Poza tym, i tak nic by z tego nie wyszło, ruja u wader następuje dopiero wtedy, kiedy śnieg topnieje i zaczynają wyrastać kwiatki. Teraz paliło słońce i o żadnym śniegu nie było mowy.
Leżałem z pyskiem wtulonym w sierść na karku Calme i wsłuchiwałem się w odgłosy natury rozbrzmiewającej na zewnątrz. Modry ptak właśnie rozpoczynał swój koncert. Był to przenikliwy, radosny świergot zmieszany z szumem strumienia.
Wilczyca obok mnie miała zamknięte oczy i cicho mruczała. Była rozluźniona, i, wydawać by się mogło, zadowolona.
- Nie jesteś głodna? - Popatrzyłem na waderę. - Nic nie jadłaś od rana.
- Uhm. Trochę jestem. - odparła i już zaczynała się podnosić z ziemi.
-Leż, ja pójdę. - Zatrzymałem ją i wyskoczyłem z jaskini.
Jeju, grube, długie futro jest fajne dopóki nie jest aż tak gorąco.
Ostrożnie wszedłem do potoku, starając się nie wypłoszyć ryb.
Cierpliwie czekałem aż któraś, nieświadoma zagrożenia podpłynie do mnie.
Po chwili w pysku miałem około pięciu rzucających się ryb.
Przywołałem do siebie Calme.
- Zaniesiemy to do gawry, niech inni też zjedzą.
Ryby, już martwe, porzuciłem przy wejściu i podniosłem wycie oznaczające mniej więcej to samo co "OBIAD!".
Odpowiedziały mi głosy Sensitive i Bardy, którzy zjawili się obok. Barda dzierżył w pysku martwego zająca, którego złożył przy rybach.
Kolejność dotychczas szła tak: ja, Barda, Calme lub Sensitive. Teraz jednak jedliśmy z Calme jednocześnie, ogłaszając tym samym, że Cal została alfą.
<Cal? Sensitive? Barda?>
Czytaj dalej »

Limit słów zniesiony!

Limit słów (350+) zostaje zniesiony. Teraz minimum słów wynosi 100. ;)
W tej zmianie chodzi o to, aby zbędnie nie przedłużać opowiadania.
Czytaj dalej »