piątek, 5 sierpnia 2016

Od Lestego - zdobycie towarzysza

Spacerowałem sobie, bijąc się z myślami. Raz po raz mój pysk był smagany powiewami wiatru. Odsłoniłem kły, jakby to miało coś pomóc. Oczywiście nie pomogło.
Lunę zostawiłem w moim legowisku. Cóż. Teraz to było także jej legowisko. Nie przeszkadzała mi ona ostatnimi dniami.
Dałem susa nad potokiem i przeskoczyłem na drugą stronę. Znajdowałem się gdzieś na terenach niczyich. Nie przerażały mnie one zbytnio. Po prostu drzewa i czasem wolniejsze ode mnie drapieżniki. Zawyłem głośno i triumfalnie. "Patrzcie, żyję!". Odpowiedziało mi inne, silne wycie. To prawdopodobnie Convel. Snorri zazwyczaj olewał moje wycie, a wilczyce... cóż, miały ważniejsze sprawy na głowie.
Ciepły wiatr zawiał, wyciskając mi łzy z oczu. Cholera jasna...
Byłem lekko głodny, więc postanowiłem zapolować na coś. Coś w miarę małego, gdyż byłem sam, a mistrzem polowań nie byłem.
Wystawiłem nos w górę, żebym mógł wyłapać jakiś ciekawy zapach.
W końcu.
Ruszyłem pędem w stronę źródła zapachu.
***
No więc... To coś było co najmniej dziwne. Było całe czarne, i ogólnie wyglądało jak taki malutki jeleń. Oprócz głowy. Ta była inna, dziwna. Oraz zakończenie nóg nie pasowało. Owe coś otworzyło oczy i spojrzało na mnie.
- Czym ty jesteś? - zadałem pytanie, wlepiając wzrok w jelenia-nie-jelenia.
Oczywiście odpowiedzi nie otrzymałem.
Coś... Było po prostu zbyt słodkie i niewinne, aby je zabić. Zrezygnowany odwróciłem się i zrobiłem kilka kroków w przód, gdy usłyszałem ciche rżenie i tętent kopyt. To coś za mną szło!
Ehh. No nieważne. Czyli się nie najem.
- Będziesz Styks. - zwróciłem się do cosia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz