czwartek, 25 sierpnia 2016

Mirabilis cd Floe

<Dobra. To może być wstęp do wojny, jeśli chcesz x.x >
Przestałem wyć. Z zarośli nie wyłonił się nikt... nikt poza dwoma basiorami; szarym i rudym.
Wzdrygnąłem się na sam widok wolno podchodzących samców.
- Floe, schowaj się w bezpiecznym miejscu. Już! - Rozkazałem. Floeado zniknęła w gawrze. Zdusiłem w sobie westchnienie. Chodziło mi o bezpieczne miejsce, daleko z tąd.
Rudy basior zbliżył się do mnie. Był mniej-więcej taki jak tata, wielkością oczywiście.
- Kim jesteś, bura kulko? - Zaszydził.
- Nie jestem bury. Jestem półkrwi wilkiem polarnym. - Wycedziłem. Nabrałem odwagi. Moje własne słowa dodały mi otuchy.
- Odważny z ciebie wilczek... a twoja przyjaciółka?
- A co ci do tego?
- Mów.
- Idź do diabła, lisi pomiocie - obraziłem go. Specjalnie. Niech się wkurza. To określenie usłyszałem z pyska ojca, gdy kiedyś rozmawiał z moją matką.
Wilk zmarszczył się, zadygotał z wściekłości i zaczął warczeć. Cicho, gardłowo. Dobrze mu tak.
- Kto ci obciął białą kitkę? - Szydziłem dalej. - A może chomik ci ją odgryzł?
Podziałało. Rudy basior rozdygotany wyprostował się i zrobił krok w tył.
Dziękuję ci, tato. Od ciebie usłyszałem te określenia. To dzięki tobie stoję tu teraz i wzmacniam swoją odwagę i pewność siebie.
- Skąd - warknął rudy - znasz te obelgi?
Milczałem, uśmiechając się do niego szyderczo.
- Gadaj! - Rzucił się na mnie. Zrobiłem płynny unik w bok, a basior walnął łbem o ścianę gawry.
- Ty mały...
- Stul pysk, Hunter - odezwał się ktoś luźno.
- Tata! - Krzyknąłem.
- Proszę, proszę... czyż to nie jest Convel, mój dawny - tu rudy basior zaśmiał się cicho - przyjaciel - wycedził szyderczo.
- Zamknij się, powiedziałem! - Tata wywrócił oczami, opierając się o pień drzewa.
- Lisi pomiot - zaszydziłem i zrobiłem kolejny unik. Basior zwany Hunterem przeleciał przez pół łąki, lądując u łap Convela.
Z krzaków wyskoczył Snorri i stanął nad Hunterem, u boku taty.
- Ty! - Zacharczał szary basior, podchodząc do Convela. - Czy to nie ty byłeś wygnańcem? Pomiotem z pustynii lodowej, którego przygarnęła moja bliska przyjaciółka? Którego kazałem porzucić w dżungli?
- A i owszem, wielce szacowna Alfo - ostatnie słowa tata niemal przeliterował.
Co jest grane? Już nic a nic nie rozumiem. Eh, dorośli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz