niedziela, 8 stycznia 2017

Od Moona - wyprawa 2/4

Obudziłem się w południe. Kark nadal mnie przeraźliwie bolał. Lecz wstałem, nie chciałem zostać jedzeniem dla innych... A propozycje jedzenia byłem głodny! I tak szedłem do góry wzdłuż polany gdy usłyszałem szmer z krzaków wyszedł królik! Morze nie był największy ale to wciąż jedzenie! Zacząłem go ścigać i ZŁAPAŁEM GO! Odrazy wziąłem się za jedzenie... Lecz to i tak nie był największy posiłek świata. Poszedłem dalej, przez parę godzin trasa nie wydawała się trudna lecz nie lekceważyłem jej. Jak na start przywitał mnie krwiożerczy lis, To co mnie spotka na górze! I co z Celestial czy dalej mnie lubi? Czy się martwi o mnie? Czy mój sokół na pewno jej broni! Myślałem tak szedłem prosto i Zauważyły mnie sępy krążyły nade mną parę ładnych godzin ara padnę lub zasnę żeby mnie dopaść. Pomyślałem żeby nie wstrzymać kolejnej bezsensownej walki, próbowałem im uciec. Zgadnijcie nie udało się. Nagle sępy były coraz niżej i niżej
-Cholera! Znów ktoś usiłuje mnie zabić!-krzyknąłem napiąłem mięśnie i wyciągnąłem pazury. A sępy nie śmiały mnie atakować. Tylko jeden, największy i pewnie najsilniejszy szybko mnie zaatakował. Szybko odskoczył em, ból karku dawał się we znaki! Bolało bardzo. Gdy sęp po raz 2 chciał mnie ugryźć przyleciał sokół. Obronił mnie i pokazał że mam uciekać. Lecz czemu mi pomógł. Wahałem się czy uciekać czy mu pomóc. Sokół znów pokazał żebym uciekał więc z niechęcią uciekłem.

<Kontynuacja własna>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz