środa, 25 stycznia 2017

Grayback cd Kangae

Moje źrenice zwęziły się na widok psów, a umysł kazał zamordować je wszystkie.
- Kangae! - ryknąłem rozglądając się za wilczycą.
W końcu ją zauważyłem; stała nad ciałem jakiejś młodej suki myśliwskiej. Pies miał rozszarpane gardło, a Kan krew na pysku. Teraz po prostu stała i przyglądała się swojemu dziełu.
- Kan! - zaskowyczałem skacząc ku niej.
Nie mogłem pozwolić na jakąkolwiek krzywdę, a widać było, że psy nie miały ochoty na herbatkę i ciasteczka.
- Ja... Zabiłam... - wymamrotała niewyraźnie mrużąc oczy.
- Brawo Kan, gratulacje, ale pooglądasz sobie później. - mówiąc to skoczyłem ku niej.
Cel był prosty - odepchnąć Kangae i skopać tyłek psom. Nie wyglądało na trudne. Wilczyca pod naciskiem mojego ciała poleciała na ziemię za sobą, a ja dzięki temu stałem się żywą tarczą.
- No, kici kici, udomowione szczury. - Wyszczerzyłem się szyderczo. Trzy psy jak na komendę zaczęły warczeć i ujadać.
Jeden z nich był w typie wyżła. Wydawało mi się, że on dowodził tą szajką.
Jeden z nich rzucił się ku Kangae, najwyraźniej biorąc ją za najsłabsze ogniwo z nas dwoje, a może po prostu miał nikłe pojęcie o tym, że zła wadera to groźna wadera. Nie pozwoliłem na spięcie, po raz kolejny zasłaniając ją własnym ciałem.
Drugi z psów rozwarł szczęki i zasyczał podobnie jak wąż. Był młody. Przez chwilę nawet było mi szkoda, że skończy swoje życie w taki sposób. Ale tylko przez chwilę. Stracił swoją szansę, kiedy rzucił mi się do gardła.
Nie doczeka się jednak mojej śmierci, tak samo jak wszystkie inne psy myśliwskie. Brak jeden łapy to cena wolności, a nie zamierzam jej sobie dać odebrać.
Niepostrzeżenie Kangae wyskoczyła zza mnie i zjeżyła się na innego psa.
- Kangae... - szepnąłem zmartwiony, ale nie dane mi było skończyć, gdyż przerwał mi atak.
Pies naskoczył na mnie, ale nie trafił w gardło, lecz w łopatkę, a jego szczęki zakleszczyły się właśnie na niej. Nie widział, jak wielki popełnił błąd!
W mgnieniu oka przewróciłem się na ziemię, przygniatając psa swoim ciężarem. Dobiegł mnie cichy skowyt, a zaraz potem mokry rozrywanego mięsa. Jego szczęki po prostu nie wytrzymały nacisku, tak samo jak jego wargi, a skutkowało to tym, że jego pysk został poszerzony. W tym momencie zrobiłem mu już łaskę, wykonując egzekucję.
Więc zostaliśmy dwoje przeciwko dwóm psom.
Kangae i ten drugi nadal stali na przeciw siebie, nie wykonując żadnego ruchu. Wyżeł spokojnie patrzył mi w oczy, jakby założył, że wygrana leży po jego stronie. Nie atakował.
Kątem oka zauważyłem, jak pies rzuca się ku mojej Kangae z zamiarem rozszarpania jej gardła. Nie mogłem na to pozwolić. Wyrwałem się spod mrożącego spojrzenia wyżła, aby chronić Kangae. Pies zanurkował w jej stronę, ale szybko został wypchnięty ze swojego toru. Właśnie sobie uświadomiłem, co najlepszego zrobiłem, ale było już za późno. Musiałem dobić psa, zanim on dobije mnie. Szamotaninę przerwało jednak coś... Ugryzienie komara? Przynajmniej tak to odczułem, a chwilę potem opadłem z sił.

Kan? Wiesz, co robimy ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz