czwartek, 26 stycznia 2017

Kangae cd Grayback

Uniosłam delikatnie pysk, po czym położyłam go tuż przy nosie Gray'a, tak, że zezując mogłam dostrzec jego twarz.
- Gray... - zaczęłam, czując jak język mi się plącze - Ja nigdy... nigdy nie.. chciałam cię skrzywdzić.
- Cóż. - odwrócił wzrok, odsuwając się ode mnie - Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz. - odparłam stanowczym tonem. Obrócił głową, żeby w zdziwieniu na mnie spojrzeć. Wtedy to się stało.
Przysunęłam się do niego, po czym... delikatnie ucałowałam. Nie tak, jak robią to ludzie. ,,Polizała go", rzekliby, po czym odeszli, bo nic by to dla nich nie znaczyło. Ale miałam nadzieję, że Gray zrozumie.
Tak też się stało. Ujrzałam jego żółte oczy, utkwione we mnie, na lekko otwarty w zdumieniu pysk. Zaczerwieniłam się, ale nie odwróciłam od niego wzroku. Usłyszałam szelest z lewej strony i obróciłam się.
- Całujecie się? Ayame, oni się kochają! Jak długo już jesteście razem? - nagle jej oczy się rozszerzyły - Czy wy już robiliście TO?!
- Matka nie uczyła cię, że czasem trzeba wsadzić mordę w kubeł i się nie odzywać? - warknął Gray, kierując na nią wściekłe spojrzenie. Cała przyjemność i atmosfera zniknęły. Czułam, jak twarz mi płonie, a jedyne, o czym marzyłam, to znaleźć się głęboko pod ziemią.
- Alegria! - obok niej znalazła się Ayame - Zgłupiałaś? Nie wiesz co to znaczy prywatność?
Chwyciła ją za kark i mocno przycisnęła do ziemi.
- No dobrze, przepraszam! - pisnęła, opierając tynie łapy na brzuchu wadery. Ta po chwili ją puściła.
- Robisz piękne pierwsze wrażenie, nie ma co. - burknęła, na koniec uderzając ją jeszcze w potylicę - Nie krępujcie się, czasem trzeba z nią ostro - rzekła w naszym kierunku, kiedy szczenię się oddaliło.
- No cóż, będę mieć to na uwadze. - szary basior wstał, otrzepując futro z ziemi.
- Jesteście może głodni? - zaczęła, chcąc przerwać ciszę, po czym dodała - Zaraz powinni przynieść tutaj jedzenie.
- ,,Jedzenie"? - zapytał Gray.
- Najczęściej krowy, owce i świnie... A właściwie ich uda i przednie nogi. - mruknęła wadera, kierując się w stronę wejścia do klatki. Czekał tam też Tuke i młoda wadera - Czasem dobrze, jeśli pochodzisz trochę i się pokarzecie. Wtedy sobie pójdą. Możecie położyć się przy szybie, zaaranżować udawaną walkę lub trochę pobiegać, szczególnie kiedy jest ktoś irytujący. Napatrzy się i pójdzie.
- Warto wiedzieć. - mruknął Gray - Ale nie będę skakał jak jakiś tresowany piesek.
- Żadne z nas tego nie robi. - odparła samica - Jednakże, z drugiej strony, trzeba tu jakoś żyć i wykorzystywać różne triki. Zawsze dzielimy jedzenie między siebie. Możecie podejść z nim nieco bliżej tłumu. Czasem też jest dobrze, jak wszyscy się schowamy, bo nikomu nie chce się patrzeć na pusty wybieg.
Gray rozejrzał się po nim uważnie, co ja również uczyniłam. Zobaczyłam w lewym kącie prowizoryczną norę, utworzoną z dużych, sosnowych gałęzi wspartych na drewnianych palach. Nad nią, umocowane w ścianach, pięły się duże kłody, tworzące platformę. Kilka podobnych kijów leżało po całym wybiegu. Na środku było ustawione sztuczne jeziorko, otoczone kamieniami, a obok niego leżał wydrążony pień pokryty mchem.
- Mamy też wybieg na zewnątrz. - powiedział młody basior, widząc nasze krytyczne spojrzenia - Tam jest trochę więcej miejsca.
Nagle coś zaskrzypiało. Wszyscy, jak na komendę, nastawiliśmy uszy i skierowaliśmy głowy w kierunku dźwięku. Do klatki wszedł ubrany na zielono człowiek, a właściwie kobieta. W ręce miała dużą klatkę, w której szamotało się kilka kur, w drugiej natomiast długi kij z pętlą na końcu. Uważnie zamknęła za sobą drzwi i włożyła coś kolorowego do ust. Dmuchnęła i z dziwnego przedmiotu wydobył się przenikliwy pisk, na którego dźwięk troje naszych towarzyszów poderwało się, szczekając donośnie. Uniosłam brwi w nieprzyjemnym zdziwieniu.
- Siad! - usłyszałam donośny głos. My z Gray'em nie wstaliśmy, ale Ayame, Tuke i Algeria błyskawicznie zgięli łapy i jak zahipnotyzowani wpatrywali się w kobietę.
- Dobrze! - krzyknęła, wyjmując coś z kieszeni. Dała to każdemu po kolei, a po chwili podeszła do mnie i basiora. Gray z ociąganiem skubnął smakołyk.
- Aria! - zawołała dziewczyna, po czym najstarsza z trójki wilków podeszła do niej spiesznie, machając ogonem - Łapa!
Wadera posłusznie podała łapę, popiskując zniecierpliwiona.
- Aria? - zapytałam młodego basiora.
- No... ludzie nadali nam swoje własne imiona - odparł pospiesznie - Wątpię, żeby wiedzieli jak naprawdę się nazywamy.
- No to pięknie. - warknął Gray, obserwując z pogardą turlającą się posłusznie Algerię.
- Nas też tak będą tresować? - obruszyłam się. Willow nauczyła mnie kilku komend. Potrafiłam podawać łapę, usiąść, położyć się i przyjść na komendę, ale teraz nie miałam zbytniej ochoty na skakanie i kręcenie się w kółko ku uciesze gawiedzi.
- Tak, każdego z nas tak uczyli. Hannah brała każdego z nas z osobna i uczyła. - przytaknął zapalczywie, po czym skoczył ku kobiecie, kiedy usłyszał ,,Malrey".
- Ciekawe kim ja będę. - westchnął basior, kiedy dziewczyna podeszła do nas.
- Waruj! - krzyknęła na resztę, po czym stanęła przed nami w pewnej odległości. Widziałam, że jej pięść zacisnęła się mocniej na kiju. Zmrużyłam oczy. Chce nas ukarać za niewykonanie polecenia?
- Cess. - zwróciła się do mnie, po czym wyciągnęła rękę z małą kostką. A więc teraz będzie nas uczyć nowych imion, tak? Mają nam się skojarzyć z jedzeniem, tak? Wzięłam niepewnie przysmak, nadal patrząc na kij w jej ręku. Uśmiechnęła się i poklepała mnie po głowie, po czym podeszła do Gray'a. Po wypowiedzeniu ,,Dago", on również otrzymał smakołyk.
- A więc od dzisiaj jestem Dago. Cudownie. - warknął, obserwując, jak podekscytowana Algeria aka Dafne skacze i obserwuje, jak Hannah mocuje się z zamknięciem od klatki kurczaków.
<Gray? Nie kończ tego tak szybko, pamiętaj, że Kan musi zobaczyć swoich poprzednich właścicieli>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz