wtorek, 31 stycznia 2017

Od Convela - wyprawa (cz. 1/4)

Był to słoneczny ranek. Zima już dawno przeminęła, wiosna zbliżała się do końca. Wokół powoli nastawało lato. Słyszałem to w szumie wody, która wesoło rozbijała się o przybrzeżne kamienie. Widziałem to na drzewach, których liście przybrały barwę żywej zieleni, a także w słońcu, które z każdym dniem dłużej wisiało nad naszym pięknym lasem. Czułem to w kwiatach, które gwałtownie zaczęły porastać wszelkie wolne obszary na naszym terytorium.
Niby taka piękna pora roku, a jednak tylu rzeczy mi brakowało... śmiechu szczeniąt, towarzystwa Snorriego, uwagi Mirabilisa, obecności Hardej...
Muszę się stąd wyrwać - pomyślałem. - Wiem, wyruszę na wyprawę!
Z takimi oto myślami i... niezbyt stabilną czy sensowną motywacją, postanowiłem odszukać Calme i szepnąć jej słówko o moich planach.
* * *
Zastałem Alfę na łące, całkiem niedaleko miejsca, w którym się akurat znajdowałem. Stojąc w cieniu drzew, popatrzyłem na Cal w blasku złotych promieni słonecznych. Jej futro zdawało się iskrzyć, przybrało piękną, pomarańczowo-złotą barwę; odcienie zachodzącego słońca. Wadera siedziała na trawie, nieporównywalnie piękniejsza od trawy w takich samych odcieniach złota, nadstawiając ucha na pobliski śpiew ptaków.
Żal byłoby mi ją zasmucić wieścią, że znikam. Tak więc rzuciłem jej ostatnie, tęskne spojrzenie, po czym odwróciłem się i zniknąłem w leśnej gęstwinie.
* * *
Szlak? Jaki szlak? Prędzej szlag mnie trafi, niż odszukam drogę do tej cholernej doliny!
Całe obiecane piękno, rozmaitość, urodzajność, nieodkryte tajemnice i trzymane w ukryciu sekrety, cała "niezwykłość" Tęczowej Doliny znikła wraz z chwilą, w której w moim sercu zagościła nieznośna frustracja. W którą stronę? Którą drogą? Czy ta dolina ma zapach, którym mógłbym się kierować? Jak ona właściwie będzie wyglądać? Po czym ją poznam? I najważniejsze: jak do niej trafię?!
Wraz z upływającym czasem zacząłem żałować, że w ogóle wystawiłem nos poza rodzinne granice.
W końcu zdecydowałem się pójść przed siebie. Po prostu biec naprzód, aż znajdę coś, co naprowadzi mnie na chociażby małą wskazówkę, prowadzącą do odnalezienia drogi do Tęczowej Doliny.
* * *
Co mnie naszło, żeby wyruszyć w świat, na jakąś durną wyprawę?! - w duchu byłem wściekły na samego siebie. Błąkałem się teraz po niemal równym, zupełnie suchym i martwym terenie, bez wody i pożywienia, szukając rzekomo istniejącej Tęczowej Doliny.
Doliny, w której podobno cuda są stałymi bywalcami.
Doliny z opowieści, których tak cierpliwie wysłuchiwałem dawno temu, siedząc w trawie obok starych podróżników z mojej byłej watahy.
Doliny, z której wynieść można wiele, a przynieść jeszcze więcej, nawet o tym nie wiedząc.
Doliny... nie, nie będę tak w kółko wymieniał. Ta dolina nie może być przecież bardziej niezwykła niż inne doliny!
...prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz