czwartek, 12 stycznia 2017

Convel cd Calme

- Na pewno myślał o tobie, Calme - stwierdziłem bez zawahania. - Pewnie też wiedział, że może zginąć w walce ze Stirminium. Znałem go dobrze i wiem, że rodzina miała dla niego największą wartość. Dlatego rzucił się do walki za szczenięta. Wszyscy jesteśmy jego rodziną, Cal.
- Ale jego już tu nie ma... my... byliśmy jego rodziną... - wyszeptała wadera.
- Nieprawda - powiedziałem stanowczo. Calme spojrzała na mnie. - On żyje. Żyje w każdym z nas. Tutaj - położyłem łapę na sercu Alfy. - I tak naprawdę, nigdy nie zginął i nigdy nie zginie. A my na zawsze pozostaniemy jego rodziną.
Calme uśmiechnęła się powoli, a w jej oczach zabłysły iskierki szczęścia. Wiedziałem, że właśnie tego potrzebowała. Wsparcia, towarzysza, kogoś bliskiego. W tej chwili i ja poczułem, że zrobiło mi się lżej na sercu, gdy zacząłem szczerze rozmawiać z Cal. Pocieszanie jej sprawiało mi przyjemność, nie mniejszą niż przebywanie nad morzem.
- Słońce zaszło - powiedziała po chwili. W jej głosie słychać było wyraźną nutę zadowolenia. Udało mi się. Udało mi się znów uszczęśliwić Calme.
- Prawda - odparłem powoli, patrząc z lekkim rozczarowaniem na ciemniejące niebo i miejsce, w którym jeszcze przed chwilą widniał rąbek złocistej kuli. - To... co dalej?

<Calme? Idziemy z powrotem do watahy czy zostajemy nad morzem?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz