środa, 25 stycznia 2017

Grayback cd Kangae

- Wybacz, Kan. Wiem, że po prostu nie chcesz mnie zranić. - szepnąłem. Szansa na to, że jednak naprawdę coś do mnie czuje? Zerowa. Po co się oszukiwać, a potem cierpieć. - Przepraszam, że ci to powiedziałem. Jeśli chcesz, możesz się już nigdy do mnie nie odzywać, ale teraz pójdź spać, dobrze? Jest ciemno.
- Ale... To nie tak... - Język jej się plątał. Widocznie nie wiedziała, co powiedzieć. - Gray, proszę cię. Ja naprawdę...
Spojrzałem przez wyjście z jaskini. Zimno i ciemno, a poza tym było słychać wycie... Nie wilka. Nie lisa. Nawet nie zagubionego kojota. Psa.
Kangae wzdrygnęła się widząc moją reakcję. Musiałem wyglądać przerażająco.
- No nic, Kangae. Cichutko już. - mruknąłem. - Proszę, idź spać.
- Ale... - zaczęła.
- Żadnych ale, Kan. - przerwałem jej łagodnie. - Proszę, połóż się już.
Jutro to sprawdzę, aczkolwiek wydawało mi się, że wycie dobiegało z bardzo daleka.
- Nie chcę. - burknęła. - Słyszałam wycie.
- To nic. - uspokoiłem ją. - Jakiś pies ma po prostu bardzo donośny głos, a został sam i też się boi.
- Nie zasnę. - jęknęła.
- Jak nie zaśniesz, to się z tobą położę i będę czekał, aż zaśniesz. - zaśmiałem się. - A tego byś nie chciała. Będę cały czas w drugiej komorze, jak coś, to wołaj.

Kan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz