poniedziałek, 20 lutego 2017

Od Vetera-nowy towarzysz

Wyszedłem na dwór wolnym krokiem. Przeciągnąłem się i spojrzałem na polankę, na której wykopałem swoją norę. Właściwie, została ona przejęta po borsuku, ale i tak miałem niemało roboty z powiększaniem jej do swoich rozmiarów, głównie dlatego, że nie widziałem prawie nic podczas kopania. Za mało światła do niej wpadało, żebym mógł z łatwością stwierdzić czy jest odpowiednia. Właściwie co jakiś czas musiałem się kłaść i porobić kilka obrotów, żeby ocenić czy już jestem w stanie tam spać. Na szczęscie jednak udało mi się wykonać porządne pomieszczenie.
Mocno wciągnąłem nosem powietrzem, starając się wynaleźć jakiś zapach potencjalnego śniadania. Od jakiegoś czasu nie byłam w stanie upolować niczego, głównie dlatego, że nie było krzewów, które zdołały mnie ukryć na tyle długo, żebym mógł podkraść się do ofiary. Żywiłem się głównie korzonkami i padliną.
Wyczułem zbawienny zapach królika nadciągający z południa. Pochyliłem głowę, po czym chwyciłem trop i pobiegłem truchtem przed siebie.
Las emanował wieloma barwami, a prześwitujące słońce rzucało koliste refleksy na różne obiekty. Co jakiś czas znajdowałem nierozwinięte jeszcze pączki lub wczesne rośliny, a trawa nabrała już soczystej zieleni. Co jakiś czas unosiłem głowę i nasłuchiwałem, szukając jakiejś żywej duszy, z którą mógłbym zapolować na coś większego. Nikogo jednak nie było w moim najbliższym otoczeniu, więc ruszałem dalej na samotne łowy.
W końcu zapach stał się niesamowicie intensywny, tak, że byłem pewien, że moja ofiara znajduje się niemalże kilka metrów przede mną. Przykucnąłem za szerokim pniem i próbowałem wypatrzeć brązową plamę wśród traw Wychyliłem się powoli, mając nadzieję, że ucztujące zwierzę nie spostrzeże mnie zbyt wcześnie. Ostrożnie stawiałem kroki, czując, jak mokra ziemia rozstępuje się pod moimi poduszkami. Nie myślałem; skupiłem się jedynie na ruchu mięśni i na umyśle, w którym rządziła pustka. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w rozmazaną palnę koloru, kiedy nagle moje myśli rozdarł okropny dźwięk.
Trzask suchej gałązki.
Zamarłem, pewien, że mogę pożegnać się ze słodkim smakiem króliczego mięsa. Zauważyłem ruch czegoś, co ponoć było królikiem, ale... Nic się nie stało. Znaczy, zwierzę szamotało się rozpaczliwie, ale nie oddalało się, mimo, że powinno już dawno uciec, znikając z cieniu drzew. Zmarszczyłem oczy, wyprostowując się. Nastawiłem uszy i mocno wciągnąłem powietrze nosem. Słyszałem, że niektórzy myśliwi wystawiają ,,przynęty" w postaci właśnie królików lub zajęcy. Są uwiązane, tak, żeby nie zdołały uciec.
Już miałem zawrócić, kiedy powietrze rozdarł rozpaczliwy, ptasi krzyk, który zranił moje uszy. Niewiele myśląc skoczyłem ku plamie. W dwóch susach znalazłem się koło niej, a kontury nabrały wyraźnych kształtów. Nabrałem gwałtownie powietrza w płuca z zaskoczenia i zachwytu.
Pod moimi łapami leżał piękny, wielki sokół wędrowny o masywnym, żółtym dziobie owiniętym drutem. Zszokowany, stałem nad spętaną istotą, która niezgrabnie rozkładała jedno skrzydło. Po chwili zrozumiałem, że ptak musiał zaplątać się w jakiś śmieć, który wyrzucił któryś człowiek. Nie bardzo wiedziałem, jak był w stanie to zrobić, ale ważne było tylko to, że to zwierzę potrzebowało mojej pomocy.
- Spokojnie, przyjacielu. - mruknąłem, delikatnie próbując odwinąć jego skrzydło z pułapki. Sokół zaskrzeczał, próbując rozorać mi ciało długimi pazurami.
XxX
Odrzuciłem porozrywaną siatkę w bok. Istota oddychała powoli, patrząc na mnie ogromnym, czarnym okiem, gdy nagle poderwała się z głośnym wrzaskiem, zatrzepotała skrzydłami i rzuciła się prosto na mnie. Odruchowo odwróciłem głowę, zamykając oczy i czekając na ból. Nic się jednak takiego nie stało, a kiedy powoli uniosłem łeb i powieki, ujrzałem brązowo białą plamę, która siedziała nad moją głową. Zagwizdała przeciągle, po czym poszybowała niżej, tak, że mogłem ją wyraźniej dostrzec.
- Nie ma za co. - mruknąłem z uśmiechem, po czym skierowałem swój krok w stronę domu. Byłem zadowolony, że udało mi się ocalić coś tak majestatycznego jak sokół, ale z drugiej strony głód coraz mocniej dokuczał.
Powłócząc nogami doszedłem do polany, po czym stanąłem przed wejściem do nory. Już miałem się tam schować, zniesmaczony porażką, kiedy coś z głośnym plaskiem upadło tuż przed moimi łapami. Odskoczyłem, zaskoczony podarkiem. Nim jeszcze moje oczy odgadły czym jest szkarłatna trawa pode mną, do nosa dotarł słodki zapach krwi. Pod moimi palcami leżał królik z rozoranym brzuchem. Wziąłem go ostrożnie w zęby, chcąc sprawdzić czy aby jakimś cudem nie jest to głupi kawał.
Wtedy usłyszałem krzyk.
Uniosłem głowę i nad sobą ujrzałem zakrzywiony, żółty dziób i czarne oczy. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym oderwałem kawałek skóry zająca i rzuciłem go w górę.
- Smacznego, Cri.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz