czwartek, 23 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Obudziłem się przed moją ukochaną beczułką, ale nie zamierzałem jej budzić. Zamiast tego przycisnąłem się do niej bardziej, przykładając łapę do jej brzucha. I wiecie co? Poczułem to! Poczułem mały, niemalże niewyczuwalny dla zwykłego obserwatora ruch. 
- Kangae! - zawołałem radośnie, czym oczywiście obudziłem wilczycę. 
- Co, Gray? - mruknęła sennie. Zamrugała, aby pozbyć się resztek snu.
- Poruszyło się! - odparłem wyszczerzony. - Amber albo Shika! Któreś z nich się poruszyło!
Kangae uśmiechnęła się do mnie i trąciła mnie nosem. 
- Tak się cieszę, Gray... - szepnęła w moje futro na szyi. 
- Ja też. - zamruczałem i ucałowałem ją w pysk. - Nasze małe, śliczne kulki. Wyobrażasz to sobie? 
Bo ja sobie wyobrażam. Jedno podobne bardziej do mnie, drugie do Kangae. Malutkie, śliczne i na pewno bystre i inteligentne, a także silne i sprytne. 
- Może. - Uśmiechnęła się delikatnie. 
Chciała coś dodać, ale jej słowa przerwał krzyk. Całkiem niedaleki krzyk. 
- Gray...? - Jej oczy były rozszerzone. Może przez zdziwienie, może przez strach.
- Pójdę do sprawdzić. - zaoferowałem.
Poderwałem się z miejsca i otrzepałem z ziemi, po czym wychyliłem się z nory. Pusto. Cisza. Martwa. 
- Nic tu nie ma! - zawołałem, chociaż nie byłem pewny swoich słów.
Lepiej będzie, jeśli sprawdzę także okoliczne krzaki. To... to mógł być jakiś niesmaczny żart, prawda? Miałem nadzieję, że tak było. W końcu, była noc. Kto normalny o tej porze wychodziłby z nory, ewentualnie jaskini? Wolnym krokiem podszedłem do okolicznych zarośli, które okrążały nasze legowisko. Przełknąłem ślinę. Cisza. Nic nie wskazywało na to, żeby coś miało mnie zaatakować, więc rozchyliłem zarośla. To co tam zobaczyłem sprawiło, że krzyknąłem.
W krzakach leżała młoda wadera.
Zamordowana.

Kan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz