niedziela, 5 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Zamruczałem cicho i ostrożnie przytuliłem do siebie Kangae. Początkowo się zawahałem, ponieważ nie chciałem jej spłoszyć lub wystraszyć.
- Kangae... - szepnąłem jej prosto do ucha.
- Tak? - Wilczyca położyła po sobie uszy.
- Boisz się? - Delikatnie przeczesałem jej futro na karku.
- Nie. - odparła. - Jestem rozgoryczona. Ludzie... Oni łamią wszelkie prawa. Albo do nas strzelają, albo się na nas gapią i obchodzi ich tylko zysk. Jesteśmy tylko statystyką, zobaczysz, że za kilka dni wywieszą tabliczkę o tym, ile nas tu jest i ile mamy lat, żeby ludzie mogli sobie popatrzeć. Zapewne nawet nie będą wiedzieli, kto jest kim. A potem dokupią jakiegoś szczeniaka, żeby mogli zobaczyć jak to biedne stworzenie się męczy.. Co ja mówię, nie będą kupować. Lepiej przymusić kogoś z nas i potem się cieszyć, że mają takiego uroczego zwierzaczka.
- Wreszcie zrozumiałaś... - odparłem smutno. - Ludzie to dupki, Kan.
- Dokładnie. - parsknęła w gniewie. - Nic ich nie obchodzimy.
W tej chwili rozległo się czyjeś zawołanie, zapewne mające zwiastować to, że zaraz otworzy się bramka i będziemy mogli chociaż trochę rozprostować kości.
- Dago, Cess... - usłyszałem znajomy głos i aż jęknąłem z zażenowania. Bogowie, co to za imiona?!
Kangae spojrzała z niepokojem na kij w dłoni Hannah i posłusznie podniosła się z miękkiego, sztucznego podszycia.
- No. - mruknęła z satysfakcją. - Dago, na co czekasz?!
- Na cud. - burknąłem niezadowolony. Nie mam najmniejszego zamiaru słuchać się tej dziewczyny. Po kilku próbach dała sobie spokój i poszła otworzyć bramkę, zostawiając mnie samego.
Krótkie kliknięcie oznajmiło, że drzwi się otworzyły i możemy teraz wyjść na wybieg na dworze. Z westchnieniem wstałem i skierowałem się w stronę wyjścia, chociażby po to, żeby móc znowu znaleźć się blisko Kangae.
Zakasłałem cicho, kiedy wyszłem na dwór. Miejskie powietrze... Ohyda. Moje łapy natrafiły na miękką, choć z lekka zmrożoną trawę. Zamrugałem, chcąc się przyzwyczaić do innego oświetlenia.
- Przyszedłeś. - powitała mnie Kangae.
- Tylko dla ciebie. - mruknąłem.
Nasz wybieg był ogrodzony, a pod murem był wykopany ogromny dół, aby żadne zwierzę nie mogło uciec.
Przy barierce stał inny pracownik tego więzienia zwanego zoo i z kimś rozmawiał, chyba z kimś ważnym. Gość miał na sobie czarny garnitur.
- Dotarły do nas dwa nowe wilki. - pochwaliła się kobieta.
- Tak? - Mężczyzna popatrzył prosto na nas. - Które to?
- Ten bez łapy. - Wskazała na mnie. - Oraz ta obok. To parka.
- Ja niestety mam złe wieści. - Skrzywił się. - Populacja wilków spada w zastraszającym tempie... Sądzę, że trzeba będzie reintrodukować gatunek. Na szczęście niedługo rozpocznie się sezon i będziemy mogli mieć nadzieję na nowe szczenięta.
- Oh, tak.. - Pracownica speszyła się.
- W jakim wieku one są? - zapytał.
- Zależy kto... Ta wilczyca po prawej ma pięć, tamta ma półtora roku, a ta nowa coś około czterech lat. Młodszy samiec jest w wieku najmłodszej wilczycy, a starszy ma jakieś... Siedem lat? - odpowiedziała.
- Czyli niektóre z nich są w wieku rozrodczym. - stwierdził.
- Tak. - Wzruszyła ramionami. - Będziemy je rozmnażać.
Spojrzałem na Kangae. Nie była zachwycona.

Kan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz