środa, 8 lutego 2017

Gray cd Kangae

- Kan...? - zapytałem niepewnie, wciskając ogon między nogi. - Kaan, oni się na nas patrzą. Musimy stąd wiać..
Wilczyca jednak nie dała żadnego znaku, że mnie słyszy. Dziewczynka wyciągnęła rękę, po czym zaczęła nią machać, wskazując na Kangae. Po chwili dobiegł nas jej pisk:
- Maamo! Taato! Zobacz, ten piesek wygląda jak nasza Lota!
Zaalarmowani rodzice szybko odwrócili wzrok w naszą stronę, starając się namierzyć obiekt zainteresowania dziewczynki. Natomiast wadera stojąca obok mnie zachowywała się co najmniej dziwnie. Położyła po sobie uszy, a jej ogon był wprawiony w ruch. Już na drżących łapach zbliżała się do dziewczynki, gdy ciszę rozdarł krzyk ojca.
- Willow, odsuń się! To nie nasza Lota, to wilk! - warknął na podobieństwo zwierzęcia, po czym chwycił luźną cegłę wystającą ze zniszczonego murku.
Wychyliłem się zza niej, po czym obnażyłem kły i uniosłem ogon do góry. Niech wiedzą, że lepiej jej nie atakować. Kangae wcisnęła ogon między nogi i cofnęła się w strachu. Jej pysk wyrażał zdziwienie i ból. Przez chwilę jej spojrzenie zatrzymało się na ludziach, po czym zaskomlała i odskoczyła w bok, akurat unikając lecącej cegły. Ostatni raz tęsknię spojrzała w ich stronę, następnie puściła się biegiem w jeden z zaułków. Z pogardą spojrzałem na ludzi i poszedłem w jej ślady, po drodze przewracając jeden z kubłów na śmieci. Jego zawartość wysypała się na ziemię.
- Gray? - Usłyszałem cichy głos pełen żalu. - Tu jestem..
Moja uszy skierowały się w stronę tamtego dźwięku, a następnie ujrzałem schowaną pod schodami Kangae.
- Kan, co to byli za ludzie? - zapytałem ostrożnie, przysiadając na przeciwko niej.
- To byli moi byli właściciele. - burknęła, po czym ukryła pysk między łapami.
To okropne, zostać potraktowany jak ostatni szkodnik przez osoby, które niegdyś obdarzyły miłością i ciepłem. Czy oni nie mają za srebrnika sumienia? Zostawić tak przyjaciela, a wcześniej go zranić? Ale czego innego można się spodziewać... W końcu to ludzie, nic więcej.
- Może cię nie rozpoznali? - spróbowałem ją pocieszyć. Raczej mi nie wyszło.
- Willow mnie rozpoznała, przecież słyszałeś. - mruknęła smutno i podniosła głowę, aby spojrzeć na mnie. - Ludzie są paskudni.
Ugryzłem się w język, żeby nie przyznać jej racji. Tak, są paskudni i okrutni, to prawda, ale nie chciałem jej mówić tego po raz setny, a może i sto pierwszy.
- Mogli się wystraszyć. - zaproponowałem. Szczerze mówiąc, Kangae już w niczym nie przypominała psa. - Wyglądasz jak normalny wilk, a ludzie się ich boją. Boją się tego, czego nie znają.
- Jasne. - westchnęła, na powrót kładąc pysk między łapami. Poczułem się zobowiązany ją chociaż trochę pocieszyć. Jeśli nie słowami, to gestem. - Mówisz tak tylko dlatego, żeby nie było mi smutno.
Obok niej było jeszcze trochę miejsca, więc położyłem się tam, aby móc poczuć jej ciepło. Ostrożnie położyłem swój łeb na jej kłębie i sprawną łapą objąłem przy klatce piersiowej. Zadrżała pode mną i poczułem, jak wtula się mocno w moje futro. Mam nadzieję, że chociaż to ją trochę uspokoi.
Na dworze powoli się ściemniało, a te schody były bardzo dobrym miejscem na odpoczynek. Chroniły przed wiatrem i zimnem, a także przed ciekawskimi spojrzeniami.
- A ciebie ktoś kiedyś skrzywdził? - odezwała się, pociągając nosem.
- Można tak powiedzieć. - skrzywiłem się.
- A co ci zrobili? - zagadnęła.
- Pozbawili życia całej mojej rodziny. - odpowiedziałem ponuro, jednocześnie kładąc po sobie uszy. - Matkę, ojca, partnerkę, szczenięta...
- Miałeś partnerkę? - Poczułem, jak otwiera pysk ze zdziwienia.
- Tak. To było przed tym, jak straciłem łapę. - odparłem. Nie zamierzałem się z tym kryć.
- I szczeniaki? - mruknęła cicho. - Jak mieli na imię?
- Moja partnerka miała na imię Magan. - przypomniałem sobie. - A szczenięta... Lilac, Moro, Blade i Allegro.
- Ładnie. - stwierdziła wilczyca.
- A ty, miałaś kiedyś partnera? - zrewanżowałem się.
- Nie. - Wstydliwie spuściła wzrok.
- A byłaś zakochana? - Delikatnie pociągnąłem ją za ucho, starając się nie zrobić jej krzywdy.
- Nie wiem, czy to można tak nazwać. Podobał mi się taki jeden Golden, miał na imię Swallow... - wyznała.
Wziąłem głęboki wdech. Jeśli nie teraz, to nigdy.
- A chciałabyś mieć partnera? - Zamknąłem oczy i z niecierpliwością czekałem na odpowiedź.
- Hę? - zamruczała.
- Spytałem cię o chodzenie. - Uśmiechnąłem się.

Kan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz