niedziela, 5 lutego 2017

Kangae cd. Grayback

Zaczerwieniłam się, myśląc o tym, że znów ktoś nas nakryje, ale zorientowałam się, że osłania nas kłoda i gałęzie bukszpanu czy innego zielska. Nie wiedziałam czy po pocałunkach jesteśmy już oficjalną ,,parą" i mogę wykonać kolejny krok. Mimo tego czułam, że po wrażeniach dzisiejszego dnia potrzebuję wsparcia.
Delikatnie przysunęłam się do niego, po czym wtuliłam się mocno w jego sierść. Objął mnie delikatnie, bez słowa. Wsłuchiwałam się w stłumiony rozgłos za szybą, rozpoznając pojedyncze słowa i głosy. Czasem zdarzało się, że jakaś matka pouczała swoje dziecko, czasem przechodziła wycieczka szkolna razem z przewodnikiem, a czasem po prostu grupka rozwrzeszczanych nastolatków zatrzymywała się na chwilę przy naszym wybiegu, żeby zrobić sobie ,,zdjęcie". Tęskniłam za watahą. Jak mogliśmy tak skończyć? Czy będziemy musieli przeżyć tu resztę życia, obserwowani przez tysiące nijakich oczu, tułający się ciągle po tym samym skrawku zaaranżowanej sztucznie ziemi, śpiąc przez całe dnie, jedząc czasem zwykłą padlinę? Już nigdy nie zobaczymy błękitu nieba, nie poczujemy miękkiego poszycia prawdziwego lasu i nie zapolujemy na żywą zwierzynę, chcąc nasycić siebie i rodzinę?
Właśnie. Rodzina. Czy naprawdę istnieje możliwość, że mnie zmuszą do macierzyństwa? Że będę musiała poddać się basiorowi, nieważne czy chcę czy nie, tylko i wyłącznie z ludzkiego kaprysu?
Uniosłam powieki i spojrzałam na Gray'a. Wyglądał, jakby drzemał. Poczułam smutną satysfakcję; przynajmniej on odpocznie od tego wszystkiego. Nie będzie musiał myśleć o naszej nijakiej przyszłości, nabierze sił. Złożyłam głowę na łapach, nagle przytłoczona beznadziejnością obecnej sytuacji.
- Hej, Kangae... - usłyszałam szelest. Uniosłam głowę, ale nie dostrzegłam rozmówcy. Po głosie dorastającego basiora musiałam poznać, że to Tuke.
- Tak?
- Nie chcę wam przeszkadzać, tak jak Alegria. Przepraszam was za nią.
- Nie szkodzi... - szepnęłam cicho, tuląc uszy. Spuściłam wzrok i przez luki w listowiu krzaków zobaczyłam, jak nerwowo przystępuje z łapy na łapę.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że niedługo wypuszczą nas na ten większy wybieg, do biegania... Nie wiem, czy chcecie, ale pomyślałem... Pomyślałem, że nie będzie to fair, gdy nagle zaczną was wyganiać, a wy nie będziecie wiedzieć o co chodzi.
- Dziękuję. To... bardzo miło z twojej strony... - mruknęłam, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. Zapanowała krótka cisza, po czym znów usłyszałam, jak odchodzi, poruszając gałęziami bukszpanów.
- Po co oni w ogóle robią nam tę łaskę? - burknął Gray. Spojrzałam na niego.
- Wolę wyjść niż siedzieć w zamknięciu cały dzień. Może muszą posprzątać? - zapytałam cicho, ale usłyszałam prychnięcie. Zmarszczyłam brwi, a po chwili przycisnęłam policzek do sierści na jego szyi.
<Gray?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz