piątek, 10 lutego 2017

Kangae cd. Grayback

Biegłam, niesiona euforycznym szczęściem. Mimo tego, że ostre kamienie co jakiś czas wpijały mi się w palce łap, nie miałam zamiaru zwalniać. W pewnym momencie nawet wpadliśmy na ulicę, wprost pod jeden z samochodów.
W pewnym momencie, w oddali zamajaczyły drzewa i zieleń. Gwałtownie przyspieszyłam, ignorując rwanie w mięśniach i ból w sercu i płucach. Gray również zaskomlał ze szczęścia, ale nie był w stanie biec w większą szybkością ze względu na brak łapy. Wkrótce przeskoczyłam nad zaroślami i pognałam dalej, między drzewa. Tam zatrzymałam się, czekając na basiora, który chwilę później przemknął koło mnie w pełnym pędzie. Zerwałam się w ślad za nim, lawirując między tak upragnionymi sosnami i świerkami.
- Nie wierzę! - wrzasnęłam, Zrównując się z Gray'em,  który zawtórował mi głośnym wyciem. Zaśmiałam się, po czym naskoczyłam na niego, popychając go na leśne runo. Przeturlaliśmy się kawałek, aż zatrzymaliśmy się; on na plecach, a ja na nim. Zamilkłam, spoglądając mu głęboko w oczy. Powoli uniósł głowę, aż nasze pyski dotknęły się. Pocałowałam go. Mocno i namiętnie.
- Kocham cię. - mruknęłam, przewracając się na bok, koło niego. Wtuliłam się w jego futro, wdychając przyjemny zapach mchu i rosy.
- Ja ciebie też. - skubnął mnie w ucho, ale potem czule położył swoją głowę na mojej. Wcisnęłam się w jego sierść, niezmiernie ciesząc się z jego obecności. Chyba nie mogłam być bardziej szczęśliwa.
- Nie mogę w to uwierzyć. - zaśmiałam się, a stłumiony dźwięk brzmiał jak szloch. Odsunęłam się nieco od niego, spoglądając mu w oczy.
- Wracajmy do domu, Kan. - szepnął.
- Dobrze. - powiedziałam, ale nim wstałam, mocno wytarzałam się w ziołach i trawie, żeby tylko zmyć z siebie obrzydliwy zapach miasta. Basior zobaczył co robię i bez chwili namysłu zaczął kotłować się po poszyciu leśnym.
Podniosłam się, dysząc lekko. Czekałam tak w zupełnej ciszy, aby po krótkiej chwili unieść głowę i wyrzucić z siebie pieśń radości i zwycięstwa. Gray dołączył się do wycia, a jego głęboki głos przeszywał powietrze. Miałam nadzieję, że Calme i Convel nas usłyszą.
Umilkłam, a kilka sekund po mnie basior również spuścił głowę. Spojrzał na mnie i przez chwilę trwaliśmy w ciszy.
- Kangae?
- Tak?
Grayback wstał, nadal oczekująco na mnie patrząc.
- Wracajmy do domu.
XxX
Zastrzygliśmy uszami na głośny, śpiewny głos niesiony przez wiatr. Otrzymaliśmy odpowiedź od Calme.
- Będzie się nas spodziewać. - stwierdził mój partner, wznawiając bieg. Ruszyłam truchtem za nim, zezując na jego twarz.
- To chyba dobrze, nie?
- Cieszę się, że odpowiedziała. Miałem... Znaczy, czasem zdawało mi się, że mogą nas odrzucić... I uznać to za ucieczkę.
- Cóż... miejmy nadzieję, że tak nie będzie. - odparłam, płosząc wiewiórkę, która wbiegła panicznie na pobliski dąb.
- Kan? Mogę cię o coś spytać?
- Tak, oczywiście. - powiedziałam, kierując na niego swoje spojrzenie
- Bo widzisz, zbliża się sezon... Chciałem cię zapytać... Czy chciałabyś założyć ze mną rodzinę?
- Tak. - odparłam bez wahania. Na wszystkie pytania Gray'a potrzebowałam zastanowienia, jąkając się i bijąc z własnymi myślami.
Na to pytanie odpowiedź znałam już od dłuższego czasu .
- Naprawdę? - rozpromienił się.
- Naprawdę. - odwzajemniłam uśmiech.
<Gray? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz