piątek, 17 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Zacisnąłem zęby. Kangae nawet nie wiedziała, jak bardzo ta wyprawa odbije się na mnie. Już jedną partnerkę straciłem, razem z nienarodzonymi szczeniakami. Nie zamierzałem na to pozwolić drugi raz.
Z drugiej strony, nie mogę jej tak ograniczać. Chciała zobaczyć świat, to normalne.
- W porządku... - wydusiłem z siebie po chwili krępującej, okropnej ciszy. - Możesz pójść.
- Naprawdę? - zapytała, a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale szybko jej przerwałem.
- Ale tylko z kimś. - wtrąciłem do swojej wypowiedzi. - Inaczej poproszę Calme, żeby nie dała ci przekroczyć terenów watahy.
Wilczyca spojrzała na mnie zawiedziona. Zapewne chciała poczuć ducha przygody, a najlepiej się go czuje, kiedy jest się samotnym. Rzuciła mi błagalne spojrzenie i położyła po sobie uszy.
- Nie patrz tak na mnie. - mruknąłem. Po podłodze walały się ścięgna i inne niezjadliwe rzeczy. - Idziesz z kimś, albo wcale.
Padało? Tak, chyba padało. Deszcz monotonnie bębnił o pień, co wprawiało mnie w senny nastrój. Znużony ułożyłem łeb na łapach i westchnąłem boleśnie. Po chwili usłyszałem ciche warczenie, a kątem oka zauważyłem jak Kangae unosi wargę i odsłania ostre kły.
- Możesz przestać?! - wybuchła, sycząc jadowicie. - Jesteś okropny! Cały czas płaczesz jak mały bachor o to, że zostaniesz sam! Przestań być taki nadopiekuńczy, to irytujące! Dam sobie radę sama!
- Kan... - przerwałem łagodnie, ale nie zamierzałem się potem wstrzymywać.
- Żadne Kan! - warknęła ostro, jeżąc sierść na karku. - Przestań robić z siebie ofiarę losu!

Kan? :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz