niedziela, 5 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Kangae powoli zasypiała, a ja nie chciałem jej budzić, ale jednocześnie bardzo chciałem ją przytulić. Ostrożnie przełożyłem ją na imitację miękkiego runa i położyłem się tuż obok, aby móc ją objąć. Pysk delikatnie wtuliłem w jej futro na piersi, gdzie czułem bicie jej serca. Wkrótce potem zasnąłem na te kilka godzin.
***
- Wstawajcie! - zapiszczała wadera, wygrywając mnie ze snu. - To już za pięć minut!
- W porządku, nie krzycz. - mruknąłem, po czym delikatnie trąciłem Kangae nosem.
Kiedy wilczyca się oddaliła, szepnąłem do  najpiękniej z wader leżącej obok mnie:
- Wstajemy, Kan. To już za chwilkę.
Kan otworzyła oczy i zamruczała coś niewyraźnie, po czym skierowała wzrok na mnie.
- No, wstajemy, wstajemy. Musimy zająć dobrą pozycję przy drzwiach. - Uśmiechnąłem się do niej szeroko.
Wilczyca poderwała się z ziemi i ziewnęła. Była jeszcze trochę senna, co ja wykorzystałem aby skraść jej pocałunek.
- Chodź! - zawołałem wesoło.
Przy bramce były zarośla, które zapewne miały ją ukryć, ale teraz ukryją nas, abyśmy mogli odzyskać wolność. Wystarczy trochę cierpliwości i odrobina szczęścia..
Przykucnąłem w krzakach pociągając za siebie Kan. Zoo było jeszcze zamknięte, więc jak uciekniemy, to nic nie będzie nam stało na przeszkodzie.
- A co, jak się nie uda...? - zapytała z niepokojem Kangae. Była ukryta tak samo, jak ja.
- Musi się udać. - odpowiedziałem z przekonaniem. - Po prostu musi. A teraz cichutko...
Ktoś przechodził przez korytarz, zapewne to nasz nowy opiekun. Obniżyłem pozycję jeszcze bardziej, aby nie zostać wykrytym. W końcu usłyszałem upragniony dźwięk zamka, a Kangae rzuciła mi pytające spojrzenie. Pokręciłem łbem, jeszcze nie. Musi wejść.
Po chwili drzwi uchyliły się, i do klatki wszedł postawny mężczyzna z ubraniu pracownika zoo. Miał przy sobie wiadro z padliną i ten kij, który tak źle mi się kojarzył. Zrobił kilka kroków w przód, po czym omiótł pomieszczenie wzrokiem, zapewne poszukując wilków. Drzwi oczywiście nie zamknął. Dałem sygnał do ucieczki.
Pierwszych kilka ruchów należało wykonać bardzo, bardzo ostrożnie aby nikt nie zorientował się, że coś się poruszyło. My, wilki, jesteśmy w tym mistrzami.
Postawiłem łapę na progu, po czym wyczołgałem się tuż za róg, czekając na moją towarzyszkę. Najgorsza część za nami. Podłogę w pawilonie pokrywała wykładzina, więc nie było słuchać naszego szaleńczego biegu. Zaledwie kilkaset metrów dzieliło nas od uprawnionej wolności...
To były sekundy - nie patrzyłem za siebie, tylko przed. Odruchowo omijałem wszelkie przeszkody oraz co jakiś czas sprawdzałem, czy Kangae również biegnie. W końcu wybiegliśmy przed pawilon, a wtedy już nie mogłem ukryć podniecenia.
- Gotowa? - zapytałem, śmiejąc się do siebie.
- Gotowa. - Skinęła głową, również się uśmiechając.
- Trzy, czte-ry! - zawołałem i oboje puściliśmy się pędem w stronę bramy. Odległości między kratami były na tyle duże, że mogliśmy się bez problemu przez nie przecisnąć. Więc co mieliśmy zrobić? Po prostu się wydostaliśmy. Teraz naszym jednym zadaniem była ucieczka jak najdalej, aby nie mogli nas wytropić.
Nie wiem, ile biegliśmy, ale bolały mnie już łapy i potrzebowałem odpoczynku. Wiem jedynie, że tu nas nikt nie znajdzie.
- Kocham cię, Kangae. - wyznałem. - Po prostu cię kocham.

Kan? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz