Czarny basior kazał białej wilczycy zostać z waderą Alfa, po czym skinął na mnie i powoli zaczął oddalać się w kierunku gór, jedyną wyraźną ścieżką w dolinie. Chciałem ruszyć za nim, ale w ostatniej chwili poczułem czyjąć łapę na swoim barku. Obejrzałem się, lekko zaniepokojony. To ta biała, która wyciągnęła mnie z jeziora, postanowiła mnie na chwilę zatrzymać.
- Jestem Daciana - szepnęła, po czym delikatnie strąciła sobie nakrapianą lilię zza ucha. Złapała jej łodyżkę, po czym położyła przede mną. - Weź ją. Niech niesie ci szczęście i przywiedzie jeszcze kiedyś do naszej doliny.
Uśmiechnąłem się delikatnie i skinąłem głową. Widziałem, że mnie polubiła. Ale ja już znalazłem tę jedyną. Mimo to, chwyciłem łodygę kwiatu w zęby, starając sie go nie zniszczyć. Pod wpływem mojej bliskości, jego płatki zmieniły kolor na miodowe złoto. Czułem, że śmieją mi się oczy. Pobiegłem za Aatu, rzucając pożegnalne spojrzenie Dacianie. Nie byłem pewien, czy istnieje jakaś szansa, że tu powrócę, ale nie chciałem zostawiać tu ponurych emocji.
* * *
- A oto i Tunel Ostatecznego Końca - ogłosił dostojnie Aatu, jakby delikatnie chyląc łeb przed wielkością, czy też raczej straszliwością tego miejsca. Wsłuchałem się w ciszę, która zaległa między nami, ale gdzieś w głębi tunelu usłyszałem ledwo słyszalny szum.
- Dom - szepnąłem. Basior podał mi skórzaną sakiewkę, podobną do tych, które widywałem u Asar. Niezbyt ciężka, ale lekka też nie była.
- Przyda ci się. A przynajmniej mam taką nadzieję - powiedział w odpowiedzi na moje zdziwione spojrzenie. Bez protestów przywiązałem sobie woreczek do tylnej łapy owiniętej starą koszulą z niespodziewanej przygody, po czym odwróciłem się do Alfy.
- Dziękuję za miłe przyjęcie i
pokazanie mi drogi powrotnej. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze
spotkamy - po tych słowach skłoniłem lekko łeb.
- Żegnaj, przyjacielu! - krzyknął za mną Aatu, gdy oddalałem się truchtem w głąb jamy. - Obyśmy się jeszcze kiedyś zobaczyli... - dodał jeszcze cichym szeptem.
Potem zaległa ciemność.
* * *
Na końcu tunelu zamigotało blade światło. Pobiegłem czym prędzej w tamtą stronę. Szum morza był coraz wyraźniejszy, wkrótce też wyczułem znajomy, wilczy zapach. Mój własny.
- Moja jaskinia! - pomyślałem.
Gdy wbiegłem na górę, byłem już pewny swego. Nagle jednak potknąłem się o coś. Owo "coś" pisnęło wściekle i zawarczało jak wilk. Odwróciłem się, nie mając ani chwili, by się podnieść.
- Calme? - zdziwiłem się, widząc białą jak śnieg wilczycę z obnażonymi na mnie kłami.
- Kim jesteś i co tu robisz?! - warknęła nieufnie.
- Cal, nie poznajesz mnie...? - zasmuciłem się.
- Trochę szacunku dla Alfy!
- Och, wybacz, Alfo – zreflektowałem się złośliwie, a zarazem smutno. - Gdybyś mogła, to
nie obnażaj na mnie kłów. Przez kilka dni mnie nie było, a ty już jesteś do mnie wrogo nastawiona?
- Odpowiedz, kim jesteś, bo coś ci zrobię! - wadera nie panowała nad sobą zupełnie. Co się mogło stać przez tak krótki okres czasu?!
Mimo wszystko, zamiast odpowiedzieć, położyłem uszy po sobie i podkuliłem ogon, wychodząc z jaskinii. Nie chce mnie. Nie poznaje. A może po prostu nie chce znać? Nie szukając odpowiedzi na żadne z tych pytań, stanąłem przy brzegu i wbiłem spojrzenie we własne łapy.
Były czarne.
Zdziwiony wszedłem głębiej, by przejrzeć się w tafli wody.
Byłem prawie cały czarny! W jakimś pyle czy kurzu... w każdym razie, moja piękna, biała sierść zamieniła się w jeden, wielki, szaro-czarny kołtun!
Zanurzyłem się po uszy i poruszałem się chwilę, po czym wynurzyłem się. Znów byłem biały.
Usłyszałem za sobą okrzyk zdumienia, po czym delikatne i zdławione słowa:
- C-convel...? Ja... j-ja przepraszam!
Przymknąłem ślepia, czując, że wadera wtula łeb w mój bok i płacze.
- Co się stało, Cal? - spytałem łagodnie.
- Myślałam... że cię straciłam... że zginąłeś...
- A jednak żyję. Choć, wróćmy do domu. Dawno już nie widziałem Kan i Gray'a.
- Nie ma ich tu. Zaginęli już ponad tydzień temu, nie dają znaku życia - odparła smutno Alfa.
* * *
Nie było sensu szukać Kangae ani Graybacka, skoro Calme już to wielokrotnie robiła. Lilię położyłem na tafli własnołapnie wykopanego dołka z podziemnym dopływem czystej wody obok potoku, gdzie rozwijała się własnym życiem.
- Wreszcie wróciłem - szepnąłem sam do siebie, obserwując dryfujący po niewielkiej powierzchni złoty kwiat.
Ale czułem, że to jeszcze nie koniec moich przygód...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz