poniedziałek, 20 lutego 2017

Kangae cd. Grayback

Złość powoli mijała, zostawiając po sobie jedynie pustkę, a po chwili na jej miejsce wkroczył smutek. Otarłam łzy, przez chwilę beznamiętnie słuchając kropli deszczu uderzających o korę pobliskich drzew. Ułożyłam głowę na łapach, pociągając nosem.
Owa kłótnia była naszą pierwszą sprzeczką. Niemniej, wstrząsnęła mną, głównie dlatego, że źle znoszę krzyki i wyrzucanie sobie win nawzajem. Żałowałam, że to się tak potoczyło, zwłaszcza teraz, kiedy niedługo mają urodzić się maluchy. Może nie powinnam być aż tak ostra? Może powinnam mu to wytłumaczyć na spokojnie?
Ale z drugiej strony, ile można? Już jakiś czas temu mówiłam mu, żeby trochę zluzował, żeby nie chodził za mną krok w krok. Ale najwidoczniej to nie pomogłam.
Co prawda moja reakcja mnie zadziwiła, ale kiedy wypowiedziałam te słowa poczułam ulgę. Nigdy nie pragnęłam żandarmy; pragnęłam partnera i ojca dla moich dzieci.
Przylgnęłam do ściany, nagle uderzona pragnieniem czyjejś bliskości i ciepła. Chciałam, żeby ktoś mnie objął i pocieszył... A zwykła rozmowa, która przerwałaby ciszę również wiele by dała. Nikt jednak nie przyszedł mi na pomoc. Kamień był zimny i twardy, a jednak sklejone łzami rzęsy powoli opadały na moje oczy. Może sen przyniesie ukojenie?
xXx
Obudziłam się rano. Szare chmury powoli różowiały, a zimny wiatr przypomniał o wczorajszej ulewie, niosąc orzeźwiającą woń wody. Powoli wstałam, cała zesztywniała i z bolącym karkiem po nocy spędzonej w niewygodnej pozycji. Rozprostowałam kości, ale uporczywego rwania w szyi pozbyć się nie mogłam. Zwiesiłam jedynie głowę, patrząc przez szerokie przejście na sosny przed jaskinią.
<Ktoś :v?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz