sobota, 18 lutego 2017

Grayback cd Kangae

Odsłoniłem kły w stronę jej zadu. Nie było sensu za nią iść, niech się wykrzyczy. Prawdę mówiąc, nie zdarzyła mi się jeszcze podobna sytuacja, więc po prostu postanowiłem to przeczekać.
Martwiłem się? Oczywiście, że się martwiłem. Wiedziałem też, że próbując załagodzić sytuację jeszcze bardziej ją pogorszę.
Ziewnąłem szeroko, próbując się odstresować. Jak można się było spodziewać, nic to nie dało.
***
- Aleksieej! - ryknąłem, rozglądając się na boki. - Aleksieej?
Sam nie wiem, co mnie tutaj przywiało. Może potrzebowałem rady? Uhh, wszędzie tu było błoto. Nie, żeby mi to coś przeszkadzało, aczkolwiek... uh. Bagna były pewne dziwnych roślin i równie dziwnych zwierząt, a także pełno pozostałości po nieszczęśnikach, którzy nie mieli tyle szczęścia i po prostu utonęli w ich wodach. Coś trzasnęło pod moją łapą, więc automatycznie zwróciłem wzrok w tamtą stronę. Cóż... błąd. Właśnie zdeptałem jakiś mały, filigranowy szkielecik, zapewne jakiegoś gryzonia.
- Co tu robisz? - Cichy, niepokojący głos wyrwał mnie z zamyślenia. - Zazwyczaj nikt mnie nie odwiedza...
Spojrzałem na Aleksieja, który akurat wyciągał się na pniu przewieszonym nad wodą. Nie wyglądał, jakby był przestraszony perspektywą, że pień mógłby spaść, a on sam mógłby wylądować w brudnej wodzie, z której prawdopodobnie by się nie wydostał.
- Przyjaciele czasem się odwiedzają, nie? - zagadnąłem. Przysiadłem w miarę suchym miejscu, po czym mlasnąłem. Niezbyt tu miło.
- Przecież ty nie masz przyjaciół. - Lis wyszczerzył się szyderczo, po czym roześmiał. - Żartowałem. O co chodzi?
- Chodzi o... wilczycę. - wyznałem, czerwieniąc się. Czy ja już totalnie upadłem na głowę?
Aleksiej wymownie uniósł brew.

Kan? :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz