piątek, 24 lutego 2017

Od Kangae cd. Grayback - Poród

Wcisnęłam się w kąt jaskini, czekając na Gray'a w pełnym napięcia oczekiwaniu. Mój oddech był szybki, a serce obijało się o żebra. Co to był za krzyk? Brzmiał jak pełen strachu i paniki wrzask, ale nadal miałam cichą nadzieję, że okaże się to nieporozumieniem. W końcu, mógł być to jedynie głupi żart, prawda?
Westchnęłam ciężko, nadal oczekując na powrót partnera. Nagle poczułam ból w dolnej części brzucha. Spojrzałam z przerażeniem z bok i zorientowałam się, że wokół moich tylnych łap powstaje niewielka kałuża, która powiększa się coraz bardziej.
- Naprawdę? - jęknęłam pod wpływem kolejnego skurczu. Oddychałam głęboko, chcąc zebrać myśli. Jestem tu sama, w środku nocy, dodatkowo nie ma przy mnie nikogo, a Gray poszedł sprawdzić co się dzieje. Ponadto, nie wiem czy coś mi nie grozi.
Uniosłam głowę, pełna napięcia na dźwięk łamanej gałązki. Zobaczyłam przesuwający się cień przy wejściu do nory. Przeszedł mnie zimny dreszcz i okropne myśli przemknęły mi przez głowę.
- Kan? - usłyszałam znajomy głos. Odetchnęłam głęboko, ale chwilę później pisnęłam - Kangae?
Gray wcisnął się do nory, całkowicie przykrywając wiązkę światła. Stanął koło mnie.
- Gray, to już. - powiedziałam, patrząc na niego w oczekiwaniu. Zobaczyłam jego zaskoczoną twarz, na poły oświetloną światłem księżyca.
- Widzę, beczułko. Chodź. - odparł szybko i obejrzał się za siebie. Zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego? - przyjrzałam się mu uważniej - O co chodzi?
- Idziemy do gwary, tam będziesz miała więcej miejsca... - mruknął po chwili namysłu i uśmiechnął się blado. Czułam, że czegoś mi nie mówi, ale w tym momencie bardziej obchodziły mnie coraz silniejsze skurcze. Wstałam z niemałym trudem, powoli czołgając się przez wejście. Stanęłam przed norą, dysząc lekko. To już. Miałam nadzieję, że przez następne parę godzin nie wydarzy się nic, co spowoduje, że maluchy ucierpią. Gray objął mnie i podparł, po czym ruszył powoli w przed siebie. Na  razie ból nie był bardzo uciążliwy; oczywiście, było to dalekie od przyjemności, ale różnica między skurczami przy naszym domu, a przy gwarze była kolosalna. Jęcząc cicho prześlizgnęłam się pod sklepieniem i ułożyłam się na miękkim mchu, czując, jak basior kładzie się koło mnie i głaszcze po szyi.
- Spokojnie, Kan zaraz będzie po wszystkim.
Zacisnęłam zęby, tak, jakbym miała je połamać. Poczułam otępiający ból. Zamyknęłam oczy i zaczęłam marzyć o tym, żeby to się już skończyło. Ledwie poczułam, jak basior gwałtownie podrywa się z ziemi z okrzykiem radości.
- Kangae! Kangae, jest! Basior!
Uniosłam powieki, początkowo nie rozumiejąc o co chodzi, ale kiedy usłyszałam cienki pisk i szczenięce ujadanie, uśmiechnęłam się powoli. Mój partner podskoczył do mnie, w euforii zamiatając ogonem mech. W pysku trzymał mokrą kulkę futerka ze sterczącymi sztywno łapami. Maleństwo wydało z siebie płaczliwy dźwięk, drżąc lekko.
- Daj go tu. - powiedziałam, a głos zadrżał mi z emocji. Partner ułożył Shikę między moimi przednimi łapami, a w jego oczach błyszczały iskierki szczęścia.
Mimo tego poród się nie zakończył. Skupiłam całą swoją uwagę na czyszczeniu futerka nowo narodzonego szczenięcia, starając się ignorować ból. Teraz byłam bardziej przytomna, więc po kilkunastu minutach poczułam ulgę. Obróciłam się i ujrzałam jasne ciałko spoczywające pod moim ogonem. Trwałam tak chwilę, oczekując pierwszego pisku mojego szczenięcia. Nie usłyszałam nic i zaczęłam się martwić. Zostawiłam maleństwo i uniosłam się z wysiłkiem, czując narastający niepokój. Chwyciłam delikatnie skórę na karku szczeniaczka i powoli ułożyłam go koło brata, uważnie nasłuchując jakiegokolwiek pisku czy ujadania. Nic jednak się nie stało, a kiedy spojrzałam na Gray'a dostrzegłam, że on również się spiął.
- Czy... - zaczęłam, gdy nagle poczułam ruch. Wilczę otwierało pyszczek w niemym pisku, przebierając łapkami, starając się podpełznąć bliżej mojej łapy. Westchnęłam głęboko, a z oczu poleciały mi łzy. Szlochając, przycisnęłam do siebie maleńką kulkę, po czym zaczęłam starannie czyścić jej futro. Przygarnęłam również do siebie Shikę, dbając o to, żeby był blisko mojego futra. Mały piszczał nieprzerwanie, ale waderka nie wydała z siebie jeszcze żadnego dźwięku.
- Amber. - powiedział cicho Gray, przyciskając nos do brzucha córki - Amber i Shika.
<Gray? :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz