czwartek, 9 lutego 2017

Od Hiver

Zaskomlałam przeciągle i odskoczyłam, starając się utrzymać na drżących łapach. Mój oddech przyśpieszył, a czerwona posoka zabrudziła śnieg pode mną.
- Odczep się, dupku! - warknęłam i doskoczyłam do niego.
Za wszelką cenę starałam się zatopić kły w jego skórze, jednak wciąż omijał moje szczęki, najwyraźniej dobrze się przy tym bawiąc. Nawet raz się uśmiechnął, co nie umknęło mojej uwadze.
Po kilku minutach poczułam wyraźne zmęczenie. Może to od mrozu, może z głodu, a może po prostu straciłam za dużo krwi? Chyba miałam już halucynacje, bo na wzgórzu zauważyłam brązoworudą plamę, która wydawała mi się moim bratem. Po co tu przylazłeś?, pomyślałam z goryczą, znów cudem unikając rozdarcia przez pazury typa obok.
- Tak, po prostu. Mam sprawę. - usłyszałam koło ucha.
Powiedziałam to na głos? Skąd on się tu wziął? Czemu, do cholery, ten wilk przestał atakować?! Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale jednak...
- Szybki jesteś - warknęłam i odwróciłam się w jego stronę, spoglądając mu głęboko w oczy.
Uśmiechnął się do mnie, lecz jego oczy pozostały niewzruszone. Kątem oka przyglądałam się siedzącemu obok basiorowi, który - do tej pory pochłonięty walką - teraz spokojnie mierzył wzrokiem otoczenie.
- Chodź ze mną.
Zamilkłam, odwracając wzrok.
- Chodź, ojciec cię potrzebuje.
Choć temperatura krwi w moich żyłach niebezpiecznie się podniosła, opanowałam się. Choć chciałam wywrzeszczeć mu co myślę o nim i ojcu, znów milczałam.
- Ten tu to twój wspólnik? -  zapytałam cicho, kalkulując przy okazji najlepszą drogę ucieczki.
- Można tak, hm, powiedzieć.
- To co, zabieramy ją?
Zadrżałam na dźwięk głosu bojowo nastawionego basiora, który teraz wstał i przyglądał mi się z wrogością. Pospiesznie rozejrzałam się po ich pyskach, cofając się o krok. Czy warto w ogóle uciekać?
- To jak? Idziesz sama, czy mamy cię obezwładnić?
Scezem podszedł bliżej, jakby chcąc podkreślić różnicę we wzroście. Spoglądał na mnie z góry, a ja mimowolnie kuliłam się pod jego cierpkim spojrzeniem, choć nie dawałam tego po sobie poznać. Ruszyłam do przodu, wiedząc, że nie mam co się stawiać. Ucieknę po drodze.
Nagle jednak poczułam mocne uderzenie w tył łba. Nawet nie wiedziałam, kiedy się zamachnął. Upadłam na ten przeklęty, rażący po oczach śnieg, by po chwili poczuć wyraźny zapach brata i oglądać świat z jego grzbietu. Powoli przymknęłam powieki, czując się przy nim bezpiecznie. Nawet teraz, niesiona na śmierć.
A jednak nie dane mi będzie samej tam wkroczyć. Czyżbym została pozbawiona resztek godności?

Kiedy otworzyłam oczy, leżałam w suchej i ciepłej jaskini. Panował w niej półmrok, a w powietrzu unosił się zapach suchej trawy.
- Cześć, córeczko.
Napięłam mięśnie, słysząc ten głos. Stał za mną, czułam jego zapach, jego obecność. Zaczęłam drżeć, powoli unosząc się na łapach.
Napełniłam płuca świeżym powietrzem, na wypadek, gdybym zapomniała oddychać.

<KONTYNUACJA SAMODZIELNA>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz