- Jest śliczna... - usłyszałem. - Nafis. Nazwiemy ją Nafis. Jest taka podobna do ciebie...
Kim, albo też czym jest Nafis? Z resztą, nieważne. Jedyne, co mnie teraz obchodziło, to nagłe zniknięcie źródła ciepła. Pisnąłem cicho, ale chyba nikt mnie nie usłyszał. Głośny szum, skrzek, przytłumione głosy, a spośród tak wielu dźwięków udało mi się usłyszeć tylko kilka słów.
- Convel...? - spytał cicho pierwszy głos.
- Masz dla niego jakieś imię? - zapytał drugi.
- Niech będzie Nesibindi - wyszeptał Pierwszy. Cichy szelest, drugie źródło ciepła odsunęło się, a ja poczułem coś sypkiego i gryzącego pod własnym ciałem.
- Wspaniałe - powiedział Drugi. - Wiesz co, Cally?
- Co?
- Cieszę się, że nasze szczeniaki urodziły się tutaj, nad morzem. To najwspanialsze miejsce na naszych terenach, a one zapamiętają je być może jako pierwsze, które poznały.
- Masz rację, to wspaniałe - odparł Pierwszy. Do tej całej Nafis i Nesibindi doszło jeszcze jakieś Cally. Super, a może ktoś mi wytłumaczy, kto jest kim?!
- Weźmy je do lasu, niech poznają resztę watahy - usłyszałem drugi głos. Nagle coś chwyciło mnie za skórę na karku i uniosło. Zamachałem niezdarnie krótkimi, sztywnymi łapkami i zapiszczałem, ale uścisk nie zelżał.
Ta. Za to doszło dziwne trzęsienie.
* * *
Wstrząs. Wstrząs. Wstrząs. Fuknięcie. Przytłumione słowa. Szum, ale trochę inny niż ten pierwszy. Wstrząs. Poczułem jakiś dziwny zapach. Wstrząs. Wstrząs.
Nagle wszystko stanęło. Zostałem położony na czymś miękkim, co w niczym nie przypominało tego sypkiego czegoś, które poczułem jako pierwsze. Usłyszałem za to dziwny chlupot, może mlaskanie. Z wielkim wysiłkiem spróbowałem poruszyć się w tamtą stronę. Wkrótce odkryłem, że umiem się czołgać. Jednak coś dużego, silngo i ciepłego zagrodziło mi drogę, po czym przysunęło bliżej siebie. W tej chwili nie chciałem być ogrzewany, czy oni tego nie rozumieją?! Zacząłem mocować się z wielkim czymś, ale nic to nie dało. Nagle coś chwyciło mnie za skórę na karku (znowu) i wstrząsy znów się pojawiły. Pisnąłem, ale znowu mnie zignorowano.
* * *
Ciepło znów się pojawiło. Wcześniej jakieś okrzyki, głosy, wiele zapachów, ale teraz leżałem na czymś twardym, wtulając się w ciepłe coś. Słyszałem ciche, stłumione uderzenia. Cztery, przy czym jedno zdawało się łomotać we mnie. Po wielkim pojedynku z wielkim czymś nie miałem już sił, żeby zbadać źródło owych uderzeń. Niespodziewanie jedno ze źródeł ciepła, to, w które byłem wtulone, zniknęło. Postanowiłem wytężyć siły i zacząłem pełznąć za zapachem, ale wielkie coś znów przygarnęło mnie z powrotem do siebie. Grrr...
Na szczęście po chwili "stare" źródło ciepła wróciło do mnie i przytuliło.
- Jest nowa, Cadere. Chce dołączyć - usłyszałem pierwszy głos.
- Prześpij się, słońce - mruknął Drugi. - Tylko najpierw spróbuj uśpić Nesibindiego, urwis ciągle próbuje się wydostać.
- A Nafis? - padło pytanie.
- Już śpi - odparł Drugi.
Po chwili usłyszałem miarowe sapanie, a właściciel drugiego głosu usunął się z okolicy. Cóż, może tym razem uda mi się wydostać. Pełznąc powoli w stronę, skąd docierały do mnie świeże podmuchy. W końcu poczułem mnóstwo innych zapachów. Czując się wspaniale, począłem co sił w krótkich łapach poruszać się przed siebie.
<Hah, Cal? Nie mam siły do pisania szczeniakami, a ty i tak musisz odpisać Convelowi xD>