sobota, 1 października 2016

Snorri cd Calme

Uniosłem górną wargę, kiedy między poduszki u łap wbił mi się ostry kamień. Zabolało.
- Convel! - zawołałem.
Basior spiął się. Jego skóra ciasno opinała kości, bałem się, że zaraz pęknie.
Kłapnąłem zębami na wrogie wilki. Szczerze mówiąc, wyglądali żałośnie; dwie wystraszone wadery, trzy basiory i jedno bogu winne szczenię.
Hunter zaśmiał się, krztusząc się śliną.
Moje spojrzenie ulokowało się na Convelu.
Gdzieś z tyłu usłyszałem ciche szemranie, coś jakby... Odliczanie?
Nagle ciszę rozdarł ryk - był to ryk NASZYCH wilków.
Wkrótce potem ziemia zadrżała pod łapami watahy.
A ja stałem sam, obserwując smagany przez wiatr. Ktoś z tyłu rzucił się na waderę; było to łatwe do rozpoznania po pisku.
Sam po chwili rzuciłem się w wir walki. Nawet nie zauważałem, kiedy moje żuchwy zacisnęły się na kłębie przeciwnika. O ile wiem, dorwałem ojca Huntera.
- Ty durniu... - wycharczał, ryjąc pazurami moją pierś.
Zaskomlałem z bólu, ale nie odpuściłem, a nawet zwiększyłem nacisk.
Basior był cięższy ode mnie. Całym ciałem naparł na mnie, pozbawiając mnie tchu i przewracając na grzbiet.
Jego szczęki zawisły nad nieosłoniętą szyją.
- I kto się teraz śmieje, co, kretynie? - wydyszał wilk z obłędem w oczach.
Nie mogłem się poddać... Taka śmierć nie jest godna ani wilka, ani nawet psa!
Wściekle ujadając poderwałem się z ziemi, jednak praktycznie na nic to się nie zdało.
Ojciec tej szumowiny Huntera przyglądał mi się swoimi mętnymi oczami.
- Powiedz mi... Jak to jest umierać, czuć zapach śmierci i jej bliskość? Jakim uczuciem jest to, że zaraz stracisz wszystko, co kochasz i czego pragniesz?!
Jego oddech cuchniał zgnilizną, a kły były coraz bliżej szyi.
Nie, nie, nie...
- NIE! - ryknąłem miotając się zawzięcie.
W gardle wilka rodził się krzyk, który zakończyłem.
W moim pysku poczułem gorzki smak krwi, a ciało basiora bezwładnie na mnie opadło.
Moon Dancer poległ.
Kątem oka zauważyłem dwie wilczyce osaczające czarnego wilka o imieniu Loony Outlaw.
Wilk był skulony, uszy były przyciśnięte do czaszki, a szczęki szeroko rozwarte. Już stąd czułem woń strachu.
Rozejrzałem się znowu; nigdzie nie było widać Convela i Huntera.
<ktokolwiek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz