czwartek, 20 października 2016

Mirabilis cd Floe

Nie znaleźliśmy Hardej. Okazało się, że pobiegła za Convelem daleko na Czarny Grzbiet. Obecnie Flo wtulała się w futro na mojej piersi.
A ja płakałem. Łzy spływały po moich policzkach, znikając w gęstym, szaro-białym futrze.
- Jeżeli teraz coś się stanie... stracę ich oboje - wychlipałem cicho.
- Nie bój się, Mirabilis - szepnęła wadera. - Nic się nie stanie. A nawet jeśli, ja tutaj będę.
Westchnąłem urywanie. Byłem załamany. Przejechałem mokrym językiem po łbie Floe, wyczuwając jej delikatne mruczenie.
- Chodźmy gdzieś. Gdziekolwiek. Proszę - wypaliłem. Nie wiedziałem po co. Nie miałem ochoty nigdzie iść. Ale powiedziałem to.
- Jak chcesz - szepnęła Floe, podnosząc się z ziemi. - Chodźmy nad potok.
- Zgoda. Lubię to miejsce - odparłem, prostując kości. Ruszyliśmy truchtem nad potok, trzymając się łeb w łeb.
Gdy dotarliśmy nad wodę, okazało się, że potok powoli odmarza po zimie. Było pięknie. Oszronione liście, sople lodu na gałęziach, śnieg zalegający przy brzegach...
- Mirabilis... - usłyszałem po swojej lewej.
- Tak? - spytałem.
- Ja... - zaczęła Floe. Spojrzałem na nią wyczekująco. - Mirabilis, ja...
<Flo...?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz