niedziela, 2 października 2016

Od Hardej

Poczułam dziwne, bardzo dziwne ukłucie w mostku.
Convel!
Położyłam po sobie uszy i jednym susem znalazłam się tuż przy partnerze.
- Convel! - Przyłożyłam swój policzek do jego policzka.
Nie odpowiedział mi.
Poderwałam się z ziemi i kręcąc się nerwowo zawyłam rozpaczliwie, nie wiedząc, co robić.
- Harda... - usłyszałam czyjś cichy, smutny głos. - Uspokój się...
- Nie! - W moich oczach paliły się ogniki szaleństwa, gdy w obłąkańczym tańcu kręciłam się przy ciele Convela.
Z jego boku wydzierała się ogromna, szkarłatna rana, zapewne nabyta przy walce z alfą tamtej watahy. Mój partner jednak wciąż jeszcze oddychał, ciężko i płytko, ale oddychał. "Convel, błagam, żyj" - mówiłam w myślach, wylizując jego ranę.
Basior sapnął przez sen.
Gdzieś ze ściany wilków wydobyło się cichutkie piśnięcie. To był wystraszony Mirabilis.
<Convel? Nie opuszczaj nas :c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz