sobota, 1 października 2016

Convel cd Snorri

Leżałem nieruchomo w tej wstrętnej, wilgotnej dziurze. W końcu jednak ktoś odsunął blokujący wyjście kamień.
Do jamy wszedł Blood Hunter.
- Dzień wojny zbliża się nieubłaganie, Convelu z Lśniącej Pustynii - powiedział szyderczo. - Niedługo zginą wszyscy twoi bliscy, a ty wraz z nimi.
- Pożałujesz tego, Hunter - syknąłem.
- Nie sądzę... - zaśmiał się i wyszedł z jamy, zasłaniając wyjście głazem.
* * *
- Contro! - Krzyknął ktoś.
- Snorri? - Zmrużyłem ślepia. W snopie światła padającym od wejścia rozpoznałem sylwetkę Alfy. - Snorri!
Podniosłem się z ziemi i w dwóch, ciężkich, długich susach znalazłem się przy Snorrim. Trąciłem go nosem.
- Conv, jesteś nam potrzebny. - Zza Snorriego dobiegł mnie głos. Znajomy, uspokajający, należący do wadery.
- Harda? Harda, to naprawdę ty? - Zdziwiłem się.
- Jasne, kochanie. - Wadera uśmiechnęła się, stając tuż obok. Liznęła mnie po pyszczku.
- Dobra, czułości później - oznajmiłem, a Hardusia skrzywiła się lekko. - Jaka jest sytuacja?
- Środek wojny.
- Hunter żyje?
- Póki co.
- Zostawcie mi go.
- Jasne - odpowiedzieli chórem. Niczym burza wypadliśmy z jaskinii. Znaleźliśmy się tuż obok reszty. Staliśmy teraz ślepia w ślepia z watahą Huntera.
- Scave, Snorrs! - Krzyknął ktoś. I zaczęła się bitwa. Przez chwilę stałem nieruchomo. Potem zacząłem się rozglądać. Wszyscy walczyli. Snorri patrzył. W końcu i on rzucił się w wir walki, zwierając się w szczęki z Moon Dancerem.
Kątem oka dostrzegłem Blood Huntera znikającego w lesie.
- Ty podły tchórzu! Zostawisz własną watahę?! - Ryknąłem i w kilku skokach przebiłem się przez walczących. Biegłem teraz krok w krok za Hunterem. Odgłosy bitwy, rodzinę, przyjaciół, wszystko zostawiłem w tyle. Teraz liczyła się tylko zemsta na tym zapchlonym, rudym kundlu. W końcu rzuciłem się na niego, powalając Blooda na ziemię. Zwarły się nasze kły, pazury poszły w ruch. Walkę przypłaciłem szeroką, potrójną szramą na lewej, tylnej łapie. Hunter miał ślady zębów na szyi i brzuchu, oraz potrójną szramę przez prawe oko. Oślepiony po jednej stronie miał mniejsze szanse.
Gdy wreszcie stanąłem nad nim, przygważdżając go do ziemi całym swoim ciężarem, wyszeptałem tylko:
- Ostatnie słowa?
- Zawsze chciałem, żebyś był moim przyjacielem. Wyjątkowy basior, jako mój najlepszy kumpel - sapnął.
Bez namysłu przegryzłem mu gardło. Poczułem słodkawy smak krwi na języku.
Blood Hunter przestał się ruszać. Wyplułem krew prosto na jego pysk.
- Dla zdrajców - warknąłem, odwracając się - litości nie mam.
* * *
Na polu bitwy leżały dwa trupy z watahy Huntera. Przynajmniej dwa inne wilki leżały nieprzytomne, pod strażą Scave'a i Snorriego.
- Zabiłeś go - powiedział Snorrs.
- Nie mam litości dla zdrajców - odparłem, wycierając lekko krwawiący bok o trawę.
- I dobrze. My mamy jeńców, Moon Dancer nie żyje, drugiego wilka nie potrafię zidentyfikować.
- Mhm - mruknąłem. - A Harda? Gdzie jest?
- Nie martw się. Nasi przeżyli.
- Kocham was. Wszystkich, naprawdę - szepnąłem. Nagle zakręciło mi się w głowie. Runąłem na ziemię. Ostatnie co zobaczyłem, to mocno krwawiąca rana na lewym boku. - Przeżyję - wydobyłem z siebie jeszcze na ostatnim wydechu.
I zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz