piątek, 14 października 2016

Od Convela

Wiosna zbliżała się powoli. Wszędzie leżał jeszcze śnieg, ptaki były ledwo słyszalne, jelenie przemykały między bezlistnymi drzewami i krzewami, a wilki...
Wilki żyły jakby nie było jutra. Teraz w niewielu miejscach można było spotkać kogoś z naszej watahy. Wszyscy byli w rozsypce, niektórzy dawno już nie dawali o sobie znać. Mirabilis dużo czasu spędzał na zabawach z Floe, Celestial i Moon, którego dane mi było poznać tylko ze słuchu, wyruszyli na wyprawę do tundry...
Eh, życie. Jakbyś miało mordę, to byśmy inaczej pogadali. Nawet moja Harda ostatnio gdzieś zniknęła. Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje. Wróciła do siebie, Znachor rzeczywiście jej pomógł, ale teraz... nie ma jej przy mnie. Nie ma. A powinna być.
Gdzieś między zaspami topniejącego śniegu dostrzegłem rozkwitający przebiśnieg. Podszedłem bliżej. Nagle obok mnie znalazł się wierny Aurum, mój towarzysz, ryś. Oboje wpatrywaliśmy się tępo w biały kwiat na wiotkiej, zielonej łodyżce.
W kwiat symbolizujący nadejście wiosny.
Wiosny, pory roku pełnej radości i odnowienia.
A Hardej nie było przy mnie.
Snorri więcej czasu spędzał z Calme.
Szczeniaki dbały o siebie, polowały i bawiły się.
Z innymi wilkami nie utrzymywałem kontaktów.
Całe dnie spędzałem na włóczęgach po lesie, urządzając z Aurum małe polowania na jelenie i sarny. Życie dało mi w kość, potrzebowałem wytchnienia.
- Gdzie jesteś, Harda? Co się stało, że nie ma cię przy mnie? - szepnąłem zrozpaczony, a po moim futrzanym policzku spłynęła łza. Opadłem na ziemię, potrząsając łbem. Aurum wtulił się w mój ciepły bok, mrucząc uspokajająco. Ale to nic nie dało.
Po kilkunastu minutach chwiejnie podniosłem się z ziemi.
Wyruszę na wyprawę - pomyślałem. Do najbardziej niebezpiecznego miejsca jakie znam.
Szybko odszukałem Snorriego. Szczeknąłem cicho, zwracając na siebie jego uwagę.
- Snorri, wyruszam na wyprawę. Na Czarny Grzbiet - oświadczyłem, gdy spojrzał na mnie. Alfa zlustrował mnie od stóp do głów, po czym przeniósł wzrok na rysia. Otworzył pysk, żeby coś powiedzieć, ale uprzedziłem go:
- Aurum idzie ze mną.
Snorrs zamknął pysk i spojrzał na mnie uważnie. W jego oczach dostrzegłem iskry smutku.
- Wiesz, jak wielkie jest ryzyko na Czarnym Grzbiecie? - spytał cicho, jakby błagał, żebym tam nie szedł.
- Wiem - odparłem, wbijając w Alfę pewny siebie wzrok. Aurum otarł się o mój bark. - I dlatego właśnie tam się wybieram.

<Snorri? Jestem szalony, co ty na to?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz