niedziela, 16 października 2016

Od Hiver

Spacerowałam po lesie, błądząc wzrokiem po rozłożystych koronach starych dębów. Złote liście wirowały w powietrzu, tańcząc, po czym bezgłośnie opadały na ziemię, ginąc wśród tysiąca im podobnych. Chłodny, orzeźwiający wiatr muskał subtelnie moje futro, a cienkie promienie słońca przedzierały się przez korony drzew, otulając nieśmiało wychylające się spod ściółki kwiaty. Wciągnęłam powietrze, a tysiące wymieszanych zapachów podrażniło mój nos, wprowadzając mnie jednocześnie w lepszy humor. Powietrze bowiem pachniało zimą. Pierwszym śniegiem, porannym szronem i zamarzniętą powłoką jeziora. Lodem, w którym można zobaczyć swoje zniekształcone odbicie i mrozem spowijającym wszystko dookoła. Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie bezwładnie opadające płatki śniegu, tak maleńkie i piękne zarazem. Niby wszystkie razem, a jednak tak bardzo osamotnione.
Kątem oka wychwyciłam ruch, więc odwróciłam się, wwiercając swoje spojrzenie w złote oczy basiora alfa.
- O, Hiver, mam do ciebie sprawę. - posłał mi pospieszny uśmiech, podchodząc bliżej - Mogłabyś wybadać zamiary pewnego wilka? Kręci się po lesie, całkiem niedaleko. Chciałbym, żebyś go śledziła. Z twoimi umiejętnościami zwiadowcy powinno pójść gładko. To jak?
Basior mówił szybko, jakby gdzieś mu się spieszyło. Już miałam zapytać, czemu sam się tym nie zajmie, lecz powstrzymałam się. Jego wzrok był rozbiegany, a on sam wydawał się roztargniony i zdenerwowany.
Zamrugałam kilkakrotnie, stojąc wyprostowana i spięta. Przez krótką chwilę trawiłam jego słowa, układając je sobie w głowie. Posłał mi dość naglące spojrzenie, dlatego też po prostu skinęłam niepewnie łbem, w momencie się oddalając.
Na początku udałam się pod jedno z większych drzew. Miało ono koronę tak gęstą, że natrętne promienie światła praktycznie się przez nią nie przebijały. Ułożyłam się pod nim wygodnie, kładąc łeb na łapach i przymykając powieki. Starałam się odprężyć, zrelaksować, lecz po mojej głowie wciąż błąkały się słowa Snorriego. Westchnęłam, przewracając się na bok, lecz i ta pozycja mnie nie usatysfakcjonowała. Mrucząc pod nosem niczym stara, schorowana wilczyca, wstałam, podpierając się na przednich łapach. Zrezygnowana rozglądnęłam się w poszukiwaniu białej plamy zwiastującej obecność basiora, lecz nigdzie nie mogłam go dostrzec. Postanowiłam więc działać i odnaleźć tego, przez którego moja popołudniowa drzemka została brutalnie zakłócona.
Jako, że alfa nie podał mi dokładnej lokalizacji mego obiektu zainteresowania, a na wzroku nie mogę polegać w stu procentach, wciągnęłam powietrze, starając się wychwycić chociaż lekką nutę zapachu wskazującą jego obecność.
Już po chwili wiedziałam gdzie się udać. Zapach wydawał mi się dość znajomy, lecz nadal zbyt niewyraźny, bym mogła dokładnie określić jego właściciela. Przeszłam w trucht, a już zaraz w galop, brnąc do celu. Zapach był coraz bliżej, a ja nabrałam pewnych obaw co do tożsamości wilka. Nasilenie mojego zaniepokojenia było wprost proporcjonalne do zmniejszania się odległości.
Nie siliłam się nawet na szpiegowanie. Zdrowym okiem wychwyciłam ruch naprzeciwko mnie. Biegł, patrząc przed siebie, a z jego pyska nie mogłam wyczytać żadnych głębszych emocji.
- Stój. - wychrypiałam cicho, lecz byłam pewna, że mnie usłyszy. Zawsze miał dobry słuch.
Zatrzymał się, a jego uszy drgnęły niespokojnie.
- Nie masz nic lepszego do roboty? - zapytał, przekrzywiając łeb i spoglądając mi głęboko w oczy.
Jeszcze chwila, a utonęłabym w jego chłodnych, szarobłękitnych oczach. Chciałam odwrócić wzrok, lecz nie zrobiłam tego. Sama nie wiem, czy był to akt odwagi, czy głupoty, lecz ruszyłam do przodu, nie spuszczając z niego wzroku. On również uważnie mi się przyglądał, a jego mięśnie pozostały napięte i w każdej chwili gotowe do ataku. Zatrzymałam się i omiotłam wzrokiem jego ciało, patrząc na delikatne zarysy mięśni i liczne blizny.
- Co tu robisz? - zapytałam, wciąż mówiąc cicho.
Tak bardzo chciałabym do niego podbiec i wtulić się w jego szorstkie, szarorude futro. Kiedyś był dla mnie ważny, teraz, patrząc w jego oczy, nie poznaję go.
Głupia, pomyślałam, masz go nienawidzić, a chcesz jego bliskości.
- Czy to ważne? - oprzytomniałam, słysząc jego niski, zachrypnięty głos.
- To teren tutejszej watahy.
- Twojej watahy. - wysyczał, jakby czując odrazę do tego, że tu jestem.
- Tak. Mojej watahy. - odparłam dumnie, wiedząc, że go ranię - Z poprzedniej mnie wygnano.
- Dobrze wiesz, że nie mieliśmy wyjścia.
- Zawsze jest jakieś wyjście, braciszku. Wy po prostu nie mieliście chęci, by opiekować się kimś tak niezdarnym.
- Mniejsza o to. - odwrócił wzrok, tępo patrząc w przestrzeń przed sobą - Wiesz, że on chce, żebyś wróciła.
- Nie wrócę.
Przy tych słowach moje gardło ścisnęło się, a brwi zmarszczyły. Byłam tego pewna, lecz mimo to jakaś cząstka mnie chciała być przy nich. Czyżbym tęskniła? Po tym wszystkim?
- Jak chcesz. - westchnął, a ja dostrzegłam w jego oczach smutek, który teraz oplótł moje serce. Nie lubiłam, gdy się smucił.
- Po prostu stąd odejdź, proszę. To zaoszczędzi kłopotu nam obu.
- Obu? - warknął, a w jego oczach tym razem zatańczyły wściekłe ogniki - Nawet nie wiesz, jak on chce cię znaleźć. Nie może znieść myśli, że żyjesz. Obarczył mnie tym obowiązkiem, a jeśli go nie wypełnię, obiecał mnie zabić. Tyle dla niego znaczę. Nic.
- To nie moja sprawa. - byłam pewna, że strach ukryty głęboko w moich oczach mnie zdradzi.
- Wiem. Po prostu chciałbym, żebyś ze mną poszła. Obiecał, że nic ci nie zrobi.
- Jego obietnice nic dla mnie nie znaczą. Zresztą jak mam ci zaufać? Już raz mnie zdradziłeś.
- Po co więc miałbym robić to kolejny raz?
- Kłamcy już tak mają. - odparłam i odwróciłam się, powoli odchodząc.
- Jeszcze wrócisz, wiem to. - szepnął i odszedł, przechodząc w bieg.
Przez chwilę stałam z zamkniętymi oczyma, starając się wszystko sobie poukładać. Moje serce biło jednak zbyt szybko, a łapy drżały zbyt mocno, bym mogła się uspokoić.
Ruszyłam, oddychając ciężko. Skierowałam się w stronę jaskiń, gdzie spotkałam Snorriego.
- Alfo, śledziłam tego wilka. - oznajmiłam, siląc się nawet na blady uśmiech, lecz wyszedł on bardziej jak niemrawy grymas.
- I? - odłożył coś na bok, przenosząc na mnie swoje ciekawskie spojrzenie
- To nikt ważny, zwykły wilk. Zbłądził, ale teraz opuścił już nasze terytorium.
- Dobrze, dziękuję, Hiver.
Skinęłam łbem i wyszłam, udając się na mokradła. Miałam pewność, że nie będzie tam wielu wilków, więc będę w stanie na spokojnie pomyśleć.
Nie myliłam się. Usiadłam w cieniu, opierając grzbiet o chłodną powierzchnię skały. Zamknęłam oczy i zawyłam cicho, rozpaczliwie, wyrzucając z siebie wszystko, co ciążyło mi na sercu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz