niedziela, 6 listopada 2016

Kangae cd Grayback

- Skoro masz ochotę. - odparłam, ostrożnie przeskakując niezbyt rwący strumyk. Kamienie, które stanowiły swojego rodzaju most były porośnięte mchem, który chłonął wilgoć. Moje kroki musiałby by zatem rozważne i ostrożne, bo jeden nieprzemyślany ruch i znalazłabym się w wodzie.
Gray radził sobie o wiele sprawniej ode mnie, mimo braku jednej z łap. Skakał po głazach niczym zając, najwyraźniej doskonale znając to miejsce.
Obserwowałam go uważnie, gdy na moment straciłam czujność i nie wycelowałam dobrze.
Łapa ześlizgnęła mi się po gładkim kamieniu, pociągając w dół całe moje ciało. Serce zabiło mi szybciej, kiedy zdałam sobie sprawę, że straciłam równowagę, ale było już za późno, żeby zamortyzować upadek. Uderzyłam w taflę wody, przebijając ją i zanurzając się w chłodnej toni. Przez chwilę nie wiedziałam, co się właśnie stało, ale po kilku sekundach odbiłam się od dana, a moja głowa wynurzyła się na powierzchnię. 
- Kan? Nic ci się nie stało? - usłyszałam głos basiora, który dochodził z drugiego brzegu. Strumień był płytki, więc po chwili znalazłam się koło niego.
- Nic ci nie jest? - zapytał ponownie, nerwowo przystępując z nogi na nogę. Spłonęłam rumieńcem, zaczynając sobie wytykać moją niezdarność i głupotę. Czemu zawsze ja muszę się wydurniać przed obcymi?
- Nie... - wymamrotałam, spuszczając wzrok. Błagam, niech nie ciągnie tematu. Niech po prostu ruszy dalej, jakby nic się nie stało.
- Skoro tak twierdzisz... - odrzekł, ale nadal spoglądał na mnie uważnie. Przecież to tylko głupia, wrodzona niezdarność i woda, nic takiego się nie stało...
Otrzepałam się z wody, czując jak narasta we mnie wstyd. Co on sobie teraz o mnie pomyśli? Może za bardzo dramatyzuję?
Ruszyliśmy dalej, powolnym, łagodnym truchtem, a moja sierść powoli schła w jasnym słońcu. Czułam się jednak upokorzona, a cisza, która między nami zapadła była krępująca. Starałam się skupić na lesie, jak i gdzie idziemy, ale w głowie nadal kołatały mi się nieprzyjemne myśli.
- Hej, Kan, lubisz wodę?
Podniosłam głowę, zaskoczona jego nagłym pytaniem.
- Tak.
- Nie przeszkadza ci pływanie?
- Niespecjalnie. 
- To dobrze. - uśmiechnął się, mrużąc oczy - Bo idziemy nad jezioro.
Nie odpowiedziałam, kiwając jedynie głową.
- Wiesz, chyba wypadało by ci to powiedzieć. - na powrót spojrzał przed siebie.
- Co? - zmarszczyłam brwi.
- Ostrzec cię... Przed nimi.
Milczałam, czekając aż dokończy. 
- Czyli?
- Czasami po lesie kręcą się różne istoty, które nie zawsze sprzyjają nam, wilkom. Rozumiesz, możesz spotkać kogoś takiego, jak wilk, który chce dołączyć do watahy, ale równie dobrze możesz waść na człowieka.
- Człowieka? - zapytałam, zaskoczona. Czemu ostrzega mnie przed ludźmi?
- Yhym. Szczególnie wystrzegaj się Charona i jego psa. Ogólnie wystrzegaj się psów. Czasami się tu zapuszczają... Jak cię dorwą to nie zostanie z ciebie wiele... Co najwyżej dywanik lub trofeum na ścianę.
Zapadła cisza. 
<Gray?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz