czwartek, 10 listopada 2016

Kangae cd Grayback

Uniosłam głowę, chcąc poznać każde tchnienie wiatru, każdy promień słońca i zapach. Napawałam się nimi i czułam nowe, zupełnie nieznane sobie dotąd uczucie... Jak je nazwać? Tak, jakby moje płuca powiększyły się, chcąc zmieścić w sobie woń każdej rośliny, zwierzęcia czy przedmiotu, a serce biło rytmem lasu.
Jak je nazwać?
Zimny podmuch nieprzyjemnie popieścił moją skórę. Otworzyłam oczy, kierując je na Grayback'a. Miałam nadzieję, że nie zauważy mojego chwilowego uniesienia. Nie patrzył na mnie, wpatrywał się w dal, wyraźnie zamyślony.
- Gdyby nie to, że jest tak potwornie zimno, można by na nie zapolować. - mruknął po chwili. Zrozumiałam, że chodziło mi o kaczki. Pamiętam, jak raz dano mi kawałek tego ptaka. Upieczonego w ziołach z chrupiącą skórką.
Westchnęłam, podchodząc do towarzysza.
- Ślicznie tu, Gray. - szepnęłam, wpatrując się w czarne lustro wody.
- Wiem. Dlatego chciałem ci pokazać to miejsce. Poczekaj tylko na wiosnę, zobaczysz, jak tu może być pięknie.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Cieszyłam się, że go spotkałam. Nie sądziłam, że kiedykolwiek znajdę watahę.
- Kan?
- Tak?
- Nadal boli cię ten kark?
- Nie... Już nie... - odparłam cicho.
- Chyba powinniśmy już iść. Jest jeszcze wiele miejsc do zobaczenia. Wiem, że byliśmy krótko, ale muszę pokazać ci jeszcze tereny łowieckie i jaskinie.
- Nie ma sprawy. - odparłam, posłusznie ruszając za basiorem i zagłębiając się w gęsty las.
<Gray?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz