środa, 14 grudnia 2016

Kangae cd Grayback

Ułożyłam się pod chłodną, twardą ścianą jaskini, podświadomie wybierając takie miejsce, żeby mieć widok na wszystko, co dzieje się w jej obrębie.Nadal się obawiałam i nie czułam się bezpiecznie. Mimowolnie odbiegłam myślami od tego lasu, powracając do swego dzieciństwa.
Ciepło kominka i miękkość poduszki w legowisku, upajający zapach ludzkich potraw i świerkowych igieł zawsze usypiały mnie. Pamiętam, że wyjrzałam wtedy przez okno, za którym powoli spadał z nieba biały puch. Znałam go, ale teraz, wśród gwaru niezrozumiałych dla mnie rozmów i rytmicznie wznoszącego i opadającego boku Ferrie nie był w stanie nie wzruszyć. Przymknęłam oczy, powoli zapadając w sen u boku starszej suki golden retrivera.
Wtedy usłyszałam szum i zaalarmowana uniosłam głowę, co chwilę później uczyniła Fer. Z radością zauważałam, że mój czas reakcji na bodźce jest krótszy niż jej, czym często się chełpiłam. Nad nami stała Willow, ściskając w ręce dwa parujące i cudownie pachnące zlepki ciasta. Marzyłam, żeby dostać jednego z nich, ale wiedziałam, że nie mogę zbliżać się do stołu, kiedy Państwo jedzą. Z radości zerwałam się z miejsca, na co mała dziewczynka wybuchła śmiechem, a razem z nią reszta ludzi.
- Lota! Siad! - poleciła, a ja nie ważyłam się zlekceważyć polecenia. Uśmiechnęła się, a potem wyciągnęła rękę, nadal trzymając przysmak z dala od moich szczęk.
- Łapa! - wykonałam rozkaz błyskawicznie, po czym złapałam lecący w powietrzu zlepek. Smakował wspaniale, ale nim zdążyłam wyżebrać drugiego, Ferrie już dawno go połknęła. Cóż, może i miałam lepszy refleks, ale zawsze zazdrościłam jej tego, że dostaje dobre rzeczy bez najmniejszego wysiłku, natomiast ja musiałam kicać pod dyktando.
Nie przypuszczałam wtedy, że nie jestem psem. Zawsze traktowano mnie jak zwykłego pupila, więc nigdy nie śmiałam podejrzewać, że jest inaczej. Cóż, moi prawdziwi rodzice nie zdążyli mi wpoić prawdziwych zwyczajów, a wychowała mnie stara suczka goldena. Pamiętam jednak pierwszy moment, w którym poczułam coś, czego nie poczułby prawdopodobnie żaden pies. Było to wtedy, kiedy moja mała pani zaprosiła do siebie jedną ze swoich koleżanek. Zaczęły obrzucać się pluszakami, a gdy w górę poszybowała sporych rozmiarów krówka, nagle coś... We mnie pękło. Poczułam, że muszę się na nią rzucić, zagryźć... Zapolować. To było tak, jakby wybuchła we mnie bomba, a jeden z odłamków wbił mi się w mózg, zupełnie zmieniając moje zachowanie.
Nim którakolwiek z nich zdążyła się zorientować, wyciągnęłam się na całą długość i odbiłam od podłogi, poszybowałam między nimi dwiema, po czym z całej siły wbiłam kły w środek zabawki, a gdy z powrotem wylądowałam na ziemi, rozszarpałam ją, rozsiewając wszędzie plusz.
Nigdy nie sądziłam, że będę do czegoś takiego zdolna. Ten nagły, szybki skok i to, że zniszczyłam rzecz, której dotykać mi nie było wolno było dla mnie... Swojego rodzaju stresem. Najgorszą świadomością było jednak to, że nie wiedziałam co się ze mną działo i nie potrafiłam znaleźć przyczyny takiego ataku.

Teraz, kiedy o tym myślę, wydaje mi się to zupełnie naturalne i zrozumiałam, że musiało się prędzej czy później wydarzyć. Dobrze jednak, że ucierpiała zabawkowa krowa, a nie na przykład, Pani czy Willow.
Spojrzałam na chwilę na Gray'a, chcąc pozbyć się wspomnień z moich myśli. Zaczynały mnie one dołować, a powoli wkradała się w nie tęsknota i nostalgia.
- Gray? - zaczęłam cicho. Basior odwrócił głowę. - Jak myślisz, co im się mogło stać? - spróbowałam znów narzucić temat zaginionych szczeniąt.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. - mruknął, nie patrząc na mnie. Zaczerwieniłam się. Może nie powinnam mu zawracać głowy?
- Rozumiem. - szepnęłam, kładąc pysk na łapach. Zapadła cisza, ale ja nadal obserwowałam jak mój towarzysz patrzy zamyślony w dal, a jego sierść powoli ciemnieje.
Potem musiałam zasnąć.
<Grayback?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz