sobota, 31 grudnia 2016

Od Hiver

Zaspy śniegu odbijały światło bijące od księżyca, dzięki czemu, pomimo czarnego nieba, całkiem sporo widziałam. Moje gęste i splątane futro - teraz pokryte bladym szronem - chroniło mnie przed ostrym wiatrem szalejącym wkoło. Wstałam i wyprostowałam się, nasłuchując. Był blisko. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się parę kroków, ukrywając się w cieniu rozłożystego modrzewia. Nie miałam najmniejszej ochoty na walkę, szczególnie, że od paru ładnych dni nie miałam nic w pysku, nie licząc śniegu i lodu, których kawałeczki roztapiałam na języku. Wilk podbiegł w moim kierunku, jednak nadal mnie nie dostrzegając. Cofnęłam się jeszcze o krok, ostrożnie stawiając łapy. Nie należał do watahy, to pewne. Jego ciemne futro pokryte było białymi płatkami śniegu, a w jego oczach dostrzegłam pewne zdenerwowanie. Zmrużyłam oczy, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Jasne ślepia, grube futro pokrywające chude ciało. 
Przeniosłam ciężar ciała na prawą stronę, lecz zaraz tego pożałowałam. Zadrżałam, kiedy ostry ból przeszył moją wybrakowaną łapą, a mój gwałtowny ruch spłoszył sowę siedzącą pomiędzy ciemnymi igłami. Poderwała się, trzepocząc silnymi skrzydłami, a jasnooki spojrzał w moją stronę. Cholera, dostrzegł mnie. 
- Wyłaź. - warknął, napinając mięśnie i obnażając kły. 
Przełknęłam ślinę, wgapiając się w niego. Co z tego, że był wychudzony, skoro to nadal basior? I bardzo pewny siebie. 
- No wyłaź! - powtórzył, a jego donośny głos rozniósł się po całym lesie. 
No świetnie, jeszcze brakuje mi tu całej watahy. 
- Przymknij się. - uciszyłam go, wychodząc z cienia. Zmrużyłam oczy, kiedy śnieg poszczuł mnie natrętnym światłem. Przysięgam, w tamtym roku był bardziej szary...
- Słucham? - syknął, ani trochę nie ściszając tonu. Można by rzec, że jak na złość mówił trochę głośniej. 
- Świetnie. Cieszę się. - mruknęłam, lecz on chyba nie zrozumiał. 
Doskoczył do mnie, a ja szybko oddaliłam się o parę kroków. 
- Czego chcesz? - zapytałam cicho, nie spuszczając z niego wzroku. 
- No zgaduj.
Westchnęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na ucinanie sobie pogawędki. Zaczął podchodzić, a ja zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zacząć uciekać. 
- No? Jakieś pomysły?
Zmarszczyłam brwi, uparcie tkwiąc w ciszy.
- Po prostu głodny jestem. - teatralnie oblizał pożółkłe kły.
- Psychol. - warknęłam - Czy ja wyglądam Ci na jelenia?
- Po lekkich przeróbkach. - przekręcił łeb, a ja odskoczyłam, rzucając się do ucieczki.
Ból łapy jednak nadal nie ustał, przez co znacznie utraciłam na prędkości. Basior podbiegł do mnie, zagradzając mi drogę. Spojrzał w moim kierunku, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. 
- No, zatańczmy. - warknął podle i rzucił się na mnie, zatapiając kły w moim boku.

<KONTYNUACJA SAMODZIELNA>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz