piątek, 21 lipca 2017
Przeniesienie!
niedziela, 4 czerwca 2017
To już jest koniec...
poniedziałek, 24 kwietnia 2017
Mirabilis cd. Kangae (do Shiki)
- Chcesz iść ze mną? - spytała, podnosząc się z piasku.
Zawahałem się.
- Chyba zostanę tu i zaopiekuję się szczeniakami - powiedziałem z delikatnym uśmiechem na pysku, również dźwigając się z piasku.
- W sumie racja - przyznała Kangae. - Amber, Shika! - zakrzyknęła na dzieci, które natychmiast stawiły się przed nią, ciosąc ze sobą mnóstwo muszelek.
- Tak mamo? - powiedziały równocześnie. Te maluchy były naprawdę bardzo pocieszne.
- Zostawiam was na trochę z wujkiem Mirabilisem - przy tych słowach puściła do mnie oczko. No, nie powiem, muszę już być naprawdę stary, skoro zostałem wujkiem. - Wrócę niedługo.
- Dobrze mamo - odparły maluchy, a gdy tylko wadera zniknęła nam z pola widzenia, Shika zwrócił się do mnie.
- Wujku, co teraz będziemy robić...?
<No, Kan, to teraz masz dwa odpisy xDD Shiką Mirabilisowi i Kangae Mirabilisowi, tyle tylko, że do Convela xd>
Convel cd. Veter
Gdy dotarliśmy w końcu na miejsce, po intensywnym zapachu odszukałem własnoręcznie wykreowane jeziorko z pływającą po powierzchni lilią przywiezioną przeze mnie z Tęczowej Doliny. Kwiat ten nadal był na swoim miejscu, a woda w miniaturowym zbiorniku wodnym była czysta i lśniąca.
- Co to za kwiat? - spytał zaciekawiony samiec.
- Nie jestem pewien, ale zdaje mi się, że to jakiś specjalny gatunek wodnej lilii - odparłem, dotykając nieśmiało łapą nakrapianych płatków kwiatu i przypominając sobie samicę z nim związaną. Nie poznałem jej zbyt dobrze, ona sama była bardzo małomówna.
- Hm - zamyślił się mój towarzysz. - Nigdy jeszcze takiej nie widziałem. Mogę? - spytał, wysuwając łapę w stronę kwiatu.
- Tylko ostrożnie - uśmiechnąłem się znacząco. Ta roślina miała dla mnie ogromną wartość, niezbyt chciałbym, aby coś się z nią stało.
Veter pogładził ostrożnie płatki i podniósł nieznacznie kwiat.
- Chyba masz rację, to lilia wodna - powiedział. - Ale nie wiem, jaki to gatunek.
- Sam tego nie wiem - odparłem cicho.
<Veter?>
niedziela, 23 kwietnia 2017
Od Hiver cd. Convela (do jakiegoś szczeniaka)
czwartek, 20 kwietnia 2017
Od Vetera, cd. Convel
- W sensie? - zapytał Convel, przewracając się na prawy bok.
- Wszystko co jest w miarę ładne. Kamyki, pióra, jakieś kości... - przymknąłem oczy, wyobrażając sobie mój zbiór w tylnej komorze mojej nory.
- A co teraz jest dla ciebie najcenniejsze?
- Hmm... - mruknąłem - Chyba jedna ze skałek, a właściwie dwie jej połówki We wnętrzu widać błękitne, ostre kryształy. Znalazłem je kiedyś w górach i chyba dałbym się za nie pokroić.
Prychnąłem cicho i wystawiłem jasny grzbiet do Słońca, czując, jak promienie przyjemnie grzeją mi skórę.
- Nie spotkałem jeszcze wilka o podobnym hobby... - stwierdził biały basior, szukając wzrokiem strumienia, który szumiał w pobliżu. Byliśmy naprawdę niedaleko mojego domu, wystarczyło jedynie przejść kilkaset metrów w górę potoku i trafiłoby się na niewielką polanę, na której mieszkam.
- A ty, Convel, masz jakieś zainteresowania?
<Conv?>
środa, 19 kwietnia 2017
Od Cadere
Pogoda była ładna, chociaż padał lekki, lecz orzeźwiający deszczyk. Lubię deszcz.
Jak również myślałam, nie było to zbyt dużo towarzystwa - wszyscy pochłonięci swoimi sprawami.
Ostrożnie wspięłam się na przewalony konar drzewa i rozejrzałam się po okolicy. Tyle miejsc do zwiedzenia! Jako pierwsze postanowiłam zwiedzić coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam. Było pięknie! To była równa polana z wieloma kwiatami. To się chyba nazywało łąka. Postanowiłam zostać na niej trochę, skoro jak na razie nikt mnie nie woła. I raczej to się nie zmieni. Cóż, płakać nie będę. Tyle czasu dla mnie i tylko dla mnie!
Swój wolny czas postanowiłam spędzić w strumieniu, trochę się ochłodzić. Zanurkowałam głęboko pod wodę i próbowałam przepłynąć tak jak najwięcej. Kiedyś z rodzeństwem sprawiało nam to ogromną frajdę. To było coś w stylu zawodów - kto najdłużej wytrzyma.
Kiedy już miałam się wynurzyć, uderzyłam pyskiem o coś. A raczej o kogoś. Ktoś także postanowił się przekąpać, akurat w tym samym momencie, co ja.
Veter? To tak najchętniej.
Od Graybacka
Otworzyłem oczy, lecz w pomieszczeniu było bardzo, bardzo ciemno. Poza tym, ten głos.. Nie poznaję go, ale wiem, że kiedyś na pewno go słyszałem. Kto to mógł być?
- Kim jesteś? - mruknąłem.
Spróbowałem się nawet podnieść, ale poczułem okropny ból w stawach i mięśniach. Powinienem... powinienem do kogoś wrócić. Do kogo? To nie jest moje miejsce. Bogowie, jest zimno. Bardzo, bardzo zimno. Jęknąłem cicho, znów próbując się podnieść. Zamiast tego boleśnie upadłem na pysk, rozbijając sobie nos, z którego zaczęła sączyć się krew. Gdzie ja do cholery jestem? Ktoś mnie woła. Grayback, Grayback, Grayback. Światło? Tak, to światło. Nie idź w stronę światła. To zawsze źle się kończy. Ale z drugiej strony stamtąd wylewa się ciepło. Nagle światło zaczęło się rozlewać, z czasem dotykając poduszek moich łap. Piekło.
- Kim jestem? - Głos podchwycił moje pytanie, a jego ton zrobił się chłodny, niemalże słyszałem go w swojej głowie. - Powinieneś wiedzieć, kim jestem. Zwłaszcza ty, Graybacku. Chociaż może nie powinienem mówić ci po imieniu?
Poznaję... tak, poznaję! Tylko jak on się nazywał? Pamiętałem to. Matka mi mówiła. Matka? Nie żyje. Zamknąłem oczy. Światło, ból, ulga, pieczenie. Krzyk i lament. Przeciągłe wycie, lokalizujące.
- Chyba musi wracać. - odezwał się inny głos. Kobiecy.
- Chyba tak. - mruknął pierwszy głos.
czwartek, 13 kwietnia 2017
Zmiana planów oraz treści watahy
Uno: Regulamin został całkowicie zmieniony, proponujemy przeczytać i trzymać się go co do joty.
Dos: Mamy spore zmiany w treści zwanej także stroną Tereny. Przed napisaniem kolejnych opowiadań zalecamy przejrzenie tejże zakładki i zastosowanie się do zmian. Z tej też okazji można napisać liczące minimum 350 słów opowiadanie na temat przeniesienia się do innej okolicy, nagrodą za udział w tym minievencie będzie 100 srebrników.
Tres: Formularz został zedytowany! Nasze postacie nadal nie są magiczne, jednak mile widziane jest uzupełnienie formularzy swoich wilków na podstawie tych starych. Administracja postara się tym zająć, prosimy jednak o to, żeby być na bieżąco i uzupełnić pola, których będzie brakować.
Quatro: O pozostałych zmianach będziecie informowani na bieżąco. Tym razem chcieliśmy Was jednak poinformować o konkursie, który trwać będzie do środy przyszłego tygodnia, czyli 19 kwietnia. Polega on na narysowaniu swojego wilka w towarzystwie dowolnego symbolu Wielkanocnego: jajka, czekoladowego królika, stada kurczaczków,
To jednak tylko jeden z konkursów; drugi polega na napisaniu opowiadania o początku wiosny lub Wielkanocy spędzonej wspólnie z resztą watahy, liczącego sobie przynajmniej 1500 słów. Nagrodą będzie nieśmiertelność dla jednego z wilków danej osoby. W przypadku napisania obydwu tematów, nagroda się podwaja i zostaje przyznana dwóm wybranym przez sterującego wilkom!
środa, 12 kwietnia 2017
Convel cd. Veter
- Nie... to nic takiego - odparł równie zmieszany basior.
Kiwnąłem łbem na znak, że rozumiem. W rzeczywistości jednak wilk ten był dla mnie jedną, wielką zagadką.
Usiedliśmy w ciszy na trawie. Wokół nas rozbrzmiewał ptasi koncert z akompaniamentem bojowego skrzeku krążącego nad nami Cri. Drzewa szumiały melancholijnie, a plusk wody w potoku płynącym w pobliżu nadal miał ten sam rytm co zwykle. Niby taka rutyna, a jednak odczuwałem pewne braki w watasze, w sercu. Nie byłem tylko pewien, dlaczego.
- Hej, Veter... - zacząłem niepewnie.
- Hm? - basior opuścił łeb, przestając wpatrywać się w swojego dumnego ptaka, który jeszcze ani razu się nie zatrzymał, tylko wciąż krążył nad miejscem naszego pobytu.
- Co najbardziej lubisz robić? - nawet nie wiecie, jaką miałem nadzieję, że znajdziemy jakieś wspólne zainteresowania...
<Vet?>
Od Kangae, cd. Mirabilis
Jednak nie ma go tutaj.
Nie budzę się rano z jego sierścią przy nosie, z jego zaspanym ,,Dzień dobry".
Nie słyszę jego głosu, nie widzę, jak kuleje, jak patrzy na mnie i na szczenięta.
Nie widzę, jak maluchy uczą się, jak to jest mieć ojca.
Odsuwałam od siebie tę myśl przez tak długi czas, najpierw wizją jego powrotu, potem siłą, jaką muszę mieć, żeby nie załamać się i nie zostawić dzieci na lodzie. Marzyłam o szczęśliwej, wspierającej się rodzinie, o pierwszej miłości, która pozostanie przy moim boku do końca mojego życia.
Poczułam, jak oczy mnie szczypią, a po chwili jedna łza spłynęła mi po nosie. Jak mam zastąpić bliźniakom ojca? Jak mam je utrzymać sama?
Zamknęłam powieki, wtulając nos w szyję Mirabilisa i zadrżałam, tłumiąc szloch. Czy tak powinno być? Czy po stracie partnera powinnam wypłakiwać się w syna Alfy, którego prawie w ogóle nie znałam? I to w dodatku nie z powodu długich, melancholijnych rozmyślań, ale nagłego zrywu emocji?
- Mamo? - poczułam, jak coś ciągnie mnie za łapę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jasne oczy moich dzieci. Otarłam błyskawicznie mokre powieki i oderwałam się od Mirabilisa.
- Mamo? Co się stało? - zapytał Shika, a Amber wtuliła się w moje futro na piersi.
- Nie... Nic... - mruknęłam, pociągając nosem. Miabilis patrzył na mnie zdziwiony. Odetchnęłam kilka razy głęboko, nie chcąc, żeby szczenięta widziały, jak płaczę. - Shika, idź się bawić razem z Amber. Zostawcie nas jeszcze na chwilę.
- Ale jest zimno! - szczeknął mój syn, a ja poczułam, jak Am kiwa głową pod moją sierścią.
- Chcecie mi pomóc? - zagadnęłam, zastanawiając się jak zająć maluchy.
- Tak! - krzyknął młody basior, a jego siostra skoczyła na równe nogi i oderwała się ode mnie.
- Poszukajcie na plaży jakiś ładnych, kolorowych kamyczków i muszelek, dobrze? Takich w miarę dużych, żeby można je było gdzieś ładnie położyć w domu.
Wilczęta nie czekały na koniec zdania, od razu pognały w jedną stronę, przepychając się nawzajem..
- Tylko nie za daleko! - krzyknęłam za nimi, patrząc, jak zaczynają grzebać w piasku, po czym zwróciłam swój wzrok na Mirabilisa.
- Przepraszam... Nie powinnam się tak rozklejać... - mruknęłam, czerwieniąc się.
- Kan, daj spokój. - odparł, również nieco zakłopotany - Każdy czasem musi się wyżalić, jak ktoś ważny go opuszcza.
- Jak chcesz załatwić tę sprawę z tatą? - zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Nie mam pojęcia. - westchnął ciężko, masując łapą kość nosową.
- Może po prostu z nim porozmawiaj... - zaczęłam, zdając sobie sprawę z tego, jak banalnie i nieprawdziwie to brzmi - Powiedz mu, jak się czujesz, oderwij go na chwilę od szczeniąt. Wykaż inicjatywę. Jeśli chcesz mogę z nim pogadać i powiedzieć, jak się czujesz...
<Mirabilis?>
wtorek, 11 kwietnia 2017
Od Vetera, cd. Convel
Nie odpowiedziałem, nie chcąc rozdrapywać swojej przeszłości. Żyje sobie tam gdzieś w padole mojej świadomości i wolałbym jej nie przeszkadzać. Mimo upływu lat nadal bolą mnie wydarzenia z dzieciństwa, ale jak już się zorientowałem, nie tylko ja miałem kiepski start. Convel najwyraźniej oczekiwał ode mnie kontynuacji rozmowy, ale chyba po kilkunastu sekundach zdał sobie sprawę z tego, że poruszył czuły temat. Zapadła długa, krępująca cisza, kiedy szliśmy powoli przez las. Od czasu do czas Cri przerywał milczenie cichym popiskiwaniem, ale po za tym słyszeliśmy tylko szum liści i patyki trzaskające po naszymi łapami.
- Veter?
- Tak? - uniosłem głowę, skupiając się na rozmazanej plamie białego futra.
<Convel? Bezwenie się szerzy>
Shika, cd. Nafis
Wiedziałem, że para Alfa ma szczeniaki w wieku moim i Berki, ale myślałem, że wiedzą o naszym istnieniu, tymczasem biała zareagowała dość dziwnie.
Stałem tak chwilę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Ciotka nazwała ją Nafis. Byłem zmieszany, bo miałem wrażenie, że Naf dostała karę przeze mnie.
- Shika, kochanie, gdzie poszła mama? - zapytał wujek po długiej chwili ciszy.
- Na polowanie, razem z Amber! - szczeknąłem, ciesząc się, że ktoś wreszcie przerwał to milczenie - Ja też chciałem iść, ale mama powiedziała, że tylko bym jej przeszkadzał!
- Powiedz Kangae, że w razie czego nasza jaskinia jest na tyle duża, żeby zmieściła się tu również Am. - ciocia polizała mnie po głowie, po czym zniknęła w innej komnacie razem z wujkiem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ich mieszkanie było o wiele większe od naszej nory i miało dużo pokoi. Potarłem nieśmiało łapą o łapę, zastanawiając się co właściwie porobić. Chciałem zagadać do Nafis, bo oprócz Amber nie znałem tu nikogo, ale bałem się, że dalej będzie zła. Mama zawsze mówi, że powinniśmy poznawać nowe osoby, a mi kazała jeszcze pomagać w tym Amber. Stwierdziłem jednak, że bawienie się samemu po raz kolejny może być nudne, więc po długiej chwili zebrałem się na odwagę i podszedłem nieśmiało do białej kulki futra.
- Hej! - zagadnąłem, o wiele głośniej niż zamierzałem. Ujrzałem, jak rówieśnica odwraca się, żeby na mnie spojrzeć.
- Czego chcesz? - burknęła, tracąc mną zainteresowanie.
- Ja... no ten... - zająknąłem się - Chciałem przeprosić. Nie wiedziałem, że będzie ci przykro jak tu przyjdę.
- Jasne. - mruknęła, po czym zapadła chwila ciszy - Po co w ogóle tu przychodzisz?
- Mama jest na polowaniu z moją siostrą. - odparłem, siadając na twardej skale.
- Też masz siostrę?
- Tak, ma na imię Berk... Amber.
- Ja mam starszą, Clestial. A ty?
- Młodszą. Mama mówi, że zaledwie o kilka minut.
- To tak ja i Nesi! Ale Cel jest strasznie stara, ma już nawet swoje dzieci!
- Znasz ich?
- Nie. - mruknęła z przekąsem - Ale wiem, że jej syn ma na imię tak, jak jej tata. Snorri II
- Mnie mama też nazwała po swoim tacie. - odparłem z dumą.
- Kim są w ogóle twoi rodzice?
- Kangae i Grayback.
<Nafis?>
Od Amor
-Mamo?
-Tak Amor?
-pobawisz się ze mną?
-Teraz nie mam czasu... może wieczorem?
-Ale mi jet nudno!
-W watasze jest pełno wilków. Na pewno kogoś poznasz.-uśmiechnęła się i wybiegła na polanę. Niedaleko ujrzałam dwa wilki, młodsze ode mnie. Jeden był czarny drugi za to biały.
-Raz kozie śmierć-szepnęłam do siebie. -Cześć jestem Amor- powiedziałam podchodząc. Szczeniaki przestały się bawić i zwróciły wzok na mnie.
-C-cze-cześć-wydukał czarny.
-Hej! Jestem Snorri II, a to mój brat Kasai. Tamta biała wilczyca to moja mama, a obok niej tata.-wskazał głową dwa duże wilki które ze sobą rozmawiały nie zwracając na nich uwagi.-A ty?
-Ja, ja jestem Amor.
<Snorri II lub Kasai>
Nafis cd. Shika
-Kim jesteś?-zwróciłam się do szczenięcia niebezpiecznie zbliżonego do mojej mamy. Warknęłam ostrzegawczo w jego stronę chcąc też zaalarmować mamę. Ta jednak nie przejęła się moimi białymi zębami które odsłoniłam przygotowana do ataku. Zrobiła coś co dogłębnie mną wstrząsnęło: polizała po głowie to obce szczenię!
-Hej!-wrzasnęłam czując, że coś tu nie gra. Czy moja mama jest ślepa? Wie, że to nie jest jej szczeniak? Ani nawet szczeniak jej córki?
-Kim ty do cholery jesteś?!-wrzasnęłam. Nastała cisza, mama i tata wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Nie można mówić tak brzydko!-biała wadera zgromiła mnie wzrokiem.
-Gdzie ty się tego nauczyłaś?-spytał w tym samym czasie tata.
Poczułam, że się rumienię więc wydukałam cicho:
-Ale kim on jest?
-Tak to nie będzie! Mamy gościa, a ty zachowujesz się jakbyśmy cię wychowali na jakąś...-mama była bardzo zdenerwowana. Przesadziłam. Ale co właściwie zrobiłam źle?! Ona też tak czasem mówi, prawda?
-Jakbyśmy cię w ogóle nie wychowali-stwierdził oschle tata.
-Nafis, masz całkowity zakaz opuszczania naszej jaskini.
-Dlaczego?!-załkałam.
-Bo kolejny raz zwracam ci uwagę, że niewłaściwie się zachowujesz przy gościach!
Burknęłam coś niezrozumiałego i położyłam się w oddali od rodziców. Czemu oni woleli tego szczeniaka ode mnie?
-Hej!-usłyszałam nad sobą głos. Odwróciłam się. Stał przy mnie ten młody basior...
<Shika?>
Kochani...
~I dopisek Convela~
Tak, Calme, Convel zawsze ma rację :3
Ale tak na poważnie: rozumiem wszelkie usprawiedliwienia, ale jeżeli ktoś jest chory przez trzy miesiące, ma grypę od półtora miesiąca albo co tydzień ma jakiś megaważny wyjazd... przepraszam, ale to już nie przejdzie - wszystkie wilki, które nie napiszą opowiadania do końca kwietnia (uwzględniłam Wielkanoc i moje urodziny i jestem łagodniejsza -,-), poniosą konsekwencje. Te, które brały aktywny udział w życiu watahy, zostaną oddane do adopcji lub będą miały swój wkład jako NPC. Te, które nic nie robiły lub robiły mało, zostaną wygnane. Wszystkie zaś szczeniaki, które nie napiszą opowiadań, zaginą w lesie lub zostaną zaatakowane przez dziki i poniosą śmierć.
Wiem, że jestem brutalna i ostra. Problem w tym, że jeden kryzys jakoś przeżyliśmy, ale z tego co widzę, była to zarazem górna i dolna granica. Nie chcę stracić Naszego Lasu, trzeba coś z nim zrobić.
piątek, 7 kwietnia 2017
Od Canagana
- Kim jesteś?- zapytałem.
<Ktoś chętny>
wtorek, 4 kwietnia 2017
Nowy basior!
piątek, 31 marca 2017
Od Shiki (do Nafis)
- Dobrze, mamo! - krzyknąłem, odwracając się z powrotem. Ujrzałem szarą wilczycę, która wynurzała się z nory, razem z moją siostrą w pysku. Amber wyrywała się, tuląc uszy i szczerząc zęby do mamy. Sam nigdy nie odważyłbym się na taki gest w stosunku do niej, ale Am nie potrafiła mówić, więc przyzwyczaiłem się do przerysowanych reakcji z jej strony. Uśmiechnąłem się i wywaliłem język na całą długość i patrzyłem, jak oczy siostry się wściekle zwężają.
- Shika! - mruknęła nasza matka, przechodząc koło mnie - Przestań drażnić Amber.
- Ale mamoooo... - zacząłem.
- Idź już załatwiać swoje sprawy, kochanie. Wróć tylko przed zmierzchem. - wilczyca przesunęła łapą po moim karku i lekko popchnęła mnie w stronę lasu. Najpewniej idzie zapolować i znów nie ma z kim zostawić Amber. Od kiedy tata zniknął, mamie ciężko pogodzić swoje obowiązki z dbaniem o nas i o siebie. Ostatnio zacząłem trenować polowanie i nawet udało mi się złowić mysz! Berka się ze mnie śmiała, ale ona umie tylko zabić pająka, a ja parę dni temu przyniosłem ryjówkę. Mama bardzo się ucieszyła i obiecała, że niedługo nauczy nas polować na króliki.
Miałem iść do jaskini wujka Convela i cioci Calme, bo od kiedy tata zniknął to oni też się nami zajmują. Mama namówiła mnie na to, mimo, że bardzo chciałem iść z nią i z Amber, ale powiedziała, że z naszą dwójką upoluje najwyżej muchę. Myślę, że nie chce zwalać wszystkiego na ciocię i wujka, więc nie wysłała nas obojga do nich.
Powoli zbliżałem się do celu. Wiedziałem, że para alfa ma również dwójkę szczeniąt nieco starszych ode mnie, ale jeszcze nigdy z nie rozmawiałem.
- Kim jesteś? - usłyszałem za sobą dziewczęcy, młody głosik.
<Nafis?>
czwartek, 30 marca 2017
Convel cd. Veter
Zaległa cisza, a ja odwróciłem wzrok. Sokół siedział na pobliskiej gałęzi, przypatrując mi się z niepokojem.
- A ty... miałeś kiedyś towarzysza? - nagle usłyszałem za sobą pytanie, którego kompletnie się nie spodziewałem.
- Co ja mogę powiedzieć... no, miałem - zacząłem z westchnięciem. - Aurum, dostojny ryś, towarzyszył mi na wielu wyprawach i większości pobytu tutaj. Jednak od dawna go nie widziałem, podejrzewamy z Calme, że założył własną rodzinę. Gdy Nesibindi, nasz syn, wymknął się z jaskinii, odszukaliśmy go bawiącego się z rysiem w identycznym wieku, prawdopodobnie synem Auruma.
- Nie miałeś nigdy ptaka? - dopytywał Veter.
- Nie, nie miałem.
- A skąd... skąd właściwie... pochodzisz?
Zamilkłem na chwilę.
- Nie wiem - powiedziałem cicho. - Podobno znaleziono mnie na pustkowiu, Lśniącej Pustynii, samego, bezbronnego i zmarzniętego. Nie wiadomo było, skąd się tam wziąłem, gdzie jest moja rodzina i czemu nadal żyję. Ja sam... nie pamiętam tamtych chwil. Znam je tylko z opowieści - przekazałem basiorowi tyle, ile sam wiedziałem.
<Veter? Wiem, kit za kitem, ale wena poszła ;-;>
Convel cd. Calme
- Hm? - mruknąłem, rozglądając się uważnie po okolicy.
- Nie poprosiłeś Celly, żeby zajęła się szczeniakami - stwierdziła wadera, patrząc na mnie ze zdziwieniem i wyraźnym niepokojem.
- Cally - zacząłem spokojnie, a samica już położyła uszy po sobie i zarumieniła się - nie powinnaś martwić się o Nafis i Nesiego. To już nie są małe, puchate kulki, za którymi trzeba chodzić krok w krok. Daj im trochę wolności - polizałem czule Alfę i wychynąłem z krzaków, kierując swoje kroki ku centralnej części nasłonecznionej łąki.
- Ale...
- Żadnych ale - spojrzałem na waderę prosząco. - Połóż się i zrelaksuj - przekrzywiłem łeb, kładąc się pośród wysokiej trawy.
<Wiem, moje też jest do bani ;-;>
środa, 29 marca 2017
Od Moona (do Celestial)
-Tato...-podszedł do mnie zmęczony Kasai.
-Tak?
-mógłbyś... Iść ze mną... Na wyprawę?-Trochę zdziwiło mnie to pytanie. zamyśliłem się. Jest jeszcze młody... Ale, jest ze mną.
-Później uzgodnię to z mamą.- Kasai tylko trochę się uśmiechną i poszedł dalej ganiać owady. Parę minut później pomyślałem, że pójdę od razu zapytać się Celly co o tym sądzi. Kasai podreptał za mną. Nie minęło parę minut a już ją znalazłem.
-Celly?
-Tak?-odwróciła się i uśmiechnęła.
-Kasai, chciał iść ze mną na wyprawę, więc pytam cię co o tym sądzisz.
<Celestial?>
wtorek, 28 marca 2017
Od Vetera, cd. Convel
- Jak udało ci się go złapać? - zapytał zdziwiony Alfa, obchodząc mnie dookoła tak, żeby przyjrzeć się uważnie mojemu towarzyszowi.
- Nie złapałem, raczej uwolniłem z pułapki. Ludzie wyrzucili do lasu jakieś śmiecie, w które biedak się zaplątał. Potem nie chciał odlecieć ode mnie, więc stwierdziłem, że znalazłem idealne rozwiązenie i nauczyłem go polować ze mną.
- Idealne rozwiązanie?
- Widzisz... - zacząłem niepewnie, zastanawiając się, czy możliwe jest wydalenie z watahy nie do końca sprawnego wilka - Mam problem ze wzrokiem od szczeniaka i nie widzę zbyt wiele. Polowania zawsze kończyły się fiaskiem, więc stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie łowiectwo z ptakiem drapieżnym. Teraz przynajmniej mam co jeść - dokończyłem, czując, jak krew rozszarpanego królika ścieka mi po barkach. Będę musiał się umyć w pobliskim strumieniu, nie chcę, żeby ktokolwiek zobaczył mnie całego pokrytego tym szkarłatnym płynem.
- Sprytne. - zauważył Convel, a ja dostrzegłem, że uważnie mi się przypatruje. Był na tyle blisko, że widziałem dokładnie zarysy jego twarzy - Dlaczego właściwie nie widzisz?
- Widzę. Ale niewyraźnie. To przez uraz z dzieciństwa, spadłem ze skały i wgniecenie w czaszce uszkodziło mi mózg, czy jakoś tak... - mruknąłem, niezadowolony z tego, że muszę ujawiniać swoje słabości.
<Conv?>
sobota, 25 marca 2017
Mirabilis cd. Kangae
- Prawdę mówiąc, to od narodzin szczeniąt nie działo się zbyt wiele. Przyjęliśmy kilka wilków, ale nie specjalnie się pokazują - stwierdziła Kan, obserwując swoje szczenięta kątem oka.
- Cóż, u mnie właściwie nic się nie zmieniło od narodzin Nesibindiego i Nafis - mruknąłem z niezadowoleniem. - Te maluchy skupiają na sobie całą uwagę taty. Wstaję rano, poluję, piję, wracam do jamy i tam zasypiam. Czasami między tymi czynnościami wyleguję się nad morzem, jak dzisiaj.
- Rzeczywiście, Nafis i Nesi pochłaniają większość uwagi Conva i Cal - zgodziła się ze mną Kan. - Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Convelem?
- Nie pamiętam. Chyba jeszcze zanim mama nas opuściła - westchnąłem, przygryzając dolną wargę, żeby się nie rozpłakać. - Wtedy zamknął się w sobie, potem Snorri zginął, a tata uciekł. Wrócił dla Calme i urodziły się szczeniaki. Przez cały ten czas nie zamieniłem z nim ani słowa. Nie wiem, który z nas unikał tego drugiego, ale rzadko nawet go widywałem.
- Jesteś zazdrosny - stwierdziła Kangae. - Młodsze rodzeństwo przykuwa uwagę twojego ojca, a ty nie chcesz niszczyć mu tego, co sobie ułożył, prawda?
- Tak to odbieram - przytaknąłem, ocierając łapą łzy, które mimo woli wypłynęły z moich oczu.
<Kan?>
Od Kangae, cd. Mirabilis
Podeszłam do Mirablilisa i położyłam się koło niego.
- O co chodzi?
- Kan, o nic. Już ci mówiłem.- powiedział ostro. Zamilkłam, odwracając od niego wzrok, patrząc beznamiętnie na szczenięta. Gray już od dłuższego czasu się nie pojawiał w norze, co bardzo mnie niepokoiło. Opuścił nas? Nie, na pewno nie. On nigdy nie zrobiłby czegoś takiego, ale mimo tej pewności nadal nie mogłam pozbyć się dręczącego mnie niepokoju. Parę razy już zupełnie traciłam nadzieję i miałam ochotę się po prostu rozpłakać, ale wtedy podchodziły do mnie moje szczenięta. Shika już nauczył się mówić, więc pytał co mi się stało i czy wszystko dobrze. Amber nie mówiła nic, w ogóle nie wydawała żadnego dźwięku. Chyba pogodziłam się tym, że nie będzie mogła normalnie żyć.
- Z tobą też nie jest najlepiej, Kangae. - zauważył młody basior. Jasna kulka futra podeszła do nas, uśmiechając się. Przygarnęłam ją do siebie, tuląc do piersi.
- Mamo, Amber wepchnęła mnie do wody! - jęknął Shika, zbliżając się do nas. Woda ciekła ze strąków futra, tworząc za nim niewielkie kałuże. Wadera wyskoczyła z moich łap, lądując na piersi brata.
- Kan? - trącił mnie Mirabilis. Spojrzałam na niego, tuląc uszy.
- Cóż... - zaczęłam niepewnie - Gray zniknął. Martwię się o niego i o maluchy, ale nie jest to coś, czym powinieneś się przejmować.
<Mirabilis?>
czwartek, 23 marca 2017
Od Mirabilisa (do Kangae)
- Dlaczego tak jest, Solis? - spytałem cicho, patrząc w bok. Obok mnie wylegiwał się szczupły, rudy wilk z czarną pręgą ciągnącą się wzdłuż grzbietu. Doskonale wiedziałem, że to tylko mój wyimaginowany towarzysz, ale nie miałem innego wyjścia, jak znaleźć sobie nieistniejącego przyjaciela. Samotność dawała się we znaki bardziej niż głód, którego nie zaspokajałem od trzech dni. Po prostu nie czułem takiej potrzeby.
- Nie wiem, Mirabilisie - odparł w zamyśleniu Solis. - Prawdopodobnie to wszystko przez twojego ojca.
- Nie mów tak - zasmuciłem się jeszcze bardziej, czując lekkie ukłucie w sercu.
- Kiedy to prawda - rudy zwrócił swój kudłaty łeb ku mnie.
- Nie chcę tak o tym rozmawiać - warknąłem, kładąc łeb na łapach i wdychając słony zapach morskiej wody. - To nie jego wina.
W jednej chwili Solis się rozpłynął, a za sobą usłyszałem znajomy choć zapomniany już przeze mnie głos.
- Mirabilis, z kim rozmawiasz? - spytała wadera. Obejrzałem się, patrząc ze smutkiem na Kangae.
- Z nikim - szepnąłem.
- Wyraźnie słyszałam, że do kogoś mówisz - upierała się. Podeszła do mnie bliżej, a ja tylko zwróciłem nos na powrót w stronę morza.
<Kan?>
Od Nesibindiego (do Amber)
Tam czułem się swobodnie. Tym razem, nie widząc tropiącego mnie ojca, pobiegłem co prędzej w tamtym kierunku. Prześlizgnąłem się swobodnie przez otwór w krzakach jeżyn. Na polanie panowała cisza, na samym środku wylegiwał się w słońcu Argent. Jego imię oznaczało tyle co srebro, z powodu srebrnych oczu, podobnych do rozgwieżdżonego nieba.
- Hej, Argent - przywitałem się, szczerząc się do kotowatego przyjaźnie.
- Hej, Nesi - mruknął leniwie ryś, przewracając się na plecy i wygrzewając biały brzuch. Położyłem się obok niego, poddając się ciepłym promieniom słońca.
Leżeliśmy tak w milczeniu, doskonale się rozumiejąc. Bezczynność, choć nie w moim typie, była wspaniała. Leżenie na plecach i gapienie się w niebo.
- O, patrz, tamta chmura wygląda jak królik! - stwierdził wesoło Argent, wskazując złotą łapą na jeden z obłoków.
- Co ty gadasz, to przecież żmija - przekrzywiłem łeb, a chmura momentalnie zmieniła się w jadowitego gada.
Nagle usłyszeliśmy szelest w krzakach. Skoczyliśmy obaj na równe nogi, jeżąc sierść na karku. Z jednego z otworów wychyliła się nieśmiało Amber, zapatrzona do tyłu, za siebie.
- Co tu robisz? - spytałem, rozluźniając się nieco. Byłem wkurzony, bo ktoś znalazł naszą kryjówkę, ale przynajmniej czułem się bezpiecznie, bo była to znajoma waderka.
<Amber?>
Od Convela (do Calme)
Tym razem puściłem Nesiego samego, zostając w jaskinii razem z Calme. Nafis, choć z reguły nieśmiała, zaprzyjaźniła się z Kasaiem, o podobnym usposobieniu.
- Calme? - spytałem, trącając nosem Alfę pogrążoną w półśnie.
- Cooonv? - odparła leniwie, otwierając z wolna jedno oko.
- Chodźmy na łąkę - poprosiłem. - Brakuje mi wygrzewania się na słońcu. Jestem zmęczony opieką nad szczeniakami.
<Cal? Proszę bardzo, zostały dwa>
środa, 22 marca 2017
Czystki
![Znalezione obrazy dla zapytania wolves wallpaper](http://www.all-about-wolves.com/wp-content/gallery/free-wolf-photos-wallpaper/snow-wolf-1-1.jpg)
sobota, 18 marca 2017
Ostrzeżenie
Z bólem serca stwierdzam, że Nasz Las umiera. Jeżeli nie weźmiecie się za opowiadania, wataha będzie musiała zostać zawieszona na czas nieokreślony. Wiem, że sama też trochę zawalam, ale w wolnych chwilach nadrabiam zaległości.
Rozumiem też, że wielkimi krokami zbliża się maj, czerwiec i ci z Was, którzy są na etapie nauki, muszą się lepiej przygotować. Chciałabym jednak zauważyć, że żadne z Was nie zgłosiło nieobecności, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Tablica ogłoszeń zostanie szybko zaktualizowana, liczę na to, że weźmiecie sobie do serca moje słowa.
Convel cd. Hiver
Wadera skinęła łbem, podeszła do mnie i usiadłam parę metrów obok, może dwa, trzy.
- Jak szczeniaki? - zapytała dość głośno.
- Nafis jest wyjątkowo spokojna, ale Nesibindi ostatnio wywędrował do lasu gdy Calme spała, a ja oprowadzałem nowych - odparłem z westchnieniem.
- Znaleźliście go? - zaniepokoiła się wadera.
- Jasne - potwierdziłem. - Trochę to trwało, ale w końcu go odszukaliśmy. Bawił się w gonitwę z małym rysiem.
- Pamiętam, że miałeś kiedyś rysia jako towarzysza.
- Prawda, miałem. Ale na wiosnę jakiś czas temu Aurum opuścił mnie. Podejrzewaliśmy z Mirabilisem, że założył własną rodzinę.
- Ten ryś, z którym znaleźliście Nesiego... to przypadek?
- Myślę, że nie. To mógł być syn Aurum.
Popatrzyłem na morze.
- Długo cię tu nie było - zauważyłem, wpatrując się tępo w horyzont. - Opowiesz mi, co się z tobą działo?
<Hiv? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać>
wtorek, 14 marca 2017
Hiver cd. Convel
Czułam się tak spokojnie. Tak, jakbym unosiła się na niewidzialnych skrzydłach, otoczona kokonem błogich myśli. Czułam się taka bezpieczna. Wokół był tylko piasek, wiatr i szum uderzającej o pobliskie kamienie wody.
Pozwoliłam sobie jednak zerknąć w bok, dostrzegając coś innego. Siedziała tam sporych rozmiarów, biała plama, wyglądająca trochę jak wilk. Podeszłam parę kroków bliżej, a moje uszy drgnęły niespokojnie. Przyjaciel? Wróg? Moje oczy, dzisiaj w wyjątkowo złej formie, wwiercały się w niego, lekko przymrużone. Wiatr wiał w kierunku morza, nie czułam jego zapachu. Kiedy byłam wystarczająco blisko, aby plama nabrała wyraźnych konturów, zauważyłam, że jest to teraźniejszy alfa. Siedział spokojnie, a zamkniętymi oczyma, lecz ułożenie jego uszu dawało mi do zrozumienia, że doskonale wie o mojej obecności. Cofnęłam się o krok, niepewnie się w niego wpatrując, lecz kiedy miałam po cichu się wycofać, ten otworzył lewe oko. Napotkałam jego jasne, zmęczone spojrzenie, lecz zaraz odwróciłam wzrok, przenosząc go na spienioną taflę wody.
- Hiver? - zapytał, jakby w celu przerwania ciszy.
Nie, szczur lądowy.
Westchnęłam, w myślach żegnając się z ciszą. Skinęłam łbem, podeszłam do niego i usiadłam parę metrów obok, może dwa, trzy.
- Jak szczeniaki? - zapytałam z grzeczności, w miarę głośno.
Convel? c:
czwartek, 9 marca 2017
Convel cd. Rozalia
Dawno nie byłem nad morzem. Jego piękno mnie urzekło, przyznaję, ale obecnie miałem na głowie inne sprawy. Dwie małe, puchate kulki, które powoli zaczynały już chodzić. Calme w dumnej roli matki sprawdzała się doskonale, chodź opieka nad młodymi odbierała jej wiele przyjemności. Ja zostałem zaś Alfą, do moich obowiązków należało wiele innych rzeczy, takich jak przyjmowanie inncyh wilków do watahy i zapewnianie absolutnego bezpieczeństwa rodzinie i przyjaciołom, a także młodym, które pojawiły się w watasze.
Pogrążony w rozmyślaniach usłyszałem wreszcie znajomy i tak uwielbiany przeze mnie szum morza. Odruchowo przyspieszyłem kroku, by kilka minut później usiąść na wilgotnym piasku i dać zimnej wodzie obmywać moje białe, zmęczone łapy.
<Ktoś? Plz, niech mi ktoś odpisze :c>
Convel cd. Veter
Zając rzucił się do panicznej ucieczki, ale ptak poszybował za nim. Jego pazury przebiły brzuch stworzonka, po czym poderwały je w górę, a z żółtego dzioba wydobył się wrzask tryumfu. Basior stojący nieopodal zadarł głowę, patrząc z dumą na podopiecznego, który z satysfakcją rozrywał kark upolowanej zdobyczy.
- To twój ptak? - spytałem, wyłaniając się zza pobliskiego drzewa. Nie powiem, Veter mocno mnie zainteresował. Była to dosyć ciekawa osoba w naszej watasze, i jeszcze to zwierzę...
- Tak - odparł. Ptak usiadł dumnie na jego grzbiecie, a Veter pogładził nosem jego pióra.
- Jak ma na imię?
- Cri.
- To samiec? - spytałem.
- Zgadłeś - uśmiechnął się Veter.
- Początkowo uznałem, że to samica, z powodu imienia... - uśmiechnąłem się nieco przepraszająco. Ptak fuknął, patrząc na mnie spode łba.
- Wszystko rozumie - zaśmiał się wilk.
- Jaka to rasa?
<Veter? Kreatywna rozmowa o ptakach xD>
środa, 8 marca 2017
Od Hiver
Wiatr targał moje futro, a słońce, znużone, leniwie pięło się po nieboskłonie, malując niebo różową poświatą. Zatoczyłam się, a mój wzrok machinalnie podążył na lewy bok. Przynajmniej to, co z niego zostało. Cóż, nieciekawy widok.
Odchrząknęłam, nadal czując metaliczny posmak na języku. Znów się zachwiałam, znajdując oparcie dopiero na pniu jednego z tysiąca tutejszych drzew. Oparłam się o niego zdrowym bokiem i przyłożyłam łeb do chłodnej, chropowatej kory. Odespałam ogólne zmęczenie, jednak mięśnie wciąż się nie zregenerowały, a w obnażonym mięsie na boku zaraz coś się zalęgnie.
Ruszyłam więc przed siebie, rozglądając się w poszukiwaniu źródełka, w którym mogłabym obmyć ranę i zmyć z futra brunatnoczerwoną, zaschniętą posokę.
Oczekiwane źródełko okazało się rzeką i mieniło się wieloma barwami, ogrzewane przez słoneczne promienie. Bez wahania weszłam do wody,a ta, sięgająca mi po brzuch, obmyła moje łapy. Obniżyłam się lekko, pozwalając, aby woda rozpuściła zaschniętą krew. Syknęłam, kiedy zimna woda zetknęła się z raną, ale wiedziałam, że to konieczne.
Czułam się względnie bezpiecznie. Byłam na terenach watahy, więc nie powinnam zostać zaatakowana.
Kiedy więc usłyszałam zbliżającego się wilka, napięłam mięśnie i zaczęłam nerwowo przeszukiwać otoczenie wzrokiem. Sama nie wiedziałam, kogo się spodziewałam, ale widok alfy przyniósł mi sporą ulgę. Spojrzała na mnie, a ja poruszyłam się, niezgrabnie wychodząc na brzeg. Ostatnie brunatne smugi zostały pochłonięte przez ciemną toń.
Wadera bacznie się mi przyglądała. Wyglądała na zmartwioną, może trochę zdziwioną.
- Witaj - szepnęłam cicho i zastanawiałam się, dlaczego tak długo się nie odzywa.
Calme? :D
wtorek, 7 marca 2017
Od Kangae, cd. Grayback
Mały basior znudził się zabawą z trawą, powoli idąc w naszym kierunku. Szczeknął cicho, a po chwili potknął się i wylądował na miękkim brzuchu, zamiatając powietrze krótkim ogonkiem, który po chwili chwyciła w pyszczek Amber. Jej brat pisnął i niezdarnie obrócił się, żeby ją odgonić. Popchnięta wadera zatoczyła się, otwierając pyszczek w niemym proteście.
Patrzyłam chwilę na igraszki szczeniąt, a uśmiech wkradł się powoli na moją twarz.
- Grayback? - zagadnęłam, nie spuszczając oczu z futrzastych kuleczek
- Tak, Kan? - zapytał, delikatnie obejmując mój grzbiet.
- Ta noc, w którą urodziłam... Co się właściwie wtedy stało?
<Gray?>
Od Hiver
Poczułam nagły przypływ frustracji. Miałam ochotę wrzeszczeć, rozwalić tę jaskinię. Całą. Tak, żeby nie pozostał po niej nawet jeden mały kamyczek. Kiedy powoli, tłumiąc w sobie wściekłość, odwróciłam się do ojca, ten przeniósł na mnie swoje zagadkowe spojrzenie. Odetchnęłam głęboko, zauważając, że moja sprawna łapa również zaczęła drżeć.
- To jak, rozejm? - zapytał, znów szczerząc się w sztuczny, nieznośny sposób.
Zamknęłam oczy, próbując nie eksplodować.
- Tak - fuknęłam, podchodząc do niego.
Tym razem jego spojrzenie przybrało łagodniejszy - choć nieco zszokowany - wyraz, a drganie łapy nieco ustało. Przez chwilę byłam nawet w stanie uwierzyć w szczerość jego zachowania, ale zaraz się opamiętałam. A może mam szansę? Jak nie teraz to kiedy?
- Jak bardzo, w skali jeden do dziesięciu, chciałbyś dożyć jutra? - zapytałam, przekrzywiając niewinnie łeb.
Otworzył szeroko oczy, cofając jedną tylną łapę. Jak tylko mogłam dałam do zrozumienia bratu, że potrzebuję jego pomocy. Ale on nawet nie drgnął. Zdrajca.
Ojciec zaśmiał się teatralnie, ale drganie łapy go zdradziło. Po raz kolejny. Uniósł łeb, wyprężył się, posłał mi pobłażliwe spojrzenie.
Moje serce zaczęło walić mocniej, tłukąc się w piersi. Poczułam się taka mała, taka bezbronna, tak beznadziejnie wplątana w coś, czego nie rozumiem.
Teraz. Ruszcie się, łapy. Proszę, proszę, proszę.
Skoczyłam w jego kierunku, wciąż mając nadzieję na jakąkolwiek pomoc. Jako, że się jej nie doczekałam, chciałam jak najszybciej to skończyć. Naparłam na basiora, kłapiąc zębami. Odskoczył i odepchnął mnie łapami, a ja uderzyłam - całkiem mocno i boleśnie - grzbietem o coś twardego. Na szybko przeanalizowałam otoczenie i podniosłam się, znów ruszając w jego kierunku. W ostatnim momencie odbiłam w prawo, skoczyłam na ścianę i odbiłam się od niej, lądując za basiorem. Syknęłam z bólu, kiedy moja prawa łapa zetknęła się z ziemią, lecz mimo to złapałam zębami za jego skórę na karku. Jednak to byłoby zbyt proste. Szarpnął całym ciałem, a ja mocniej zacisnęłam szczęki. Gwałtownym ruchem łapy rozerwał mi bok. Nagła utrata krwi dała o sobie znać i już po chwili przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Zachwiałam się na łapach, puszczając. Czułam na sobie wzrok brata.
Cudem uniknęłam jego uderzenia i naparłam na ojca całym ciałem, przez co stracił równowagę choć na moment. Z niemym krzykiem na ustach przewróciłam go na grzbiet, a on, zdezorientowany, nie zdążył zasłonić się przed moim kolejnym ciosem. Szarpaliśmy się jeszcze chwilę - on próbował wstać, ja próbowałam dostać się do jego karku.
Kiedy nareszcie udało mi się przegryźć jego tętnicę i poczuć na języku metalowy smak, kaszlnęłam, osuwając się. Zamrugałam, próbując odzyskać ostrość widzenia i spojrzałam w kierunku nieruchomiejącego ciała. Jego puste, zamglone oczy wpatrzone były we mnie. Może wciąż była w nich nadzieja?
Odwróciłam wzrok, dysząc ciężko. Z mojego boku sączyła się krew, pokrywająca już całą podłogę.
- Dlaczego mi nie pomogłeś? - zapytałam cicho, chrapliwie, nie patrząc w jego stronę.
- Wiedziałem, że dasz sobie radę.
Zaśmiałam się gorzko, czując, że zaraz stracę przytomność.
- No - spojrzałam na niego. Był taki czysty i nieruchomy. - masz szansę mnie dobić.
Bez słowa wyszedł, pozostawiając mnie samą. Leżałam tak jeszcze chwilę, wpatrując się w martwe ciało. Kilka razy nawet miałam wrażenie, że jego pierś podniosła się odrobinę, jednak rozszarpana szyja wskazywała na coś innego. Nie żył. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby, wiedząc, że ten komiczny film się zakończył. Próbowałam wstać, jednak już przy pierwszej próbie upadłam, pochłonięta przez ciemność.
niedziela, 5 marca 2017
Grayback cd Kangae
Ostrożnie chwyciłem Amber za kark. Mała wilczyca zaprotestowała, wymachując tymi małymi łapkami, lecz nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Kątem oka zauważyłem wyraz pyska Kangae.
- Myślisz, że kiedykolwiek się odezwie? - szepnęła zaniepokojona, na chwilę odstawiając Shikę na ziemię.
- Nie wiem, Kan... - mruknąłem. Shika był taki gadatliwy.. Od urodzenia praktycznie. Za to Amber nic, żadnego dźwięku, swoje uczucia wyrażała przez mowę ciała. - A co, jeśli będzie niema?
Wilczyca przełknęła hałaśliwie ślinę. Właśnie, co wtedy? Przecież budowanie relacji opiera się głównie na słowach, długich rozmowach lub wspólnych historiach. Jeśli będzie niema, prawdopodobnie spadnie na sam koniec hierarchii, jako absolutny margines. Może nigdy nie znaleźć swojej bratniej duszy... Kto się nią zaopiekuje, kiedy mnie - nas - zabraknie? Kiedy zabraknie większości starszyzny? Convela, Calme? Właśnie... Co, jak trafi na wrogą watahę albo na wilka samotnika? Jak się wytłumaczy.
- Nie można tego zupełnie wykluczyć... - Kangae zagryzła wargę nerwowo. Widać, że również tym przejęła. W końcu każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko było zdrowe i szczęśliwe.
Wilczyca podniosła Shikę, który jak na komendę zaczął piszczeć i skomleć. Gdzie mogliśmy z nimi pójść? Łąka. Niedaleko, ciepła, mało zagrożeń. Wolnym krokiem, aby nie zrobić nic szczeniętom udaliśmy się właśnie tam.
Na Łące, jak się spodziewałem, było słonecznie. Ułożyliśmy obydwie puchate kulki na trawie, po czym sami ułożyliśmy się obok nich.
Kan? Wybacz długość
sobota, 4 marca 2017
Od Vetera, cd. Convel
- Owszem. - uśmiechnął się lekko - Ja o tym decyduję. Witamy w naszej watasze.
Kąciki moich warg uniosły się.
- Mam nadzieję, że szybko się tutaj odnajdę. - mruknąłem, patrząc na zieloną plamę lici nad nami.
- Jeżeli chcesz, to chętnie cię oprowadzę. - odparł Convel, wstając - Ale jak widzę masz lepsze rzeczy do roboty.
Nie odpowiedziałem, patrząc jak odchodzi, a po chwili zanurzyłem kły w boku łani, sycąc się krwią i świadomością, że znalazłem miejsce, którego nie będę musiał opuszczać po kilku dniach.
XxX
- Cri! - krzyknąłem, wychodząc ze swojej nory. Od kiedy spotkałem Convela po raz pierwszy nie mieliśmy okazji znów porozmawiać. Sokół wylądował na moim grzbiecie, zaciskając na skórze swoje pazury. Kilkukrotnie już mnie zranił, nim nauczył się utrzymywać równowagę na mnie bez zaciskania palców przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Miałem zamiar przetestować go nieco, ale do tego był mi potrzebny królik. Szybko zwęszyłem ofiarę, ruszając w jej kierunku wolnym truchtem. Teraz, kiedy wszystko było pokryte zielenią o wiele ciężej było mi poruszać się w lesie, bo widziałem jedynie jedną, wielką, zlewającą się plamę. Żeby nie wpaść na drzewo czy inny kamień musiałem poruszać się powoli, bo wyraźniejsze kontury czegokolwiek widziałem jedynie z bliskiej odległości.
Kiedy zbliżyliśmy się już wystarczająco, dałem znak sokołowi, żeby wzbił się w powietrze. Czułem, jak mocno odpycha się od mojego ciała, a powietrze spod potężnych skrzydeł uderza w mój kark. Cri cicho poszybował wzwyż, a ja znów ruszyłem w głąb lasu, czując, jak ofiara znajduje się coraz bliżej. Kiedy miałem pewność, że królik znajduje się już tylko kilka metrów ode mnie, spojrzałem w górę, dostrzegając czarny zarys ciała sokoła. Upewniłem się, że widzi cel, zataczając nad nim koła, po czym krzyknąłem głośno:
- Atak!
Zając rzucił się do panicznej ucieczki, ale prędkość, jaką potrafił rozwinąć Cri nie pozwoliła mu się nawet skryć pod pobliskim krzewem. Jego pazury przebiły brzuch stworzonka, po czym poderwały je w górę, a z żółtego dzioba wydobył się wrzask tryumfu. Zadarłem głowę, patrząc z dumą na podopiecznego, który z satysfakcją rozrywał kark upolowanej zdobyczy.
- To twój ptak? - usłyszałem znajomy głos, po czym zza pnia pobliskiego drzewa wyłoniła się biała sylwetka Convela.
<Conv? Kiepsko u mnie z weną, wybacz>
piątek, 3 marca 2017
Od Kangae cd Grayback
Woda pobliskiego strumyka była świeża i przyjemnie chłodna, ale mimo niewielkich rozmiarów to nie przyprowadzałabym do jego okolicy Shiki i Amber. Ponad to powinnam już wracać, ale chciałam jeszcze zapolować, póki szczeniaki i Gray śpią. Odwróciłam się na pięcie, ruszając w gęste zarośla, które zdołały się już rozrosnąć od czasów odejścia mrozów i śniegu. Mocno wciągnęłam powietrze, próbując złapać jakąkolwiek woń ofiary, która zostanie moim posiłkiem. Poszczęściło mi się; wyczułam królika. Dodatkowo całkiem niedaleko stąd, więc skoczyłam za drzewo i pognałam w określonym kierunku. Przedzierałam się przez krzewy, starając się poruszać jak najciszej, żeby w razie czegoś nie spłoszyć mojej potencjalnej zdobyczy. Kiedy ujrzałam niewyraźny zarys długich uszu, przykucnęłam za listowiem. Zwierzątko pasło się spokojnie na trawie, skubiąc źdźbła, od czasu do czasu drapiąc się po głowie. Czekałam, aż stworzonko podejdzie bliżej, żeby mieć pewność, że trafię idealnie w kark i nie będę musiała obejść się smakiem.
Już miałam wyprostować gwałtownie tylne łapy i złamać futrzakowi kark, kiedy poczułam, jak wiatr owiewa mi kark i plecy. Zamarłam, mając nadzieję, że w jakiś sposób mój zapach nie zdradzi mojej obecności, ale to było na nic. Czarne, przerażone oczka mignęły w przestrzeni miedzy listowiem i wiedziałam, że okazja przeszła mi koło nosa. Wyprostowałam się z westchnieniem irytacji, rozgarniając gałązki, rozglądając się po polanie, jakby oczekując, że stanie się cud i jednak uda mi się przynieść coś do domu. Nagle zastygam, dostrzegając norę. Mój pysk rozjaśnił uśmiech, kiedy podpadłam do niej i poczułam rozkoszny zapach zająca, żeby po chwili zacząć rozkopywać ziemię.
XxX
- Hej, kochany. - mruknęłam cicho, czołgając się po ziemi, nieco brudząc piach króliczą krwią. Ujrzałam zaspane oczy mojego partnera, który unosi głowę. Shika pisnał, wypowiadając swoją irytację z powodu tego, że basior trącił go lekko kiedy się poruszył. Mój syn zaczął się wiercić, wierzgając krótkimi łapkami, budząc również Amber, która otwiera pyszczek w niemym proteście. Nadal czekałam niecierpliwie na jej pierwszy dźwięk, ale myśl o kalectwie córki wydawała się coraz bardziej bliżej prawdy. Starałam się to zaakceptować, ale bolała mnie świadomość, że moje szczenię będzie miało ciężej w życiu.
Amber powoli uniosła się na łapki i podreptała do mojej przedniej łapy, potykając się co jakiś czas. Czekałam cierpliwie, odkładając martwą zdobycz na ziemię.
- Dzień dobry, maleńka. -szepnęłam, kładąc się na ziemi po czym przygarnęłam do swojego brzucha głodne maluchy.
- Widzę, że byłaś na polowaniu. - powiedział Gray, wstając i przeciągając się na tyle, na ile pozwalał mu sufit oraz ściany.
- Nie wiem czy można to nazwać polowaniem. - mruknęłam - Właściwie to wyciągnęłam go z rozgrzebanej nory.
- Da się tak?
- Ta nie była zbyt głęboka. Na szczęście. - odpowiedziałam, patrząc na Gray'a, który rozszarpywał skórę martwego królika.
- Ja kiedyś wyciągnąłem lisa za ogon z nory. - parsknął śmiechem - Wyskoczyłem na niego, ale chybiłem i zdołał mi uciec. Dorwałem go zanim się schował.
- Nigdy nie jadłam lisa. - powiedziałam, chwytając najedzoną już Amber po czym zaczęłam czyścić jej futro tak uważnie, jakby od tego zależało jej życie, mimo wyraźnego sprzeciwu waderki. Kątem oka ujrzałam, jak Gray przyciąga do siebie Shikę. Mały basior spróbował złapać małymi, ledwo wyrośniętymi zębami nos mojego partnera, a kiedy mu się to udaje pisnął z radości i zaczął lekko machać głową.
- Moglibyśmy z nimi wyjść na zewnątrz. - pwiedziałam, przerywając toaletę córki.
- Czemu nie. - przytaknął basior, ostrożnie unosząc głowę, tak, żeby przypadkiem nie popchnąć Shiki.
<Gray? Podczas pisania tego słuchałam ,,ZŁYCH KSIĄŻEK" pisanych w czasie teraźniejszym i musiałam potem całe opowiadanie poprawiać, bo miałam ten sam problem XD>
środa, 1 marca 2017
Od Rozalii, cd. Convel
- Nie śmiej się ze mnie, głodna jestem! - rzuciłam mu rozbawione spojrzenie.
- Przepraszam ale... BOŻE JAK TO ŚMIESZNIE WYGLĄDAŁO JAK SIĘ RZUCIŁAŚ!
- Pffffff - wywróciłam oczami i walnęłam basiora łapą. - Tylko się tym śmiechem nie udław.
- Spróbuję. - wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mam takie pytanie. - po skończeniu posiłku, spojrzałam uważnie w oczy Convela.
- Dajesz.
- Niedługo będzie ciemno i... Załatwisz mi jakąś jaskinię?
- No jasne! W końcu teraz jesteś częścią watahy! Chodź za mną.
- Dobra, dziękuje. - westchnęłam z ulgą.
< Convel? Przeprasza, że tak mało i długo ale mam dużo na głowie ;/>
poniedziałek, 27 lutego 2017
Od Nesibindiego
- Jest śliczna... - usłyszałem. - Nafis. Nazwiemy ją Nafis. Jest taka podobna do ciebie...
Kim, albo też czym jest Nafis? Z resztą, nieważne. Jedyne, co mnie teraz obchodziło, to nagłe zniknięcie źródła ciepła. Pisnąłem cicho, ale chyba nikt mnie nie usłyszał. Głośny szum, skrzek, przytłumione głosy, a spośród tak wielu dźwięków udało mi się usłyszeć tylko kilka słów.
- Convel...? - spytał cicho pierwszy głos.
- Masz dla niego jakieś imię? - zapytał drugi.
- Niech będzie Nesibindi - wyszeptał Pierwszy. Cichy szelest, drugie źródło ciepła odsunęło się, a ja poczułem coś sypkiego i gryzącego pod własnym ciałem.
- Wspaniałe - powiedział Drugi. - Wiesz co, Cally?
- Co?
- Cieszę się, że nasze szczeniaki urodziły się tutaj, nad morzem. To najwspanialsze miejsce na naszych terenach, a one zapamiętają je być może jako pierwsze, które poznały.
- Masz rację, to wspaniałe - odparł Pierwszy. Do tej całej Nafis i Nesibindi doszło jeszcze jakieś Cally. Super, a może ktoś mi wytłumaczy, kto jest kim?!
- Weźmy je do lasu, niech poznają resztę watahy - usłyszałem drugi głos. Nagle coś chwyciło mnie za skórę na karku i uniosło. Zamachałem niezdarnie krótkimi, sztywnymi łapkami i zapiszczałem, ale uścisk nie zelżał.
Ta. Za to doszło dziwne trzęsienie.
* * *
Wstrząs. Wstrząs. Wstrząs. Fuknięcie. Przytłumione słowa. Szum, ale trochę inny niż ten pierwszy. Wstrząs. Poczułem jakiś dziwny zapach. Wstrząs. Wstrząs.
Nagle wszystko stanęło. Zostałem położony na czymś miękkim, co w niczym nie przypominało tego sypkiego czegoś, które poczułem jako pierwsze. Usłyszałem za to dziwny chlupot, może mlaskanie. Z wielkim wysiłkiem spróbowałem poruszyć się w tamtą stronę. Wkrótce odkryłem, że umiem się czołgać. Jednak coś dużego, silngo i ciepłego zagrodziło mi drogę, po czym przysunęło bliżej siebie. W tej chwili nie chciałem być ogrzewany, czy oni tego nie rozumieją?! Zacząłem mocować się z wielkim czymś, ale nic to nie dało. Nagle coś chwyciło mnie za skórę na karku (znowu) i wstrząsy znów się pojawiły. Pisnąłem, ale znowu mnie zignorowano.
* * *
Ciepło znów się pojawiło. Wcześniej jakieś okrzyki, głosy, wiele zapachów, ale teraz leżałem na czymś twardym, wtulając się w ciepłe coś. Słyszałem ciche, stłumione uderzenia. Cztery, przy czym jedno zdawało się łomotać we mnie. Po wielkim pojedynku z wielkim czymś nie miałem już sił, żeby zbadać źródło owych uderzeń. Niespodziewanie jedno ze źródeł ciepła, to, w które byłem wtulone, zniknęło. Postanowiłem wytężyć siły i zacząłem pełznąć za zapachem, ale wielkie coś znów przygarnęło mnie z powrotem do siebie. Grrr...
Na szczęście po chwili "stare" źródło ciepła wróciło do mnie i przytuliło.
- Jest nowa, Cadere. Chce dołączyć - usłyszałem pierwszy głos.
- Prześpij się, słońce - mruknął Drugi. - Tylko najpierw spróbuj uśpić Nesibindiego, urwis ciągle próbuje się wydostać.
- A Nafis? - padło pytanie.
- Już śpi - odparł Drugi.
Po chwili usłyszałem miarowe sapanie, a właściciel drugiego głosu usunął się z okolicy. Cóż, może tym razem uda mi się wydostać. Pełznąc powoli w stronę, skąd docierały do mnie świeże podmuchy. W końcu poczułem mnóstwo innych zapachów. Czując się wspaniale, począłem co sił w krótkich łapach poruszać się przed siebie.
<Hah, Cal? Nie mam siły do pisania szczeniakami, a ty i tak musisz odpisać Convelowi xD>
sobota, 25 lutego 2017
Grayback cd Kangae
- Shika i Amber. - powtórzyłem z uśmiechem. - Amber i Shika.
Wilczyca przytuliła do siebie maluchy i dokładnie je wylizała. Po którymś myciu wyglądały o wiele lepiej.
- Na początku myślałam... - zdołała z siebie wykrztusić po kilku minutach milczenia. - Że..
- Że..? - zachęciłem ją, chociaż i tak zapewne znałem odpowiedź.
- Że Amber urodziła się martwa. - Wadera hałaśliwie przełknęła ślinę.
- Też tak myślałem. - szepnąłem.
Tymczasem oba szczeniaki leżały wtulone w puch matki, a Amber powoli pełzła w stronę jej łapy. Urocze. Shika co prawda był mniej ruchliwy jak na razie, ale to się może niedługo zmienić. Delikatnie ułożyłem się obok Kangae i przeniosłem Amber do siebie. Też chciałem się poprzytulać do szczeniaczków.
- To co? Do domu? - zapytałem. Akurat ten moment wybrała sobie mała wilczyca, żeby zacząć szukać u mnie mleka. - Kan, one chyba są głodne.
Od Shiki
- Shika, Shika, Shika, nie! Mały, wracaj tu! - usłyszałem delikatny głos. Pisnąłem z niezadowolenia, kiedy mocny uścisk chwycił mnie za skórę na karku. Zamachałem nogami, wyginając grzbiet i próbując się pozbyć nieprzyjemnego uczucia. Jęknąłem ze złością, ale nagle poczułem zimno na brzuchu. Znów miauknąłem, ale poczułem znajome ciepło, do którego podpełzłem wolno i wtuliłem się. W pewnym momencie przytuliłem się do ciałka, które było mniej-więcej takie jak ja. Opałem na nim głowę, starając się usnąć.
Nagle usłyszałem obcy dźwięk. Trzask i szelest, a ciepła masa sierści się poruszyła.
- Hej, Kan, Gray. Jak tam maluchy?
- Calme! Kochana, witaj! - zaprotestowałem głośno, kiedy źródło bezpieczeństwa się odsunęło. Poczułem, jak moje oparcie również poczuło się niekomfortowo i wyrwało się spode mnie, przysuwając się do uciekającego futra.
<Cal :3?>
Od Amber
Zadrżałam zaniepokojona, po czym rozdziawiłam pysk w wołaniu o pomoc, ale czemu nikt nie pomagał? Coś chwyciło mnie za skórę na karku i uniosło do góry. Postanowiłam nie walczyć z tą dziwną siłą i pozwolić się podnieść, chociaż było tak zimno i nieprzyjemnie! W końcu zostałam ułożona obok dwóch ciepłych rzeczy i w obu z nich czułam delikatne miarowe uderzenia, takie same, jak wcześniej. Jednak nadal czułam się dość niepewnie, więc nie wykonywałam żadnych, absolutnie żadnych ruchów. W powietrzu dało się wyczuć spięcie i stres, to niedobrze. W końcu podczołgałam się do innego źródła ciepła i otworzyłam pysk w niemym płaczu. Byłam głodna.
Ktoś? :3
Nigra Morto odchodzi!
![](http://img.zszywka.pl/0/0254/thb_9331/czarny-wilk-lt3.jpg)
Convel cd. Veter
- Kim jesteś i co robisz na terenach naszej watahy? - spytałem przez zaciśnięte zęby.
- Mogę najpierw poznać twoje imię? - prychnął, mrużąc ślepia. Mój warkot przybrał na sile gdy rozwarłem szczęki, ale rozluźniłem mięśnie i stanąłem przed mniejszym ode mnie wilkiem.
- Jestem Convel, samiec Alfa tutejszej watahy - powiedziałem, nie kryjąc dumy. Uznałem, że obcemu przyda się wiedzieć, z kim rozmawia.
- Veter - odparł, przybierając normalną postawę, ale nadal miał lekko uniesioną górną wargę.
- Co tu robisz, czego szukasz? - spytałem, siadając pod rozłożystym drzewem. Basior niepewnie usiadł obok mnie.
- Cóż... - zaczął nieufnie, zerkając na mnie spode łba.
<Veter? Wybacz długość, ale wełna mi się skończyła. Zimno mi było, sweter musiałam sobie zrobić xD>