sobota, 25 marca 2017

Mirabilis cd. Kangae

- Prawdę mówiąc, nie zauważyłem - zmieszałem się nieco. Widać przez moją samotność wiele rzeczy straciłem. - Jak wiele mnie ominęło?
- Prawdę mówiąc, to od narodzin szczeniąt nie działo się zbyt wiele. Przyjęliśmy kilka wilków, ale nie specjalnie się pokazują - stwierdziła Kan, obserwując swoje szczenięta kątem oka.
- Cóż, u mnie właściwie nic się nie zmieniło od narodzin Nesibindiego i Nafis - mruknąłem z niezadowoleniem. - Te maluchy skupiają na sobie całą uwagę taty. Wstaję rano, poluję, piję, wracam do jamy i tam zasypiam. Czasami między tymi czynnościami wyleguję się nad morzem, jak dzisiaj.
- Rzeczywiście, Nafis i Nesi pochłaniają większość uwagi Conva i Cal - zgodziła się ze mną Kan. - Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Convelem?
- Nie pamiętam. Chyba jeszcze zanim mama nas opuściła - westchnąłem, przygryzając dolną wargę, żeby się nie rozpłakać. - Wtedy zamknął się w sobie, potem Snorri zginął, a tata uciekł. Wrócił dla Calme i urodziły się szczeniaki. Przez cały ten czas nie zamieniłem z nim ani słowa. Nie wiem, który z nas unikał tego drugiego, ale rzadko nawet go widywałem.
- Jesteś zazdrosny - stwierdziła Kangae. - Młodsze rodzeństwo przykuwa uwagę twojego ojca, a ty nie chcesz niszczyć mu tego, co sobie ułożył, prawda?
- Tak to odbieram - przytaknąłem, ocierając łapą łzy, które mimo woli wypłynęły z moich oczu.

<Kan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz