czwartek, 23 marca 2017

Od Convela (do Calme)

Wataha milczała. Na zmianę z Calme czuwaliśmy przy szczeniakach, obserwując uważnie jak się rozwijały. Nesibindi był dużo bardziej porywczy czy Nafis, ciągle wybiegał poza jaskinię i znikał w lesie. Śledziłem go z ukrycia. Najczęściej kierował się ku północy i znikał w gęstych krzewach. Tylko czasami wchodziłem za nim, obserwując jak bawi się w słońcu z podobnych rozmiarów złotym rysiem. Zwierzę to, tak podobne do mego dawnego towarzysza, Auruma, nasuwało mi na myśl pewne podejrzenia, że młody ryś jest jego synem. Nesibindi wyglądał nader rozkosznie, bawiąc się w berka z dzikim kotem. Raz na jakiś czas w gęstwinie krzaków naprzeciwko dostrzegałem bystre, zielone, znajome ślepia, zapewne należące do ojca młodego kociaka. Te oczy tylko utwierdzały mnie w przekonaniu o potomku Auruma.
Tym razem puściłem Nesiego samego, zostając w jaskinii razem z Calme. Nafis, choć z reguły nieśmiała, zaprzyjaźniła się z Kasaiem, o podobnym usposobieniu.
- Calme? - spytałem, trącając nosem Alfę pogrążoną w półśnie.
- Cooonv? - odparła leniwie, otwierając z wolna jedno oko.
- Chodźmy na łąkę - poprosiłem. - Brakuje mi wygrzewania się na słońcu. Jestem zmęczony opieką nad szczeniakami.

<Cal? Proszę bardzo, zostały dwa>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz