niedziela, 5 marca 2017

Grayback cd Kangae

Ostrożnie chwyciłem Amber za kark. Mała wilczyca zaprotestowała, wymachując tymi małymi łapkami, lecz nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Kątem oka zauważyłem wyraz pyska Kangae.
- Myślisz, że kiedykolwiek się odezwie? - szepnęła zaniepokojona, na chwilę odstawiając Shikę na ziemię.
- Nie wiem, Kan... - mruknąłem. Shika był taki gadatliwy.. Od urodzenia praktycznie. Za to Amber nic, żadnego dźwięku, swoje uczucia wyrażała przez mowę ciała. - A co, jeśli będzie niema?
Wilczyca przełknęła hałaśliwie ślinę. Właśnie, co wtedy? Przecież budowanie relacji opiera się głównie na słowach, długich rozmowach lub wspólnych historiach. Jeśli będzie niema, prawdopodobnie spadnie na sam koniec hierarchii, jako absolutny margines. Może nigdy nie znaleźć swojej bratniej duszy... Kto się nią zaopiekuje, kiedy mnie - nas - zabraknie? Kiedy zabraknie większości starszyzny? Convela, Calme? Właśnie... Co, jak trafi na wrogą watahę albo na wilka samotnika? Jak się wytłumaczy.
- Nie można tego zupełnie wykluczyć... - Kangae zagryzła wargę nerwowo. Widać, że również tym przejęła. W końcu każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko było zdrowe i szczęśliwe.
Wilczyca podniosła Shikę, który jak na komendę zaczął piszczeć i skomleć. Gdzie mogliśmy z nimi pójść? Łąka. Niedaleko, ciepła, mało zagrożeń. Wolnym krokiem, aby nie zrobić nic szczeniętom udaliśmy się właśnie tam.
Na Łące, jak się spodziewałem, było słonecznie. Ułożyliśmy obydwie puchate kulki na trawie, po czym sami ułożyliśmy się obok nich.

Kan? Wybacz długość

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz