środa, 12 kwietnia 2017

Od Kangae, cd. Mirabilis

- Oh Mirabilis... - mruknęłam, patrząc, jak łza znika w futrze na jego policzku, po czym nieśmiało przysunęłam go do siebie i objęłam. Basior wyraźnie się spiął, ale po chwili jego mięśnie się rozluźniły. Szloch wydobył się z gardła młodego wilka, a moja sierść zgłuszyła ten dźwięk. Wiedziałam, że musi mu być ciężko, ale z drugiej strony cóż więcej mogłam zrobić? Jedynie go objąć i podzielić się smutkiem. Shika i Amber nadal bawili się na brzegu, a ich widok nagle bardzo dobitnie przypomniał mi Graybacka. Oczy mojej córki i uśmiech syna, to jak się poruszali, jak się zachowywali... To wszystko było częścią mojego partnera. Zupełnie jakbym widziała jego samego w tych dwóch  małych wilczętach.
Jednak nie ma go tutaj.
Nie budzę się rano z jego sierścią przy nosie, z jego zaspanym ,,Dzień dobry".
Nie słyszę jego głosu, nie widzę, jak kuleje, jak patrzy na mnie i na szczenięta.
Nie widzę, jak maluchy uczą się, jak to jest mieć ojca.
Odsuwałam od siebie tę myśl przez tak długi czas, najpierw wizją jego powrotu, potem siłą, jaką muszę mieć, żeby nie załamać się i nie zostawić dzieci na lodzie. Marzyłam o szczęśliwej, wspierającej się rodzinie, o pierwszej miłości, która pozostanie przy moim boku do końca mojego życia.
Poczułam, jak oczy mnie szczypią, a po chwili jedna łza spłynęła mi po nosie. Jak mam zastąpić bliźniakom ojca? Jak mam je utrzymać sama?
Zamknęłam powieki, wtulając nos w szyję Mirabilisa i zadrżałam, tłumiąc szloch. Czy tak powinno być? Czy po stracie partnera powinnam wypłakiwać się w syna Alfy, którego prawie w ogóle nie znałam? I to w dodatku nie z powodu długich, melancholijnych rozmyślań, ale nagłego zrywu emocji?
- Mamo? - poczułam, jak coś ciągnie mnie za łapę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jasne oczy moich dzieci. Otarłam błyskawicznie mokre powieki i oderwałam się od Mirabilisa.
- Mamo? Co się stało? - zapytał Shika, a Amber wtuliła się w moje futro na piersi.
- Nie... Nic... - mruknęłam, pociągając nosem. Miabilis patrzył na mnie zdziwiony. Odetchnęłam kilka razy głęboko, nie chcąc, żeby szczenięta widziały, jak płaczę. - Shika, idź się bawić razem z Amber. Zostawcie nas jeszcze na chwilę.
- Ale jest zimno! - szczeknął mój syn, a ja poczułam, jak Am kiwa głową pod moją sierścią.
- Chcecie mi pomóc? - zagadnęłam, zastanawiając się jak zająć maluchy.
- Tak! - krzyknął młody basior, a jego siostra skoczyła na równe nogi i oderwała się ode mnie.
- Poszukajcie na plaży jakiś ładnych, kolorowych kamyczków i muszelek, dobrze? Takich w miarę dużych, żeby  można je było gdzieś ładnie położyć w domu.
Wilczęta nie czekały na koniec zdania, od razu pognały w jedną stronę, przepychając się nawzajem..
- Tylko nie za daleko! - krzyknęłam za nimi, patrząc, jak zaczynają grzebać w piasku, po czym zwróciłam swój wzrok na Mirabilisa.
- Przepraszam... Nie powinnam się tak rozklejać... - mruknęłam, czerwieniąc się.
- Kan, daj spokój. - odparł, również nieco zakłopotany - Każdy czasem musi się wyżalić, jak ktoś ważny go opuszcza.
- Jak chcesz załatwić tę sprawę z tatą? - zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Nie mam pojęcia. - westchnął ciężko, masując łapą kość nosową.
- Może po prostu z nim porozmawiaj... - zaczęłam, zdając sobie sprawę z tego, jak banalnie i nieprawdziwie to brzmi - Powiedz mu, jak się czujesz, oderwij go na chwilę od szczeniąt. Wykaż inicjatywę. Jeśli chcesz mogę z nim pogadać i powiedzieć, jak się czujesz...
<Mirabilis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz