czwartek, 23 marca 2017

Od Nesibindiego (do Amber)

Znów wymknąłem się cichaczem z jaskinii rodziców. Byli nadopiekuńczy. Tata, myśląc zapewne, że nie wiem o jego obecności, chodził za mną krok w krok. Denerwowało mnie to. Dlatego właśnie z Argentem spotykałem się w Jeżynowym Kręgu. Była to piękna, skąpana w słońcu, niewielka polana, otoczona gęstymi krzewami jeżyn. W dwóch miejscach znajdowały się otwory wolne od kolców i wąskie na tyle, żeby mógł się w nich zmieścić szczeniak trochę większy ode mnie, ale niewiele.
Tam czułem się swobodnie. Tym razem, nie widząc tropiącego mnie ojca, pobiegłem co prędzej w tamtym kierunku. Prześlizgnąłem się swobodnie przez otwór w krzakach jeżyn. Na polanie panowała cisza, na samym środku wylegiwał się w słońcu Argent. Jego imię oznaczało tyle co srebro, z powodu srebrnych oczu, podobnych do rozgwieżdżonego nieba.
- Hej, Argent - przywitałem się, szczerząc się do kotowatego przyjaźnie.
- Hej, Nesi - mruknął leniwie ryś, przewracając się na plecy i wygrzewając biały brzuch. Położyłem się obok niego, poddając się ciepłym promieniom słońca.
Leżeliśmy tak w milczeniu, doskonale się rozumiejąc. Bezczynność, choć nie w moim typie, była wspaniała. Leżenie na plecach i gapienie się w niebo.
- O, patrz, tamta chmura wygląda jak królik! - stwierdził wesoło Argent, wskazując złotą łapą na jeden z obłoków.
- Co ty gadasz, to przecież żmija - przekrzywiłem łeb, a chmura momentalnie zmieniła się w jadowitego gada.
Nagle usłyszeliśmy szelest w krzakach. Skoczyliśmy obaj na równe nogi, jeżąc sierść na karku. Z jednego z otworów wychyliła się nieśmiało Amber, zapatrzona do tyłu, za siebie.
- Co tu robisz? - spytałem, rozluźniając się nieco. Byłem wkurzony, bo ktoś znalazł naszą kryjówkę, ale przynajmniej czułem się bezpiecznie, bo była to znajoma waderka.

<Amber?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz