środa, 8 marca 2017

Od Hiver

Otworzyłam oczy, odgradzając je łapą od błysku pierwszych promieni słońca. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że świat wciąż stoi na swoim miejscu.
Wiatr targał moje futro, a słońce, znużone, leniwie pięło się po nieboskłonie, malując niebo różową poświatą. Zatoczyłam się, a mój wzrok machinalnie podążył na lewy bok. Przynajmniej to, co z niego zostało. Cóż, nieciekawy widok.
Odchrząknęłam, nadal czując metaliczny posmak na języku. Znów się zachwiałam, znajdując oparcie dopiero na pniu jednego z tysiąca tutejszych drzew. Oparłam się o niego zdrowym bokiem i przyłożyłam łeb do chłodnej, chropowatej kory. Odespałam ogólne zmęczenie, jednak mięśnie wciąż się nie zregenerowały, a w obnażonym mięsie na boku zaraz coś się zalęgnie.
Ruszyłam więc przed siebie, rozglądając się w poszukiwaniu źródełka, w którym mogłabym obmyć ranę i zmyć z futra brunatnoczerwoną, zaschniętą posokę.
Oczekiwane źródełko okazało się rzeką i mieniło się wieloma barwami, ogrzewane przez słoneczne promienie. Bez wahania weszłam do wody,a ta, sięgająca mi po brzuch, obmyła moje łapy. Obniżyłam się lekko, pozwalając, aby woda rozpuściła zaschniętą krew. Syknęłam, kiedy zimna woda zetknęła się z raną, ale wiedziałam, że to konieczne.
Czułam się względnie bezpiecznie. Byłam na terenach watahy, więc nie powinnam zostać zaatakowana.
Kiedy więc usłyszałam zbliżającego się wilka, napięłam mięśnie i zaczęłam nerwowo przeszukiwać otoczenie wzrokiem. Sama nie wiedziałam, kogo się spodziewałam, ale widok alfy przyniósł mi sporą ulgę. Spojrzała na mnie, a ja poruszyłam się, niezgrabnie wychodząc na brzeg. Ostatnie brunatne smugi zostały pochłonięte przez ciemną toń.
Wadera bacznie się mi przyglądała. Wyglądała na zmartwioną, może trochę zdziwioną.
- Witaj - szepnęłam cicho i zastanawiałam się, dlaczego tak długo się nie odzywa.

Calme? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz