środa, 19 kwietnia 2017

Od Graybacka

- Kopę lat, mój stary przyjacielu... - usłyszałem gdzieś za sobą chrapliwy, słaby głos.
Otworzyłem oczy, lecz w pomieszczeniu było bardzo, bardzo ciemno. Poza tym, ten głos.. Nie poznaję go, ale wiem, że kiedyś na pewno go słyszałem. Kto to mógł być?
- Kim jesteś? - mruknąłem.
Spróbowałem się nawet podnieść, ale poczułem okropny ból w stawach i mięśniach. Powinienem... powinienem do kogoś wrócić. Do kogo? To nie jest moje miejsce. Bogowie, jest zimno. Bardzo, bardzo zimno. Jęknąłem cicho, znów próbując się podnieść. Zamiast tego boleśnie upadłem na pysk, rozbijając sobie nos, z którego zaczęła sączyć się krew. Gdzie ja do cholery jestem? Ktoś mnie woła. Grayback, Grayback, Grayback. Światło? Tak, to światło. Nie idź w stronę światła. To zawsze źle się kończy. Ale z drugiej strony stamtąd wylewa się ciepło. Nagle światło zaczęło się rozlewać, z czasem dotykając poduszek moich łap. Piekło.
- Kim jestem? - Głos podchwycił moje pytanie, a jego ton zrobił się chłodny, niemalże słyszałem go w swojej głowie. - Powinieneś wiedzieć, kim jestem. Zwłaszcza ty, Graybacku. Chociaż może nie powinienem mówić ci po imieniu?
Poznaję... tak, poznaję! Tylko jak on się nazywał? Pamiętałem to. Matka mi mówiła. Matka? Nie żyje. Zamknąłem oczy. Światło, ból, ulga, pieczenie. Krzyk i lament. Przeciągłe wycie, lokalizujące.
- Chyba musi wracać. - odezwał się inny głos. Kobiecy.
- Chyba tak. - mruknął pierwszy głos.
***
- Boże, zabiłem go! - usłyszałem rozpaczliwy krzyk nad swoim uchem i ujrzałem człowieka w ciemnoniebieskim stroju. Takim samym, jacy mieli ci ludzie, którzy zawieźli nas do klatek w "ZOO". 
- Nie panikuj. Widzisz? Oddycha. - przerwał mu drugi. 
Czułem nieznośny, pulsujący ból w jednej z łap. Czy ją też stracę?
- Ehh, nieważne. Wrzuć go do bagażnika. Nic się nie stanie, jak pomieszka trochę z naszymi kundlami. Może powiemy, że to jakaś świetna mieszanka do szukania narkotyków? Co ty na to?
- W porządku... - W jego głosie czuć było poczucie winy i zmieszanie.
Następnie jeden z ludzi podniósł mnie bez większego wysiłku. "Puszczaj!" - chciałem warknąć, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden odgłos.

<kont. samodzielna>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz