wtorek, 26 lipca 2016

Od Convela - zadanie "Stary basior"

Gdy zbudziłem się któregoś ranka leżąc na mchu, do głowy wpadł mi ciekawy, ale i bardzo niebezpieczny pomysł.
Chciałem wybrać się na spacer. Ale nie taki zwykły, tylko spacer na Tereny Niczyje, gdzie poznałem Snorri'ego.
 Nie myśląc zbyt wiele wyruszyłem w drogę. Zdążyłem się w międzyczasie posilić kilkoma zającami leśnymi i napić przy potoku.
 Gdy w końcu dotarłem poza granice, do porośniętych dżunglą terenów niczyich, rozejrzałem się uważnie. Paprocie i liany były jeszcze dłuższe niż poprzednio. Gdzieś w oddali wyczułem zatarty zapach mój i Snorri'ego. Drzewa niemrawo kołysały się na wietrze, a ich wielkie liście spływały ku ziemi.
 Nagle w moje nozdrza wraz z wiatrem uderzył mocny zapach obcego mi wilka. Po chwili coś poruszyło się w krzakach przede mną i z zarośli wypełzł stary basior z odsłoniętymi, pożółkłymi kłami, przy czym jeden z nich był obłamany do połowy.
- Czego tu szukasz? - Spytał ochryple wrogim tonem.
- Niczego - odparłem chłodno, prostując grzbiet i spinając mięśnie. Nie ufałem mu. Ani trochę.
- Więc wynoś się z tąd! - Warknął słabo, pochylając się ku ziemi i spinając mięśnie.
 Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem.
- Nie zamierzam - odwarknąłem, odsłaniając kły.
 To wystarczyło basiorowi jako powód do ataku. Rzucił się w moją stronę z głuchym, ochrypłym charkotem. Dopiero gdy się zbliżył, zauważyłem, że jest on ślepy na prawe oko. Miał na nim paskudną bliznę, pasującą pięcioma śladami do łapy tygrysa.
 Uchyliłem się przed kłami basiora, rzucając mu chłodne spojrzenie.
- Nie chcę walczyć! - Krzyknąłem do wilka, który zarył pyskiem o ziemię, gdy uniknąłem ciosu.
- Więc odejdź! - Zawołał basior, podnosząc się z ziemi. Jednak gdy spróbował znów na mnie skoczyć, zatoczył się i runął na ziemię. Wtedy dostrzegłem, że jego przednia, prawa łapa jest złamana.
- Mogę ci pomóc, tylko przestań atakować! - Powiedziałem władczo.
 Basior skulił się.
- Nie jesteś moim panem - warknął. - A ja sam sobie poradzę!
I zamachnął się na mnie pazurami, zostawiając na moim barku długą ranę. Zawyłem z bólu, wznosząc łeb ku niebu.
- Tak właśnie my, samotnicy, radzimy sobie z intruzami! - Zawył chłodno i powalił mnie na ziemię.
Przypomniałem sobie o amulecie siły wiszącym na mojej szyi.
- A ja nigdy nie daję się pokonać - rzuciłem chłodno, zamieniając nasze położenie. Teraz to on nie mógł się ruszyć.
- Puść mnie! - Basior wyrywał się spod moich łap, ale ja go nie puszczałem.
- Nie chcę cię zabijać - oświadczyłem chłodno. - Więc nie zmuszaj mnie do tego. Przestań atakować, a ja odejdę.
Wilk przekrzywił łeb.
- Dobra - parsknął słabo.
 Puściłem go i zniknąłem między liśćmi paproci.
 Dotarłem wreszcie na znane mi tereny. Tu było już bezpiecznie. Zdawało mi się, że gdy wybiegłem z Terenów Niczyich, śledził mnie jeszcze ten wilk, ale szybko porzuciłem te myśli, zostawiając je daleko za sobą. Nie było sensu dalej przejmować się walką z nieznanym mi, starym, zchorowanym i poranionym basiorem. Opowiem o tym Snorri'emu. On na pewno się tym zajmie, a ja znów będę miał czyste sumienie.
 W sumie, to ono cały czas jest czyste. Nie zraniłem tamtego wilka ani nie zabiłem go. Tylko unikałem ciosów i próbowałem nawiązać przyjazny kontakt i dowiedzieć się czemu mnie atakował.
Ale i tak mam wyrzuty sumienia. I będę je miał, dopóki nie powiem o tym Alfom. Snorri na pewno poprze mnie a nie moje sumienie. I wszystko będzie jak dawniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz